poniedziałek, 2 października 2017

Mea Culpa II

     Z wizyty u Severusa wynikło jednak coś pożytecznego. Przekonała się, że wreszcie przestał żyć przeszłością i gdy tylko powie córce prawdę o jej pochodzeniu, może i on zazna spokoju.
Teleportowała się pod kawalerkę wynajmowaną przez Verę i zapukała do drzwi. Otworzyła jej zaskoczona, ale i z wyraźną ulgą malującą się na twarzy. Usiadły w kuchni. Hermiona chwyciła rękę córki i spojrzała jej głęboko w oczy. Zaczęła głosem drżącym z emocji.
- Wiesz, że cię kocham prawda? Jesteś dla mnie najważniejsza. Wszystko co zrobiłam, zrobiłam dla ciebie.
- Mamo, nie musisz się tłumaczyć.
- Czekaj. Chodzi o to, że za czasów młodości byłam głupia. Zakopywałam się w książkach. Nic innego się nie liczyło. Po kilku latach zaczęła się czynna walka z Voldemortem, a ja byłam sama. Zaproponowali nam członkostwo w Zakonie Feniksa. Ja, Harry i Ron od razu dołączyliśmy. Tylko, że nie wiedzieliśmy jakie to będzie niebezpieczne. Dyrektor również nie przewidział, że my w szeregach jego armii to nie tylko atut, ale i balast. Wiecznie trzeba było nas kontrolować. Pilnować, czy akurat któryś ze śmierciożerców nie czyha na nasze życie. Więcej było z tym problemów niż pożytku. Wysyłali nas na misje tylko wtedy jeśli zachodziło dosłownie zerowe podejrzenie, że coś może się stać. Jednak każdy plan ma jakieś luki. Którejś z niedziel zostałam wysłana wraz z Ginny na przeszpiegi do jednej z kwater. Miałyśmy na sobie wszelkie bariery i zaklęcia makijażowe jakie wtedy były znane. Niestety zostałyśmy schwytane i przekazane prosto przed oblicze Voldemorta. Nigdy wcześniej i nigdy później się tak nie bałam. Ginny praktycznie od razu została uwolniona gdyż się nie broniła. Spenetrowali jej umysł, Bella kilkakrotnie potraktowała ją Cruciatusem, ale to było na tyle. Ja stawiałam czynny opór. Wezwano najważniejszych sługów. Przybył...Lucjusz Malfoy, Severus Snape również. Oczywiście już wtedy był po naszej stronie i musiał grać, że to wszystko sprawia mu wielką przyjemność, ale generalnie wiedziałam, że jeśli on mi nie pomoże, nikt tego nie zrobi. Niestety akurat miał dyżur z jednym z najgorszych sługusów Voldemorta Fernirem Greybackiem. Był on wilkołakiem. Najobrzydliwszym z nich wszystkich. Gryzł małe dzieci nieważne czy mugolskie czy czystokrwiste i miał z tego frajdę. Ponieważ jednak nikt, nawet Severus nie był w stanie złamać barier mojego umysłu, Czarny Pan orzekł, że zmusi mnie do współpracy w inny sposób. Rozkazał...mnie zgwałcić. - Veronica drżącą dłonią ścisnęła ramię matki próbując choć częściowo dodać jej otuchy.
- Ponieważ jednak nikt się nie palił do gwałtu na szlamie, Tom wyznaczył Greybacka. Wiłam się, biłam, kopałam, niestety wszystko na nic. Ból był ogromny, jednak najbardziej bolało mnie to, że mój nauczyciel, opiekun, jest tam ze mną i nic z tym nie robi, aby nie zdradzić swojej pozycji w szeregach Dumbledore'a. Krzyczałam i przeklinałam go na wszystkie świętości, on tylko stał tam i patrzył. Kiedy już wilkołak skończył, ku uciesze wężowatego Severus zaproponował, że przetransportuje mnie pod bramy Hogwartu i odda w ręce Albusa. Riddle' owi bardzo ten pomysł przypadł do gustu i ochoczo się zgodził. Snape zabrał mnie do zamku, ale nie pozwolił by ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Przebywałam w jego komnatach prawie miesiąc. Leczył moje rany fizyczne, ale nic nie mógł poradzić na te psychiczne. W przypływie nienawiści wykrzyczałam mu w twarz, że powinien zginąć i że żałuję, że kiedykolwiek go szanowałam i uważałam za dobrego człowieka. Po tym incydencie próbowałam z nim rozmawiać, ale na próżno. Tylko przyznał mi rację i na nowo zamknął się w swoim kokonie. Widzisz Vero miałam słabość do profesora. Szanowałam jego zdanie, jego umysł był dla mnie źródłem największych pokus, a kiedy mówił, tylko do mnie, miękły mi kolana. Oczywiście to nie miało nic wspólnego z fizycznością, zdawałam sobie sprawę, że mężczyzna w jego wieku nigdy nawet nie spojrzy na dziewczynkę, którą wtedy byłam. Nie pytaj mnie jak i dlaczego. Tamtego wieczora umarło nie tylko moje uczucie do niego, ale również jego wola walki i chęć przeżycia i wygrania wojny. Zgodziliśmy się więcej na ten temat nie rozmawiać. Nigdy. Aż do niedawna. Musisz zrozumieć jak trudne było dla mnie pogodzenie się z tym, że człowiek, który był dla mnie niesamowitym autorytetem, który był inspiracją, okazał się zwykłą marionetką w rękach kolejnego z dwóch szaleńców rządzących wtedy światem. Mój światopogląd runął, a za chwilę miało się to stać ponownie. Kilka tygodni później przybiegłam do niego, bo tylko jemu mogłam o tym powiedzieć. Okazało się, że jestem w ciąży. - Głośno pociągnęła nosem i spojrzała na córkę, która również miała łzy w oczach. Patrzyła na nią z niedowierzaniem.
- Jestem...
- Dzieckiem śmierciożercy, tak.
- Mój ojciec. Fernir Greyback, na Merlina mamo! - Vera załkała cicho i wtuliła się w wyciągnięte ramiona matki.
- Co się z nim stało?
- Umarł podczas bitwy, dokładnie nie ustaliłam kto go zabił, ale jeśli nie zrobił tego nikt z naszych, na pewno wykończył go sam Voldemort nie mogąc znieść jego niekompetencji.
- Dlaczego nie mogłaś powiedzieć mi tego wcześniej? Mamo, zrozumiałabym to!
- Nie wiem. Chyba nie pozwalał mi wstyd. Wciąż czasami dotykam blizny na udzie i wzdrygam się z obrzydzenia do samej siebie. Kocham cię córeczko, ale długo nie potrafiłam pogodzić się z tym, że nigdy nie będziesz miała szczęśliwego domu i kochających się rodziców. Przez całe życie próbowałam cię chronić, nawet jeśli oznaczało to, że musiałam kłamać. Nigdy nie miałaś się dowiedzieć prawdy. Obiecałam sobie podczas wojny, że kiedyś ci powiem, ale gdyby nie Severus, to pewnie bym tego nie zrobiła.
- Jak cię przekonał?
- Tak jak zawsze. Użył swojego wspaniałego umysłu. Przedstawił takie argumenty, z którymi nie sposób byłoby się nie zgodzić - zaśmiała się przez łzy.
- Więc nadal ma na ciebie jakiś wpływ? Po tych wszystkich latach?
- Myślę, że przez to co razem przeżyliśmy już zawsze tak będzie. Snape dokonał pewnych wyborów. Mógł mnie wtedy uratować i choć nienawidziłam go za to, że tego nie zrobił, dopiero gdy po raz pierwszy trzymałam cię w ramionach zrozumiałam, że gdyby wtedy zareagował inaczej, rozpoczął walkę, bronił mnie, to prawdopodobnie oboje byśmy zginęli, a Voldemort wygrałby panowanie nad światem. No i nigdy byś się nie urodziła. Wybaczyłam Severusowi wszystko, jednak on nie chce przyjąć tego do wiadomości i wciąż obwinia się o wszystko co się stało. Przez lata próbował zatopić smutki w kobietach i alkoholu, ale chyba tak samo jak ja, potrzebował po prostu czasu. Tak jak moja nienawiść do niego wyparowała, tak myślę, że on nigdy nie wybaczy sobie tamtego dnia. Teraz kiedy wiesz, stałaś się kolejnym chodzącym wyrzutem sumienia Severusa Snape 'a. - Westchnęła głośno i wydmuchała nos. Spojrzała na córkę i pogładziła ją po policzku.
- Przepraszam Veronico. Nie byłam dobrą matką, ale postaram się to zmienić. Wybaczysz mi, że tak długo ukrywałam przed tobą prawdę?
- Mamo. Byłaś taka dzielna. Nie potrafię sobie wyobrazić jak bardzo musiałaś cierpieć. Kocham cię najmocniej na świecie. Obiecaj mi tylko jedno, porozmawiasz z nim.
- Z kim?
- Z profesorem Snape'm
- O czym miałabym z nim rozmawiać? - Hermiona patrzyła na młodą kobietę nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi.
- Naprawiłaś mój świat opowiadając o moim pochodzeniu. Napraw teraz swój przebaczając winy i idąc naprzód. Porozmawiasz z nim szczerze? Proszę?
- Nie sądzę, by po tylu latach pozostało jeszcze coś do powiedzenia. Wszystko to było bardzo dawno temu - spojrzała na córkę poważnie i dodała, chcąc raz na zawsze zamknąć dyskusję - rozumiesz?
- Nie. Nie możesz tego tak zostawić. On jest...zachował się jak tchórz, to prawda, ale przecież miał też swoje powody. Nie mógł postąpić inaczej i założę się, że przez te wszystkie lata ledwo mógł spojrzeć sobie w oczy.
- Czemu cię to tak obchodzi, czemu nie pozwolisz mu żyć w spokoju?! - choć sam nie wiedziała czemu podniosła głos, przyniosło jej to dziwną ulgę.
- Nie wiem. Czuję, że najważniejsze co powinnaś zrobić to wyjaśnić z nim wszystko i zobaczyć co będzie dalej. Chociaż spróbuj.
- Nie wiem. Pomyślę.
- Zrób to.
- Zastanowię się, ok? - Pomimo nadmiaru emocji, Hermiona stawała się lekko zirytowana postawą córki, więc z ulgą przywitała jej pożegnanie. Wyszła na korytarz z duszą o wiele lżejszą, ale również z nowym problemem na głowie. Zastanawiała się, dlaczego życie choć przez chwilę nie może być proste i przyjemne tak o. Bez żadnej ceny i wyrzeczeń. Odpowiedzi nie uzyskała.
Dopiero popołudniowy drink poprawił jej humor. Myślała o Severusie, o obietnicy złożonej córce i o tym, że w zasadzie to nie miałaby nic naprzeciw, gdyby mężczyzna postanowił wyjechać i więcej nie pokazywać jej się na oczy.
Tygodnie mijały, a ona zapomniała o złożonej obietnicy. Nie poświęcała Profesorowi zbyt wielu myśli, a jeśli już zagościł w jej umyśle, zaraz był wypierany przez dziwne obrazy z przeszłości. Jakby nawet jej podświadomość nie chciała by angażowała się w jakąkolwiek relację z Severusem.
Spędzała z córką tyle czasu ile tylko mogła. Wyznanie prawdy jeszcze bardziej je zbliżyło i sprawiło, że na nowo się zjednoczyły. Na szczęście Roni nie należała do ludzi oceniających, więc sprawa przeszła bez większego echa. Kilka pierwszych spotkań było z lekka niezręczne, ale atmosfera zaraz się rozluźniała. W końcu nie ma mocniejszej więzi niż pomiędzy matką a córką.
Wszystko układało się po myśli Hermiony. Przyszły zięć spisywał się na medal. Był słodki i troskliwy, a przy tym inteligentny, co bardzo imponowało zarówno matce jak i córce. Oczywiście nie często spotykali się w trójkę, nie chciała odebrać im tych najlepszych chwil z okresu różowych okularów, więc pojawiała się w mieszkaniu córki tylko na jej wyraźne zaproszenie. Była spokojna o jej przyszłość. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Jedyne co spędzało jej sen z powiek, to postać Severusa Snape' a. Mimo, że oboje ruszyli dalej i zgodnie orzekli, że nie ma co wciąż tkwić jedną nogą w przeszłości, nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak. Co ? Nie wiedziała.
Tak jak każdego dnia wróciła z pracy i przejrzała najpierw jedną z mugolskich gazet, którą prenumerowała, a następnie Proroka Codziennego. Dzień był męczący, ale akurat przyswajanie nowych faktów stanowiło dla niej miły relaks. Gryfonka raz, gryfonka na zawsze. Zaparzyła sobie zieloną herbatkę i usiadła wygodnie w fotelu. Przewracała strony nie znajdując nic godnego uwagi, gdy z zapartym tchem wróciła do obrazka z poprzedniej strony. Widniał na nim zmęczony, choć nadal przystojny mężczyzna, a jego przenikliwe czarne oczy, jak zawsze sprawiły, że przeszedł ją dreszcz. Szybko przebiegła wzrokiem treść artykułu, by dojść do sedna sprawy. Naraz poczuła, że tę herbatę zwróci. Przyznawali mu Order Merlina. Trzeciej Klasy co prawda, ale jednak. Nie mogła w to uwierzyć. Po tych wszystkich latach, wreszcie jego praca i wysiłek zostały docenione. Wbrew sobie poczuła dumę, zupełnie jakby miała w tym osiągnięciu jakiś swój wkład. Uroczyste wręczenie medalu miało odbyć się w kolejny weekend, oczywiście w Ministerstwie Magii. Hermiona wyczytała również, że wszyscy przybyli zaproszeni są na bankiet następujący po wręczeniu nagrody. Prychnęła w duchu, bowiem kto chciałby uczestniczyć w zabawie w tak sztywnym i prostackim towarzystwie? Znając życie to każdy prócz niej. Zaproszenia na wszelkie wydarzenia związane z Ministerstwem zawsze były traktowane jak coś specjalnego i nie dla każdego. Z roztargnieniem odłożyła gazetę i zajęła się przygotowywaniem obiadu. Jej myśli na nowo zajęła córka, problemy w pracy. Normalka. Zapomniała o przyjęciu. Nie pamiętała o nim aż do następnego dnia kiedy to otworzyła skrzynkę na listy i znalazła w niej kremową kopertę. Nie musiała patrzeć na lak, od razu wiedziała skąd pochodzi wiadomość. Nerwowo otworzyła list. Gdy dotarł do niej sens zawarty w tekście o mało nie pisnęła niczym nastolatka. Dostała zaproszenie zarówno na odznaczenie Severusa jak i na bankiet. Od razu ogarnęła ją panika. Minęło tak dużo czasu od kiedy wycofała się z magicznego świata. Nie chciała do niego tak gwałtownie wracać. Przekreśliła pomysł z pójściem tylko na chwilę, wiedziała bowiem, że jak tylko ktoś z dawnych znajomych ją zauważy, tak znów zostanie wciągnięta w tę niekończącą się grę. Postanowiła nie iść wcale. Co prawda szkoda jej było nielicznej okazji do wystrojenia się i pokazania niektórym dupkom, że jeszcze nie zgorzkniała i umie się bawić, ale jednak poczucie kontroli nad własnym życiem było dla niej cenniejsze. Odłożyła zaproszenie na szafkę przy łóżku. Postanowiła napisać odpowiedz z samego rana dnia następnego. Jak się okazało, wszyscy jej przyjaciele dostali podobne zaproszenia, jednak nikt z nich nie miał zamiaru iść. Po części ich rozumiała, wszyscy pracowali dla Ministerstwa, nikt nie może ich zmusić aby przebywali w miejscu pracy nawet po godzinach. Czuła się jednak podle z myślą, że nie będzie na sali nikogo, kto będzie z niego naprawdę dumny. Kto doceni jego odświętny ubiór, skromną ale zabawną przemowę...Im dłużej o tym myślała, tym częściej przekonywała samą siebie, że jednak powinna pójść. Takie bankiety zazwyczaj nie trwają długo, jedzenie jest pyszne a muzyka bardzo nastrojowa. Głosik w jej głowie szeptał jednak, że to wcale nie te wszystkie akcenty doprowadziły ją do zmiany decyzji. Chodziło tylko i wyłącznie o Severusa. Uważała, że zasłużył na odznaczenie jak nikt inny i była gotowa trochę przecierpieć, byle tylko zobaczyć go w momencie glorii. Chciała ujrzeć tych wszystkich bufonów płaszczących się u jego stóp i jego zawstydzony uśmiech, gdy olśni ich swoją skromnością. Będzie przyjmował gratulacje przez pół wieczoru, a kiedy wreszcie światła jupiterów go opuszczą, spojrzy na nią i porozmawiają chwilę. Nie poruszą żadnego bolesnego tematu. Będą tylko cieszyć się swoim towarzystwem. Może nawet opowie mu coś o córce?
Granatowa sukienka delikatnie falowała przy każdym jej kroku. Czterdziestokilkuletnie ciało nadal świetnie prezentowało się w odświętnym stroju, a to że strój ten dobierała godzinami, nie miało nic do rzeczy. Weszła po schodach i naraz poczuła na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych.
- Wiedziałam, że tak będzie – mruknęła do siebie.
Potulnie spuściła oczy i ruszyła przed siebie próbując ignorować natarczywe spojrzenia posyłane jej z każdego kąta sali. W pomieszczeniu zrobiło się jakby ciszej, jakby jej pojawienie się było bardziej kluczowe i wyczekiwane niż pojawienie się solenizanta i poczuła się cholernie głupio. Nie po to tu przyszła by robić za tanią sensację. Pożałowała, że nie ma z nią nikogo z przyjaciół. Niestety musiało być jeszcze dość wcześnie, gdyż wśród gapiących się nie poznawała nikogo prócz kilku najważniejszych urzędników Ministerstwa wraz z rodzinami, którzy zapewne byli w komitecie organizacyjnym i chcieli dopilnować wszystkiego.
Stanęła w kącie sącząc szampana i rozglądała się, próbując się nie załamać i nie przekląć samej siebie za przyjęcie tego zaproszenia. Wreszcie dostrzegła znajomą twarz i o mało nie rozpłakała się na jej widok. Umiarkowanie szybko podeszła do mężczyzny nie chcąc wyjść na zdesperowaną i przyjęła przeciągnięty do granic możliwości uścisk i trzy całusy w policzek. Draco Malfoy patrzył na nią pożądliwym wzrokiem ledwie zauważając jej zdenerwowanie i zażenowanie. Starał się z nią umówić już bez mała od dekady, od kiedy to odkrył, że z byłą żoną Astorią nie łączy go nic poza skrytką w banku . Brązowowłosa konsekwentnie dawała mu kosza, tym samym sprawiając, że napalał się jeszcze bardziej. Kiedyś jednak przesadziła z piciem i wylądowała niedaleko Nokturna. Zauważyła go przy barze i od słowa do słowa przenieśli się do niej. Nie była to miłość, tylko szybki pasjonujący seks, jaki zdarza się tylko wygłodzonym, lekko podpitym parom. Do północy już go nie było, ale musiał być o wiele bardziej trzeźwy niż Hermiona, bo zdawał się pamiętać wszystko. Prosił i błagał by pozwoliła mu jeszcze raz zagościć w jej łóżku, ale ona pozostawała nieugięta. Tamtą sytuację traktowała jako chwilę słabości, skutek upojenia alkoholowego i czystą głupotę. Nie miała zamiaru jej już nigdy więcej powtórzyć, bez względu na to jak dobry było to seks. Unikała Draco i miejsc, w których bywał, ale wtedy podczas ceremonii praktycznie rzuciła mu się na szyję. Powitał ją entuzjastycznie, dając wyraz swojego zadowoleniu poprzez całusa w szyję. Próbowała nie okazać, że jej to nie leży. Spojrzała na jego twarz. Stalowe zimne oczy, praktycznie białe gładkie włosy. Wciąż miał to coś i wciąż stanowił zagadkę nie do rozszyfrowania. Poprowadził ją w stronę baru i od razu zaoferował kolejny kieliszek bąbelkowego płynu, który przyjęła z wdzięcznością. Draco zabawiał ją rozmową, aż do momentu kiedy wreszcie przyciemniono światła, a na scenę wyszedł Minister w towarzystwie sekretarza i oczywiście laureata. Severus jak zawsze wyglądał wspaniale i wbrew wszystkiemu jej serce zatrzepotało na jego widok. Nie zwróciła uwagi, że trochę przybyło mu kilogramów, a skóra nie wygląda zbyt zdrowo. Patrzyła na jego twarz, na poważne oczy i delikatny uśmiech, którym starał się zamaskować zakłopotanie, które wynikało z faktu bycia w centrum uwagi.
- Skąd ja to znam – pomyślała Hermiona. Poczuła się głupio gapiąc na niego jak wszyscy inni. Od razu odwróciła wzrok nie chcąc przykładać ręki do jego upokorzenia. Na szczęście dziś Minister nie był w nastroju do przydługich przemówień, więc poszło szybko i nim się obejrzeli, zaczęły się tańce. Większość gości stłoczyła się przy laureacie aby złożyć mu gratulacje. Nawet Draco poszedł za tłumem, uprzednio obiecując jej, że zaraz wróci i zatańczą. Nie żeby chciała by prędko wracał. Publiczne tańce również nie należały do jej hobby, ale znając życie będzie musiała zatańczyć zarówno z Draco, jak i samym Ministrem i również z Severusem. Tego jednego nie mogła się doczekać. Wystroiła się jak idiotka, przyszła tu, to niech chociaż coś z tego ma. Kiedy wreszcie ich spojrzenia się skrzyżowały, było już po północy. Czarownica była już zmęczona i jedyne o czym marzyła to pójście spać. Kiedy jednak spojrzała w czarne tęczówki i ujrzała w nich zaciekawienie, postanowiła złapać byka za rogi i podejść. Stanęła przed nim, na tyle blisko by swobodnie rozmawiać, na tyle daleko, by nie móc ulec rozkojarzeniu jego zapachem.
- Gratuluję – powiedziała sztywno, choć jej oczy pozostały ciepłe. - Dołączyłeś do grona bufonów po sześćdziesiątce, którzy za punkt honoru obrali sobie włażenie do tyłku Ministrowi ?
- Skąd wiedziałaś? - parsknął śmiechem o mało nie opluwając jej drinkiem.
- To przez tę muszkę – kiwnęła palcem w kierunku jego szyi, a kiedy przytaknął uśmiechnęła się.
- Moja skrzatka odradzała mi wkładanie jej, ale nie mogłem się powstrzymać. Wiedziałem, że to docenisz. - Spuściła oczy speszona, próbując nie okazać jak bardzo jego uwaga ją poruszyła. Sam fakt, że myślał o niej w jakimkolwiek kontekście był dziwny. A co dopiero podczas kompletowania stroju na bankiet...
Odchrząknęła i na powrót skupiła na nim wzrok. Patrzyli na siebie, ale jakby się nie widzieli. Oboje próbowali ocenić, czy jest pomiędzy nimi coś prócz dawnych dziejów, które zgodzili się odłożyć do pudełka i nigdy do nich nie wracać. Rozmawiali chwilę o błahych sprawach jak to ludzie, którzy wiele o sobie wiedzą, a jeszcze więcej chcieliby przed sobą ukryć. W końcu Severus znalazł w sobie odwagę i poprosił ją do tańca. Wolno obracali się, nie przykładając wielkiej wagi do taktów, ani słów piosenki. Żadne z nich nie umiało tańczyć, ale to też nie było ważne. Kiedy Snape obrócił ją i delikatnie przechylił zachwiała się, więc zmuszony był przygarnąć ją do siebie i przytulić jeszcze mocniej. Trzymała rękę na jego klatce piersiowej i czuła jak wali mu serce. Zdała sobie sprawę, że sama ma przyspieszony oddech. Spojrzała na niego mając nadzieję, że tego nie zauważył, ale jego uważne hipnotyzujące oczy przewiercały ją spojrzeniem na wylot. Kiedy opuścił wzrok na jej ciemnoczerwone wargi, poczuła że szampan wreszcie uderzył jej do głowy i to czas na ewakuację.
- Zostań – usłyszała tuż przy uchu i poczuła dreszcz podniecenia gdy owionął ją jego gorący oddech.
- Powinnam już wracać. - Zaklęła w duchu rozpoznając panikę w swoim głosie.
- Dlaczego? Ktoś na ciebie czeka? - Spojrzał na nią tak, jakby sam ten pomysł był szaleństwem.
Poczuła się jak idiotka i wyszarpnęła rękę z jego uścisku. Severus zrozumiał jaką głupotę palnął, ale o sekundę za późno. Próbował znów ją przytulić.
- Przepraszam, to nie tak miało zabrzmieć.
- Nie potrzebuje by ktokolwiek przypominał mi, że wciąż jestem sama. Wiem to doskonale. Dobranoc. - Wyminęła go i nie żegnając się z kimkolwiek wyszła z imprezy.
Płakała i płakała, a sen nie chciał nadejść. Kiedy w końcu zasnęła, nawiedziły ją dziwne wizje.
Widziała siebie z czasów szkolnych. Siedziała w głębokim granatowym fotelu. Przed sobą miała planszę do gry w szachy, a po lewej stronie na stoliku stała szklanka z gorącą czekoladą. Jej nogi opatulone były grubym wełnianym kocem, a poczucie bezpieczeństwa zalało jej serce i duszę. Spojrzała na oponenta ale nie dostrzegła jego twarzy, choć miała niejasne przeczucie, że to ktoś kogo zna i komu ufa. Kolejny obraz wtargnął do jej umysłu. Krzątała się po przestronnym pokoju, powtarzając formułkę jakiegoś zaklęcia. Co jakiś czas przekładała niektóre przedmioty, porządkowała je i czyściła z kurzu. Mężczyzna bez twarzy wszedł do pokoju, a ona poczuła dumę i docenienie. Scena zmieniła się. Gryfonka ujrzała samą siebie z lekko zaokrąglonym brzuchem. Rozpacz i beznadzieja wypełniły jej umysł. Biegła przed siebie, dopóki nie wpadła w ramiona swojego opiekuna. Tym razem jednak miał twarz. Twarz ta wyrażała wszelką troskę. Wyglądał jakby miał złamane serce. Czuła swój ból, czuła jego ból. Obudziła się z krzykiem. Całe jej ciało lepiło się od potu. Ledwo łapała oddech. Nie mogła zrozumieć, dlaczego zapomniała o tym wszystkim. Może przez to, że chciała wyrzucić z umysłu wszystko co wiązało się z okresem przed narodzinami córki? A może nie mogła znieść myśli, że Severus Snape jednak był jej wybawieniem? Przypomniała sobie wszystko. Jak zajmował się nią i obchodził niczym z jajkiem. Wszystkie te chwile kiedy byli tylko we dwoje. Ona przestraszona i zrozpaczona, on doświadczony i opiekuńczy. Wrócił do niej moment kiedy odkryła, że będzie miała dziecko. Płakała w rękaw profesora, a on zdawał się być tym tak samo zdenerwowany jak ona. Tak jakby już wiedział, że dla niej oznacza to kompletnie inne życie. Wytykanie palcami, obgadywanie, niewygodne pytania. Chciał jej tego oszczędzić, więc uwarzył eliksir. Jej odmowę w końcu potraktował poważnie i więcej nie nalegał. Rozstali się w burzliwych warunkach mówiąc o wiele słów za dużo. Cierpieli w samotności. Cierpieli, bo znaleźli się w sytuacji, w której nikt nigdy nie powinien się znaleźć.
Przez cały poranek Hermiona analizowała znaczenie tego snu i kiedy skończyła przyrządzać obiad, miała już kilka zgrabnych wyważonych teorii. Co prawda pierwszą odrzuciła od razu, wydało jej się szalone żeby wciąż żywiła do niego jakieś uczucia. Kolejna – o wiele bardziej prawdopodobna, głosiła, że podświadomie próbuje poradzić sobie z wydarzeniami z przeszłości, a by tego dokonać, musi całkowicie rozliczyć tamten czas. Przestać rozpamiętywać. Przestać wracać i odgrywać tamte sceny w kółko. Postanowiła właśnie to zrobić i znów pogratulowała Severusowi geniuszu. Czyż to nie on od początku powtarzał jej, że powinna rozliczyć przeszłość, a pierwszym krokiem do tego jest powiedzenie córce kto jest jej ojcem? Teraz kiedy już Nica znała i zaakceptowała prawdę, Hermiona również mogła ruszyć na przód. Poczuła się o wiele lżej. Co prawda nadal była zła na Mistrza Eliksirów, ale równocześnie miała ochotę go uściskać. Kiedy więc ktoś zapukał do jej drzwi, a po otworzeniu okazało się, że to Nietoperz, kobieta spłonęła rumieńcem i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Otworzyła je ponownie kilka sekund później, próbując znaleźć w głowie zgrabną wymówkę dzięki której mogłaby pozbyć się go z mieszkania, w końcu jednak skapitulowała i przepuściła go, by mógł wejść. Usiadł w salonie i patrzył na nią z miną zbitego psa. Wyraźnie widziała, że jest mu przykro za to co powiedział na gali, ale nie miała zamiaru mu niczego ułatwiać. Skoro miała jaja by tu przyjść, to chętnie wysłucha co ma do powiedzenia.
- Nie mówię tego często, więc słuchaj. Przykro mi, że zachowałem się jak dupek. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. - Spojrzał na nią takim wzrokiem, że musiałaby bardzo chcieć śmierci, jeśli odpowiedziałaby twierdząco. Patrzyła na niego, nie mogąc pojąć, dlaczego fatygował się taki kawał drogi. Intuicja podpowiedziała jej, że przeprosiny nie były jedynym powodem jego wizyty.
- Jest coś jeszcze – stwierdziła śmiało patrząc mu w oczy, co skwitował tylko skinieniem, ale widziała w jego oczach podziw.
- Twoja córka jest jeszcze gorsza niż ty.
Na samą wzmiankę o Veronice jej puls przyspieszył, a do jej umysłu wdarła się panika. Gryfonka podniosła się z siedzenia i o mało nie złapała Snape'a za przód szaty, byleby tylko zaczął mówić. Mężczyzna widząc jej zdenerwowanie chwycił ją szybko i krótko za dłoń, mając nadzieję, że to doda jej otuchy. Oblała się rumieńcem i usiadła, ale zaraz zaczęła tupać nogą. Czarodziej wstał i podszedł do okna. Z początku mówił szybko, ale w miarę jak wprowadzał ją w szczegóły jego głos się uspokajał i zwolnił.
-Ona chce dowiedzieć się wszystkiego. O nim. O Greybacku - wyrecytował na jednym oddechu.- Przyszła do mojego gabinetu i ot tak zaczęła gadkę o tym, że zasługuje na prawdę, że ty jej o niczym na pewno nie powiesz i tak dalej.
- Spuściłeś ją po brzytwie prawda?
- Sam nie wiem – wreszcie odwrócił się w jej stronę i spojrzał jej w oczy.
- Czego nie wiesz?!
- Dziewczyna zasługuje na prawdę. Jeśli chce wiedzieć jaki był jej ojciec, a ja wiem coś na ten temat, to może faktycznie powinienem podzielić się z nią tą wiedzą.
- Wykluczone.
- Dlaczego?
- Co to zmieni? Powiesz jej, że mordowanie niewinnych ludzi, nawet dzieci, było dla niego jak hobby? Powiesz, że każdego dnia od kiedy wzięła swój pierwszy oddech bałam się, by nie natknąć się na niego? Jej ojciec był takim samym szaleńcem jak Voldemort o ile nawet nie większym, myślisz, że powinna o tym wiedzieć?
- Dowiedziała się kim on jest, czy zareagowała tak jak ty myślałaś, że zareaguje? Nie. Dlaczego więc nie chcesz powiedzieć jej całej prawdy, skoro najwidoczniej jest na tyle dojrzała, by tę prawdę przyjąć? Czego się boisz? Owszem jego DNA krąży w jej żyłach, ale to tyle. Jest wykapaną mamusią. Nie musisz obawiać się, że przeistoczy się w swojego pieprzniętego ojca. Ten człowiek nie żyje a wraz z nim cale jego szaleństwo.
- Chciałabym mieć twoją pewność siebie.
- Przesadzasz.
- Nie. To nie twoja córka, więc masz gdzieś co sobie pomyśli! Jeśli się załamie bo spłodził ją potwór gdzie będziesz wtedy? Bo to ja będę zbierała jej złamane serce. Ja będę przekonywała ją, że jest wspaniałą osobą i nigdy nie będzie taka jak on.
- Właśnie to chce ci powiedzieć. Pomogę ci. Wybiorę kilka z moich najłagodniejszych wspomnień o nim i pokaże jej. Zaspokoi ciekawość, a ty nie nabawisz się wrzodów.
- Nie żartuj z tego! - Krzyknęła, a gdy poczuła jego oddech na policzku dotarło do niej jak blisko siebie stoją. Nie wiedziała jak to się stało. Kiedy wszedł dzieliła ich kilometrowa odległość, a teraz spokojnie mogłaby policzyć blizny na jego policzku. Spojrzała w jego oczy, które choć raz patrzyły pogodnie i ciepło, a nawet gorąco. Przybliżył się, nie przerywając kontaktu wzrokowego, oczekując na jej akceptację. Dzieliły ich centymetry. W jednej chwili kłócili się, w następnej chciał ją pocałować? Odwróciła gwałtownie głowę, dając mu jasno do zrozumienia co sądzi o tym pomyśle. Zmieszany odchrząknął i odsunął się na bezpieczną odległość.
- Zrobisz jak uważasz, jakby co to wiesz gdzie mnie znaleźć. Pomyśl jednak o tym. Czy jakakolwiek z moich rad dla ciebie okazała się złą radą?
Miał rację, choć długo zajęło jej zrozumienie tego. Jeśli cokolwiek można było o Snape' ie powiedzieć, to to że się nią przejmował. Nie dostrzegała tego wtedy, ale doskonale widziała to teraz. Zmienił się. Och, zapewne nadal był dupkiem z lochów, ale teraz przynajmniej dostrzegał coś więcej niż koniec własnego nosa. Miała cichą nadzieję, że to właśnie ona przyczyniła się do tych zmian, ale dopóki z nim nie porozmawia, nie może mieć pewności.
Postanowiła znów wziąć sobie do serca jego radę. Udostępni córce wspomnienie. Jedno. Takie, w którym śmierciożerca nie robi nic złego. Takie, które da córce okrojony pogląd na to kim jest dawca nasienia z którego powstała. By myśląc o nim mogła przypisać twarz do osoby, ewentualnie by poznała jego głos. Owszem, była jej to winna. Jakkolwiek źle się z tym czuła, Veronica zasługiwała na to, by wiedzieć kim był jej ojciec. Zbyt długo zwlekała z powiedzeniem jej całej prawdy i nie mogła pojąć dlaczego. W większości przypadków była odważna i to tak bardzo, że wręcz zakrawało to na głupotę, dlaczego więc tym razem zachowywała się jak największy tchórz?
Nie mogła ani spać ani jeść. Wyszła na wieczorną przebieżkę, ale nawet bieganie nie sprawiło jej radości. Wracała myślami do rozmowy z Mistrzem Eliksirów. Do niedoszłego pocałunku. Do Very i jej dociekliwości. Teleportowała się na błonia i ruszyła w stronę zamku. Jak zawsze imponujący, o zmroku wyglądał lepiej niż kiedykolwiek. Gdy przekroczyła bramy Hogwartu, poczuła się mocniejsza i bardziej pewna siebie. Z tym miejscem wiązało się wiele wspomnień. Egzaminy, Quidditch, Umbridge. Obrazy pojawiały się w jej głowie i znikały zastąpione przez kolejne. Jeszcze nie wiedziała co powie Profesorowi, ale na pewno winna jest mu przeprosiny jak i podziękowanie. Może będzie miała szczęście i nikt nie wspomni o niedoszłym pocałunku?
Jak się okazało, tym razem Merlin troszkę z niej zadrwił, gdyż nikogo nie zastała. Albo po prostu nie chciał jej otworzyć. Zmuszona więc była czekać na kontakt z jego strony. Czekała dwa tygodnie i chodziła niczym struta. Nie sądziła, że aż tak bardzo to wydarzenie będzie miało na nią wpływ, w końcu minęło już tyle lat. Kiedy wreszcie ujrzała sowę na swoim parapecie westchnęła trochę z ulgi, trochę z rozczarowania, że jednak nie zapomniał o całej sprawie. Przejrzała kilka pospiesznie napisanych zdań i żołądek jej się ścisnął. Severus znalazł odpowiednie wspomnienie i chce udostępnić je Veronice jak najszybciej. Od niej zależy kiedy to najszybciej będzie.
Usiadła w fotelu, przymknęła oczy i nie otworzyła ich dopóki ostatnia łza nie skapnęła na jej spódnicę. Wtedy podniosła się, nabrała tchu i pogodzona z losem postanowiła zafiukać do córki.
Vera nie tyle co zdziwiona jej wizytą co wręcz zakłopotana przyjęła matkę w kuchni. Jak się okazało kilka sekund później powodem był pół nagi Brian próbujący prześlizgnąć się niezauważonym do łazienki. Hermiona jak to kobieta miała w zwyczaju spojrzała na jego duże stopy, wyrzeźbiony brzuch i kształtny tyłek. Na chwilę zapomniała po co tu przyszła. Na chwilę była tylko czarownicą patrzącą na pięknego mężczyznę, kiedy jednak odwróciła głowę obraz młodego jędrnego ciała zastąpiły czarne błyszczące oczy i krzywy uśmiech, który tak rzadko miała okazję oglądać. Znów poczuła dziwne ukłucie w brzuchu i aż się wzdrygnęła.
- Mamo, czy ty właśnie pomyślałaś, że miałabyś ochotę schrupać mojego chłopaka? - Na poły poważnie, na poły żartem zapytała Nica.
- Po tylu latach kochanie powinnaś się nauczyć, jaki typ mężczyzn mnie pociąga – spojrzała na nią z przyganą, próbując zamaskować to co czuła jeszcze przed sekundą.
- Niby jak miałabym się tego nauczyć? Nigdy z nikim nie wychodziłaś. Jeśli już to z jakimiś palantami, którym chodziło tylko o jedno. Nie uwierzę, że właśnie tacy cię pociągają.
- Najpierw byłaś zbyt mała, potem kiedy podrosłaś, zwyczajnie mi się odechciało. Tak było łatwiej. Szybki seks i cześć. Myślisz, że któryś z nich zostałby na dłużej gdyby usłyszał, że mam córkę, nie pracuje czynnie, ledwo wiążę koniec z końcem? Faceci nie lubią problemowych kobiet, a jak jeszcze ta kobieta ma przeszłość, to już w ogóle katastrofa. - Mówiła to z uśmiechem niczym anegdotkę, ale widać było od lat przechowywany ból w jej oczach.
Na szczęście właśnie tę chwilę wybrał Brian by wreszcie się przywitać, posiadając już komplet ubrań na sobie podszedł i jak zawsze podał matce dziewczyny rękę, którą uścisnęła wdzięczna za przeszkodzenie w rozmowie o przeszłości.
-Co Panią do nas sprowadza? - Uśmiechał się czarująco, ale jak tylko wypowiedział te słowa, już wiedział, że to był błąd. Zrobił kwaśną minę i spojrzał na ukochaną przepraszająco. Jednak Hermiona, która już dawno domyślała się prawdy machnęła tylko ręką i uśmiechnęła się uspokajająco.
- Skoro już się domyślacie, że to nie jest zwykła rodzicielska wizyta, powiem o co chodzi. Po minie matki Vera domyśliła się, że jest to coś poważnego, więc kiwnęła głową dając jej zielone światło. Brian wiedział o niej wszystko, mógł więc usłyszeć i to co matka chciała powiedzieć.
- Severus powiedział mi, że chciałabyś zobaczyć i usłyszeć swojego ojca. Nie chciałam tego nigdy. Nie zasłużył na żadną pamięć o nim. Nie był wart niczego. Jednak tu nie chodzi o moje zdanie, a o ciebie. Więc się zgodziłam. Severus ofiaruje nam jedno wspomnienie o Greybacku. Nie wiem jak go do tego przekonałaś, widocznie musisz być bardziej podobna do mnie niż myślałam.
- Mamo, naprawdę? Zrobi to? Zobaczę go? Kiedy? - Widząc córkę tak podnieconą i przejętą, o mało się nie rozpłakała. Całe życie były same. Dorastanie bez ojca potwora było lepsze niż dorastanie z nim. Teraz kiedy już dorosła i miała własne życie, nie mógł jej skrzywdzić.
- Kiedy chcesz. Nie ustaliłam jeszcze terminu wolałam najpierw cię powiadomić.
- Choćby jutro. - Głos Nicy brzmiał dziwnie twardo jak na słodką istotkę, którą była i Hermiona zrozumiała jeszcze jedną rzecz. Jej córka tylko gra dzielną, naprawdę jest o wiele bardziej zdenerwowana tą sytuacją niż pokazuje.
Szybko się pożegnała i postanowiła od razu ustalić, czy termin pasuje Mistrzowi Eliksirów.
Na szczęście nie miał z tym problemu. W zasadzie był wręcz zadowolony, że tak szybko to załatwią.
Kiedy więc Veronica i Hermiona przybyły do Hogwartu, od razu wpuścił je do swoich komnat. Młodsza Granger wydawała się wręcz urzeczona jego pokojami, starsza natomiast coraz bardziej bledła i kiedy wreszcie wyciągnął i przygotował Myślodsiewnie kobieta wyglądała jakby miała zemdleć. Wbrew sobie podszedł i niezgrabnie ją objął chcąc dodać otuchy. Czy mu się udało? Sam nie wiedział. Odzyskała kolory, ale nadal wyglądała jakby to wszystko było dla niej za dużo.
Odszukał odpowiednie wspomnienie i delikatnie umieścił je w misie. Spojrzał na matkę i córkę i ruchem głowy nakazał im zbliżenie się. Nica chwyciła dłoń matki i uścisnęła z wdzięcznością.
Już po kilku sekundach wszyscy troje byli w jednej z kryjówek Voldemorta. Wszędzie panowały ciemności, a jedyne poświaty pochodziły z zawieszonych wysoko pochodni. Severus spojrzał na kobiety. Hermiona wyglądała jakby samo oddychanie sprawiało jej niemożebny ból. Podszedł bliżej i zmusił ją by uniosła ku niemu twarz. Jej oczy momentalnie wypełniły się łzami.
- Nikt nie mówił, że to się kiedykolwiek stanie, nie jestem gotowa! - Znów przygarnął ją do siebie ofiarując oparcie, którego tak bardzo potrzebowała. Wtuliła się w niego już żałując chwili słabości. Oddychała spazmatycznie, a stojąca z boku Vera mogłaby przysiąc, że Snape wdychał zapach jej matki jakby nie widział jej wieki. I wieki za nią tęsknił.
Gdy się rozłączyli wszystko potoczyło się błyskawicznie. Mężczyzna chwycił jedną ręką jedną Granger, druga ręką drugą Granger i poprowadził je ciemnym tunelem nim którakolwiek zdążyła zaprotestować. Gdy tunel gwałtowanie zakręcił, a ciemność i ponurość została zastąpiona przez marmury, dywany i ciepłe światło sączące się z gustownych lamp wszyscy zrozumieli, że przejście podziemne ciągnęło się pod posiadłością, a oni właśnie dostali się do jej środka. Nie mieli jednak czasu na przetrawienie tej informacji, do pokoju wkroczyła bowiem dobrze wszystkim znana wężowa postać, wraz ze swoją gadzią przyjaciółka. Hermionę przeszedł dreszcz. Patrzyła na niego niczym na najgorszy koszmar. Mimo iż minęło już tyle lat, a on już dawno nie żył, jego wspomnienie nie mogło być bardziej żywe. Poruszał się tym niezgrabnym krokiem, ale po chwili zrozumieli, że on nie opuści pomieszczenia. On na kogoś czeka. Niecierpliwił się coraz bardziej, a wraz z nim Panny Granger. Severus wiedział dobrze co się wydarzy, więc starał się tylko zapewnić im tyle komfortu ile był w stanie. Bezwiednie gładził Hermionę po zimnej dłoni i stał tak blisko jak to było możliwe bez dotykania jej. Veronica stała obok, już się nie bała. Jej dusza podróżniczki i odkrywczyni wreszcie doszła do głosu. Nikt się nie odzywał, jakby wypowiedzenie jakiś słów stanowiło profanację tego miejsca i tej sytuacji. Riddle cały czas nerwowo dreptał, obracając różdżkę w reku. Jak na komendę w pokoju rozbrzmiały pyknięcia i Czarny Pan uśmiechnął się szeroko otoczony swoimi sługami. Żadna z postaci nie ściągnęła jeszcze ani maski ani kaptura, ale Hermiona już skupiła się na tym najbliższym, stojącym jakby z lękiem i dystansem. Jakby wiedział, jak to wszystko się skończy. Podświadomie widzowie skupili się w jednym kącie, aby nie mieć żadnego kontaktu z uczestnikami sceny. Voldemort spojrzał na każdego ze śmierciożerców i gestem zezwolił im na ściągnięcie masek. Tak jak Hermiona podejrzewała. Najbliższym sługą był Severus. Gdy tylko pozostali również pokazali twarze, jego się spięła i już do końca spotkania pozostała czujna. Wyglądał na tak uniżonego i przejętego tym wszystkim, że Granger obiecała mu pogratulować doskonałego aktorstwa. Kiedy ona skupiała się na każdym szczególe anatomii byłego profesora, Vera przeżywała prawdziwe katusze. Patrzyła na swojego ojca, którego dyskretnie wskazał jej Severus. Patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, a gdy się odezwał by zdać raport swemu Panu, wręcz zadrżała. Była wstrząśnięta i do głosu doszły uśpione ciekawością emocje. Walczyła ze sobą by nie uciec. Patrzyła na ojca i choć jej serce go nienawidziło i pogardzało nim, umysł nie pozwolił jej się odwrócić. Została, cicha i drżąca. Mimo wszystko usiłowała zapamiętać każdy szczegół. To że serce nie powinno, nie znaczy że nie tęskni.
Po kilku sekundach wspomnienie się skończyło, a podróżnicy wrócili do komnat Mistrza Eliksirów. Severus obejmował Hermionę jakby próbując ją ochronić. Ona wciąż łapała oddech i próbowała powstrzymać łzy. Veronica zaś patrzyła na to wszystko szeroko otwartymi oczami. Była w zbyt wielkim szoku by się odezwać. We troje usiedli w fotelach. Nikt się nie odzywał. Gdy pierwsze emocje opadły, gospodarz podał gorącą herbatę i starał się wciągnąć kobiety w rozmowę. Żadna z nich jednak nie była chętna. Obie miały głowy pełne myśli i potrzebowały samotności. Zaproponował im, że je przenocuje, ale po kilku słabych protestach panny Granger wyszły, obiecując, że skontaktują się niedługo.
Nim jednak doszło do ponownego spotkania, upłynęło prawie pół roku. Veronica załatwiała stypendium, biegała po wydziałach i zajmowała się swoim życiem prywatnym. Przez długi czas głównie rozmyślała o tym co zobaczyła i co usłyszała. Cieszyła się, że wreszcie postać z jej snów i koszmarów jest bardziej materialna. Pozwoliło jej to zamknąć pewien etap. Już nie rozpaczała i nie rozpamiętywała. Wiedziała już jak wygląda jej ojciec. Z tym mogła żyć. Mogła ruszyć dalej i właśnie to chciała zrobić. Brian zdawał się doskonale odczytywać jej nastroje i plany, bo ciągle był przy niej i nie pozwalał jej myślom zbytnio dryfować. Stanowił doskonałe wsparcie, a kiedy po powrocie z uczelni zastała go klęczącego z bordowym pudełeczkiem w dłoni, nawet go nie otworzyła, tylko od razu rzuciła się ukochanemu na szyję. Postanowili urządzić małe przyjęcie.
Szczególnie zależało na tym Brianowi, nie znał dobrze znajomych i rodziny ukochanej i chciał to zmienić. Nica jednak również miała swoje ukryte motywy, więc wspólnie orzekli, że impreza w weekend to doskonały pomysł.
Teraz musiała zrobić jeszcze tylko jedno. Jak jej matka czuje się w sprawie zaproszenia na imprezę Severusa Snape'a.? Oczywiście jak podejrzewała, matka od razu odrzuciła taką wiadomość, tłumacząc, że Snape nawet nie wie co się robi na takich przyjęciach, ale na szczęście nie miała nic naprzeciwko zaproszeniu go. Co prawda wyglądała jakby miała zwymiotować na myśl o ponownym z nim spotkaniu, co Vera wzięła za dobrą kartę. Wybrały się na zakupy i pod płaszczykiem niewinnej rozmowy, młoda Granger dowiedziała się, że jej matka w rzeczy samej ma coś do byłego profesora. I to całkiem sporo. Na samo wspomnienie o nim czerwieniła się, a gdy zostało jej to wypomniane, o mało nie przeklęła córki. Sukienki udało się kupić.
Wieczór przyszedł szybko. Goście dopisali. Hermiona przechadzała się po ogrodzie zagadując każdego, próbując zająć myśli i odwrócić własną uwagę od faktu, że nie dość że Severus się nie pojawił, to jeszcze chyba tylko ona zwróciła na to uwagę. Niestety słabo jej szło, bo co chwilę sprawdzała godzinę i patrzyła w stronę wejścia na podwórko. Nie było go. Olał sprawę. Próbowała udawać, że jej to nie boli i że się nie przejęła, ale tak nie było. Liczyła, że go zobaczy, że porozmawiają. Niestety on chyba tego nie chciał.
Gdy przyjęcie dobiegło końca, a goście zaczęli się rozchodzić, usiadła wreszcie w towarzystwie córki i przyszłego zięcia. Rozmawiali przyciszonymi głosami. Prócz nich w ogrodzie były już tylko Ginny wraz matką oraz jedna z koleżanek Nicy ze studiów z chłopakiem. Kiedy jednak rozległo się skrzypienie furtki, Hermiona pierwsza wyleciała by zobaczyć kto to. I stanęła jak wryta wpatrując się w zakłopotaną twarz Severusa Snape' a. Nieporadnie przestępował z nogi na nogę nie wiedząc czy może wejść do środka, czy bezpieczniej zostać na zewnątrz. W ręku trzymał butelkę whisky oraz bukiet goździków. Wcisnął jej kwiaty w ręce, wyminął ją ruszył w stronę rozstawionego w ogrodzie stołu. Kobieta stała jak oniemiała, nie mogąc pojąć, co tu się właściwie stało. Czy on właśnie minął ją bez słowa przywitania i nawet na nią nie spojrzał? Co się stało?
Postanowiła tym razem dopuścić swoje gryfońskie serce do głosu i załatwić sprawę od razu. Energicznie podeszła do Snape'a rozmawiającego z jej córką, złapała go za rękaw szaty i bez pardonu pociągnęła w stronę domu. Jeśli ktokolwiek był zaskoczony jej zachowaniem, nikt nie dał tego po sobie poznać. Gdy wreszcie zostali sami oczywiście opuściła ją odwaga, ale starała się nadrabiać miną. Patrzyła na niego surowo, ale w jego oczach widziała, że już od progu przejrzał jej grę. Westchnęła i usiadła na najbliższym krześle.
- Dlaczego tak się zachowujesz? Czy coś ci zrobiłam?
- Jak się czujesz?
- Czy już zawsze będziesz na moje postawione pytanie rzucał swoje?
- A pozwolisz mi na to?
Zaśmiała się cicho i spojrzała na niego. Wcale się nie uśmiechał, jego wyraz twarzy mógł dla przeciętnego obserwatora być taki sam jak zawsze, ale ona zauważyła, że coś się zmieniło. Nim jednak spróbowała dojść do tego co, jej towarzysz już się odezwał.
- Kiedy wyszłyście i długo długo później również nie mogłem dojść do siebie. Wydawać by się mogło, że nic to dla mnie nie znaczyło, ale przeżyłem to prawie tak mocno jak ty. Patrząc na niego, wróciło do mnie to co ci zrobił. Twój krzyk i płacz śni mi się po nocach. Widzę te bezradną młodą dziewczynę krzywdzoną na moich oczach i czuję taki wstyd. - Głos mu się załamał, więc wstała, podeszła i chwyciła jego dłoń.
- Myślałem, że mi przeszło, że się z ciebie wyleczyłem, ale to nie prawda. Veronica jest piękną młodą kobietą. Jest też cholernie silna. Wydaje mi się, że nawet ja nie jestem tak silny i odważny jak ona. A chciałbym być. Chciałbym znaleźć w sobie siłę, aby powstrzymać wtedy to wszystko. Oszczędzić ci bólu i upokorzenia. - Spojrzał jej w oczy. - Nie chcę już być źródłem twoich nieszczęść.
- Och Severusie. Nie jesteś, nigdy nie byłeś. - Przytuliła się do niego, a gdy poczuła, że wstrzymuje oddech wspięła się na palce i delikatnie pocałowała go w usta. Nie zareagował. Patrzył na nią w szoku, niezdolny by cokolwiek powiedzieć.
- Nie skrzywdziłeś mnie. Byłeś moją siłą, gdy tego potrzebowałam. Dzięki tobie mam córkę. Jestem szczęśliwa.
- Mówisz to, bym poczuł się lepiej. Przepraszam, nie chce twojej litości. Pomyślałem tylko, że chcę abyś wiedziała. Zawsze o tobie myślałem, przez całe życie. Wybacz mi.

Z cichym pyknięciem aportował się, a ona długo jeszcze wpatrywała się w pustą przestrzeń, którą po sobie pozostawił. Nawet nie wiedziała, że płacze. Dopiero gdy podeszła do niej Veronica i okryła ją narzutką, dotarło do niej że drży.

Severus wrócił do swoich komnat i opadł na kanapę bez sił. Wyrzucał sobie, że ta kobieta znów go sprowokowała. Widział jak na nią działa, nie mógł zaprzeczyć, że ona też nie jest mu obojętna, ale wciąż pamiętał to co było. Pamiętał i nie był w stanie zapomnieć. Przeszłość była zbyt wyraźna w jego umyśle, a rany których był sprawcą wciąż jeszcze się nie zabliźniły.

Kolejne tygodnie mijały, a ona nie przestawała myśleć o Mistrzu Eliksirów. Mimo, że jasno dał do zrozumienia, że nic nie chce mieć z nią wspólnego. Myślała o jego pięknych oczach, o głosie, który za każdym razem wywoływał drżenie. O tych wszystkich latach, które stracili. Powiedzieć, że tęskniła za nim, to jak nie powiedzieć nic. Postanowiła zawalczyć o niego jeszcze raz. Złożyła mu wizytę wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewał. Z samego rana wparowała do jego komnat, jeszcze zanim zdążył się ubrać i pomyśleć o śniadaniu. Od razu zirytował się na jej widok, ale widziała że jej mocniejszy niż zwykle makijaż i skąpa sukienka zrobiły na nim wrażenie. Pozostając w roli gospodarza poczęstował ją herbatą i usiedli naprzeciwko siebie. Patrzyła na niego starając się wyglądać uwodzicielsko, ale nie zdesperowanie. Założyła nogę na nogę odsłaniając pokaźny kawałek uda. Widziała, że jego spojrzenie się wyostrza. Popatrzył na jej manewr a chwilę później trzymał ją w ramionach. Pisnęła zaskoczona, ale nie mogła powstrzymać rumieńca.
- Po co to robisz? Po co ci ktoś taki jak ja? - Również oddychał szybciej, ale kontrolował się do granic możliwości. Czuła jego palący dotyk w talii, nie potrafiła ukryć drżenia, którego tak jej brakowało.
- Nie chce kogoś takiego jak ty. Chcę ciebie.
- Hermiono. Żyliśmy osobno przez dwadzieścia pięć lat. Nie jestem już tym samym człowiekiem. Nawet mnie nie znasz. Nie chcesz się w to pakować. Wydaje ci się, że to co kiedyś było nam wystarczy.
- Jeszcze nawet nie jesteśmy razem, a ty już mówisz mi co mam robić. - Uśmiechnęła się do niego, a gdy się nachylił by ją pocałować wtuliła się w jego tors. Choć w myślach się przeklęła, musiała sobie pogratulować. Jego serce waliło tak mocno i szybko, że musiał czuć to co ona. Innego wyjścia nie było. Postawiła wszystko na jedną kartę.
- Severusie, czy ty mnie lubisz?
- Jak tak patrzę jak usiłujesz manipulować swoim ciałem to coraz mniej. - Przyciągnął ją mocniej do siebie i znów nachylił się do pocałunku. Tym razem oddała mu całą siebie, wkładając w pocałunek całą tęsknotę. Mężczyzna nie tracił czasu. Szeptem zapytał czy jest pewna, a gdy
w odpowiedzi ugryzła go w język zaniósł ją do sypialni.
Wreszcie wszystko było tak jak powinno. Nie spieszyli się, ale też nie tracili czasu. Nie patrzyli w przeszłość. Razem próbowali stworzyć przyszłość. Przyszłość wolną od demonów, strachu
i poczucia winy.
Rok później Veronica została najpiękniejszą Panną Młodą w historii Hogwartu, natomiast jej matka dostała pewną drugą lokatę. Choć byli tacy, którzy uważali, że Hermiona Granger mimo czterdziestki na karku jest najpiękniejsza. Między innymi jej mąż Severus Snape.
Nie pasowali do siebie. Duża różnica wieku, jak również charakterów powinna ich od siebie odrzucać, ale wcale tak się nie stało. Im dłużej spędzali razem czas, tym bardziej się w sobie zakochiwali. Jednego tylko żałowali. Że dali przeszłości tak długi igrać ze szczęściem.