sobota, 26 listopada 2016

Rozdział 20



Dotrwaliśmy! Przedostatni rozdział;)




- Opuści Pan Hogwart ?
- Skąd taki pomysł ?- Warknął. Dzieciak działał mu na nerwy od początku, ale teraz od kiedy ślinił się do Hermiony, wprost nie mógł go znieść.
- Niechcący podsłuchałem rozmowę rodziców, wspominali, że być może za niedługo zwolni się posada nauczyciela eliksirów, a skoro Hermiona, to znaczy... Panna Granger na pewno zostaje...
- Nie wiem co usłyszałeś, ani czemu w ogóle cię to interesuje, ale zapewniam, jeśli wyjadę, dowiesz się o tym na uczcie. Żegnam. - Nie czekając na reakcje ucznia Severus odwrócił się i odszedł.
Nie zamierzał się tłumaczyć przed tym podlotkiem. Głównie jednak nie odpowiedział, bo nie wiedział co zrobi.
Miał mętlik w głowie. Hermiona była...wspaniała, jedyna w swoim rodzaju, cudowna i uzależniająca. Ale była też młoda, ambitna, piękna. Stanowiła prawdziwe przeciwieństwo jego samego, co zresztą zawsze starał jej się unaocznić. Ale nic to nie dało, zakochała się. Postanowiła całkowicie i bez reszty ofiarować mu serce, ale czy on był gotowy je przyjąć ? Owszem wyzwalała w nim uczucia, które już dawno wyparł, ale czy był gotów znów się z nimi oswoić?
Potrzebował wytchnienia. Co prawda był dopiero początek tygodnia, ale ruszył pewnie do gabinetu dyrektora, by poinformować go, iż bierze krótki urlop.
- Severusie! Co za niespodzianka, co cię do mnie sprowadza?
- Dumbledore... jestem zmęczony, potrzebuję wyjechać..na trochę.
- Ale co z zajęciami, kłopotliwa sytuacja.
- Nie martw się zamienię kilka wykładów z Hagridem czy Minerwą i nadrobię po powrocie. Chciałem tylko abyś wiedział, że przez kilka dni nie będzie mnie w zamku.- Spojrzał na starca oczekując, że uśmiechnie się dobrodusznie i pożegna, ten jednak miał nieprzeniknioną minę i odezwał się dopiero upomniany.
- Wiesz, że nie pochwalam tego co robisz...
- Nie musisz, to moje życie.- Przerwał mu ostro.Dyrektor uśmiechnął się znad okularów i delikatnie pokręcił głową. Snape od razu się zjeżył.
- Co znowu?
- Nie sądziłem, że po tym wszystkim co przeżyłeś, po bitwach jakie wspólnie stoczyliśmy i ofiarach jakie przyszło nam składać, po prostu uciekniesz i to z tak błahego powodu.- Jego głos przybrał niemalże żartobliwy ton.
- Nigdzie nie uciekam...potrzebuje wakacji, to wszystko.
- Ona nie będzie wiecznie czekać. Zastanów się, dobrze ci radzę.
- A ty znów swoje? Rozum ci odjęło? Jak możesz w ogóle zaczynać ten temat ?
- Severusie.. jesteś mądrym człowiekiem, śmiem twierdzić jednym z mądrzejszych jakich miałem przyjemność poznać, ale nie zrozumiałeś jednej, elementarnej rzeczy, która napędza ten świat! - Snape wiedział, że teraz kiedy już dał mu zacząć wykład, łatwo mu nie popuści. Skinął tylko ręką, aby kontynuował, tak było łatwiej. - Czym było twoje życie po śmierci Lily? - Podniósł rękę, gdy zobaczył jego groźną minę.- Chcę powiedzieć, że choćbyś codziennie dostawał nowy naukowy tytuł, choćbyś był samym Ministrem Magii, wszystkie osiągnięcia obracają się w pył, bo nie masz z kim ich dzielić. Poznałeś już słodki smak miłości, nie pozwól by to, że kiedyś był to smak zazdrości i gniewu, przekreśliło wasze uczucie. Będziesz żałował, a Panna Granger prędzej czy później odłoży żałobę do szafy i...zapomni.
W czasie tej tyrady mistrz eliksirów spuścił głowę i oddychał z trudem. Rozumiał co dyrektor chce mu powiedzieć i nawet prawie się z nim zgadzał, ale jak mógł jej to zrobić? Jak mógł wpuścić ją do swojego biednego serca i pozwolić jej zasiać na nowo nadzieję? Nie sądził by to potrafił i nie chciał się przekonywać, że na tym polu również czeka go porażka. Nie z nią i nie w tej sprawie.Ocknął się i spojrzał na swojego rozmówcę pustym wzrokiem.
- Największą porażką, jest brak działania mój drogi.

                                                                        *

Przemierzał korytarze niczym zombie, a gdy wreszcie dotarł do swoich komnat i spakował kufer, poczuł się naprawdę wyczerpany. Dotarcie na stację Hogsmeade zajęło mu o wiele za dużo czasu, ale nie dbał o to. Przez kilka krótkich chwil był wolny.
Już wcześniej czuł, że będzie to raczej sentymentalna podróż i bardziej go rozstroi niż nastroi, ale czuł również, że musi do zrobić.
Zatrzymał się u Horacego, a gdy tamten przestał go w końcu namawiać na wizytę w pubie, wyszedł w noc.
Droga do celu nie zajęła mu długo. Wszystko wyglądało tak, jak pamiętał. Złote litery, które pogładził, przyjemnie chłodziły rozgrzane palce. Przesunął wzrok w bok i już wtedy poczuł pieczenie pod powiekami.
Mnóstwo kwiatów, laurek, magicznych zniczy, nigdy niegasnących lampionów. Grób Potterów wyglądał o tej porze roku niczym jakiś odpustowy kramik, ale i tak go to wzruszyło. Tylu ludzi przybyło by oddać im hołd, by ich wspomnieć. Tylu ludzi ich kochało...lub nadal kocha. Sam nie zostawił nic. Lily nie lubiła tandety, zresztą i tak nie wiedziałby co wypada przynieść. Gdy wreszcie poczuł, że może normalnie zaczerpnąć tchu, ruszył nie oglądając się za siebie.
Do ruin domu Potterów dotarł w niedługim czasie. Przystanął, rozejrzał się wokoło i wszedł do środka. Poprzekrzywiane ramki na zdjęcia, które nie tylko nie pospadały ze ścian, ale również nadal zawierały ruchome obrazy, napawały go przygnębieniem.
Lily była piękną kobietą. Zawsze uważał, że mogła trafić lepiej niż na tego dupka, ale wbrew obiegowej teorii, cieszył się, że znalazła szczęście u jego boku. On sam nie potrafił jej go dać. Przynajmniej nie w sposób i na warunkach jakich oczekiwała.
Miał trudny charakter zdawał sobie z tego sprawę, ale jednego nie mógł jej wybaczyć. Nie walczyła o nich. Gdy zrobiło się ciężko, po prostu uciekła nawet nie próbując go zrozumieć. Już po latach, będąc panią Potter zgodziła się z nim spotkać, ale to już nie było to. On się zmienił, ona się zmieniła. Magia między nimi wyparowała, ale dogasające uczucie nie pozwoliło mu wyjść, bez odpowiedzi.
Wrócił pamięcią do tej rozmowy. Ujrzał siebie zgarbionego, rozbitego - istną żałobę, oraz ją - kwitnącą, uśmiechniętą. Spotkali się w jakimś parku, sam nie wiedział czy dlatego, że nie chciała się z nim spotkać w kawiarni gdzie ktoś mógł ich zobaczyć, czy dlatego, że w odludnym miejscu mogła się bez trudu szybko aportować, w razie potrzeby.
Usiedli, ona patrzyła w dal skupiona, ale pogodna. Gdy spojrzał jej w oczy uderzyło go, jak bardzo tęsknił za ich głębią. Spostrzegła jak bardzo jest poruszony i od razu odwróciła wzrok, nie chciała go prowokować.
- Lily, czy ty jesteś szczęśliwa, układa się wam?
- Severusie, dobrze wiesz, że tak. Nigdy nie byłam szczęśliwsza.
- Nigdy?
- Nigdy - odparła łagodnie i podniosła się z miejsca gotowa odejść. Chwycił ją za rękę prosząc by usiadła ponownie.
- Czy...gdyby James nie był czarodziejem, nie poszedł do Hogwartu...ty i ja, mielibyśmy szansę?- Jego gardło ścisnęło się w oczekiwaniu na odpowiedź. Podniósł na nią wzrok prawdopodobnie ostatni raz patrząc w jej piękne hipnotyzujące oczy.
- Nie. Severusie, jesteś wspaniałym człowiekiem, ale z nami wszystko zawsze było trudne. Ja nie mam w sobie aż tyle siły, by móc kochać kogoś takiego jak ty. Znajdziesz ją. A gdy to się stanie, będziesz wiedział o czym mówię.
Echo jej słów odbiło się od ścian pustego domu. Severus oparł się o kominek i próbował uspokoić drżące dłonie. Kiedy przywołał to wspomnienie nawet nie podejrzewał jakie wywrze na nim wrażenie.
Czy Hermiona była dostatecznie silną osobą by dać sobie z nim radę? Definitywnie.
Dyrygowała nim i jego życiem od kilku miesięcy i nic sobie z tego nie robiła.
Czy była piękna, utalentowana, zaradna? Zdecydowanie.
Czy wiedziała czego chce od życia i od niego samego? Podobno tak. Chciała się z nim związać na dobre i na złe, ale czy jej determinacja i jego nadzieja, że tego nie spieprzy są wystarczającym fundamentem dla kiełkującego uczucia?
Czy ich relacjom towarzyszyła ta łatwość i lekkość o której mówiła Lily? Nie zawsze, ale przeważnie tak. Dlatego tak lubił z nią przebywać, rozmawiać, śmiać się. Z nią wszystko było łatwe.
Otworzył szeroko oczy i wybiegł na zewnątrz.

Gdy dotarł do Horacego urządzili sobie zakrapianą imprezę, ale i tak dość wcześnie położył się spać.
Trochę żałował, że nie może dłużej zostać, ale miał jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia.
Czuł, że wcale nie będzie to najłatwiejsza rozmowa świata.

Zapukał do drzwi, a po chwili został wpuszczony do środka przez korpulentną czarownicę o łagodnych oczach. Nerwowo przestąpił próg i niepewny jak się zachować poczekał aż gestem zaprosi go dalej. Mimo zaskoczenia, Molly Weasley uśmiechnęła się i pogładziła go po ramieniu, zapewne chcąc dodać otuchy.
W kuchni czekał na  niego ojciec rodziny - Artur Weasley. Po zwyczajowym uściśnięciu dłoni zajęli miejsca po przeciwnych stronach stołu i spojrzeli na siebie. Ciężko stwierdzić, który z nich był bardziej zakłopotany, przybysz, czy pracownik ministerstwa. Jak to ma w zwyczaju pani Weasley, aby rozładować napięcie zaproponowała herbatę i coś słodkiego, a widząc, że jej próby spełzły na niczym, wycofała się w sam kąt pomieszczenia.
Snape poczuł, że poci się jak jeszcze nigdy. Chyba nawet będąc na posługach u Voldemorta nie przeżywał takich katuszy. Wróć! Musiało upłynąć faktycznie dużo wody, jeśli zdążył zapomnieć o tych wszystkich cierpieniach. Zaczerpnął tchu i spojrzał na Artura. Jego twarz wyrażała tylko zdeterminowanie.
- Arturze, poprosiłem was o to spotkanie, przez wzgląd na dawne czasy i fakt, że jako jedni z nielicznych znacie mnie całe życie i wierze w waszą sprawiedliwą opinię. Nie chcę jednak powiedzieć, że zastosuje się do wszystkiego co powiecie - uśmiechnął się krzywo jak to on miał w zwyczaju.
- Mów zatem o co chodzi.
- Jak doskonale wiecie, Hermiona rozpoczęła pracę w Hogwarcie na moje i Dumbledore'a wyraźne życzenie. Nie chcę, aby to zabrzmiało cynicznie, ale była nam potrzebna również do niektórych spraw w ministerstwie. - Uniósł rękę widząc, że mężczyzna zbiera się do protestu.- Nie ma to nic wspólnego z twoją pracą Arturze. Po prostu ma przejrzyste poglądy na niektóre sprawy, młody otwarty umysł i jak czegoś chce i się uprze, to na pewno to dostanie. Z początku traktowałem ją z dystansem, jak uczennice, którą zresztą do niedawna była...Ale z czasem...nie chcę przesadzić, coś się zmieniło.
- Polubiłeś ją ?- Usłużnie podsunął.
- Tak.
- Nic dziwnego, przecież to wspaniała dziewczyna i głowę ma tęgą.
- Nie rozumiesz - spojrzał mu prosto w oczy i wyprostował się jakby kij połknął.Widząc to Molly podeszła bliżej i usiadła koło męża.- My polubiliśmy się. Bardzo.
- Och.- Artur Weasley pobladł i wyglądał jakby ktoś właśnie wypuścił z niego całe powietrze, jak z balonu.
- Ja...
- Zaczekaj. Zatrzymaj się, nim powiesz coś, czego nie chcielibyśmy usłyszeć.- Mistrz eliksirów spojrzał na nich z nadzieją i wyciągnął dłonie przed siebie, jakby próbując powstrzymać ich od pochopnych osądów.
- Ale ja właśnie chcę, abyście usłyszeli, a potem powiedzieli mi, jak na dorosłych, dojrzałych ludzi przystało, że zwariowałem. - Molly nie odezwała się słowem, tylko patrzyła na niego. Nie uszło jego uwadze, że ścisnęła mocno dłoń męża, jakby w obawie, że może dojść do rękoczynów. W pojemnej kuchni Nory zapanowała gęsta atmosfera, ale Severus doszedł do wniosku, że skoro powiedział A, trzeba powiedzieć B. Nie po to był podwójnym agentem przez tyle lat i unikał śmierci wiele razy, by teraz nie zawalczyć o to, w co nagle zaczął wierzyć.
- Ja i Hermiona mieliśmy okazję spędzić razem wiele wieczorów. Czy to na rozmowie, czy na obmyślaniu nowych taktyk, czy po prostu na...byciu razem. Nawet się nie spostrzegłem, a ona zawładnęła moim życiem. Kiedy się nie widywaliśmy, pisaliśmy do siebie listy. Kiedy nie pisaliśmy listów, to i tak zawsze znalazł się jakiś pretekst, aby się kontaktować. Walczyłem z tym! Merlin mi świadkiem! Nie chciałem tego, ale i tak się stało. Odkryłem, że łączy nas tak wiele spraw, poglądów, zainteresowań...Aż dziw bierze, że nie zbliżyliśmy się wcześniej.
- Mnie to wcale nie dziwi - oznajmił twardo Artur, patrząc mu w oczy.- Severusie, ty nienawidziłeś tej dziewczyny. Ile to razy przychodziła by wypłakać się Molly, że znów zbeształeś ją przy całej klasie, lub że po raz kolejny niesprawiedliwie oceniłeś jej pracę. A teraz co? Przychodzisz tu i mówisz nam, że ? Kochasz ją ? - Czarnowłosy wstał od stołu tak szybko i gwałtownie, że prawie przewrócił krzesło.- Nie nie, nie przesadzaj. Toleruje, nie działa mi na nerwy tak jak wy wszyscy, ale nie kocham jej. Co to to nie.- Jego blada zazwyczaj twarz zrobiła się wręcz zielona. Spojrzał bezradnie na Weasley'ów oczekując, że jakoś wybawią go z tej opresji. W tej chwili wyglądał jak uczniak, na spotkaniu z dyrektorem. Artur uśmiechnął się pokrzepiająco i wskazał ręką na wyjście z kuchni. Ruszył przodem nie oglądając się na żonę i Snape'a.
Po chwili, zdezorientowani i zażenowani, oboje ruszyli we wskazanym kierunku. Zastali go siedzącego w fotelu ze szklaneczką brandy w ręku. Patrzył na nich wyczekująco.Nie mając lepszego pomysłu usiedli na kanapie. Po chwili ciężkiego milczenia, pan domu odezwał się. Mówił na pozór poważnym tonem, przez co Severus denerwował się jeszcze bardziej.
- A więc, przyszedłeś do nas, aby otrzymać błogosławieństwo, jako że Hermiona od dawna jest dla nas jak córka, dobrze myślę? - pytany skinął tylko głową nawet na niego nie patrząc. - Zdajesz sobie sprawę, że taki związek z o wiele młodszą od siebie kobietą, to duże wyzwanie, prawda? Nie tylko będziesz musiał być jej bezwzględnie wierny, ale również zawsze stać po jej stronie, bronić jej i rozpieszczać tak, by zawsze wiedziała, że jest w twoim sercu. Nie wiem co musiało się wydarzyć w waszych relacjach, że wpuściłeś ją do swojego serca Severusie, możesz nam to zdradzić, aż umieramy z ciekawości! - Snape był wstrząśnięty. Nie podejrzewał Artura o takie sarkastyczne gatki, ba nawet nie sądził, że ten prosty człowiek wie co to sarkazm. Musi o tym powiedzieć Hermionie jak tylko wróci do zamku. Cholera! - Potrząsnął głową z obrzydzeniem i uniósł rękę do góry.
- Dość! Już i tak będziecie mieli używanie jak tylko wieść się rozniesie. Oszczędź mi.
Zgadzacie się, czy nie? -warknął.
- Żebyśmy tylko mieli jasność. Wiesz na co się porywasz ? Jeśli teraz przysięgniesz mi, że nigdy intencjonalnie jej nie skrzywdzisz i będziesz starał się jak tylko się da by uczynić ją szczęśliwą, wiesz, że tylko śmierć zwolni cię od tej obietnicy? Mówię zupełnie poważnie, jeśli usłyszę, że cokolwiek się stało i ty maczałeś w tym palce, nie wybaczę ci i uczynię twoje życie piekłem.- Mistrz eliksirów musiał odchrząknąć nerwowo, gdyż zebrało mu się na śmiech na myśl, że Artur naprawdę uważa, iż może mu fizycznie zagrozić. Opanował się jednak i spojrzał na niego poważnie.
- Hermiona jest wszystkim co się liczy i przysięgam jej nie skrzywdzić, ale nie dlatego, że każesz mi to obiecać, a dlatego, że wiem, że sama by mnie zabiła. Poznałem ją dość dobrze, by wiedzieć, że jak się wkurzy, to nawet Kanada nie jest zbyt dalekim miejscem pobytu. Chcę spróbować, chcę chcieć spróbować. Ona doprowadza mnie do szału, ale też sprawia, że życie znów ma jakiś kolor, że chce mi się wstawać z łóżka.- O tym, że sprawia równocześnie, że ma ochotę zostać w łóżku przez cały dzień wolał nie mówić.-  Dlatego do was przyszedłem. Abyście, albo wybili mi ten idiotyczny pomysł z głowy, albo pomogli mi nie spieprzyć tego, co się między nami urodziło.- Spojrzał najpierw na Molly potem na Artura, nagle lżejszy o jakieś dwie tony, a gdy oboje uśmiechnęli się niepewnie, odwrócił się tyłem z zamiarem jak najszybszego opuszczenia Nory. Zatrzymał go nieznoszący sprzeciwu głos matki Rona.
- Nie tak szybko Severusie. Chyba nie sądzisz, że po zrzuceniu na nas takiej bomby pozwolimy ci, ot tak wyjść. - Zrezygnowany cofnął się i opadł na pobliski fotel. W jego ręku od razu pojawiła się szklaneczka z bursztynowym płynem, który kusząco się zakołysał. Gdy wreszcie ugasił pierwsze pragnienie i znów podniósł wzrok, o mało go nie zemdliło na ten widok. Weasley' owie patrzyli na niego jak dwa wygłodniałe sępy, gotowe rzucić się na niego jak na padlinę znalezioną po wielu dniach głodówki. Zaklął cicho, ułożył ręce na podłokietnikach i spojrzał na nich z krzywym uśmiechem.
- Szybko, nim się rozmyślę, co chcecie wiedzieć?
- Wszystko.- Pokiwali głowami tak entuzjastycznie, że pomyślał, że zaraz im odpadną.Westchnął zrezygnowany i zgrzytając zębami, wycedził.
- Nie jest to absolutnie wasza sprawa.
- Ale to ty przyszedłeś do nas!
- Dobrze więc. Hermiona bardzo często odwiedzała mnie w moich komnatach, gdzie rozmawialiśmy, czytaliśmy, śmialiśmy się. Bardzo często obgadywaliśmy innych, knuliśmy...wiecie normalne sprawy -  wzruszył ramionami.
- Czyli zachowywaliście się jak typowa para, zanim w ogóle nią zostaliście?- Nie chciał tego przyznać, ale pewnie właśnie tak było. Skinął tylko głową. Sekundę później zrozumiał, że to była pułapka i właśnie się wkopał.
- Och nie sądziłem, że dożyję chwili, w której zobaczę cię szczęśliwego. Oby tak dalej.
Powiedz mi jeszcze tylko jedno. Czy Hermiona podziela ten cały entuzjazm, czy wie, że tu jesteś?
- Oszalałeś? Właściwie...Hermiona i ja nie rozmawiamy ze sobą od kilku dni.- Znów dostał ostrzegawcze spojrzenie.
- Nic na to nie poradzę. Nie układało się między nami, a od kiedy dowiedziałem się co ona czuje, nie potrafiłem jakoś...porozmawiać, no więc chwilowo mamy ciche dni.
- No to może się ruszysz i ją przeprosisz?
- Nie mam za co przepraszać! To ona jest upartą smarkulą i musi zawsze postawić na swoim!
- Ale ją kochasz...
- Ale ją kocham...znaczy nie! Arturze!Nie denerwuj mnie, jak cię proszę, już mam tak zszargane nerwy przez tę wizytę...
- Och nie bądź już takim cierpiętnikiem, miłość cię uzdrowiła, to widać.
- Idę spać. Nie ważcie się mnie budzić.

Co prawda nie miał w planie zostania w Norze, ale poczuł się tak wyczerpany, że mała drzemka wydała się wręcz niezbędna. Jak się okazało, przespał kilka godzin, a gdy się obudził, cały dom tętnił życiem. Po intymnej cichej atmosferze nie było już śladu. Ruszył do kuchni z zamiarem pożegnania się. Niestety jak tylko wyszedł na schody spotkał Ginny. Popatrzyła na niego wręcz rozanielona i krzyknęła:
- Hermiona też tu jest? - nie czekając na odpowiedź zbiegła po schodach.
Snape tylko pokręcił głową z niedowierzaniem i ruszył za nią, już się bojąc co zastanie na dole. Oczywiście wszystkie twarze obróciły się w jego stronę, jak tylko przestąpił próg kuchni, a bliźniacy zachichotali.
Na szczęście wśród domowników nie było Hermiony. Nie był jeszcze gotowy na spotkanie z nią.
Zignorował pytające spojrzenia i poprosił Molly o kubek herbaty. Usiadł przy stole, a po chwili dosiadła się do niego Ginny. Miał nadzieję iż nie zrobiła tego specjalnie, ale rozczarował się. Już po chwili usłyszał jej piskliwy, denerwujący głosik tuż koło ucha.
- Chciałabym zamienić słowo, jeśli można.- Wiedział, że go to nie ominie, dlatego podniósł się i wraz z kubkiem herbaty w dłoni wymaszerował z kuchni licząc, że Weasley nie jest na tyle tępa, ze  nie domyśli się i pójdzie za nim. Na szczęście jego modlitwy zostały wysłuchane i po chwili siedzieli koło siebie na kanapie. Widział, że bardzo ją onieśmiela, ale nie dbał o to. Nie musi zostać jej przyjacielem, może nadal uważać go za złego dupka z lochów.
Ginny z kolei zastanawiała się, jak ma zacząć ten delikatny temat. Postanowiła jednak jak zawsze naturalnie i prosto z mostu wyrazić o co jej się rozchodzi.
- Posłuchaj...
- Nie przypominam sobie, abyśmy byli na ty..
- Ale na potrzeby tej rozmowy jesteśmy - popatrzyła mu prosto w oczy bez cienia zażenowania, więc postanowił, że skoro tak, to nie będzie się sprzeciwiał. Miała jaja.
- Kontynuuj.
- Wiem, że ty i Hermiona, będziecie żyli po swojemu i żadne z was nie będzie słuchało rad, nawet tego nie oczekuje, oboje jesteście tak uparci, że to aż śmieszne, ale chce tylko powiedzieć, że cieszę się, ze to ty.
- Jak zawsze dużo słów mało treści. Przyjmuję to, co powiedziałaś, za dobrą monetę.
- Przyjmuj sobie za co chcesz, ale tylko usłyszę, że zostawisz ją z bachorem...
- Czekaj czekaj! Jakim bachorem!
- Nie bądź śmieszny, chyba mi nie powiesz, że jeszcze nie wylądowaliście w łóżku.- Milczał, więc uśmiechnęła się ponuro. - Tak myślałam. Więc skoro już wiesz, jak to jest być z Hermioną, wiem, że będziesz chciał tego jeszcze bardziej i bardziej, a czasem z takich chęci...rodzą się dzieci. - Posłała mu bezradne spojrzenie.
 - Musisz mieć naprawdę paskudne o mnie zdanie, jeśli myślisz, że zachowałbym się tak niehonorowo.
- Nie masz pojęcia - uśmiechnęła się wdzięcznie. O dziwo Snape zrobił to samo.
- Zależy ci na niej -  dodała cicho i poważnie.
- Nie masz pojęcia - odpowiedział równie cicho, ale tak by dosłyszała. Nie tylko dlatego, że nie lubił się powtarzać. Wiedział, że życie z Hermioną będzie wspaniałe, będzie ekscytujące, ale będzie też cholernie trudne. Przyda mu się choć jeden sojusznik w tym świecie.

                                                              *

W zamku


Granger szła właśnie do swoich komnat, gdy piętro niżej dostrzegła  Minerwę. Krzyknęła do niej i ruszyła schodami w dół, aby się z nią zrównać. Gdy się spotkały, starsza kobieta przytuliła ją spontanicznie. Jesli zaskoczyło to Hermionę, to nie dała tego po sobie poznać.
- Jak się trzymasz moja droga? Wydaje się, że minęły wieki, od kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy.
- Tak wiem, ale niestety byłam bardzo zabiegana.
- Noo ja myślę.
- Co to znaczy?- odparła ze śmiechem.
- Nie udawaj niewiniątka kochanie, doskonale wiem, że coś się kroi.
- Nadal nie rozumiem?
- Ty i Severus! Najbardziej nieoczekiwana para w Hogwarcie! - Dziewczyna aż się skrzywiła słysząc te słowa.
- Nie zrozum mnie źle Minerwo, ale ani nie jesteśmy razem, ja i Severus, ani nawet nie planowaliśmy.
- Tak tak, oczywiście - mrugnęła do niej.
- Słuchaj. Nie wiem, co wydaje ci się, że wiesz, albo co słyszałaś, ale nic z tego. Severus zaraz po świętach opuści szkołę.
- Co to znaczy opuści szkołę?- albo się jej wydawało, albo Mcgonagall naprawdę wyglądała na wstrząśniętą.
- To był jego wybór, mnie nic do tego. - Nawet nie sądziła, że jej głos, może brzmieć tak żałośnie.
- To wytłumacz mi Hermiono, dlaczego przed chwilą dostałam sowę z Nory z informacją, że jednak te wszystkie plotki to prawda i jesteście w sobie zakochani?
Nie dane jej było jednak odpowiedzieć na to pytanie, gdyż zemdlała. Osunęła się na ziemię i wszystko spowiła ciemność.
Minerwa, jak na prawdziwą romantyczkę przystało, zrobiła jedyną słuszną rzecz. Wyczarowała nosze, przelewitowała bezwładne ciało dziewczyny do swojej komnaty, a następnie ocuciła ją i nie zważając na jej protesty wepchnęła ją w kominek i przeniosła obie do Nory. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia z panią domu i podprowadziły osłabioną dziewczynę do kanapy w salonie. W domu było dziwnie cicho.
Gdy Hermiona zasnęła, konspiratorki po cichu wycofały się do kuchni, by w spokoju poczekać na rozwój zdarzeń. Na szczęście nie trzeba było długo czekać.
  Artur i Severus wraz z Charliem i bliźniakami zjawili się w domu po niecałej godzinie.
Przedstawienie jakie odegrały czekające na nich kobiety, było opowiadane jeszcze wiele lat później jako jedno z najbardziej komicznych wydarzeń.
- Severusie! Jak śmiałeś! A ja ci ufałam! - Profesorka Transmutacji wycelowała w niego różdżkę mierząc go groźnym spojrzeniem. Zaraz dołączyła do niej Molly.
- Kobieto o co ci chodzi? - Snape wyglądał na co najmniej zdziwionego jej zachowaniem.
- Nie udawaj, że nie wiesz! Arturze, nie powinniśmy mu ufać! To złoczyńca!
- Molly? O czym ty mówisz, Severus był z nami oglądać smoki, cokolwiek się stało, nie miał z tym nic wspólnego - Artur próbował rozładować atmosferę i ręką opuścił dwie wycelowane w mistrza eliksirów różdżki.
- Nie broń go! Jest winny jak diabli.- Sytuacja powoli wymykała się z rąk i nawet Snape zaczął powoli robić rachunek sumienia, nie widział swoich koleżanek tak wkurzonych jeszcze nigdy w życiu.
- Powiecie o co wam chodzi, czy od razu rzucicie we mnie Avadę?
- Żartowniś - prychnęła z odrazą Minerwa. Charlie oraz reszta latorośli Weasley' ów przyglądała się tej scenie z napięciem, ale i zaciekawieniem.
- Powiedz im co jej zrobiłeś, chyba, że my mamy to zrobić? - głos Molly Weasley ociekał takim jadem, że aż uśmiechnęła się pod nosem.
- Komu? Co komu zrobiłem? Co to za cyrk? - Czarnowłosy powoli zaczął wycofywać się w stronę wyjścia z kuchni i aż wrzał z niepokoju.
- Powiedz wszystkim jak skrzywdziłeś Hermionę! Obiecałeś, że nigdy tego nie zrobisz!- krzyknęła starsza kobieta.
Snape pobladł, przełknął głośno ślinę i spojrzał na Minerwę i Molly szukając w ich twarzach jakichkolwiek oznak, że żartują. On miałby skrzywdzić jego słodką, niewinną Hermionę? Nigdy. To jakaś pomyłka, musi to wyjaśnić.
- Co jej się stało? Gdzie jest?
- Nie udawaj, że nie wiesz...
Wszyscy patrzyli na niego z wyrzutem, nawet Artur, który wydawał się być jednym przy zdrowych zmysłach. Poczuł, że jak zaraz nic się nie wyjaśni, to oszaleje. Wybiegł z kuchni i spojrzał na kanapę, ktoś na niej leżał. Nim zdążył wykonać jakikolwiek ruch, ktoś wyczarował tarczę pomiędzy nim, a dziewczyną.
- Nie waż się jej dotknąć. Jest nieprzytomna.
- Co jej się stało?
- Nie łżyj! Doskonale, wiesz co jej jest!
- Severusie, natychmiast żądam, abyś powiedział nam co jej zrobiłeś, albo nie ręczę za siebie.
- Arturze? Ty też? Czyście wszyscy oszaleli? Jak mógłbym jej cokolwiek zrobić!
- Obiecałeś, że jej nie skrzywdzisz! Obiecałeś - załkała pani Weasley.
Severus poczuł rosnącą panikę. Nie potrafił powiedzieć, co tu było nie tak, ale coś było bardzo nie w porządku. Musi im wytłumaczyć, że jest niewinny, ale jak?
- Po co były te wszystkie puste słowa?
- Jak to puste słowa? Molly, mówiłem szczerze! Uwierzcie mi! Nie skrzywdziłbym Hermiony nigdy!
- Jak możemy ci wierzyć? - Snape potoczył wzrokiem po zgromadzonych i zrozumiał, że tylko jedno może przekonać ich, że cokolwiek stało się jego ukochanej, nie on jest sprawcą. Ponad wszystko pragnął, by wreszcie magiczna tarcza zniknęła i by mógł przytulić się do ciepłego ciała dziewczyny i zbadać ją.
- Molly, Arturze, Minerwo i reszto Weasley' ów...- zaczął łamiącym głosem. Nawet nie zauważył, jak Fred i George machają mu na przywitanie. - nie wiem, co się stało z Hermioną, przysięgam, że to nie ja ją skrzywdziłem. Nigdy bym tego nie zrobił, przecież wiecie...że ją kocham. - Atmosfera w pokoju zgęstniała. Bliźniacy i Charlie głośno przybili sobie piątkę.
- Kocham ją, jest dla mnie najważniejsza i cokolwiek się stało, znajdę tego kto jej to zrobił i zabiję go.
- No to całe szczęście, że nic mi nie jest. - Wszystkie pary oczu zwróciły się w stronę leżącej na kanapie gryfonki, która patrzyła tylko na Severusa. Jej oczy były wilgotne od łez. Molly jednym ruchem różdżki zlikwidowała tarczę między nimi i ściszonym głosem poleciła wszystkim wyjście. Oczywiście nikt się nie ruszył. Każdy chciał zobaczyć, jak dupek z lochów do końca wypruwa sobie serce. Snape nie zważając na widownie rzucił się do stóp gryfonki i przytulił ją z całych sił.
- Moja piękna, nic ci nie jest. - westchnął z ulgą.
- Oczywiście, że nie, to tylko osłabienie, a co się tu wyprawia? - znad ramienia ukochanego brązowowłosa spojrzała na Weasley'ów żądając jakiś wyjaśnień.
- Taki tam , mały teścik, ale skoro już wszystko wiemy, to my idziemy, a wy sobie porozmawiajcie - rzekła szybko Molly.
- Stój w tej chwili! Chcesz mi powiedzieć, że nic jej nie jest, a wy wstrętne plotkary ukartowałyście to wszystko, tylko po to by mnie poniżyć? - On nie był zły, on był wkurwiony i bardzo bliski przeklnięcia ich wszystkich.
- Och to nie tak! Byliście tacy uparci, a ty dopiero dziś chyba zrozumiałeś jaka wspaniała dziewczyna ci się trafiła, nie mogliśmy dopuścić do tego, aby nigdy nie dowiedziała się, co do niej czujesz.
- Skąd pewność, że sam bym jej tego nie wyznał? - syknął przez zaciśnięte zęby.
- Severusie... A czy nie taki miałeś plan od początku? Zyskać nasze błogosławieństwo, a potem czmychnąć gdzieś bez pożegnania, z przekonaniem, że na nią nie zasługujesz? - Cisza odpowiedziała za niego. Spuścił głowę i wycelował w tłum.
- Jesteście najbardziej wścibską, beznadziejną, niedojrzałą bandą czarodziejów jakich poznałem! - warknął.
Chwycił Hermionę za rękę i teleportował się. Nie mógł już zobaczyć, jak Minerwa i Molly wymieniają uśmiechy, a bliźniacy gratulują im najlepszego numeru jaki widział ten świat.


Wylądowali na jakże znajomym wzgórzu i jeszcze zanim przyzwyczaiła się do gruntu już wiedziała gdzie ją zabrał. Otworzyła oczy i spojrzała na niego.
- Sev... ja wiem, to było straszne. Możemy o tym zapomnieć? - popatrzyła na niego błagalnie.
- Dlaczego znów to robisz?
- Co robię?
- Znów dajesz mi wyjście ewakuacyjne. Znów próbujesz wszystko usprawiedliwić bylebym tylko przypadkiem czegoś nie spieprzył. Chcesz ze mną być, czy chcesz abym faktycznie cię zostawił i nigdy więcej nie naraził cię na swoje towarzystwo? Bo jak na razie, to ja wyznałem ci miłość, a ty...uciekasz nieznośna gryfonko.
- Technicznie rzecz biorąc, byłam nieprzytomna, więc...
- Nie udawaj, wiem, że słyszałaś wszystko. - Przygarnął ją do siebie, gdyż już nie mógł się powstrzymać. Spojrzał jej w oczy i powoli pochylił się.
- Nie obiecuje, że będzie idealnie i nie będę chciał cię udusić, ale jeśli...będę delikatny. - Wymruczał wprost do jej ucha.
- A ja nie będę.

Teleportowała ich do sobie znanego zakątka, ale nikt nie zadawał pytań. Jak tylko dotknęli ziemi rzucili się na siebie. Pocałunek momentalnie ich rozgrzał. Severus nie bawił się w długie wstępy. Od razu zsunął jej spodnie i podniósł bluzkę do góry. Pocałował jej szyję i ugryzł.Uszczypał sutek przez materiał bluzki, delektując się dzwiękami, jakie wydawała z siebie rozpalona gryfonka. Jęknęła, majstrując przy zapięciu spodni. Rozgorączkowani walczyli z kolejnymi elementami garderoby, głośno oddychając. Wymieniali pocałunki, pieszcząc się wzajemnie. Gdy tylko opadli na łóżko Hermiona podniosła się i dosiadła go. Objęła swoje piersi rękoma i ugniatała je, jęcząc i patrząc mu w oczy. Widok ten spowodował, że Snape miał ochotę od razu ją zerżnąć. Przejechała językiem od linii szczęki po obojczyk. Między nogami poczuła pulsowanie. Jego ręce objęły jej plecy, ale ze zdenerwowania nie mógł poradzić sobie z rozpięciem biustonosza. Zniecierpliwiona dziewczyna odpięła stanik jednym ruchem i zaśmiała się w jego usta. Warknął wściekły i przygryzł jej wargę. Jęknęła i zacisnęła dłonie na jego ramionach. Uniosła biodra i opuściła się delikatnie, nie mogła jednak się na niego nabić. Severus przedłużał torturę pieszcząc jej wilgotne wargi główką penisa, która ślizgała się na powstałej wilgoci. Gryfonka przejechała paznokciami po jego torsie i syknęła. Zaśmiał się cicho urzeczony całą sytuacją, ale zaraz sapnął, bo poczuł  jej wargi na żołędzi.Otworzył oczy i jęknął widząc jej plecy i krągłe pośladki tuż przed swoją twarzą. Bez udziału mózgu złapał jej biodra i wcisnął język w jej wilgotną cipkę. Dziewczyna zakrztusiła się, ale nie przerwała obciągania. Było mu tak dobrze, że miał tylko nadzieję, że uda mu się ją też zaspokoić w tak krótkim czasie.
Wwiercał się w jej wnętrze, zahaczał o łechtaczkę, a palcami masował jej pośladki. Czuł się tak strasznie szczęśliwy. Nie sądził, że to będzie jeszcze możliwe, ale właśnie tak było. Hermiona go kocha, on kocha Hermionę i zaraz doprowadzi ją do orgazmu, czego chcieć więcej?
Tymczasem dziewczyna pracowała ustami, próbując równocześnie jęczeć. Nie mogła się powstrzymać. Bardzo utrudniało jej to obciąganie i ledwo oddychała, ale tak wielkiej przyjemności nie czuła nigdy. Jej cipka co chwilę zaciskała się i rozluźniała zwiastując spełnienie. Masowała sztywnego kutasa jedną ręką, odgarniając włosy zasłaniające twarz drugą. Gdy wystrzelił w jej usta cofnął penisa intuicyjnie, ale Hermiona miała inny plan. Przytrzymała go i połknęła wszystko. Jeszcze chwilę jeździła językiem po główce penisa, uspokajając oddech i szykując się na własny orgazm. Skurcze targające jej ciałem spowodowały, że lekko przygryzła członek.
- Ach! AAAA Se ve ru sie - wyjęczała. Boleśnie ugryzł ją w lewy pośladek, a ona zaśmiała się cicho i opadła na niego. Klepnął ją i pocałował zaczerwienione miejsce. Granger sturlała się z niego i opadła na kołdrę. Szybko zmienił pozycję i położył się po jej stronie łóżka tak blisko, że mogła poczuć zapach swojej cipki na jego twarzy. Oboje byli zaczerwienieni, oddychali głośno i uśmiechali się jak głupki.
- Pozwolisz mi, uczynić cię szczęśliwym?
- Pozwolisz mi, zerżnąć cię jeszcze raz?
- Pozwolę ci na wszystko.













poniedziałek, 7 listopada 2016

Rozdział 19

Wyjedzie czy nie wyjedzie? Jak obstawiacie? Dzisiejszy rozdział to istny miszmasz, ale przynajmniej nie jest nudny. Mamy rozpacz, zazdrość,zabawę, śmiech, łzy. Ciężko będzie się rozstać z bohaterami, no ale cóż. Miłego czytania ;)



  - Tylko uważajcie! Macie wykonać wszystko dokładnie tak, jak w instrukcji. Trzy zamieszania w prawo i cztery w lewo, nie na odwrót. - Spojrzała po twarzach zgromadzonych, ale widząc, że wszyscy są maksymalnie skupieni i aż rwą się do pracy odetchnęła z ulgą. Nauczanie było wspaniałą sprawą. Dawało jej wytchnienie podczas tylko kilku ciężkich dni. Większość osób z jej zajęć wychodziła z uśmiechem na twarzy, a jeśli coś komuś ewidentnie nie wychodziło, sprawiała, że starał się jeszcze bardziej. Była dobrym nauczycielem, czuła to. Przede wszystkim jednak, odczuwała tak silną satysfakcję, że przewyższać ją mogło już tylko jedno...STOP! Przestań o tym myśleć! Roztargniona znów spojrzała na dzieciaki i ruszyła by sprawdzić jak im idzie. Wszystko byleby tylko znów nie myśleć o Severusie.
Właśnie pochylała się nad kociołkiem Carol, jednej z lepszych uczennic, gdy drzwi pracowni otworzyły się z rozmachem. W progu stanął Chuck szukając jej wzrokiem. Od razu szeroko się uśmiechnął gdy ją dostrzegł i ruszył w jej stronę. Łał, ten to ma wejścia. Uwaga wszystkich dziewcząt w sali została bezpowrotnie rozproszona pojawieniem się przystojnego ucznia, ale on zdawał się tego nie zauważać. Patrzył tylko na Hermionę i mogłaby przysiąc, że dostrzega w jego oczach nie tylko dziecięcy podziw. Wbrew sobie spłonęła rumieńcem i zmieszała się, zaraz jednak się opanowała i uśmiechnęła się do chłopaka.
- Co cię tu sprowadza Charles? - Sama nie wiedziała dlaczego, ale wymówiła jego pełne imię drżącym głosem.
- Hm...Pani Profesor, mam list.- Wyciągnął w jej stronę pergamin, a gdy go przejęła poczuła jego palce na swoich. Trwało to najwyżej dwie sekundy, ale była pewna, że ten dotyk nie był przypadkowy. Ten chłopak ją podrywał! Sama nie wiedziała czy jest bardziej zgorszona, czy ucieszona, ale odchrząknęła i spojrzała na list. Zapewne to Dyrektor chce się z nią widzieć. Postanowiła na razie nie zaprzątać sobie tym głowy i odłożyła kartkę na najbliższy stolik. Spojrzała na blondyna z wymuszonym uśmiechem i skinęła mu głową. Ten jednak nadal stał i patrzył prosto na nią z uwielbieniem wypisanym na twarzy. Zmieszała się, nie bardzo wiedząc co ma teraz niby zrobić?
- Możesz już iść, dziękuję. - Starała się nie brzmieć obcesowo, ale nie była pewna czy jej się udało.
- Tak...tak jest, do zobaczenia.- Wykonał nerwowy ruch ręką, który pewnie miał uchodzić za pomachanie, ale wyglądało to bardziej jakby chciał odgonić od siebie pszczołę. Cofnął się pod drzwi, ale przystanął zaskoczony, gdy usłyszał głos z głębi sali. Carol patrzyła na niego pożądliwym wzrokiem i pomachał mu kusząco.
- Cześć Chuck.
Kilka osób wybuchnęło śmiechem, ale chłopak zmieszał się i bez słowa wyszedł. Hermiona popatrzyła na uczennice zaskoczona, ale spojrzenie jakie posłała jej Carol wcale nie było przyjazne. Wyrażało zazdrość.
Nauczycielka przeczuwała, że mogą z tego wyjść kłopoty.
Dalszy etap ważenia eliksiru obserwowała specjalnie omijając ławkę panny Zane, ale nie musiała się martwić o jakąkolwiek pomyłkę. Dziewczyna miała ewidentny talent. Jako jedna z nielicznych prawie nigdy nie prosiła jej o pomoc, a jeśli miała z czymś problem dochodziła do rozwiązania na własną rękę.
Zajęcia minęły względnie produktywnie, gdyż Hermionie po tym porannym występie Chucka odechciało się czegokolwiek. Pozwoliła uczniom wyjść kilka minut przed czasem. Usiadła za biurkiem z kubkiem zielonej herbaty. Musiała się uspokoić. Zaraz najpewniej minie się z Severusem, musi być dzielna. Jak na razie dobrze szło im wzajemne unikanie. Od pamiętnej partii szachów widzieli się tylko w przelocie,a podczas posiłków siedzieli po przeciwnych końcach stołu. Czy ktokolwiek to zauważył? Oczywiście. Od razu otrzymała kilka natarczywych spojrzeń od Minerwy, a nawet Hagrid chciał ją zaprosić na małą pogadankę o tym, że trzeba sięgać po to czego się pragnie. Łatwo mu było to powiedzieć...
Wkroczyła do Wielkiej Sali i z radością spostrzegła, że Snape' a jeszcze nie ma. Usiadła zatem na swoim zwyczajnym miejscu i rozejrzała się po sali. Zaraz napotkała spojrzenie Chucka, który patrzył na nią, jakby była milionem galeonów w ładnym wdzianku. Niemrawo mu pomachała, ale on zaraz odwrócił głowę widząc, że część osób z Gryffindoru się na niego gapi. Uśmiechnął się pod nosem, ale więcej na nią nie spojrzał. Wiedziała o tym, gdyż wbrew sobie, co kilka minut patrzyła na niego. A było na co popatrzeć. Gdyby nie fakt iż chłopak był kilka lat młodszy, a ona profesorką na zabój zakochaną w innym nauczycielu, no cóż pewnie szalałaby za nim tak samo jak żeńska połowa szkoły.
Gdy posiłek dobiegł końca ruszyła do wyjścia jako jedna z pierwszych osób, wolała uniknąć kolejnego spotkania ze ślizgonem. Już i tak czuła się dość głupio.
Wymaszerowała z Wielkiej Sali i ruszyła do biblioteki. Potrzebowała uzupełnić kilka lektur do kolejnych zajęć, no i oczywiście zająć czymś myśli byle tylko nie rozpamiętywać tego co było.
Weszła do biblioteki "jak do siebie." Przez te wszystkie lata była jedną z niewielu osób, które dzień bez odwiedzin w bibliotece uznawały za dzień stracony. Całe szczęście, że Severus posiadał swoją bogato wyposażoną bibliotekę, inaczej pewnie co i rusz by się na niego natykała.
Ruszyła między regałami. Co jakiś czas przystawała i zgarniała jakiś opasły tom. Zakończyła wycieczkę przy biurku pani Pince, która uśmiechnęła się do niej promiennie. Z całym naręczem książek zeszła po schodach do swojej komnaty, zaraz jednak przypomniała sobie, że zostawiła w klasie ten nieszczęsny list. Chcąc- nie chcąc powędrowała schodami na sam dół, do klasy eliksirów. Oczywiście, gdy otworzyła drzwi spostrzegła Severusa siedzącego za biurkiem. Był pogrążony w pracy i nawet nie podniósł na nią wzroku. Ale tylko udawał, doskonale zdawał sobie, że weszła do pomieszczenia. Szybkim krokiem na drżących nogach ruszyła w stronę jego biurka i cicho odchrząknęła. Podniósł głowę, zaraz jednak znów ją opuścił nie mogąc patrzeć na dziewczynę. Zmieszana podeszła do biurka na którym leżał list i zgarnęła go szybko. Zamierzała odmaszerować nim jeszcze mogła utrzymać emocje na wodzy. Znów jednak, prawie jakby to zaplanował, głosem zatrzymał ją w pól kroku.
- Czeka nas jeszcze jeden wypad do Ministerstwa. Jutro wieczorem.
- Dobrze, o której?
- Po twoich ostatnich zajęciach. Możemy się umówić od razu, chyba, że wolisz jeszcze coś zjeść.
- Dobrze, po kolacji. Coś szczególnego, czy mam się tym nie przejmować?
- Nie zawracaj sobie tej ślicznej główki. Tylko ubierz się ładnie. - Takiego Severusa znała. Szyderczy ton i obraza.
- Ładniej niż ostatnio? - Wreszcie na nią spojrzał, ale nie był już taki pewny siebie, wyglądał raczej na poruszonego, że powróciła do tamtej pamiętnej gorącej nocy. Gdy przypomniał sobie jej wygląd, jej rozczochrane włosy i zaczerwienione policzki, zabrakło mu tchu. Przełknął nerwowo ślinę i tylko skinął jej głową od razu powracając do papierów. Zrozumiała, że dalszego ciągu nie będzie. Zrobiła w tył zwrot ciesząc się z małego zwycięstwa jakie odniosła. Już za drzwiami wykonała kilka wdechów i wydechów. Nie było tak źle. Nie pozabijali się i nie rzucili na siebie. Zaraz jednak się zawróciła i zaklęła cicho. List. Znów go zapomniała. Otworzyła drzwi i ruszyła przez klasę, jednak coś jej nie pasowało. Snape. Nie było go za biurkiem. Podeszła bliżej i spostrzegła, że listu na biurku też nie było. Lekko zdenerwowana, ale i rozbawiona ruszyła w stronę kantorka, w którym czasami zwykła przygotowywać niektóre ingrediencje. Uchyliła drzwi i wsadziła głowę. Stał oparty o jakąś szafkę i uśmiechał się krzywo. W ręku trzymał zaadresowany do niej list. Spojrzała mu w oczy oniemiała,zadziwiona że naprawdę ma zamiar odstawić taką farsę.
Podeszła jednak bliżej, gotowa zagrać w jego grę. Wyciągnęła rękę na płasko, mężczyzna z kolei różdżką zablokował drzwi. Spojrzał na nią z głodem w oczach, ale i z nadzieją. Postanowiła nie przerywać tej dziecinady.Chce się bawić, będą się bawić.
- Severusie, oddaj mi proszę list.
- Nie zrobię tego.
- Dlaczego?
- Bo...mam ochotę się z tobą podroczyć. Będziesz musiała spełnić kilka moich zachcianek.
- Na biurku, w składziku na miotły, na podłodze? Jak wolisz? - Wypowiadając te słowa pokazywała kolejne obszary, siląc się na lekki ton. Kiedy jednak Severus czerwony jak burak spojrzał na nią zamglonymi oczyma zrozumiała, że znów się zagalopowała. - Nie chodziło ci wcale o szybki seks prawda?- Spuściła oczy niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Snape uśmiechnął się, ale wciąż przełykał nerwowo.
- W zasadzie nie, ale podoba mi się twój plan.- Oderwał się od szafy i stanął na przeciwko dziewczyny.
- Serio?
- Hermiono.- Jej imię wypowiedziane tym głębokim gardłowym głosem sprawiło, że poczuła wilgoć między nogami. Podniosła na niego oczy nie mogąc uwierzyć, że naprawdę zaraz ją weźmie.
Pochylił się w jej stronę, poczuła mocny kawowy zapach i wciągnęła go głęboko do płuc. Przymknęła powieki, czekając na jego kolejny ruch. Sekundy mijały, on jednak tylko na nią patrzył.
- Nic z tego.- Gdy ich oczy się spotkały, poczuła się jak idiotka. Znów z niej szydził. Ta gra musiała go cholernie podniecać. Nie myśląc wyciągnęła rękę i zamachnęła się, jednak on jak zawsze przytomny złapał ją i mocno przytrzymał. Korzystając z zaskoczenia uniosła nogę i celując w jego krocze wykonała wykop, ale on znów był szybszy. Zachwiała się pod wpływem jego silnego uścisku, który poczuła na kostce. Nie dość, że była unieruchomiona, to jeszcze ściskał ją naprawdę mocno, ale ona o to nie dbała. Wilgoć zalewała jej bieliznę i nic nie mogła na to poradzić. Przechyliła się całym ciałem w lewo, by uzyskać choć trochę równowagi. Severus uśmiechnął się do niej krzywo, a jego oczy płonęły. Z pożądania. Rozluźnił lekko uchwyt na kostce i pogładził skórę. Poczuł jej gęsią skórkę. Znów się uśmiechnął. Cały czas patrzyli sobie w oczy. Przesunął rękę z kostki ku łydce. Gładził ją delikatnie masując. Hermiona powstrzymywała się, by nie jęknąć. Zepsułaby wszystko. Zamiast tego, spróbowała się odwrócić, by znaleźć wygodniejszą pozycję. Zaraz zwiększył nacisk na jej dłoń i przycisnął ją sobie do brzucha. Zjechał na dół i na kierował jej dłoń na sztywnego członka. Gdy tylko poczuła go pod palcami, odetchnęła głęboko. Powoli poznawała podłużny kształt, a ręka jej partnera wciąż spoczywała na jej dłoni. Było to tak zmysłowe i podniecające, że nie mogła się powstrzymać i uniosła twarz do pocałunku. Snape stał z zamkniętymi oczami, głośno oddychając. Gdy poczuł jej usta na swoich, zesztywniał jeszcze bardziej. Nie oddał pocałunku, otworzył oczy. Patrzyła na niego z urazą mieszającą się z żądzą. Bardzo dobrze. Znów przesunął dłoń wyżej, teraz jego palce pieściły wrażliwe kolano i powoli sunęły w kierunku uda. Jego członek pulsował domagając się pełnej uwagi. Dziewczyna oddychała głęboko,cały czas patrząc na jego twarz. Nie przestawała masować go przez spodnie. Próbowała przesunąć się w przód i otrzeć o niego, ale sposób w jaki ją trzymał uniemożliwił jej to skutecznie. Gdy jego ręka wreszcie dotarła na skraj bielizny, zatrzymał się i pochylił. Spojrzał jej prosto w oczy, następnie pocałował tak mocno i zaborczo jak jeszcze nigdy. Manewrował językiem we wnętrzu jej ust i co chwilę przygryzał jej wargę. Już nie powstrzymywała jęków. Oboje oddychali głośno. Mężczyzna wreszcie zabrał rękę z własnego krocza i chwycił jej policzek. Gest ten był tak intymny i czuły, że zadrżała. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Gdy znów pochylił się do pocałunku i złączył ich usta, w jej głowie rozbrzmiewało tylko jedno zdanie. " Czy to jest pożegnanie?" Przestała jednak myśleć gdy tylko poczuła jego palce pod materiałem majtek. Gładził delikatnie jej wargi, a stale rosnący penis potwierdzał, że sprawia mu to taką samą przyjemność jak jej. Nieoczekiwanie pchnął ją na stojący nieopodal stół i równocześnie wbił palec w jej rozgrzane wnętrze. Patrzyła na niego niepewna co się zaraz wydarzy. Pół leżąc na zimnym blacie jęknęła przeciągle. Kciukiem masował jej łechtaczkę. Pochylił się tak nisko, że jego usta znajdowały się na poziomie jej ucha. Znów zadrżała czując jego gorący oddech. Cały czas ją pieścił. Dociskał nabrzmiałe krocze do jej uda. Gdy usłyszała jego szept, wstrzymała oddech.
- Nic nie trwa wiecznie, miałaś rację.
Nim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch, Severus wyprostował się. Machnięciem różdżki odblokował drzwi i wyszedł, nie oglądając się za siebie. Gdy minęło pierwsze osłupienie, Hermiona opuściła zdrętwiałe nogi i jęknęła. Pod powiekami poczuła łzy. Jej łechtaczka pulsowała mocno. Wciąż odczuwała podniecenie. Była zła i zraniona, ale również napalona do granic możliwości. Pot spływał jej po plecach. Podniosła się i obciągnęła spódnicę, uważając by nie dotknąć wrażliwych ud. Otarła oczy wierzchem dłoni i ruszyła do wyjścia. Tym razem Snape wygrał, ale ona mu jeszcze pokaże.
Wymaszerowała z klasy eliksirów na chwiejnych nogach. Dopiero gdy znalazła się w zaciszu własnych komnat dała ujście podnieceniu jakie wciąż się w niej kotłowało. Kilkakrotnie wyjęczała imię swojego ukochanego, a dochodząc miała przed oczami jego twarz. Jego i tylko jego będzie zawsze kochać, była tego pewna. Jedyne co jej pozostało, to dać mu się o tym przekonać. Czas uciekał. Musiała działać szybko. Odczytała wreszcie list, który jak sądziła zawierał instrukcje co do tego co powinna mówić i jak się zachowywać na spotkaniu z urzędnikami Ministerstwa.


 Dobierała strój w pośpiechu, ale wcale nie nie przemyślanie. Założyła piękny perłowy gorset, który doskonale podkreślał to co miał podkreślić. Makijaż jaki wykonała, był prawie że nie widoczny. Postawiła na naturalny wygląd i miała nadzieję, że to zaprocentuje.
Gdy nadeszła już prawie pora spotkania z Severusem, postanowiła zacząć wcielać plan w życie. Znaleźć Chucka nie było ciężko. Poszukała najbardziej rozchichotanej grupki dziewcząt, w pobliżu od razu zauważyła tego którego szukała. Oczywiście rozpromienił się na jej widok. Pociągnęła go na bok, aby nie robić jeszcze większej sensacji. Jeszcze ktoś pomyśli, że to dla niego tak się ubrała. Nie żeby chłopak w jego wieku potrafił docenić zalety gorsetu, ale lepiej dmuchać na zimne.
Gdy wreszcie znaleźli się poza spojrzeniami grupy zatrzymała się i spojrzała na swojego kompana.
- Chuck. Wiem, że uczta z okazji Halloween jest w zamku już legendą i na pewno czekasz na nią tak jak wszyscy, ale chciałam zaprosić cię do siebie. To znaczy...do Nory. Harry i Ginny na pewno ucieszą się mogąc znów z tobą porozmawiać. Co ty na to? - Przez cały ten czas chłopak patrzył na nią maślanymi oczyma, to fakt, ale kiedy wreszcie z jej ust padła propozycja, nie wykazał jakiegoś ogromnego entuzjazmu.
- Pani Profesor, tyle że...nie wolno mi. Nie mogę uczestniczyć w zabawie w Norze. Mam szlaban przez kolejne dwa tygodnie i nie dostane pozwolenia na opuszczenie zamku.
- Daj spokój, kto ci wlepił ten szlaban?
- Profesor Snape.- Popatrzył jej w oczy z  kwaśną miną.
- Rozumiem. Tym się nie przejmuj, załatwię z nim tak, że będziesz mógł pojechać.
- Naprawdę? Czyli to prawda, co mówią o was? Trzyma Pani Snape' a pod pantoflem?- Śmiał się, ale jego oczy pozostały zimne.
-Ten dupek na Panią nie zasługuje. Powinna Pani lepiej dopierać sobie kochanków.- Hermiona stała jak wryta i nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Nim zdążyła się otrząsnąć ślizgon pogładził ją delikatnie po podbródku i odszedł nie oglądając się za siebie.
Nawet go nie zatrzymała. Stała jak słup soli i oddychała głęboko. Chuck zachowuje się bezczelnie, jakby miał do mnie jakieś prawa - pomyślała. A przecież nie miał żadnych. Był tylko uczniem, którego miała nadzieję delikatnie wykorzystać do odzyskania Severusa. Skoro jednak on zachowywał się jakby mózg zostawił w innej szacie, będzie musiała zrobić coś innego. Miała jeszcze chwilę czasu na zastanowienie, więc ruszyła pod Wielką Salę na posiłek.
Od razu zauważyła baczne spojrzenie jakim obdarzył ją Dumbledore, ale uśmiechnęła się do niego uspokajająco i przeniosła wzrok na siedzącego obok Severusa. Zlustrował ją od góry do dołu, zatrzymując się na jej uwypuklonym dekolcie. Jak jej się wydawało warknął szarpiąc za kawałek szynki wystający z kanapki. Gdy zajęła miejsce obok niego ostentacyjnie się odsunął by jak najbardziej zwiększyć dystans między nimi. Nie odzywali się do siebie, ale kryzys wisiał w powietrzu. Hermionie było przykro, że Snape mimo wszystko nie potrafi utrzymać uczuć na wodzy, ale wiedziała, że to po części też jej wina. Gdy wreszcie uczta się skończyła przepuścił ją przodem i prawie że razem zeszli i wymaszerowali z Wielkiej Sali. Oczywiście spora część uczniów udawała, że wcale się na nich nie gapi. Ich przemarszowi towarzyszyły chichoty i mało dyskretne pokazywanie palcami. Jakby byli małpkami w cyrku.
Gdy w końcu znaleźli się poza granicami zamku, tuż obok punktu aportacyjnego, Snape nieoczekiwanie chwycił ją za rękę i pogładził po wierzchu. Spojrzała na niego, ale on miał wzrok utkwiony gdzieś w dali.
Nim zdążyła się obejrzeć szarpnęło nimi i już wylądowali na jednej z mniej uczęszczanych uliczek Londynu. Budka telefoniczna, z której zmuszeni byli skorzystać by przedostać się do ministerstwa okazała się o wiele za ciasna dla nich obojga. Co chwilę ocierali się o siebie, zahaczali rękoma bądź łokciami, no i patrzyli na siebie z bliskiej odległości, co było najgorsze. Hermiona ledwo wytrzymała to napięcie. Miała tak ogromną ochotę go pocałować, że z wielkim trudem się powstrzymywała. Jego oczy skrzyły się tym niezdrowym blaskiem, który tylko ją przyciągał. Oboje z  ulga powitali wreszcie posadzkę budynku ministerstwa i od razu odsunęli się od siebie na bezpieczną odległość. Severus od razu wszedł w swoją rolę urzędnika. Odzywał się tylko formalnym tonem i nie patrzył na nią, a gdy mijali kogoś znajomego krótko przedstawiał ją jako nową profesorkę, nie czekając nawet aż wymieni z nowo poznanym choć dwa kurtuazyjne zdania. Całą swoją postawą dawał do zrozumienia, że jest milion innych miejsc w których wolałby aktualnie przebywać, z Azkabanem włącznie. Hermiona cały czas robiła dobrą minę do złej gry. Czuła się zła i upokorzona, ale nie pokazywała tego. Twardo brnęła dalej, pokazując wszystkim kłamliwy obraz wesolutkiej " wiem to wszystko. " W końcu jednak ich wędrówka dobiegła końca. Trafili do jednego z gabinetów w podziemiach. Czarownica, która ich ugościła bardzo jej kogoś przypominała. Nie to jednak ją martwiło. Urzędniczka, której została przedstawiona zdawała się lubić Severusa o wiele bardziej niż sam zainteresowany skłonny przyznać i cały czas robiła aluzje, jakoby coś ich w przeszłości łączyło. Gryfonka starała się nie zwracać na to uwagi i robić swoje, ale w pewnym momencie po prostu wyszła, kiedy tamta dwójka kompletnie nie zwracała na nią uwagi rozmawiając konfidencjonalnym szeptem w dalszym kącie pokoju.Ledwo powstrzymując łzy ruszyła korytarzem nie oglądając się w tył. Starała się uspokoić oddech i nie rozmazać makijażu. Usiadła na pobliskiej ławeczce i rozejrzała się. Nikogo nie było w pobliżu, więc pozwoliła sobie cicho załkać. Wszystkie emocje jakie tłumiła w sobie teraz próbowały się wydostać i przejąć nad nią kontrolę. Zacisnęła pięści i odetchnęła głęboko. Gdy uniosła głowę spostrzegła postawnego, przystojnego mężczyznę, patrzącego na nią z nieukrywanym zainteresowaniem. Uciekła spojrzeniem w bok, mając nadzieję, że sobie pójdzie, ale przeliczyła się. Podszedł bliżej i bez żadnych wstępów wyciągnął do niej dłoń.
- Jestem zaszczycony. James Newborn, ojciec Chucka. Gdy usłyszałem, że wraca Pani do Hogwartu aby objąć posadę, miałem nadzieję kiedyś panią spotkać i poznać. Pewnie pani nie wie, ale w niektórych kręgach jest pani żywą legendą. - Uśmiechnął się życzliwie, pokazując rząd równiutkich białych zębów. Cały czas trzymał jej dłoń w swojej, a gdy wreszcie się ocknęła i spojrzała na niego niespiesznie, opuścił rękę jakby od niechcenia. Odchrząknęła i znów spojrzała w bok. Mężczyzna był niewątpliwie wspaniały i wymuskany niczym model, ale widać było kurze łapki wokół oczu, delikatne bruzdy na policzku, a jego gęste blond włosy gdzieniegdzie przyprószone siwizną. Zorientowała się, że wgapia się w niego niczym w obrazek, więc znów odchrząknęła i usiłowała przypomnieć sobie, jak się mówi.
- Bardzo mi miło. Nie wiem, co Pan o mnie słyszał...
- James...proszę.
- Hm.. nie wiem co o mnie słyszałeś, ale pewnie większość z tego to bzdury.- Zachichotała nerwowo, przeklinając się w myślach.
- Mogę?- Nie czekając na jej pozwolenie przybliżył dłoń do jej policzka i starł smugę z tuszu do rzęs, który się rozmazał. Poczuła, że jej skóra płonie. Zaczerwieniła się ogniście i cofnęła głowę przerażona. Nie musiała na niego patrzeć by wiedzieć, że się uśmiecha. Usłyszała kroki i spojrzała w bok. Severus szedł szybko w stronę ławki. Minę miał paskudną. Spojrzała na swojego towarzysza modląc się by znów nie zechciał jej dotykać kiedy Snape patrzy. James jednak nie zwracał na nią uwagi. Ruszył na przeciw mistrza eliksirów i uścisnęli się krótko, po męsku.
- James.
-Severusie, kupę lat.
- Nic się nie zmieniłeś.
- Ty też nie, zawsze lubiłeś mieć koło siebie piękną kobietę. - Znów się uśmiechnął, ale widząc minę swojego rozmówcy uciekł spojrzeniem gdzieś w bok, zmieszany. Obrócił się bokiem, pomachał do patrzącej na nich dziewczyny i odszedł szybkim krokiem.
 Snape usiadł na ławce i się nie odezwał, ale wyczuwała, że ma jej sporo do powiedzenia i to wcale nie miłe rzeczy. Westchnęła zrezygnowana. Możemy już wracać? Jestem zmęczona.- O dziwo odezwał się łagodnie i znów złapał ją za rękę.
- A może moglibyśmy jeszcze gdzieś pójść?
- Co masz na myśli?

Znów stali na słabo oświetlonym wzgórzu. Światła miasta migotały w dole. Severus puścił jej dłoń i odszedł na bok. Stali w ciszy. Nie rozumiała dlaczego znów ją tu zabrał. Czekała na jakiekolwiek wyjaśnienia, ale jak to zwykle z mistrzem eliksirów bywa, nie doczekała się. Poczuła, że drży. Nie zabrała ze sobą płaszcza, ani nawet szala, mieli tylko złożyć wizytę w ministerstwie i wrócić. Objęła się ramionami próbując zahamować szczękanie zębami. Mężczyzna odwrócił się i spojrzał na nią przelotnie. Od razu ściągnął czarny płaszcz i energicznie zarzucił jej na ramiona. Poczuła znajomy zapach jego ciała, whisky i korzennych perfum i zaczerwieniła się. Na szczęście nie widział tego, albo nie chciał widzieć. Skinęła mu z wdzięcznością, bojąc się przerwać ciszę. Musiała jednak to zrobić.
- Nie wyjeżdżaj. - Błagała go spojrzeniem by ją objął i zapewnił, że nigdy nie zostawi. Przybliżył się i nachylił w jej stronę. Jego oczy były łagodne, a głos jakby...czuły?
- Wiesz, że muszę.
- Kochasz mnie?
- Nie każ mi odpowiadać Hermiono. - Spuściła oczy, gdyż znów poczuła łzy pod powiekami.- Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Oddałbym życie, zaprzedał dusze diabłu, zaprzyjaźniłbym się z Potterem.- Parsknęli nerwowym śmiechem. Hermiona pociągnęła nosem znów patrząc mu w oczy.
- Pocałuj mnie. Proszę...- Wspięła się na palce i połączyła ich usta. Pocałunek był długi i namiętny, ale miał jeden smak. Gorzki smak pożegnania. Snape przygarnął ją do siebie i przytulił z całych sił. Stali objęci chłonąc swoją bliskość. Oboje zdawali sobie sprawę, że w tej walce nie będzie wygranych.


                                                                 *

Po powrocie do zamku nie rozmawiali ze sobą przez kilka dni. Taka była umowa. Dali sobie czas na przemyślenie pewnych spraw i oswojenie się z myślą, że za niedługo nie będą się widywać wcale. Hermiona powitała kolejny weekend z radością. Wybierze się do Nory. Zdążyła już stęsknić się za przyjaciółmi, no i musi koniecznie porozmawiać z Ginny.
Odszukała Chucka w tłumie ślizgonów i przekazała mu ostatnie instrukcje co do ich podróży do domu Weasley'ów. Chłopak cieszył się jak dziecko, a dziewczyna widząc jego roześmiane oczy i dołeczki w policzkach powędrowała pamięcią do starszego Newborne'a, którego elektryzująca uroda już dawała się zauważyć w rysach syna.

Gdy stanęli przed bramką do ogrodu Weasley 'ów  wszędzie unosiły się dyniowe głowy z wyszczerbionymi uśmiechami i  pochodnie. W tle słychać było muzykę i śmiechy.
Radosna atmosfera od razu udzieliła się nowo przybyłym. Domownicy witali się z Charlesem jak z dawno nie widzianym przyjacielem co chłopak przyjął z wzruszeniem. Co chwilę jednak zerkał na Hermionę pożądliwym wzrokiem, a gdy odwzajemniała spojrzenie- płoszył się. W końcu dotarli do centrum każdej imprezy - kuchni. Przy stole toczyła się zażarta bitwa na jedzenie hot-dogów na czas. Oczywiście wygrywał George, ale Ronowi nie wiele brakowało do zremisowania. Granger mijała kolejnych przyjaciół wypatrując w tłumie Ginny. Zostawiła swojego towarzysza z Harrym i Ronem, co skwitowali śmiechem.
Gdy znalazła się na piętrze, z ulgą zauważyła, że tutaj dudnienie muzyki i krzyki nie są aż tak donośne. Mając w pamięci ostatnie wydarzenia zapukała, a gdy usłyszała ciche "proszę" weszła do pokoju. Ginny nakładała wprawną ręką ostatnie warstwy cieni do powiek siedząc przed ozdobną toaletką. Uśmiechnęła się do Hermiony promiennie, pokazując aby zaczekała jeszcze momencik.
Starsza czarownica przysiadła na skraju łóżka i z uśmiechem obserwowała jak tamta dokańcza robienie się na bóstwo. Gdy skończyła objęły się serdecznie i wygodniej rozsiadły się na łóżku.
- No i jak tam sprawy małżeńskie? - W odpowiedzi gryfonka prychnęła i pokazała Rudej język.
- Pamiętasz jak jeszcze kilka miesięcy temu się nienawidziliśmy?
- W zasadzie jeśli mam być szczera, to nie. -  Popatrzyły na siebie.- Odczuwałaś niechęć, czasami byłaś wkurzona czy rozczarowana, ale żeby go nienawidzić? Wątpię. Harry i Snape się nienawidzili. Ale ty i Snape? Jeśli już to nazywać, to raczej wzajemna niechęć. Nigdy nim nie gardziłaś, zawsze go szanowałaś, a to że wkurzał cię jak nikt inny, jest tylko dowodem na słuszność powiedzenia "kto się czubi, ten się lubi." - Kolejne prychnięcie ze strony gryfonki i Ginny postanowiła w końcu zamilknąć. Pokazała jej ręką, że ma kontynuować. - Tak sobie czasami myślę, co by było, gdybym jednak nie uratowała mu wtedy życia i dzięki temu nie wróciła do Hogwartu. Gdzie bym  wtedy była, co bym robiła?
- Ale po co w ogóle się nad tym zastanawiasz? Takie gdybanie jest do ciebie bardzo niepodobne.- Weasley'ówna spojrzała na brązowowłosą karcąco kręcąc głową.
- Bo kiedy przychodzi taki krytyczny moment w życiu, to człowiek zaczyna się zastanawiać nad wyborami jakich dokonał.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że żałujesz?
- To nie tak. Myślę, że Snape żałuje, więc jest mi podwójnie źle.
- Znów się coś popieprzyło...
- Nie do końca. Zrozumieliśmy chyba oboje, że nie możemy być razem, ale nie potrafimy być osobno, więc albo on albo ja wyjedziemy. Zaofiarował, że to on opuści szkołę, więc pewnie jeszcze miesiąc, dwa i więcej go nie zobaczę.
- Dlaczego wyczuwam, że to wcale nie był twój pomysł?
- Bo nie był. Znasz mnie. Na siłę, nie będę go zatrzymywała, ale skoro nie potrafi tak po prostu mnie kochać, to lepiej będzie, jak nie będziemy utrzymywać kontaktu.
- Pozwól mi zrozumieć. Kochasz go, on kocha ciebie, ale nie będziecie razem, bo nie wierzycie, że może wam się udać, a porażka będzie zbyt bolesna?- Ruda spojrzała na nią z rozbawieniem.
- Mniej więcej tak. Z twoich ust to brzmi jak największy banał świata - ich spojrzenia się spotkały - to nie jest największy banał świata! - Po pokoju rozszedł się gromki wybuch śmiechu. Po chwili jednak obie spoważniały.
- Jeśli on nie jest gotów kochać mnie aż do śmierci, ba nawet spróbować, to nie będę go zmuszać. Ja byłabym gotowa podjąć te próbę, on nie.
- A czy on o tym wie?
- Myślę, że dość jasno dałam mu odczuć czego chcę. Jeśli jeszcze tego nie zrozumiał, to musi być idiotą.
- Jest facetem, prawda?



                                                                           *

Impreza w ogrodzie trwała w najlepsze. Prowizoryczny parkiet oświetlony delikatnie kilkoma dyniami był zatłoczony. Pląsające pary próbowały poradzić sobie ze ściskiem, ale nikt nie narzekał. Cieszyli się, że są tutaj wszyscy razem i mogą dzielić te wspólne chwile. Nawet Hermiona w ramionach Rona musiała przyznać, że dobrze jest tak czasem po prostu potańczyć, bez zastanawiania się " co tez Snape może sobie myśleć ." Delikatnie kołysali się w rytm jakiejś ballady, gdy w tłum wmieszał się Chuck i poprosił o kolejny taniec. Hermiona ze śmiechem chwyciła wyciągniętą dłoń, ale nerwowo zerkała czy Minerwa lub Albus ją widzą. Wiedziała, że w tańcu z uczniem nie ma nic złego, ale bądź co bądź czuła się nieswojo. Miejsce w talii gdzie spoczywała ręka chłopaka piekło ją i poczuła, że się czerwieni. Charles patrzył na nią z uśmiechem, a gdy nie odwzajemniła się nachylił się w jej stronę i zapytał, czy aby na pewno wszystko w porządku. Jego bliskość dziwnie na nią działała i nie mogła powstrzymać się od wdychania pięknego zapachu jakim skropiona była jego koszula. By go uspokoić szepnęła tylko, że ma za ciasne buty i czym prędzej uciekła jak tylko piosenka się zmieniła. Miała nadzieję, że ślizgon nie uzna jej zachowania za podejrzane. Ruszyła w głąb domu, aby znaleźć się w przedpokoju i po chwili na ganku. Tutaj na szczęście było pusto. Usiadła na schodach. Chwyciła policzki w dłonie, by choć trochę je ochłodzić. Bardziej poczuła niż usłyszała, że ktoś za nią stoi. Nie odwróciła się jednak. Czekała. Przybysz podszedł bliżej i stanął centralnie za nią. Całe jej ciało spięło się, gdy usłyszała ten drwiący głos.
- Fajnie się tańczyło?
- O co ci chodzi Severusie?
- Nic nic, ty i młody Newborn ładnie razem wyglądacie. Kiedy mnie już nie będzie, będziesz mogła się koło niego zakręcić. Jestem pewien, że jego ojciec pochwaliłby wasz związek, no chyba, że to za ojca chcesz się wziąć? - Znów ta drwina w jego głosie. Oczywiście dopiekł jej do żywego. Mogła się spodziewać, że jeśli ktokolwiek będzie miał coś do powiedzenia na temat Chucka, to będzie Snape. Znów poczuła złość i straszne upokorzenie.
- Co cię to obchodzi, przecież sam powiedziałeś, że ciebie już nie będzie.- burknęła. Myślała, że odejdzie, jednak on przysiadł się zachowując rozsądny odstęp.
- Ale na razie jestem...
- Czyli co? Dopóki nie wyjedziesz nie wolno mi z nikim rozmawiać, z nikim tańczyć, nic mi nie wolno tak?- Sama się zdziwiła jak płaczliwie zabrzmiał jej głos. Przysunął się bliżej i spojrzał na nią w pół mroku. W jego głosie wyczuła fałszywą troskę.
- Nie nie. Możesz robić co tylko zechcesz, byle nie miało to nic wspólnego z tym chłystkiem.
- Ty jesteś zazdrosny!-  Oskarżycielsko wymierzyła w niego palec dotykając torsu. W odpowiedzi prychnął i spojrzał na nią z góry.
- Nie bądź śmieszna Hermiono. Co niby takiego ma ten gówniarz, czego ja nie mam?- Jego oczy zapłonęły niebezpiecznie.
-  Szansę na szczęście?Odwagę, by wziąć to czego pragnie?- Nie mogła się powstrzymać. Musiała jeszcze raz spróbować.
- Nie przeginaj. Uzgodniliśmy, że tak będzie najlepiej.
- Nie, nie. Ty tak ustaliłeś. Mnie nie pozostało nic innego jak zgodzić się z takim stanem rzeczy, bo jesteś zbyt wielkim tchórzem by mi zaufać i spróbować.- O dziwo minę miał zbolałą.
- Hermiono. Proszę cię. Nie wchodźmy w to znów.
- Co byś zrobił, gdybym nigdy nie musiała uratować ci życia, a tym samym nie wróciła do Hogwartu?
- Jak to co bym zrobił? Pewnie uczyłbym do śmierci, albo co najmniej do zasłużonej emerytury. Czemu pytasz ? - Zwrócił twarz w jej stronę, ale ona wzrok miała spuszczony.
- Ostatnie miesiące wiązały się z tobą cały czas. Wciąż albo razem przebywaliśmy, albo myślałam o tobie. Listy, rozmowy, kłótnie...Ciężko będzie, kiedy to wszystko zniknie.- Pociągnęła nosem, a o on dziwo przygarnął ją do siebie wtulając twarz w jej włosy i splatając dłonie na jej brzuchu. Z wrażenia wstrzymała oddech, ale nie śmiała się odwrócić i na niego spojrzeć. Pół siedzieli, pół leżeli w tej dziwnej pozycji i żadne z nich przez chwilę się nie odezwało. W ciszy wieczora, kiedy najgłośniejszym dźwiękiem było bicie ich serc, usłyszała jego szept.
- Mnie też kochanie. Mnie też.- Poluzował chwyt i wstał z gracją tylko sobie właściwą.



Gryfonka znów wmieszała się w tłum bawiących się gości, a gdy dostrzegła Hagrida oraz Minerwę usiłujących tańczyć kankana musiała sprawdzić, która jest godzina. To niemożliwe żeby było już aż tak późno. W najdalszym kącie spostrzegła Severusa i Dyrektora, pogrążonych w rozmowie. Nie zauważyli jej więc przemknęła dalej i zatrzymała się dopiero poza zasięgiem ich wzroku.
Siedzący przy stole czarodzieje raczyli się Ognistą i ponczem wytwórstwa bliźniaków. Przysiadła się do Percy' ego i jego narzeczonej, ale okazali się zbyt zajęci sobą, więc wstała od stołu z pełną szklaneczką.
Wszyscy w okół zdawali się świetnie bawić. Poczuła się bardzo samotna. Pochłaniała szklaneczkę za szklaneczką co jakiś czas przystając i zagadując kogoś. W końcu jednak zmęczenie dało się we znaki. Ruszyła przed dom, by deportować się na wzgórza. Chciała jeszcze pożegnać się z Ginny, gdy przypomniała sobie o Chucku. Przecież mieli wracać razem. Chcąc nie chcąc zaczęła go szukać i wypytywać wszystkich czy go nie widzieli. Gdy go znalazła, wyglądał jakby wypił o wiele za dużo, ale miał już 17 lat więc cóż jej do tego. Złapała go za fraki i siłą wyciągnęła z objęć jakiejś młodej ślicznej dziewczyny, która wyglądała jakby chciała ją ukatrupić. Chuck chyba jednak nie był aż tak pijany bo ruszył do kominka łapiąc za wazę z proszkiem fiuu, ale w porę złapała go za rękę i wyciągnęła na zewnątrz.
- Przejdźmy się.- Nie zważając na jego protesty ruszyła w stronę lasku. W końcu przestał się opierać i szli żwawo.
- Wie pani co? Jak chciała mnie pani porwać i ukatrupić, to mogłem się chociaż pożegnać z ojcem.- Zachichotał jak dziewczynka, ale nie puszczał jej dłoni.
- Uspokój się wariacie. Przejdziemy się, wytrzeźwiejesz...tylko Snape by cię zobaczył w tym stanie.
- Rety. Jesteśmy sami w lesie. Romantycznie. Nikt nie wie, gdzie jesteśmy, a jedyne o czym ty myślisz, to SNAPE! No kurwa!- Spojrzała na niego oniemiała. Nagle nie był już tym miłym chłopakiem, który patrzy na nią maślanymi oczkami.Wyszarpnął dłoń jakby nie mógł znieść jej dotyku. Jego oczy pałały, policzki były zarumienione, ale wydawał się przede wszystkim zrezygnowany.
- O czym ty mówisz? Chuck?
- No jasne. To wcale nie jest oczywiste, jeśli się na nic nie zwraca uwagi. Jestem w tobie beznadziejnie zakochany. O tym mówię. - Wymierzył w nią palec i patrzył wręcz oskarżycielsko. Hermiona poczuła, że ją mdli. Zatrzymała się i tylko patrzyła na niego. Podszedł do niej szybkim krokiem i korzystając z jej zaskoczenia pocałował szybko. Nie odsunęła się od razu i nie przerwała pocałunku. Poczytując sobie to za szansę chłopak przybliżył się i pogłębił pocałunek. Po chwili zaczęła go oddawać. Nie myślała o niczym i nic się nie liczyło. Tylko ten wspaniały chłopak i ona po środku lasu, późno w nocy. Nie mogła powiedzieć, że jej się nie podoba, że nie czuje przyjemności, ale musiała to przerwać. Delikatnie go odepchnęła i głośno oddychając spojrzała na niego z przerażeniem.
- Chuck ja...- Uciszył ją gestem.
- Wiew, wiem, to nie ja...Musiałem spróbować. Mam tylko jedną prośbę.- Skinęła mu głową niezdolna by cokolwiek wypowiedzieć na głos.
- Nie pozwól mu wyjechać.


Nie zastanawiała się nawet jak dotarli do zamku, ani jak wróciła do swoich komnat, myślała tylko o tym, co Chuck jej uświadomił. Pocałunek z nim zrobił na niej ogromne wrażenie, ale nie należyte. Powinna co najmniej rzucić się na niego, a nie odpychać go. Nie potrafiła jednak inaczej. Tylko jedne usta chciała smakować i czuć. I nie były to usta Chucka. Musiała coś z  tym zrobić nim będzie za późno. Musiała, przekonać Severusa, że są sobie przeznaczeni i nie mogą żyć osobno.
 Ruszyła do jego komnat, zdając sobie sprawę, że gdyby nie alkohol we krwi nie byłaby taka chętna by z nim rozmawiać. Przeskakiwała po dwa stopnie na raz, dziwnie spokojna i pewna swego.
Zapukała raz i drugi, a gdy nikt jej nie otworzył oparła się o drzwi z myślą, że poczeka te kilka minut zanim Snape wróci.
Gdy Mistrz Eliksirów wreszcie dotarł pod drzwi swoich komnat zastał gryfonkę lekko pochrapującą zwiniętą w kłębek na zimnej posadzce. Nie myśląc wiele wziął ją na ręce i próbując obudzić ułożył w swojej pościeli. Wolfgang od razu przybiegł i polizał ją po twarzy. Zachichotała przez sen, ale nie otworzyła oczu. Severus planował obudzić ją i walnąć jej kazanie, ale gdy spojrzał na tę spokojną twarzyczkę nie miał serca. Usiadł w fotelu i wziął pierwszą lepszą książkę z biblioteczki. Nie mógł się jednak skupić, bo cały czas rozmyślał po co przyszła i co go ominęło. Westchnął i rozebrał się. Pozostawił tylko bieliznę i wślizgnął się pod kołdrę, którą zdążyła całą zagarnąć dla siebie. Przybliżył się do jej ciepłego ciała, ale ostrożnie, tak by jak najmniej jej dotykać. To jednak wystarczyło. Od razu poczuł, że twardnieje. Przesunął się i ułożył tak, by zbytnio jej nie przeszkadzać. Poczuł jej znajomy zapach i położył głowę ponad jej ramieniem. Delikatnie dotknął bioder. A więc szykuje się bezsenna noc? Trudno. Objął ją zjeżdżając ręką na jej brzuch. Wtuliła się w niego jeszcze bardziej. Docisnęła pośladki do rosnącego penisa i zamruczała. A może mu się wydawało?
Tak bardzo kochał jej dotyk, jej głos. Kiedy przyjdzie im się rozłączyć, będzie bardzo cierpiał. Nie chciał jednak na razie o tym myśleć. Skoro sama do niego przyszła, to skorzysta z tego i spędzi miłą noc. Albo raczej tyle ile z tej nocy zostało. Wtulił się w nią jeszcze bardziej i zamknął oczy.
Sam nie wiedział kiedy usnął i jak to w ogóle możliwe. Przebudził się jednak, wyraźnie czując, że coś się dzieje. Był niemożliwie podniecony, a jego penisa otaczała jakaś dziwna wilgoć. Podniósł głowę, ale było zbyt ciemno by cokolwiek dostrzec. Gdy zrozumiał co się dzieje opadł na poduszkę i jęknął. Czy ona oszalała? Poczuł się zupełnie rozbudzony i pragnął tylko znów ją posiąść. Próbował się przesunąć by ją dosięgnąć, ale dostrzegł tylko jej błyszczące, piękne oczy, które patrzyły na niego z głodem. Co i rusz brała penisa do buzi i z uśmiechem oblizywała jego główkę.Ślina ściekała obficie po jej brodzie, ale nie przejmowała się tym.Obciągała mu z dziką satysfakcją. Robiła to z wprawą i szybkością, która zadziwiła nawet jego. Nie powstrzymywał już jęków. Czuł, że jest blisko, a to że utrzymywała ogromne tempo wcale mu nie pomagało.
- Hermiono? Kochanie ? Musisz przestać...- O dziwo prawie natychmiast zatrzymała ruchy ręką, pocałowała lśniącą żołądź i wspięła się na łóżko. Od razu przygarnął ją do siebie i pogłaskał po policzku. Nachylił się i spojrzał jej w oczy, ale jeszcze jej nie pocałował.
- Co my robimy? To szaleństwo.
- Sev...skazujesz mnie na życie bez ciebie. Pozwól więc, że pokażę ci, co tracisz. - Nachyliła się i nie czekając aż odpowie, pocałowała go. Nie żeby miał zamiar. Ich języki od razu się zmieszały. Uniósł ją by nabić na sztywnego członka, ale powstrzymała go dłońmi napierając na jego klatkę piersiową. Całowali się namiętnie, co chwilę wymieniając jęki. Położył dłonie na jej tyłku i masował go delikatnie, co chwilę drapiąc biodra. Od niechcenia zahaczał o rozpaloną łechtaczkę. Hermiona czuła, że zaraz braknie jej powietrza i się udusi. Niechętnie oderwała się od ukochanego i zeskoczyła z łóżka. Zrzuciła sukienkę i rajstopy. Zostawiła tylko biustonosz i koronkowe majteczki. Oddychała szybko i urywanie. Snape zszedł z łózka. Doskoczył do niej i polizał brzuch nad linią majtek. Jęknęła przeciągle. Nigdy by się tego nie spodziewała, ale ugryzł ją, niby przypadkiem zahaczając zębami o materiał.Zsunął bieliznę i od razu zanurzył język w jej wnętrzu. Cipka była tak smakowita, jak to zapamiętał. Rozszerzył ją palcami, językiem kreślił kółeczka, a wsłuchując się w jej krzyki miał nadzieję, że zaraz nie spuści się jak gimnazjalista. Dołożył palec do języka i posuwał ją. Soki wypływały z dziurki i spływały po udzie. Jęczała co raz głośniej, boleśnie zaciskając ręce na jego włosach. Podniecało go to i musiał przyznać, że pasuje mu taki dziki seks. Nieoczekiwanie obrócił Hermionę tyłem do siebie, polizał jej odbyt co spotkało się z krótkim sapnięciem i znów wepchnął palec w jej pulsującą kobiecość. Wstał i wbił się w nią od tyłu. Krzyknęła i zaczęła się nabijać na sztywnego kutasa nie czekając na jakikolwiek ruch z jego strony. Skwitował to jękiem i złapał za jej sutki ukryte pod materiałem. Miętosił je, cały czas dociskając chętnego kutasa do jej bioder. Jej ręka powędrowała między nogi, gdzie masowała sobie łechtaczkę. Gdy tylko to zauważył zawrzało w nim. Zwiększył tempo. Poczuł, że sekundy dzielą ich oboje od spełnienia. Instynktownie złapał ją za włosy i pociągnął mocno. Zaskoczona dziewczyna jęknęła, a gdy złapał ją obcesowo za pierś i przyciągnął do siebie osiągnęła orgazm. Dochodzili jęcząc sobie w usta i gdy wreszcie się pocałowali, Severus wysunął się z niej i ledwo stojąc na nogach podprowadził ją do łóżka. Opadli na nie oboje, cały czas patrząc sobie w oczy. Ich oddechy unormowały się, a jako, że już prawie świtało, wypadało cokolwiek powiedzieć, nim rozejdą się każde do swoich spraw.
- Co cię podkusiło, by obudzić mnie w środku nocy i to w taki sposób?
- A co nie podobało się?- Uniósł brew.
- Mogłabyś mnie tak budzić codziennie...- Urwał zdając sobie sprawę co właśnie powiedział.
Hermiona podniosła się z poduszki i usiadła tyłem do niego. Nagle zaczęła się denerwować. Severus sam nie wiedząc co ma zrobić pogładził jej dłoń i sięgnął do jej twarzy próbując ją odwrócić w swoją stronę. Ona jednak uparcie patrzyła przed siebie. Cicho szepnęła:
- Mogłabym.
Nachyliła się i pocałowała Severusa delikatnie. Przymknął oczy i delektował się jej językiem. Zaraz jednak poczuł, że znów mu mało. Przygarnął ją do siebie. Nie opierała się. Wepchnął dłonie pod materiał stanika i gładził piersi delikatnie. Podciągnął go sprawiając, że materiał ocierał się o sztywne sutki. Dziewczyna znów jęknęła mu do ucha. Rozpiął biustonosz i cisnął go w kąt. Usiadła na nim okrakiem, a on z radością zanurzył twarz w jej piersiach biorąc sutki w usta na zmianę. Zachichotała rozradowana ocierając się o stojącego penisa. Nie nabijała się jednak na niego. Jeszcze nie. Pocałowała kochanka gładząc jego policzki i delikatnie je drapiąc.
Mistrz Eliksirów podniósł się, usiadł na łóżku i powoli uniósł ją, by delikatnie opuścić na sztywnego członka, który aż się o to prosił. Całowali się gorączkowo, a gdy zaczęło im brakować powietrza Hermiona powoli zaczęła go ujeżdżać. Robiła to delikatnie, jakby celowo przedłużając, ale w końcu Severus przejął kontrolę i unosił ją i opuszczał tak szybko jak miał na to ochotę. Jego jądra obijały się o jej pośladki i potęgowały doznania obojga. Gdy Snape polizał jej szyję delikatnie ją przygryzając usłyszał szept tuż przy swoim uchu.
 - Kochanie, mocniej. - Wyjęczała w tak cudowny sposób, że musiał zwolnić tempo, aby się nie skompromitować.
Przewrócił ją na plecy i cały czas posuwając pocałował jej chętne usta. Objęła go za szyję i jęczała mu słodko do ucha. Drapała jego plecy pozostawiając krwawe szramy,a  on ściskał i pieścił jej piersi.
Nim nastał ranek oboje osiągnęli spełnienie.

Spali do późna. Mimo iż ta noc, podobna była do kilku poprzednich, zmieniła wiele. Nie rozmawiali, nie musieli.
Pożegnali się krótkim pocałunkiem, po którym Hermiona miała nadzieję, że znów wciągnie ją do łóżka, ale tego nie zrobił.To wystarczyło jej za całą rozmowę. Nic się nie zmieniło.

Severus przemierzał korytarz trzeciego piętra. Dziś większość uczniów była spokojna i przepisowa. O dziwo. Niestety chłopakiem na jakiego musiał się natknąć był oczywiście Chuck. Udał, że go nie widzi, ale ślizgon zaraz go dogonił.
- Profesorze Snape, mam tylko pytanie.- Niechętnie się odwrócił i spojrzał na dzieciaka jak na jakieś robactwo.
- Słucham Panie Newborn?
- Opuści Pan Hogwart?