niedziela, 25 marca 2018

Pamiętasz?

Część pierwsza ;)


Pamiętasz?


    Kiedyś czas był łatwiejszy. Wstawałam rano, robiłam makijaż, śniadanie połykane w pośpiechu przed pracą.  A teraz? Wszystko jest inaczej.

    Przecieram zmęczoną twarz. Zmywam z siebie trudy dnia, ale wiem też, że to nie wystarczy. Chcę położyć się koło niego, może nawet przytulić, ale nie mogę. Nie potrafię ot tak zapomnieć o tych paskudnych, obraźliwych słowach, którymi się uraczyliśmy w przypływie chwili. Wciąż mam przed oczami jego twarz i pogardę, której nie sposób pomylić z niczym innym. Oddaliliśmy się, to fakt.
 Początki, jak zawsze były gorące. Nie opuszczaliśmy łóżka przez kilka tygodni. Nie widzieliśmy po za sobą świata przez blisko dwie dekady. Ale teraz już z tym koniec. Chcę zostawić mojego towarzysza. Chcę...zniknąć.
 
   Mam farta w życiu. Cudowny mężczyzna, który mnie kocha. Jeden z tych typów, którego poznajesz i wiesz, że to to. Tyle, że nie. Okłamywałam siebie przez kilka miesięcy. Co powiedzą rodzice, różnica wieku, status krwi...bzdury! Wystarczyło, że spojrzałam w jego oczy i już wiedziałam, że kolejne 30 dni będzie odlotem w kosmos. Niewinny flirt na spotkaniach Zakonu, później kilka spacerów w świetle księżyca i wpadłam. Wszystko było jak sen. Nim się obejrzałam zamieszkaliśmy razem. Stałam przed trójką najlepszych przyjaciół i oznajmiałam im, że kogoś mam.
Czy byli zaskoczeni? Może na początku myśleli, że żartuje? Nie. Wszyscy zapewniali mnie, że zasługuje na szczęście, i to tak gorliwie, że sama zaczęłam w to wierzyć. Nie naciskali. Mojego ukochanego " poznali " dopiero w pół - rocznicę naszej pierwszej randki. Postanowiłam ugotować kolację dla pięciu osób. Powiedzieć, że to była katastrofa, to za mało. Harry wyszedł już po pierwszych drinkach. Ron podążył za nim niczym wierny pies, a Ginny? Została, ale tylko dlatego, żeby móc mnie pełnoprawnie opieprzyć bez świadków. Mówiła długo i zawile i choć może z częścią zarzutów się zgadzałam, tak po prostu dla buntu kazałam jej spadać na drzewo.
  Dlaczego tak bardzo nie zgadzali się z moim życiowym wyborem? A może powinnam powiedzieć z naszym życiowym wyborem? Widzicie....oni znali nas oboje. Moim pierwszym poważnym facetem był Bill Weasley. Wiem co sobie myślicie. Jak mogłam rozbić jego związek z Fleur... Jak śmiałam stanąć na ich drodze do szczęścia...Może i tak było, ale głównie to wcale nie było tak. Kiedy zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem to wręcz niemożliwe dla mnie było nie kochać go. Pewnego dnia obudziłam się z  myślą " pocałuje Billa Weasley' a " wycisnę z jego gardła jęk rozkoszy. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, ale on pragnął tego samego. Po kilku randkach nie widzieliśmy świata poza sobą. Razem mogliśmy wszystko,  a jedyne czego się baliśmy, to powiedzieć naszym przyjaciołom i jego rodzeństwu, że sprawa z Fleur jest skończona. Kiedy jednak to się wydało, obojgu nam ulżyło. Jedyną osobą, która w pełni wspierała nasze początki, była Pani Weasley, ale myślę, że to dlatego, że każdy byłby lepszy niż Fleur.

     Wiele wiele wody musiało upłynąć, a jeszcze więcej ognistej, nim nasze otoczenie pogodziło się z tym związkiem. Wbrew pozorom jeszcze bardziej mnie to nakręcało i sprawiało, że jeszcze bardziej doceniałam to, że jednak dajemy radę, że chce nam się w to pakować.
I tak pakowaliśmy się niezmiennie wiele lat. Bez ślubu i zbędnych zobowiązań. Nie potrzebowaliśmy ich nigdy, bo uczucie jakie nas połączyło nie słabło i nie wypalało się mimo lat i mimo różnic. A przynajmniej tak myślałam. Potrzebowałam kilku tygodni i jednej słodko-gorzkiej nocy by sobie to uświadomić.
Bill niezmiennie pracował w Gringocie i jak co czwartek umówiliśmy się na obiad na mieście, drinka na Pokątnej i jakieś szybkie zakupy. Ponieważ jednak dziś skończyłam wcześniej, postanowiłam odwiedzić go w pracy, zrobić niespodziankę.
    Weszłam przez ogromne zdobione drzwi i od razu poczułam gęsią skórkę na ciele. To miejsce zawsze tak na mnie działało. Nie bałam się, ale od razu nawiedzały mnie wspomnienia i to dziwne uczucie, że nawet najlepiej strzeżony skarbiec da się sforsować. No i oczywiście gobliny. Paskudy, które mają tak wspaniałe charaktery jak i wygląd. Nie należę do rasistek, ale gdybym miała wskazać jedną magiczną społeczność, której nie darzę sympatią, to na pewno byłyby to gobliny. Stanęłam z boku, usiłując nie dać po sobie poznać jaki to miejsce wywołuje we mnie dyskomfort. Już zaczęłam żałować, że w ogóle tu przyszłam.
      Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłam się lekko w lewo i serce dosłownie przestało mi bić. Nie miałam z nim styczności od wojny. Nic się nie zmienił. Tak samo ponury, może trochę tęższy niż zapamiętałam, ale akurat przy jego budowie powodowało to, że wreszcie nie wyglądał jak kościotrup. Cera, której jakość jak zawsze pozostawała wiele do życzenia, przydługie włosy i piękne głębokie oczy. Wszystko było na miejscu, a ja przeklęłam w duchu, bo poczułam, że wbrew sobie oblewam się rumieńcem. Kto by pomyślał, że po tylu latach będzie na mnie działał. Zmówiłam krótką modlitwę o to by nie podszedł i nie zaczął zwyczajowej pogawędki, ale nim zdążyłam pomyśleć kolejne błaganie, jedno z przejść otworzyło się i ujrzałam Billa. Mój wysoki, przystojny ukochany od razu rozpromienił się na mój widok i rozłożył ramiona by mnie przytulić. Po sekundzie dostrzegł mojego obserwatora, a jego uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył, choć oczy nabrały czujności. Ignorując moje przerażone spojrzenie objął mnie i poprowadził niestety, w stronę Severusa Snape' a. Uścisnęli sobie dłonie jak równy z równym, a jego baczne spojrzenie dosłownie mnie paliło. Mój partner zaproponował nauczycielowi dołączenie do nas na drinka i oczywiście usłyszał tylko pomruk zgody. Przez całą drogę, która dla mnie ciągnęła się w nieskończoność panowie rozmawiali, wywnioskowałam, że pozostają w dość bliskich stosunkach, co mnie zdziwiło bo Bill nigdy o nim nie wspominał.
Usiedliśmy przy okrągłym stoliku, Bill obok mnie, Severus, prawie że na przeciwko. Pierwszego drinka wychyliłam na uspokojenie nerwów. Żaden z mężczyzn nie zwrócił na to uwagi, ale o ile w przypadku Billa wiedziałam, że jego prostolinijność zakłada, że świat jest piękny, prawy i szczery, tak byłam pewna, ze Mistrz Eliksirów doskonale zdaje sobie sprawę ze stanu w jaki mnie wpędził, jak i że śledzi każdy mój najmniejszy ruch. W końcu postanowiłam się przełamać i zapytałam go o Hogwart. Bezpieczny, ukochany, najwspanialszy dom. Od razu tego pożałowałam. Skupił na mnie swoje spojrzenie. Ale żebyście wiedzieli jak on to robi! Tak jakby na świecie nie było już żadnej innej osoby. Tylko ja i on. Pieprzyć cały świat. Myślałam, że tamto uczucie już nigdy do mnie nie wróci, a tu niespodzianka. Wystarczyło, by nasze oczy spotkały się na kilka sekund i znów mam 18 lat, znów pocę się nad jakiś esejem by mu zaimponować, a on w nagrodę doprowadza mnie do szału swoim  niezdecydowaniem. Smarkula jaką byłam wtedy grała w jego gry, bo nie wiedziała, że nie musi, że są na świecie porządni faceci, wystarczy poczekać, aż dojrzeją i docenią wartość prawdziwej kobiety. Nie -  Hermiona nastolatka musiała go mieć, choćby nie wiem co i choć długo tego żałowała - dopięła swego.
Obrazy przelatywały mi  przed oczami, gdy udawałam, że słucham jego wspaniałego głosu oznajmiającego, że powinnam kiedyś wpaść i obejrzeć nową pracownie eliksirów. Jasne, bo przecież zupełnie bez powodu nie odzywamy się do siebie dwadzieścia lat nie? Pewnie Snape, już biegnę, może od razu rozłożę przed tobą nogi, na tym stole? Gdy tylko ta myśl pojawiła się w mojej głowie, poczułam ogromne gorąco, a jego źrenice zwęziły się, zupełnie jakby czytał mi w myślach. Nie podejrzewałam go o taką bezczelność, ale dla pewności przerwałam kontakt wzrokowy. Nie miało to zresztą znaczenia. Severus był zamkniętym dawno rozdziałem. Choćbym go nie wiem jak kochała, zamkniętym pozostawał.
  Przeprosiłam mężczyzn i wyszłam by ochłonąć. W toalecie z przerażeniem odkryłam, że samo siedzenie z nim przy jednym stole mnie podnieciło. Postanowiłam, że pożegnam się i wrócę do domu. Podeszłam do stolika, przy którym na złość siedział tylko nauczyciel. Starałam się nie patrzeć na niego, usiadłam i od razu sięgnęłam po szklankę, która o mało nie upadła, gdy poczułam jego zimne palce zaciskające się na moim nadgarstku. Uśmiechnął się delikatnie i zmusił bym na niego spojrzała.
- Twój puls szaleje, czy mnie się wydaje, czy nadal na ciebie działam? - Skurczybyk wie za dużo. Próbowałam się podnieść, ale moja wewnętrzna gryfonka nakazała mi zostać i nie dać się pokonać głupiej fizyczności. Dotknęłam jego dłoni, próbując się uwolnić, ale wykorzystał to by pogładzić mnie, wywołując dreszcz przyjemności. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na niego, odwołując się do tego przyzwoitego faceta, którym kiedyś był. Aż za bardzo.
- Severusie, proszę. Nie jesteśmy tu sami - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- A gdybyśmy byli to co? - Uniósł brew i spojrzał na mnie uważnie.
- Dobrze wiesz, co mam na myśli.
- Mam nadzieję, że to samo co ja - przejechał palcem po moim przedramieniu. Mój puls przyspieszył.
Desperacko starałam się robić dobrą minę do złej gry, ale jedyne co widziałam i co miałam w głowie to jego twarz, kiedy oznajmiał mi, że nie możemy jednak być razem. Kiedy odchodził,  a zaraz potem wracał bo tak naprawdę nie potrafił żyć beze mnie. Aż w końcu odszedł i zostawił po sobie pustkę, którą dopiero Bill był  w stanie wypełnić. Posklejać i naprawić. Ale to Severus...
- Hej, co się dzieje? - Mój ukochany wybrał idealny moment, aby dołączyć do nas. Pocałowałam go w policzek, modląc się aby nie poczuł mojego urywanego oddechu. Pogładziłam go po ramieniu w identycznym geście jakiego przed chwilą doświadczyłam, ale w moim dotyku nie było ognia i pożądania, tylko miłość.
W tamtej chwili po raz pierwszy dotarło do mnie, że moje uczucie do Billa było tak silne i mocne jak pozwalałam mu być. Zrozumiałam też, że muszę na nowo pozbyć się Severusa z mojej głowy, albo wszyscy będziemy cierpieć. Podobno pierwsza miłość bywa najsilniejsza. A słyszał ktoś, by dwadzieścia lat kochać tego samego człowieka i udawać, że tak nie jest? Tłumić to wszystko, byle tylko mieć siłę wstać z łóżka? Ja też nie, ale w tamtej chwili właśnie tak się poczułam. Była to tylko sekunda i zaraz minęła, ale pozostawiła niesmak i obrzydzenie.

    Nie pamiętam jaką wymówkę podałam ani jak w końcu udało mi się odciągnąć Weasley'a od stolika, ale pozwoliłam sobie na chwilę słabości dopiero pod prysznicem. Albo raczej na dwie chwile słabości. Pierwsza polegała na tym, że nie wpuściłam Billa gdy chciał do mnie dołączyć, a druga, że zaspokoiłam się i doszłam z imieniem Severusa na ustach, a zaraz potem się rozpłakałam. Jego widok wywołał we mnie o wiele silniejsze uczucia niż przypuszczałam. Tak jakby te dawno zakopane, szczenięce deklaracje wciąż we mnie żyły. Było to dla mnie nie do pomyślenia. Prawie czterdziestka na karku, a nie potrafiłam się rozeznać w swoich uczuciach. Wkroczyłam do sypialni, Bill już usypiał. Wskoczyłam na niego i od razu wzięłam się do roboty. Chwyciłam zwiotczały członek i zaczęłam go lizać i całować. Nie myślałam, tylko działałam. Moje ruchy przyspieszyły, a kochanek wreszcie przejął inicjatywę. Nabił mnie mocno i stanowczo, w ogóle nie podejrzewając, że wilgoć między nogami, niewiele ma z nim wspólnego. Odegnałam myśli, zatraciłam się w uczuciu. Kilka minut i już jęczałam wijąc się i szepcząc do ucha mojego ukochanego rudzielca. Tego było mi potrzeba. Mocnego, gwałtownego doznania, gwarantującego satysfakcję. Tylko z nim. Nie myślałam o nikim innym. Patrzyłam w jego piękne kochające oczy i pozwoliłam temu uczuciu mnie porwać. Bardzo rzadko mówiliśmy sobie, że się kochamy, ale w tamtym momencie miałam ochotę to wykrzyczeć. Nie zrobiłam tego jednak, on też nie. Położyliśmy się zmęczeni ale szczęśliwi. Telewizor cicho mruczał w tle. Wstałam by zgasić nocną lampkę, w ciemności wyszeptałam, prawie mając nadzieję, że mnie nie dosłyszy.
- Kocham cię Billu Weasley.
W odpowiedzi pogładził mnie po nagim udzie, od razu przywołując znajome uczucie. Wślizgnęłam się do łóżka. Tej nocy nie zasnęliśmy.
Tygodnie mijały. Severus pojawiał się w moich myślach w najmniej odpowiednich momentach, ale już nie czułam gorąca, podniecenia, był tylko przeszłością, na dodatek bardzo upierdliwą. Zamkniętym rozdziałem, który jakimś cudem znajdował sposoby, by mieszać mi w głowie.
Skupiałam się na moim życiu, na relacjach, które są pewne, stałe. Które nie wywołują bólu głowy, ani serca.
Wszystko było w porządku przez kolejny miesiąc. Już nie miewałam erotycznych snów i dziwnych prysznicowych sesji. Nasze życie było zwyczajne i wspaniałe do bólu. Czułam się zrelaksowana, kochana i w jakimś sensie spełniona. Kolejny czwartek nastał jednak Bill dał znać, że się nie pojawi, ale jak chce to możemy zjeść lunch w jego gabinecie. Nie chciałam znów się tam pojawiać, w ciągu wszystkich lat razem odwiedziłam go w pracy może 10 razy, a w przeciągu ostatniego pół roku miałabym iść już dwa razy? Bałam się, że go tam spotkam. Ta niechciana myśl była nieodzowna. Szanse były nikłe, ale jednak były. Postanowiłam jednak, że to wszystko jest za mną i cokolwiek się stanie, nie będę słaba, tylko zdecydowana i dorosła. Dojrzała.
     Spędziliśmy wspaniałe przedpołudnie w Gringocie. Było miło, romantycznie, zabawnie nawet. Nikt nas nie niepokoił i kiedy mój partner wrócił do pracy, byłam w tak dobrym humorze, że postanowiłam wpaść od Freda i George'a. Rozmowa jednak średnio się kręciła bo co chwilę albo mieli dostawy, albo przychodził ktoś kto jeszcze nie widział ani nie poznał Złotych Bliźniaków. Utalentowanych, wspaniałych braci Weasley, którzy postawili wszystko na jedną kartę i wygrali. Wypiłam szybką herbatę, pożegnałam się i podeszłam jeszcze do toalety aby się odświeżyć przed wyjściem na południowe mocne słońce. Nacisnęłam klamkę a  w tym czasie ktoś po drugiej stronie drzwi mocno nimi szarpnął, minęła sekunda i już stałam twarzą w twarz z zaskoczonym, ponurym Snape'm. Jego oczy zapłonęły, chłonął moją twarz. Staliśmy blisko siebie, ale trwało to tylko kilka sekund, ocknęłam się i próbowałam go wyminąć. Popchnął mnie do kabiny i oparł o drzwi. Chwycił moją twarz w obie dłonie. Oboje oddychaliśmy głośno. Spojrzałam na niego i już wiedziałam. Nie zapomniał, nie przestał mnie kochać. Jego usta odnalazły moje. Nie było w tym żadnej niepewności. Czysta pasja. Jego język penetrował wnętrze moich ust, a ja marzyłam tylko o tym by nigdy nie przestał. Jęknęłam gdy poczułam zęby na szyi. Rozsunęłam nogi pozwalając mu być jeszcze bliżej. Jedną nogę zarzuciłam na jego biodro obejmując ciasno. Gładził mnie po udzie, nie przestając całować aż zabrakło nam tchu. Uniosłam na niego oczy, niepewna czy jeszcze żyję, czy już trafiłam do nieba. Pocałunek jakby obudził mnie z letargu. Jakby ostatnie ileś lat, było tylko...fałszem. Zaraz jednak poczułam, że zwymiotuję. Bill! On jest miłością mojego życia, on jest przy mnie od zawsze, na zawsze. Nie ten uciekinier, dupek, który nie potrafił usiedzieć na miejscu i wziąć odpowiedzialności za swoje czyny. Zebrałam całą wolę, aby przerwać pieszczoty i wyrwałam się z jego objęć. Był lekko zszokowany, ale nie dbałam o to. Wybiegłam  od Weasley ' ów nie oglądając się za siebie. Nie zobaczyłam więc zbolałej, złamanej twarzy Severusa. W tamtej chwili nie chciałam widzieć jej już nigdy więcej.

 Wróciłam do domu pewna, że muszę powiedzieć Billowi co zrobiłam. Kiedy jednak zobaczyłam jego twarz, wiedziałam, że już wie. Nie miałam pojęcia skąd, ale nie miało to większego znaczenia.
Była to najtrudniejsza rozmowa jaką przyszło mi przeprowadzić. No, druga najtrudniejsza...



piątek, 5 stycznia 2018

Best Thing I never Had cz.I

BEST THING I NEVER HAD

       Czasem wystarczy chwila, by zmienić całe swoje życie. A czasem potrzeba na to dwóch tygodni. Intensywnych, pełnych wrażeń, niedopowiedzeń i uciekających spojrzeń dwóch tygodni.
Tydzień pierwszy był szokiem, obuchem uderzającym w głowę i lodowatym prysznicem. Tydzień drugi połączył jedne serca, by rozdzielić inne. Na zawsze.

     Ruszyła stromymi schodami, by jak zawsze zaczerpnąć powietrza, uspokoić skołatane nerwy, uzyskać potrzebną perspektywę. Otworzyła ciężkie, rdzewiejące już drzwi i ruszyła w stronę swojego ukochanego miejsca. Ukochanego miejsca, w ulubionej części zamku. Sowiarnia. Najwyższa wieża, widok zapierający dech w piersiach i nieograniczony horyzont, który już nieraz pomagał jej w trudnych chwilach. Usiadła tuż przy gargulku, miała stamtąd idealny widok na drzwi, kilka sów, a przede wszystkim mogła wreszcie się zatracić. Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy, próbując powstrzymać napierające pod powiekami łzy. Prawdopodobnie przez to nie zauważyła, że w jej pobliżu, kilka metrów dalej, jest jakiś mężczyzna. Patrzył na nią chwilę z zainteresowaniem, ale gdy do jego uszu doszły ciche łkania i pochlipywanie, wycofał się taktownie, w ogóle nie zdradzając swojej obecności. Hermiona poczuła tylko delikatny wietrzyk na swojej twarzy gdy ją mijał, ale ponieważ była na otwartej przestrzeni, wysoko w niebie, nie zwróciła na to uwagi. Myślała o dzisiejszym dniu. Przykrości jaka ją spotkała. Słowach, które usłyszała. Wróciła pamięcią do rozmowy ze swoim chłopakiem Draconem. Zarzucał jej, że spędzają ze sobą zdecydowanie za mało czasu, ale kiedy zaproponowała jakiś wspólny wyjazd, zbył ją twierdząc, że z finansami teraz krucho. Malfoy i problemy finansowe? Znów prychnęła głośno z niedowierzania. Nic nie powiedziała, kiedy miesiąc wcześniej kupił komplet trzech zupełnie nowych, zupełnie niepotrzebnych mu mioteł wraz z akcesoriami do polerowania, a zaraz później nowy strój do Qudditcha, który kosztował tyle co tygodniowe wakacje na końcu świata. Nic nie powiedziała, choć powinna. Zamieszkali razem, a on wciąż zachowywał się jakby każde z nich było singlem, tyle że mającym z kim sypiać i komu się wyżalić. Miała tego zdecydowanie dosyć. Nie mogła znieść myśli, że ich wspaniały dojrzały związek wraz z zamieszkaniem razem zmienił się w kulę u nogi i porażkę bez przyszłości.
Kiedy wróciła do domu, czekał na nią bukiet przepięknych kwiatów, gorąca kąpiel i Draco cały kajający się i rozpływający nad nią. Odetchnęła z ulgą widząc znów ciepłe roześmiane oczy, które szybko zamazały wrażenie wczorajszej pogardy, które miała pod powiekami. Pozwoliła się porwać w objęcia i krok po kroku prowadzić przez przeprosinową niespodziankę. Wszystko było dobrze. Wieczór zakończyli w łóżku, gdzie na powrót uwierzyła, że mają magię i jej nie stracą. Oczywiście śnieg mocno pruszący za oknem, świąteczna atmosfera i alkohol spotęgowały to uczucie.
Tak zakończył się dzień pierwszy. Do Sowiarni nie wróciła przez kolejne trzy dni. Jej chłopak zachowywał się jak wzór i wręcz nie mogła wyjść z podziwu dla siebie jak mogła być tak głupia i pomyśleć, że uczucie się wypala. Nastał jednak czwartek. Znów ruszyła schodami. Otworzyła drzwi i przyjrzała się niespokojnym ptakom. Podeszła do jednej z klatek. Sowa Śnieżna łudząco podobna do tej Harrego poruszała niespokojnie skrzydełkami, więc nie zastanawiając się wiele Hermiona wypuściła ją by sobie polatała. O dziwo zwierze powoli wyszło z klatki i przysiadło niedaleko swojej wybawicielki, zamiast odlecieć. Wtem jednak stało się kilka rzeczy naraz. Na górę wpadł Snape, podbiegł zadziwiająco sprężystym krokiem i próbował złapać ewakuującego się właśnie ptaka. Dziewczyna obserwowała jego manewry ze śmiechem. Jakoś nie przyszło jej do głowy wyjaśnić Profesorowi, że celowo wypuściła zwierzę. W końcu jednak Severus dał sobie spokój, stanął prosto jakby kij połknął i spojrzał na towarzyszkę z wyrzutem.
Nie odezwał się jednak, jakby było to co najmniej poniżej jego godności. Parsknęła śmiechem i wskazała mu kawałek ziemi obok gargulka. Nie była pewna czy przyjmie propozycję, ale mimochodem odetchnęła kiedy jednak zgiął się w pół i niezgrabnie klapnął obok niej. Sowa wreszcie się uspokoiła i przysiadła na ramieniu Granger. Severus wyciągnął rękę, by pogłaskać miękkie pióra i prawie mu się to udało. Gdy zanurzył rękę w przyjemnym puchu zwierze nastroszyło się i następnym co Hermiona zobaczyła i usłyszała był Mistrz Eliksirów miotający przekleństwa, z furią w oczach wymachujący ręką jakby miała zaraz odpaść z bólu. Z całą gracją podeszła do niego, położyła delikatnie dłoń na jego ramieniu, a nie było to łatwe zadanie, kiedy próbuje się powstrzymać śmiech z całych sił. Gdy wreszcie się zamknął i stanął w jednym miejscu, podeszła, spojrzała mu w oczy. Czas się zatrzymał. Gdy później będą analizować swojej postępki, właśnie ten moment oboje wskażą jako "początek." Chwyciła jego zimną dłoń chcąc ją uleczyć. Prąd przeszedł po jej skórze. Wrażenie było ogromne. Zupełnie jakby tym dotykiem penetrował jej duszę. Widziała, że na nim też zrobiło to wrażenie. Szybko wyszeptała formuję leczącą, ale głos jej zadrżał i musiała zrobić to jeszcze raz. Tym razem nie patrzyła na niego, by znów się nie rozproszyć. Nie podejrzewała, że kiedykolwiek jej umysł wyklaruje myśl na temat oczu Mistrza Eliksirów, ale właśnie tak się stało. Zahipnotyzowały ją. Trzymała uleczoną dłoń i patrzyła w czarne błyszczące źrenice. W końcu jednak Snape odchrząknął i strząsnął jej dłoń. Nie patrząc na nią odwrócił się i ruszył do wyjścia.
Długo nie mógł zasnąć. Zastanawiał się, czy jutro też się tam spotkają. Jego myśli krążyły wciąż wokół tego prądu, który poczuł przez sekundę, potem znów przypominał sobie wyraz jej twarzy kiedy taktownie starała się nie roześmiać i samemu robiło mu się wesoło. Severus Snape i wesołość – tego jeszcze nie grali!
Nie wiedzieć czemu ruszył do Sowiarni zaraz po kolacji, a kiedy nie zastał tam Gryfonki poczuł się rozczarowany, zupełnie jakby się okazało, że Voldemort wrócił. Zaraz zbeształ się za zupełnie nieodpowiednie myśli, ale nie mógł udawać, chciał ją tu spotkać. Choćby nawet tylko po to by nie siedzieć tu samemu. Nie pojawiła się do północy, więc pokonany i przybity wrócił do komnat w lochach. Nie myślał jednak długo o tym wszystkim. Od razu bowiem orzekł, że to co się wydarzyło pewnie było zwykłym przywidzeniem i to przez ugryzienie sowy.
Dlaczego więc następnego dnia znów tam wrócił? Nie potrafił odpowiedzieć i również nie potrafił określić dlaczego jego serce zabiło mocniej gdy znalazł ją na stałym miejscu przy betonowej paskudzie. Podszedł głośno tupiąc, chcąc dać jej czas na otarcie łez. O dziwo nawet na niego nie spojrzała. Wpatrywała się tępo w gwieździste niebo. Oczy smutne, ale wciąż piękne. Po chwili wstała i stanęła dokładnie na przeciwko niego. Przez myśl przemknęło mu, że powinni zacząć choć udawać rozmowę, bo trzecie spotkanie pod rząd w ciszy, jest już dość podejrzane. Popatrzył na nią. Maleńkie śnieżynki osiadły na jej rzęsach, by zaraz stopić się i zniknąć. Mrugała,by odgonić je, ale widać było, że znów nie jest w zbyt dobrym nastroju. Bez zastanowienia przygarnął ją do siebie i przytulił stanowczo. Stała sztywno, czuł jej napięcie. Minuta niezręczności i niezdecydowania minęła, dziewczyna wtuliła się w niego i objęła go za szyję, unosząc się na palce. Odetchnęła głęboko. Na pewno o tym nie wiedział, ale dał jej tak potrzebne ukojenie. Jakby instynktownie wiedział, czego jej potrzeba. Nie rozmowy i ciągłego wałkowania problemów. Nie - czystego, kojącego dotyku drugiej osoby, absolutnie bez podtekstu. Wdzięczna objęła go jeszcze mocniej, gdy poczuła, że próbuje się odsunąć. Nawet jeśli go to zdziwiło to nie protestował, tylko wzmocnił uścisk. Machinalnie wciągnął w nozdrza jej zapach i ułożył brodę na jej karku. Był lodowaty. Severus naraz zapragnął ogrzać go pocałunkiem. Odsunął się nagle, ale złapał jej dłonie. Spojrzał w jej zaskoczoną twarz. Sam musiał wyglądać nie lepiej, bo zmarszczyła brwi i spojrzała na ich splecione dłonie, zupełnie jakby nie kontrolowała samej siebie. Spojrzała na niego wrogo. Bez słowa pobiegła w stronę drzwi. Serce waliło jej jak oszalałe. 
- Zaczekaj - szepnął gdy tylko wrota się za nią zatrzasnęły.