BEST THING I
NEVER HAD
Czasem
wystarczy chwila, by zmienić całe swoje życie. A czasem potrzeba
na to dwóch tygodni. Intensywnych, pełnych wrażeń,
niedopowiedzeń i uciekających spojrzeń dwóch tygodni.
Tydzień
pierwszy był szokiem, obuchem uderzającym w głowę i lodowatym
prysznicem. Tydzień drugi połączył jedne serca, by rozdzielić
inne. Na zawsze.
Ruszyła
stromymi schodami, by jak zawsze zaczerpnąć powietrza, uspokoić
skołatane nerwy, uzyskać potrzebną perspektywę. Otworzyła
ciężkie, rdzewiejące już drzwi i ruszyła w stronę swojego
ukochanego miejsca. Ukochanego miejsca, w ulubionej części zamku.
Sowiarnia. Najwyższa wieża, widok zapierający dech w piersiach i
nieograniczony horyzont, który już nieraz pomagał jej w trudnych
chwilach. Usiadła tuż przy gargulku, miała stamtąd idealny widok
na drzwi, kilka sów, a przede wszystkim mogła wreszcie się
zatracić. Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy, próbując
powstrzymać napierające pod powiekami łzy. Prawdopodobnie przez to
nie zauważyła, że w jej pobliżu, kilka metrów dalej, jest jakiś
mężczyzna. Patrzył na nią chwilę z zainteresowaniem, ale gdy do
jego uszu doszły ciche łkania i pochlipywanie, wycofał się
taktownie, w ogóle nie zdradzając swojej obecności. Hermiona
poczuła tylko delikatny wietrzyk na swojej twarzy gdy ją mijał,
ale ponieważ była na otwartej przestrzeni, wysoko w niebie, nie
zwróciła na to uwagi. Myślała o dzisiejszym dniu. Przykrości
jaka ją spotkała. Słowach, które usłyszała. Wróciła pamięcią
do rozmowy ze swoim chłopakiem Draconem. Zarzucał jej, że spędzają
ze sobą zdecydowanie za mało czasu, ale kiedy zaproponowała jakiś
wspólny wyjazd, zbył ją twierdząc, że z finansami teraz krucho.
Malfoy i problemy finansowe? Znów prychnęła głośno z
niedowierzania. Nic nie powiedziała, kiedy miesiąc wcześniej kupił
komplet trzech zupełnie nowych, zupełnie niepotrzebnych mu mioteł
wraz z akcesoriami do polerowania, a zaraz później nowy strój do
Qudditcha, który kosztował tyle co tygodniowe wakacje na końcu
świata. Nic nie powiedziała, choć powinna. Zamieszkali razem, a on
wciąż zachowywał się jakby każde z nich było singlem, tyle że
mającym z kim sypiać i komu się wyżalić. Miała tego
zdecydowanie dosyć. Nie mogła znieść myśli, że ich wspaniały
dojrzały związek wraz z zamieszkaniem razem zmienił się w kulę u
nogi i porażkę bez przyszłości.
Kiedy wróciła
do domu, czekał na nią bukiet przepięknych kwiatów, gorąca kąpiel
i Draco cały kajający się i rozpływający nad nią. Odetchnęła
z ulgą widząc znów ciepłe roześmiane oczy, które szybko
zamazały wrażenie wczorajszej pogardy, które miała pod powiekami.
Pozwoliła się porwać w objęcia i krok po kroku prowadzić przez
przeprosinową niespodziankę. Wszystko było dobrze. Wieczór
zakończyli w łóżku, gdzie na powrót uwierzyła, że mają magię
i jej nie stracą. Oczywiście śnieg mocno pruszący za oknem,
świąteczna atmosfera i alkohol spotęgowały to uczucie.
Tak zakończył
się dzień pierwszy. Do Sowiarni nie wróciła przez kolejne trzy
dni. Jej chłopak zachowywał się jak wzór i wręcz nie mogła
wyjść z podziwu dla siebie jak mogła być tak głupia i pomyśleć,
że uczucie się wypala. Nastał jednak czwartek. Znów ruszyła
schodami. Otworzyła drzwi i przyjrzała się niespokojnym ptakom.
Podeszła do jednej z klatek. Sowa Śnieżna łudząco podobna do tej
Harrego poruszała niespokojnie skrzydełkami, więc nie
zastanawiając się wiele Hermiona wypuściła ją by sobie polatała.
O dziwo zwierze powoli wyszło z klatki i przysiadło niedaleko
swojej wybawicielki, zamiast odlecieć. Wtem jednak stało się kilka
rzeczy naraz. Na górę wpadł Snape, podbiegł zadziwiająco
sprężystym krokiem i próbował złapać ewakuującego się właśnie
ptaka. Dziewczyna obserwowała jego manewry ze śmiechem. Jakoś nie
przyszło jej do głowy wyjaśnić Profesorowi, że celowo wypuściła
zwierzę. W końcu jednak Severus dał sobie spokój, stanął prosto
jakby kij połknął i spojrzał na towarzyszkę z wyrzutem.
Nie odezwał
się jednak, jakby było to co najmniej poniżej jego godności.
Parsknęła śmiechem i wskazała mu kawałek ziemi obok gargulka.
Nie była pewna czy przyjmie propozycję, ale mimochodem odetchnęła
kiedy jednak zgiął się w pół i niezgrabnie klapnął obok niej.
Sowa wreszcie się uspokoiła i przysiadła na ramieniu Granger.
Severus wyciągnął rękę, by pogłaskać miękkie pióra i prawie
mu się to udało. Gdy zanurzył rękę w przyjemnym puchu zwierze
nastroszyło się i następnym co Hermiona zobaczyła i usłyszała
był Mistrz Eliksirów miotający przekleństwa, z furią w oczach
wymachujący ręką jakby miała zaraz odpaść z bólu. Z całą
gracją podeszła do niego, położyła delikatnie dłoń na jego
ramieniu, a nie było to łatwe zadanie, kiedy próbuje się
powstrzymać śmiech z całych sił. Gdy wreszcie się zamknął i
stanął w jednym miejscu, podeszła, spojrzała mu w oczy. Czas się
zatrzymał. Gdy później będą analizować swojej postępki,
właśnie ten moment oboje wskażą jako "początek."
Chwyciła jego zimną dłoń chcąc ją uleczyć. Prąd przeszedł po
jej skórze. Wrażenie było ogromne. Zupełnie jakby tym dotykiem
penetrował jej duszę. Widziała, że na nim też zrobiło to
wrażenie. Szybko wyszeptała formuję leczącą, ale głos jej
zadrżał i musiała zrobić to jeszcze raz. Tym razem nie patrzyła
na niego, by znów się nie rozproszyć. Nie podejrzewała, że
kiedykolwiek jej umysł wyklaruje myśl na temat oczu Mistrza
Eliksirów, ale właśnie tak się stało. Zahipnotyzowały ją.
Trzymała uleczoną dłoń i patrzyła w czarne błyszczące źrenice.
W końcu jednak Snape odchrząknął i strząsnął jej dłoń. Nie
patrząc na nią odwrócił się i ruszył do wyjścia.
Długo nie
mógł zasnąć. Zastanawiał się, czy jutro też się tam spotkają.
Jego myśli krążyły wciąż wokół tego prądu, który poczuł
przez sekundę, potem znów przypominał sobie wyraz jej twarzy kiedy
taktownie starała się nie roześmiać i samemu robiło mu się
wesoło. Severus Snape i wesołość – tego jeszcze nie grali!
Nie wiedzieć
czemu ruszył do Sowiarni zaraz po kolacji, a kiedy nie zastał tam
Gryfonki poczuł się rozczarowany, zupełnie jakby się okazało, że
Voldemort wrócił. Zaraz zbeształ się za zupełnie nieodpowiednie
myśli, ale nie mógł udawać, chciał ją tu spotkać. Choćby
nawet tylko po to by nie siedzieć tu samemu. Nie pojawiła się do
północy, więc pokonany i przybity wrócił do komnat w lochach.
Nie myślał jednak długo o tym wszystkim. Od razu bowiem orzekł,
że to co się wydarzyło pewnie było zwykłym przywidzeniem i to
przez ugryzienie sowy.
Dlaczego więc
następnego dnia znów tam wrócił? Nie potrafił odpowiedzieć i
również nie potrafił określić dlaczego jego serce zabiło
mocniej gdy znalazł ją na stałym miejscu przy betonowej paskudzie.
Podszedł głośno tupiąc, chcąc dać jej czas na otarcie łez. O
dziwo nawet na niego nie spojrzała. Wpatrywała się tępo w
gwieździste niebo. Oczy smutne, ale wciąż piękne. Po chwili
wstała i stanęła dokładnie na przeciwko niego. Przez myśl
przemknęło mu, że powinni zacząć choć udawać rozmowę, bo
trzecie spotkanie pod rząd w ciszy, jest już dość podejrzane.
Popatrzył na nią. Maleńkie śnieżynki osiadły na jej rzęsach,
by zaraz stopić się i zniknąć. Mrugała,by odgonić je, ale widać
było, że znów nie jest w zbyt dobrym nastroju. Bez zastanowienia
przygarnął ją do siebie i przytulił stanowczo. Stała sztywno,
czuł jej napięcie. Minuta niezręczności i niezdecydowania minęła,
dziewczyna wtuliła się w niego i objęła go za szyję, unosząc
się na palce. Odetchnęła głęboko. Na pewno o tym nie wiedział,
ale dał jej tak potrzebne ukojenie. Jakby instynktownie wiedział,
czego jej potrzeba. Nie rozmowy i ciągłego wałkowania problemów.
Nie - czystego, kojącego dotyku drugiej osoby, absolutnie bez
podtekstu. Wdzięczna objęła go jeszcze mocniej, gdy poczuła, że
próbuje się odsunąć. Nawet jeśli go to zdziwiło to nie
protestował, tylko wzmocnił uścisk. Machinalnie wciągnął w
nozdrza jej zapach i ułożył brodę na jej karku. Był lodowaty.
Severus naraz zapragnął ogrzać go pocałunkiem. Odsunął się
nagle, ale złapał jej dłonie. Spojrzał w jej zaskoczoną twarz.
Sam musiał wyglądać nie lepiej, bo zmarszczyła brwi i spojrzała
na ich splecione dłonie, zupełnie jakby nie kontrolowała samej
siebie. Spojrzała na niego wrogo. Bez słowa pobiegła w stronę drzwi. Serce waliło jej jak oszalałe.
- Zaczekaj - szepnął gdy tylko wrota się za nią zatrzasnęły.