niedziela, 25 marca 2018

Pamiętasz?

Część pierwsza ;)


Pamiętasz?


    Kiedyś czas był łatwiejszy. Wstawałam rano, robiłam makijaż, śniadanie połykane w pośpiechu przed pracą.  A teraz? Wszystko jest inaczej.

    Przecieram zmęczoną twarz. Zmywam z siebie trudy dnia, ale wiem też, że to nie wystarczy. Chcę położyć się koło niego, może nawet przytulić, ale nie mogę. Nie potrafię ot tak zapomnieć o tych paskudnych, obraźliwych słowach, którymi się uraczyliśmy w przypływie chwili. Wciąż mam przed oczami jego twarz i pogardę, której nie sposób pomylić z niczym innym. Oddaliliśmy się, to fakt.
 Początki, jak zawsze były gorące. Nie opuszczaliśmy łóżka przez kilka tygodni. Nie widzieliśmy po za sobą świata przez blisko dwie dekady. Ale teraz już z tym koniec. Chcę zostawić mojego towarzysza. Chcę...zniknąć.
 
   Mam farta w życiu. Cudowny mężczyzna, który mnie kocha. Jeden z tych typów, którego poznajesz i wiesz, że to to. Tyle, że nie. Okłamywałam siebie przez kilka miesięcy. Co powiedzą rodzice, różnica wieku, status krwi...bzdury! Wystarczyło, że spojrzałam w jego oczy i już wiedziałam, że kolejne 30 dni będzie odlotem w kosmos. Niewinny flirt na spotkaniach Zakonu, później kilka spacerów w świetle księżyca i wpadłam. Wszystko było jak sen. Nim się obejrzałam zamieszkaliśmy razem. Stałam przed trójką najlepszych przyjaciół i oznajmiałam im, że kogoś mam.
Czy byli zaskoczeni? Może na początku myśleli, że żartuje? Nie. Wszyscy zapewniali mnie, że zasługuje na szczęście, i to tak gorliwie, że sama zaczęłam w to wierzyć. Nie naciskali. Mojego ukochanego " poznali " dopiero w pół - rocznicę naszej pierwszej randki. Postanowiłam ugotować kolację dla pięciu osób. Powiedzieć, że to była katastrofa, to za mało. Harry wyszedł już po pierwszych drinkach. Ron podążył za nim niczym wierny pies, a Ginny? Została, ale tylko dlatego, żeby móc mnie pełnoprawnie opieprzyć bez świadków. Mówiła długo i zawile i choć może z częścią zarzutów się zgadzałam, tak po prostu dla buntu kazałam jej spadać na drzewo.
  Dlaczego tak bardzo nie zgadzali się z moim życiowym wyborem? A może powinnam powiedzieć z naszym życiowym wyborem? Widzicie....oni znali nas oboje. Moim pierwszym poważnym facetem był Bill Weasley. Wiem co sobie myślicie. Jak mogłam rozbić jego związek z Fleur... Jak śmiałam stanąć na ich drodze do szczęścia...Może i tak było, ale głównie to wcale nie było tak. Kiedy zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem to wręcz niemożliwe dla mnie było nie kochać go. Pewnego dnia obudziłam się z  myślą " pocałuje Billa Weasley' a " wycisnę z jego gardła jęk rozkoszy. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, ale on pragnął tego samego. Po kilku randkach nie widzieliśmy świata poza sobą. Razem mogliśmy wszystko,  a jedyne czego się baliśmy, to powiedzieć naszym przyjaciołom i jego rodzeństwu, że sprawa z Fleur jest skończona. Kiedy jednak to się wydało, obojgu nam ulżyło. Jedyną osobą, która w pełni wspierała nasze początki, była Pani Weasley, ale myślę, że to dlatego, że każdy byłby lepszy niż Fleur.

     Wiele wiele wody musiało upłynąć, a jeszcze więcej ognistej, nim nasze otoczenie pogodziło się z tym związkiem. Wbrew pozorom jeszcze bardziej mnie to nakręcało i sprawiało, że jeszcze bardziej doceniałam to, że jednak dajemy radę, że chce nam się w to pakować.
I tak pakowaliśmy się niezmiennie wiele lat. Bez ślubu i zbędnych zobowiązań. Nie potrzebowaliśmy ich nigdy, bo uczucie jakie nas połączyło nie słabło i nie wypalało się mimo lat i mimo różnic. A przynajmniej tak myślałam. Potrzebowałam kilku tygodni i jednej słodko-gorzkiej nocy by sobie to uświadomić.
Bill niezmiennie pracował w Gringocie i jak co czwartek umówiliśmy się na obiad na mieście, drinka na Pokątnej i jakieś szybkie zakupy. Ponieważ jednak dziś skończyłam wcześniej, postanowiłam odwiedzić go w pracy, zrobić niespodziankę.
    Weszłam przez ogromne zdobione drzwi i od razu poczułam gęsią skórkę na ciele. To miejsce zawsze tak na mnie działało. Nie bałam się, ale od razu nawiedzały mnie wspomnienia i to dziwne uczucie, że nawet najlepiej strzeżony skarbiec da się sforsować. No i oczywiście gobliny. Paskudy, które mają tak wspaniałe charaktery jak i wygląd. Nie należę do rasistek, ale gdybym miała wskazać jedną magiczną społeczność, której nie darzę sympatią, to na pewno byłyby to gobliny. Stanęłam z boku, usiłując nie dać po sobie poznać jaki to miejsce wywołuje we mnie dyskomfort. Już zaczęłam żałować, że w ogóle tu przyszłam.
      Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłam się lekko w lewo i serce dosłownie przestało mi bić. Nie miałam z nim styczności od wojny. Nic się nie zmienił. Tak samo ponury, może trochę tęższy niż zapamiętałam, ale akurat przy jego budowie powodowało to, że wreszcie nie wyglądał jak kościotrup. Cera, której jakość jak zawsze pozostawała wiele do życzenia, przydługie włosy i piękne głębokie oczy. Wszystko było na miejscu, a ja przeklęłam w duchu, bo poczułam, że wbrew sobie oblewam się rumieńcem. Kto by pomyślał, że po tylu latach będzie na mnie działał. Zmówiłam krótką modlitwę o to by nie podszedł i nie zaczął zwyczajowej pogawędki, ale nim zdążyłam pomyśleć kolejne błaganie, jedno z przejść otworzyło się i ujrzałam Billa. Mój wysoki, przystojny ukochany od razu rozpromienił się na mój widok i rozłożył ramiona by mnie przytulić. Po sekundzie dostrzegł mojego obserwatora, a jego uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył, choć oczy nabrały czujności. Ignorując moje przerażone spojrzenie objął mnie i poprowadził niestety, w stronę Severusa Snape' a. Uścisnęli sobie dłonie jak równy z równym, a jego baczne spojrzenie dosłownie mnie paliło. Mój partner zaproponował nauczycielowi dołączenie do nas na drinka i oczywiście usłyszał tylko pomruk zgody. Przez całą drogę, która dla mnie ciągnęła się w nieskończoność panowie rozmawiali, wywnioskowałam, że pozostają w dość bliskich stosunkach, co mnie zdziwiło bo Bill nigdy o nim nie wspominał.
Usiedliśmy przy okrągłym stoliku, Bill obok mnie, Severus, prawie że na przeciwko. Pierwszego drinka wychyliłam na uspokojenie nerwów. Żaden z mężczyzn nie zwrócił na to uwagi, ale o ile w przypadku Billa wiedziałam, że jego prostolinijność zakłada, że świat jest piękny, prawy i szczery, tak byłam pewna, ze Mistrz Eliksirów doskonale zdaje sobie sprawę ze stanu w jaki mnie wpędził, jak i że śledzi każdy mój najmniejszy ruch. W końcu postanowiłam się przełamać i zapytałam go o Hogwart. Bezpieczny, ukochany, najwspanialszy dom. Od razu tego pożałowałam. Skupił na mnie swoje spojrzenie. Ale żebyście wiedzieli jak on to robi! Tak jakby na świecie nie było już żadnej innej osoby. Tylko ja i on. Pieprzyć cały świat. Myślałam, że tamto uczucie już nigdy do mnie nie wróci, a tu niespodzianka. Wystarczyło, by nasze oczy spotkały się na kilka sekund i znów mam 18 lat, znów pocę się nad jakiś esejem by mu zaimponować, a on w nagrodę doprowadza mnie do szału swoim  niezdecydowaniem. Smarkula jaką byłam wtedy grała w jego gry, bo nie wiedziała, że nie musi, że są na świecie porządni faceci, wystarczy poczekać, aż dojrzeją i docenią wartość prawdziwej kobiety. Nie -  Hermiona nastolatka musiała go mieć, choćby nie wiem co i choć długo tego żałowała - dopięła swego.
Obrazy przelatywały mi  przed oczami, gdy udawałam, że słucham jego wspaniałego głosu oznajmiającego, że powinnam kiedyś wpaść i obejrzeć nową pracownie eliksirów. Jasne, bo przecież zupełnie bez powodu nie odzywamy się do siebie dwadzieścia lat nie? Pewnie Snape, już biegnę, może od razu rozłożę przed tobą nogi, na tym stole? Gdy tylko ta myśl pojawiła się w mojej głowie, poczułam ogromne gorąco, a jego źrenice zwęziły się, zupełnie jakby czytał mi w myślach. Nie podejrzewałam go o taką bezczelność, ale dla pewności przerwałam kontakt wzrokowy. Nie miało to zresztą znaczenia. Severus był zamkniętym dawno rozdziałem. Choćbym go nie wiem jak kochała, zamkniętym pozostawał.
  Przeprosiłam mężczyzn i wyszłam by ochłonąć. W toalecie z przerażeniem odkryłam, że samo siedzenie z nim przy jednym stole mnie podnieciło. Postanowiłam, że pożegnam się i wrócę do domu. Podeszłam do stolika, przy którym na złość siedział tylko nauczyciel. Starałam się nie patrzeć na niego, usiadłam i od razu sięgnęłam po szklankę, która o mało nie upadła, gdy poczułam jego zimne palce zaciskające się na moim nadgarstku. Uśmiechnął się delikatnie i zmusił bym na niego spojrzała.
- Twój puls szaleje, czy mnie się wydaje, czy nadal na ciebie działam? - Skurczybyk wie za dużo. Próbowałam się podnieść, ale moja wewnętrzna gryfonka nakazała mi zostać i nie dać się pokonać głupiej fizyczności. Dotknęłam jego dłoni, próbując się uwolnić, ale wykorzystał to by pogładzić mnie, wywołując dreszcz przyjemności. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na niego, odwołując się do tego przyzwoitego faceta, którym kiedyś był. Aż za bardzo.
- Severusie, proszę. Nie jesteśmy tu sami - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- A gdybyśmy byli to co? - Uniósł brew i spojrzał na mnie uważnie.
- Dobrze wiesz, co mam na myśli.
- Mam nadzieję, że to samo co ja - przejechał palcem po moim przedramieniu. Mój puls przyspieszył.
Desperacko starałam się robić dobrą minę do złej gry, ale jedyne co widziałam i co miałam w głowie to jego twarz, kiedy oznajmiał mi, że nie możemy jednak być razem. Kiedy odchodził,  a zaraz potem wracał bo tak naprawdę nie potrafił żyć beze mnie. Aż w końcu odszedł i zostawił po sobie pustkę, którą dopiero Bill był  w stanie wypełnić. Posklejać i naprawić. Ale to Severus...
- Hej, co się dzieje? - Mój ukochany wybrał idealny moment, aby dołączyć do nas. Pocałowałam go w policzek, modląc się aby nie poczuł mojego urywanego oddechu. Pogładziłam go po ramieniu w identycznym geście jakiego przed chwilą doświadczyłam, ale w moim dotyku nie było ognia i pożądania, tylko miłość.
W tamtej chwili po raz pierwszy dotarło do mnie, że moje uczucie do Billa było tak silne i mocne jak pozwalałam mu być. Zrozumiałam też, że muszę na nowo pozbyć się Severusa z mojej głowy, albo wszyscy będziemy cierpieć. Podobno pierwsza miłość bywa najsilniejsza. A słyszał ktoś, by dwadzieścia lat kochać tego samego człowieka i udawać, że tak nie jest? Tłumić to wszystko, byle tylko mieć siłę wstać z łóżka? Ja też nie, ale w tamtej chwili właśnie tak się poczułam. Była to tylko sekunda i zaraz minęła, ale pozostawiła niesmak i obrzydzenie.

    Nie pamiętam jaką wymówkę podałam ani jak w końcu udało mi się odciągnąć Weasley'a od stolika, ale pozwoliłam sobie na chwilę słabości dopiero pod prysznicem. Albo raczej na dwie chwile słabości. Pierwsza polegała na tym, że nie wpuściłam Billa gdy chciał do mnie dołączyć, a druga, że zaspokoiłam się i doszłam z imieniem Severusa na ustach, a zaraz potem się rozpłakałam. Jego widok wywołał we mnie o wiele silniejsze uczucia niż przypuszczałam. Tak jakby te dawno zakopane, szczenięce deklaracje wciąż we mnie żyły. Było to dla mnie nie do pomyślenia. Prawie czterdziestka na karku, a nie potrafiłam się rozeznać w swoich uczuciach. Wkroczyłam do sypialni, Bill już usypiał. Wskoczyłam na niego i od razu wzięłam się do roboty. Chwyciłam zwiotczały członek i zaczęłam go lizać i całować. Nie myślałam, tylko działałam. Moje ruchy przyspieszyły, a kochanek wreszcie przejął inicjatywę. Nabił mnie mocno i stanowczo, w ogóle nie podejrzewając, że wilgoć między nogami, niewiele ma z nim wspólnego. Odegnałam myśli, zatraciłam się w uczuciu. Kilka minut i już jęczałam wijąc się i szepcząc do ucha mojego ukochanego rudzielca. Tego było mi potrzeba. Mocnego, gwałtownego doznania, gwarantującego satysfakcję. Tylko z nim. Nie myślałam o nikim innym. Patrzyłam w jego piękne kochające oczy i pozwoliłam temu uczuciu mnie porwać. Bardzo rzadko mówiliśmy sobie, że się kochamy, ale w tamtym momencie miałam ochotę to wykrzyczeć. Nie zrobiłam tego jednak, on też nie. Położyliśmy się zmęczeni ale szczęśliwi. Telewizor cicho mruczał w tle. Wstałam by zgasić nocną lampkę, w ciemności wyszeptałam, prawie mając nadzieję, że mnie nie dosłyszy.
- Kocham cię Billu Weasley.
W odpowiedzi pogładził mnie po nagim udzie, od razu przywołując znajome uczucie. Wślizgnęłam się do łóżka. Tej nocy nie zasnęliśmy.
Tygodnie mijały. Severus pojawiał się w moich myślach w najmniej odpowiednich momentach, ale już nie czułam gorąca, podniecenia, był tylko przeszłością, na dodatek bardzo upierdliwą. Zamkniętym rozdziałem, który jakimś cudem znajdował sposoby, by mieszać mi w głowie.
Skupiałam się na moim życiu, na relacjach, które są pewne, stałe. Które nie wywołują bólu głowy, ani serca.
Wszystko było w porządku przez kolejny miesiąc. Już nie miewałam erotycznych snów i dziwnych prysznicowych sesji. Nasze życie było zwyczajne i wspaniałe do bólu. Czułam się zrelaksowana, kochana i w jakimś sensie spełniona. Kolejny czwartek nastał jednak Bill dał znać, że się nie pojawi, ale jak chce to możemy zjeść lunch w jego gabinecie. Nie chciałam znów się tam pojawiać, w ciągu wszystkich lat razem odwiedziłam go w pracy może 10 razy, a w przeciągu ostatniego pół roku miałabym iść już dwa razy? Bałam się, że go tam spotkam. Ta niechciana myśl była nieodzowna. Szanse były nikłe, ale jednak były. Postanowiłam jednak, że to wszystko jest za mną i cokolwiek się stanie, nie będę słaba, tylko zdecydowana i dorosła. Dojrzała.
     Spędziliśmy wspaniałe przedpołudnie w Gringocie. Było miło, romantycznie, zabawnie nawet. Nikt nas nie niepokoił i kiedy mój partner wrócił do pracy, byłam w tak dobrym humorze, że postanowiłam wpaść od Freda i George'a. Rozmowa jednak średnio się kręciła bo co chwilę albo mieli dostawy, albo przychodził ktoś kto jeszcze nie widział ani nie poznał Złotych Bliźniaków. Utalentowanych, wspaniałych braci Weasley, którzy postawili wszystko na jedną kartę i wygrali. Wypiłam szybką herbatę, pożegnałam się i podeszłam jeszcze do toalety aby się odświeżyć przed wyjściem na południowe mocne słońce. Nacisnęłam klamkę a  w tym czasie ktoś po drugiej stronie drzwi mocno nimi szarpnął, minęła sekunda i już stałam twarzą w twarz z zaskoczonym, ponurym Snape'm. Jego oczy zapłonęły, chłonął moją twarz. Staliśmy blisko siebie, ale trwało to tylko kilka sekund, ocknęłam się i próbowałam go wyminąć. Popchnął mnie do kabiny i oparł o drzwi. Chwycił moją twarz w obie dłonie. Oboje oddychaliśmy głośno. Spojrzałam na niego i już wiedziałam. Nie zapomniał, nie przestał mnie kochać. Jego usta odnalazły moje. Nie było w tym żadnej niepewności. Czysta pasja. Jego język penetrował wnętrze moich ust, a ja marzyłam tylko o tym by nigdy nie przestał. Jęknęłam gdy poczułam zęby na szyi. Rozsunęłam nogi pozwalając mu być jeszcze bliżej. Jedną nogę zarzuciłam na jego biodro obejmując ciasno. Gładził mnie po udzie, nie przestając całować aż zabrakło nam tchu. Uniosłam na niego oczy, niepewna czy jeszcze żyję, czy już trafiłam do nieba. Pocałunek jakby obudził mnie z letargu. Jakby ostatnie ileś lat, było tylko...fałszem. Zaraz jednak poczułam, że zwymiotuję. Bill! On jest miłością mojego życia, on jest przy mnie od zawsze, na zawsze. Nie ten uciekinier, dupek, który nie potrafił usiedzieć na miejscu i wziąć odpowiedzialności za swoje czyny. Zebrałam całą wolę, aby przerwać pieszczoty i wyrwałam się z jego objęć. Był lekko zszokowany, ale nie dbałam o to. Wybiegłam  od Weasley ' ów nie oglądając się za siebie. Nie zobaczyłam więc zbolałej, złamanej twarzy Severusa. W tamtej chwili nie chciałam widzieć jej już nigdy więcej.

 Wróciłam do domu pewna, że muszę powiedzieć Billowi co zrobiłam. Kiedy jednak zobaczyłam jego twarz, wiedziałam, że już wie. Nie miałam pojęcia skąd, ale nie miało to większego znaczenia.
Była to najtrudniejsza rozmowa jaką przyszło mi przeprowadzić. No, druga najtrudniejsza...



4 komentarze:

  1. Już się nie mogę doczekać kolejnej części! Jestem ciekawa jak to się dalej potoczy ;)

    Pozdrawiam
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy następna część? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszamy do zapisów na nowy rok szkolny październik-grudzień 2018. Rozpoczęcie roku odbędzie się już dzisiaj! Musisz być tam razem z Nami! Zapisz się na stronie: http://hogwart.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybacz za spam tutaj, ale widzę, że nie masz spamownika... :/

    W moim odczuciu Severus Snape zasłużył na to, aby zginąć w nieco inny sposób niż przez jakiegoś węża ;). Wszyscy wiemy, że Dumbledore to kawał intryganta, czy zlecił tajemniczej postaci uratować mistrza, aby teraz jego hodować na rzeź? Jaki z tym wszystkim ma związek Grindelwald i ojciec Snape'a? Czy złote trio nadal będzie razem i odnajdą się w zbyt bezpiecznej rzeczywistości bez Voldemorta? W którą pójdą stronę? I najważniejsze.. Co z panną Granger?
    zapraszam Cię gorąco:

    proces-fanfic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń