Z wizyty u Severusa wynikło jednak coś pożytecznego. Przekonała
się, że wreszcie przestał żyć przeszłością i gdy tylko powie
córce prawdę o jej pochodzeniu, może i on zazna spokoju.
Teleportowała się pod kawalerkę wynajmowaną przez Verę i
zapukała do drzwi. Otworzyła jej zaskoczona, ale i z wyraźną ulgą
malującą się na twarzy. Usiadły w kuchni. Hermiona chwyciła rękę
córki i spojrzała jej głęboko w oczy. Zaczęła głosem drżącym
z emocji.
- Wiesz, że cię kocham prawda? Jesteś dla mnie
najważniejsza. Wszystko co zrobiłam, zrobiłam dla ciebie.
-
Mamo, nie musisz się tłumaczyć.
- Czekaj. Chodzi o to, że za
czasów młodości byłam głupia. Zakopywałam się w książkach.
Nic innego się nie liczyło. Po kilku latach zaczęła się czynna
walka z Voldemortem, a ja byłam sama. Zaproponowali nam członkostwo
w Zakonie Feniksa. Ja, Harry i Ron od razu dołączyliśmy. Tylko, że
nie wiedzieliśmy jakie to będzie niebezpieczne. Dyrektor również
nie przewidział, że my w szeregach jego armii to nie tylko atut,
ale i balast. Wiecznie trzeba było nas kontrolować. Pilnować, czy
akurat któryś ze śmierciożerców nie czyha na nasze życie.
Więcej było z tym problemów niż pożytku. Wysyłali nas na misje
tylko wtedy jeśli zachodziło dosłownie zerowe podejrzenie, że coś
może się stać. Jednak każdy plan ma jakieś luki. Którejś z
niedziel zostałam wysłana wraz z Ginny na przeszpiegi do jednej z
kwater. Miałyśmy na sobie wszelkie bariery i zaklęcia makijażowe
jakie wtedy były znane. Niestety zostałyśmy schwytane i przekazane
prosto przed oblicze Voldemorta. Nigdy wcześniej i nigdy później
się tak nie bałam. Ginny praktycznie od razu została uwolniona
gdyż się nie broniła. Spenetrowali jej umysł, Bella kilkakrotnie
potraktowała ją Cruciatusem, ale to było na tyle. Ja stawiałam
czynny opór. Wezwano najważniejszych sługów. Przybył...Lucjusz
Malfoy, Severus Snape również. Oczywiście już wtedy był po
naszej stronie i musiał grać, że to wszystko sprawia mu wielką
przyjemność, ale generalnie wiedziałam, że jeśli on mi nie
pomoże, nikt tego nie zrobi. Niestety akurat miał dyżur z jednym z
najgorszych sługusów Voldemorta Fernirem Greybackiem. Był on
wilkołakiem. Najobrzydliwszym z nich wszystkich. Gryzł małe dzieci
nieważne czy mugolskie czy czystokrwiste i miał z tego frajdę.
Ponieważ jednak nikt, nawet Severus nie był w stanie złamać
barier mojego umysłu, Czarny Pan orzekł, że zmusi mnie do
współpracy w inny sposób. Rozkazał...mnie zgwałcić. - Veronica
drżącą dłonią ścisnęła ramię matki próbując choć
częściowo dodać jej otuchy.
- Ponieważ jednak nikt się nie
palił do gwałtu na szlamie, Tom wyznaczył Greybacka. Wiłam się,
biłam, kopałam, niestety wszystko na nic. Ból był ogromny, jednak
najbardziej bolało mnie to, że mój nauczyciel, opiekun, jest tam
ze mną i nic z tym nie robi, aby nie zdradzić swojej pozycji w
szeregach Dumbledore'a. Krzyczałam i przeklinałam go na wszystkie
świętości, on tylko stał tam i patrzył. Kiedy już wilkołak
skończył, ku uciesze wężowatego Severus zaproponował, że
przetransportuje mnie pod bramy Hogwartu i odda w ręce Albusa.
Riddle' owi bardzo ten pomysł przypadł do gustu i ochoczo się
zgodził. Snape zabrał mnie do zamku, ale nie pozwolił by
ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Przebywałam w jego
komnatach prawie miesiąc. Leczył moje rany fizyczne, ale nic nie
mógł poradzić na te psychiczne. W przypływie nienawiści
wykrzyczałam mu w twarz, że powinien zginąć i że żałuję, że
kiedykolwiek go szanowałam i uważałam za dobrego człowieka. Po
tym incydencie próbowałam z nim rozmawiać, ale na próżno. Tylko
przyznał mi rację i na nowo zamknął się w swoim kokonie. Widzisz
Vero miałam słabość do profesora. Szanowałam jego zdanie, jego
umysł był dla mnie źródłem największych pokus, a kiedy mówił,
tylko do mnie, miękły mi kolana. Oczywiście to nie miało nic
wspólnego z fizycznością, zdawałam sobie sprawę, że mężczyzna
w jego wieku nigdy nawet nie spojrzy na dziewczynkę, którą wtedy
byłam. Nie pytaj mnie jak i dlaczego. Tamtego wieczora umarło nie
tylko moje uczucie do niego, ale również jego wola walki i chęć
przeżycia i wygrania wojny. Zgodziliśmy się więcej na ten temat
nie rozmawiać. Nigdy. Aż do niedawna. Musisz zrozumieć jak trudne
było dla mnie pogodzenie się z tym, że człowiek, który był dla
mnie niesamowitym autorytetem, który był inspiracją, okazał się
zwykłą marionetką w rękach kolejnego z dwóch szaleńców
rządzących wtedy światem. Mój światopogląd runął, a za chwilę
miało się to stać ponownie. Kilka tygodni później przybiegłam
do niego, bo tylko jemu mogłam o tym powiedzieć. Okazało się, że
jestem w ciąży. - Głośno pociągnęła nosem i spojrzała na
córkę, która również miała łzy w oczach. Patrzyła na nią z
niedowierzaniem.
- Jestem...
- Dzieckiem śmierciożercy,
tak.
- Mój ojciec. Fernir Greyback, na Merlina mamo! - Vera
załkała cicho i wtuliła się w wyciągnięte ramiona matki.
-
Co się z nim stało?
- Umarł podczas bitwy, dokładnie nie
ustaliłam kto go zabił, ale jeśli nie zrobił tego nikt z naszych,
na pewno wykończył go sam Voldemort nie mogąc znieść jego
niekompetencji.
- Dlaczego nie mogłaś powiedzieć mi tego
wcześniej? Mamo, zrozumiałabym to!
- Nie wiem. Chyba nie
pozwalał mi wstyd. Wciąż czasami dotykam blizny na udzie i
wzdrygam się z obrzydzenia do samej siebie. Kocham cię córeczko,
ale długo nie potrafiłam pogodzić się z tym, że nigdy nie
będziesz miała szczęśliwego domu i kochających się rodziców.
Przez całe życie próbowałam cię chronić, nawet jeśli oznaczało
to, że musiałam kłamać. Nigdy nie miałaś się dowiedzieć
prawdy. Obiecałam sobie podczas wojny, że kiedyś ci powiem, ale
gdyby nie Severus, to pewnie bym tego nie zrobiła.
- Jak cię
przekonał?
- Tak jak zawsze. Użył swojego wspaniałego umysłu.
Przedstawił takie argumenty, z którymi nie sposób byłoby się nie
zgodzić - zaśmiała się przez łzy.
- Więc nadal ma na ciebie
jakiś wpływ? Po tych wszystkich latach?
- Myślę, że przez to
co razem przeżyliśmy już zawsze tak będzie. Snape dokonał
pewnych wyborów. Mógł mnie wtedy uratować i choć nienawidziłam
go za to, że tego nie zrobił, dopiero gdy po raz pierwszy trzymałam
cię w ramionach zrozumiałam, że gdyby wtedy zareagował inaczej,
rozpoczął walkę, bronił mnie, to prawdopodobnie oboje byśmy
zginęli, a Voldemort wygrałby panowanie nad światem. No i nigdy
byś się nie urodziła. Wybaczyłam Severusowi wszystko, jednak on
nie chce przyjąć tego do wiadomości i wciąż obwinia się o
wszystko co się stało. Przez lata próbował zatopić smutki w
kobietach i alkoholu, ale chyba tak samo jak ja, potrzebował po
prostu czasu. Tak jak moja nienawiść do niego wyparowała, tak
myślę, że on nigdy nie wybaczy sobie tamtego dnia. Teraz kiedy
wiesz, stałaś się kolejnym chodzącym wyrzutem sumienia Severusa
Snape 'a. - Westchnęła głośno i wydmuchała nos. Spojrzała na
córkę i pogładziła ją po policzku.
- Przepraszam Veronico.
Nie byłam dobrą matką, ale postaram się to zmienić. Wybaczysz
mi, że tak długo ukrywałam przed tobą prawdę?
- Mamo. Byłaś
taka dzielna. Nie potrafię sobie wyobrazić jak bardzo musiałaś
cierpieć. Kocham cię najmocniej na świecie. Obiecaj mi tylko
jedno, porozmawiasz z nim.
- Z kim?
- Z profesorem Snape'm
-
O czym miałabym z nim rozmawiać? - Hermiona patrzyła na młodą
kobietę nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi.
- Naprawiłaś
mój świat opowiadając o moim pochodzeniu. Napraw teraz swój
przebaczając winy i idąc naprzód. Porozmawiasz z nim szczerze?
Proszę?
- Nie sądzę, by po tylu latach pozostało jeszcze coś
do powiedzenia. Wszystko to było bardzo dawno temu - spojrzała na
córkę poważnie i dodała, chcąc raz na zawsze zamknąć dyskusję
- rozumiesz?
- Nie. Nie możesz tego tak zostawić. On
jest...zachował się jak tchórz, to prawda, ale przecież miał też
swoje powody. Nie mógł postąpić inaczej i założę się, że
przez te wszystkie lata ledwo mógł spojrzeć sobie w oczy.
-
Czemu cię to tak obchodzi, czemu nie pozwolisz mu żyć w spokoju?!
- choć sam nie wiedziała czemu podniosła głos, przyniosło jej
to dziwną ulgę.
- Nie wiem. Czuję, że najważniejsze co
powinnaś zrobić to wyjaśnić z nim wszystko i zobaczyć co będzie
dalej. Chociaż spróbuj.
- Nie wiem. Pomyślę.
- Zrób to.
-
Zastanowię się, ok? - Pomimo nadmiaru emocji, Hermiona stawała
się lekko zirytowana postawą córki, więc z ulgą przywitała jej
pożegnanie. Wyszła na korytarz z duszą o wiele lżejszą, ale
również z nowym problemem na głowie. Zastanawiała się, dlaczego
życie choć przez chwilę nie może być proste i przyjemne tak o.
Bez żadnej ceny i wyrzeczeń. Odpowiedzi nie uzyskała.
Dopiero popołudniowy drink poprawił jej humor. Myślała o
Severusie, o obietnicy złożonej córce i o tym, że w zasadzie to
nie miałaby nic naprzeciw, gdyby mężczyzna postanowił wyjechać i
więcej nie pokazywać jej się na oczy.
Tygodnie mijały, a
ona zapomniała o złożonej obietnicy. Nie poświęcała Profesorowi
zbyt wielu myśli, a jeśli już zagościł w jej umyśle, zaraz był
wypierany przez dziwne obrazy z przeszłości. Jakby nawet jej
podświadomość nie chciała by angażowała się w jakąkolwiek
relację z Severusem.
Spędzała z córką tyle czasu ile tylko mogła. Wyznanie
prawdy jeszcze bardziej je zbliżyło i sprawiło, że na nowo się
zjednoczyły. Na szczęście Roni nie należała do ludzi
oceniających, więc sprawa przeszła bez większego echa. Kilka
pierwszych spotkań było z lekka niezręczne, ale atmosfera zaraz
się rozluźniała. W końcu nie ma mocniejszej więzi niż pomiędzy
matką a córką.
Wszystko układało się po myśli Hermiony.
Przyszły zięć spisywał się na medal. Był słodki i troskliwy, a
przy tym inteligentny, co bardzo imponowało zarówno matce jak i
córce. Oczywiście nie często spotykali się w trójkę, nie
chciała odebrać im tych najlepszych chwil z okresu różowych
okularów, więc pojawiała się w mieszkaniu córki tylko na jej
wyraźne zaproszenie. Była spokojna o jej przyszłość. Wszystko
zmierzało w dobrym kierunku. Jedyne co spędzało jej sen z powiek,
to postać Severusa Snape' a. Mimo, że oboje ruszyli dalej i zgodnie
orzekli, że nie ma co wciąż tkwić jedną nogą w przeszłości,
nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak. Co ? Nie
wiedziała.
Tak jak każdego dnia wróciła z pracy i przejrzała najpierw
jedną z mugolskich gazet, którą prenumerowała, a następnie
Proroka Codziennego. Dzień był męczący, ale akurat przyswajanie
nowych faktów stanowiło dla niej miły relaks. Gryfonka raz,
gryfonka na zawsze. Zaparzyła sobie zieloną herbatkę i usiadła
wygodnie w fotelu. Przewracała strony nie znajdując nic godnego
uwagi, gdy z zapartym tchem wróciła do obrazka z poprzedniej
strony. Widniał na nim zmęczony, choć nadal przystojny mężczyzna,
a jego przenikliwe czarne oczy, jak zawsze sprawiły, że przeszedł
ją dreszcz. Szybko przebiegła wzrokiem treść artykułu, by dojść
do sedna sprawy. Naraz poczuła, że tę herbatę zwróci.
Przyznawali mu Order Merlina. Trzeciej Klasy co prawda, ale jednak.
Nie mogła w to uwierzyć. Po tych wszystkich latach, wreszcie jego
praca i wysiłek zostały docenione. Wbrew sobie poczuła dumę,
zupełnie jakby miała w tym osiągnięciu jakiś swój wkład.
Uroczyste wręczenie medalu miało odbyć się w kolejny weekend,
oczywiście w Ministerstwie Magii. Hermiona wyczytała również, że
wszyscy przybyli zaproszeni są na bankiet następujący po wręczeniu
nagrody. Prychnęła w duchu, bowiem kto chciałby uczestniczyć w
zabawie w tak sztywnym i prostackim towarzystwie? Znając życie to
każdy prócz niej. Zaproszenia na wszelkie wydarzenia związane z
Ministerstwem zawsze były traktowane jak coś specjalnego i nie dla
każdego. Z roztargnieniem odłożyła gazetę i zajęła się
przygotowywaniem obiadu. Jej myśli na nowo zajęła córka, problemy
w pracy. Normalka. Zapomniała o przyjęciu. Nie pamiętała o nim aż
do następnego dnia kiedy to otworzyła skrzynkę na listy i znalazła
w niej kremową kopertę. Nie musiała patrzeć na lak, od razu
wiedziała skąd pochodzi wiadomość. Nerwowo otworzyła list. Gdy
dotarł do niej sens zawarty w tekście o mało nie pisnęła niczym
nastolatka. Dostała zaproszenie zarówno na odznaczenie Severusa jak
i na bankiet. Od razu ogarnęła ją panika. Minęło tak dużo czasu
od kiedy wycofała się z magicznego świata. Nie chciała do niego
tak gwałtownie wracać. Przekreśliła pomysł z pójściem tylko na
chwilę, wiedziała bowiem, że jak tylko ktoś z dawnych znajomych
ją zauważy, tak znów zostanie wciągnięta w tę niekończącą
się grę. Postanowiła nie iść wcale. Co prawda szkoda jej było
nielicznej okazji do wystrojenia się i pokazania niektórym dupkom,
że jeszcze nie zgorzkniała i umie się bawić, ale jednak poczucie
kontroli nad własnym życiem było dla niej cenniejsze. Odłożyła
zaproszenie na szafkę przy łóżku. Postanowiła napisać odpowiedz
z samego rana dnia następnego. Jak się okazało, wszyscy jej
przyjaciele dostali podobne zaproszenia, jednak nikt z nich nie miał
zamiaru iść. Po części ich rozumiała, wszyscy pracowali dla
Ministerstwa, nikt nie może ich zmusić aby przebywali w miejscu
pracy nawet po godzinach. Czuła się jednak podle z myślą, że nie
będzie na sali nikogo, kto będzie z niego naprawdę dumny. Kto
doceni jego odświętny ubiór, skromną ale zabawną przemowę...Im
dłużej o tym myślała, tym częściej przekonywała samą siebie,
że jednak powinna pójść. Takie bankiety zazwyczaj nie trwają
długo, jedzenie jest pyszne a muzyka bardzo nastrojowa. Głosik w
jej głowie szeptał jednak, że to wcale nie te wszystkie akcenty
doprowadziły ją do zmiany decyzji. Chodziło tylko i wyłącznie o
Severusa. Uważała, że zasłużył na odznaczenie jak nikt inny i
była gotowa trochę przecierpieć, byle tylko zobaczyć go w
momencie glorii. Chciała ujrzeć tych wszystkich bufonów
płaszczących się u jego stóp i jego zawstydzony uśmiech, gdy
olśni ich swoją skromnością. Będzie przyjmował gratulacje przez
pół wieczoru, a kiedy wreszcie światła jupiterów go opuszczą,
spojrzy na nią i porozmawiają chwilę. Nie poruszą żadnego
bolesnego tematu. Będą tylko cieszyć się swoim towarzystwem. Może
nawet opowie mu coś o córce?
Granatowa sukienka delikatnie falowała przy każdym jej
kroku. Czterdziestokilkuletnie ciało nadal świetnie prezentowało
się w odświętnym stroju, a to że strój ten dobierała godzinami,
nie miało nic do rzeczy. Weszła po schodach i naraz poczuła na
sobie wzrok wszystkich zgromadzonych.
- Wiedziałam, że tak
będzie – mruknęła do siebie.
Potulnie spuściła oczy i
ruszyła przed siebie próbując ignorować natarczywe spojrzenia
posyłane jej z każdego kąta sali. W pomieszczeniu zrobiło się
jakby ciszej, jakby jej pojawienie się było bardziej kluczowe i
wyczekiwane niż pojawienie się solenizanta i poczuła się
cholernie głupio. Nie po to tu przyszła by robić za tanią
sensację. Pożałowała, że nie ma z nią nikogo z przyjaciół.
Niestety musiało być jeszcze dość wcześnie, gdyż wśród
gapiących się nie poznawała nikogo prócz kilku najważniejszych
urzędników Ministerstwa wraz z rodzinami, którzy zapewne byli w
komitecie organizacyjnym i chcieli dopilnować wszystkiego.
Stanęła w kącie sącząc szampana i rozglądała się,
próbując się nie załamać i nie przekląć samej siebie za
przyjęcie tego zaproszenia. Wreszcie dostrzegła znajomą twarz i o
mało nie rozpłakała się na jej widok. Umiarkowanie szybko
podeszła do mężczyzny nie chcąc wyjść na zdesperowaną i
przyjęła przeciągnięty do granic możliwości uścisk i trzy
całusy w policzek. Draco Malfoy patrzył na nią pożądliwym
wzrokiem ledwie zauważając jej zdenerwowanie i zażenowanie. Starał
się z nią umówić już bez mała od dekady, od kiedy to odkrył,
że z byłą żoną Astorią nie łączy go nic poza skrytką w banku
. Brązowowłosa konsekwentnie dawała mu kosza, tym samym
sprawiając, że napalał się jeszcze bardziej. Kiedyś jednak
przesadziła z piciem i wylądowała niedaleko Nokturna. Zauważyła
go przy barze i od słowa do słowa przenieśli się do niej. Nie
była to miłość, tylko szybki pasjonujący seks, jaki zdarza się
tylko wygłodzonym, lekko podpitym parom. Do północy już go nie
było, ale musiał być o wiele bardziej trzeźwy niż Hermiona, bo
zdawał się pamiętać wszystko. Prosił i błagał by pozwoliła mu
jeszcze raz zagościć w jej łóżku, ale ona pozostawała
nieugięta. Tamtą sytuację traktowała jako chwilę słabości,
skutek upojenia alkoholowego i czystą głupotę. Nie miała zamiaru
jej już nigdy więcej powtórzyć, bez względu na to jak dobry było
to seks. Unikała Draco i miejsc, w których bywał, ale wtedy
podczas ceremonii praktycznie rzuciła mu się na szyję. Powitał ją
entuzjastycznie, dając wyraz swojego zadowoleniu poprzez całusa w
szyję. Próbowała nie okazać, że jej to nie leży. Spojrzała na
jego twarz. Stalowe zimne oczy, praktycznie białe gładkie włosy.
Wciąż miał to coś i wciąż stanowił zagadkę nie do
rozszyfrowania. Poprowadził ją w stronę baru i od razu zaoferował
kolejny kieliszek bąbelkowego płynu, który przyjęła z
wdzięcznością. Draco zabawiał ją rozmową, aż do momentu kiedy
wreszcie przyciemniono światła, a na scenę wyszedł Minister w
towarzystwie sekretarza i oczywiście laureata. Severus jak zawsze
wyglądał wspaniale i wbrew wszystkiemu jej serce zatrzepotało na
jego widok. Nie zwróciła uwagi, że trochę przybyło mu
kilogramów, a skóra nie wygląda zbyt zdrowo. Patrzyła na jego
twarz, na poważne oczy i delikatny uśmiech, którym starał się
zamaskować zakłopotanie, które wynikało z faktu bycia w centrum
uwagi.
- Skąd ja to znam – pomyślała Hermiona. Poczuła się
głupio gapiąc na niego jak wszyscy inni. Od razu odwróciła wzrok
nie chcąc przykładać ręki do jego upokorzenia. Na szczęście
dziś Minister nie był w nastroju do przydługich przemówień, więc
poszło szybko i nim się obejrzeli, zaczęły się tańce. Większość
gości stłoczyła się przy laureacie aby złożyć mu gratulacje.
Nawet Draco poszedł za tłumem, uprzednio obiecując jej, że zaraz
wróci i zatańczą. Nie żeby chciała by prędko wracał. Publiczne
tańce również nie należały do jej hobby, ale znając życie
będzie musiała zatańczyć zarówno z Draco, jak i samym Ministrem
i również z Severusem. Tego jednego nie mogła się doczekać.
Wystroiła się jak idiotka, przyszła tu, to niech chociaż coś z
tego ma. Kiedy wreszcie ich spojrzenia się skrzyżowały, było już
po północy. Czarownica była już zmęczona i jedyne o czym marzyła
to pójście spać. Kiedy jednak spojrzała w czarne tęczówki i
ujrzała w nich zaciekawienie, postanowiła złapać byka za rogi i
podejść. Stanęła przed nim, na tyle blisko by swobodnie
rozmawiać, na tyle daleko, by nie móc ulec rozkojarzeniu jego
zapachem.
- Gratuluję – powiedziała sztywno, choć jej oczy
pozostały ciepłe. - Dołączyłeś do grona bufonów po
sześćdziesiątce, którzy za punkt honoru obrali sobie włażenie
do tyłku Ministrowi ?
- Skąd wiedziałaś? - parsknął
śmiechem o mało nie opluwając jej drinkiem.
- To przez tę
muszkę – kiwnęła palcem w kierunku jego szyi, a kiedy przytaknął
uśmiechnęła się.
- Moja skrzatka odradzała mi wkładanie
jej, ale nie mogłem się powstrzymać. Wiedziałem, że to docenisz.
- Spuściła oczy speszona, próbując nie okazać jak bardzo jego
uwaga ją poruszyła. Sam fakt, że myślał o niej w jakimkolwiek
kontekście był dziwny. A co dopiero podczas kompletowania stroju na
bankiet...
Odchrząknęła i na powrót skupiła na nim wzrok.
Patrzyli na siebie, ale jakby się nie widzieli. Oboje próbowali
ocenić, czy jest pomiędzy nimi coś prócz dawnych dziejów, które
zgodzili się odłożyć do pudełka i nigdy do nich nie wracać.
Rozmawiali chwilę o błahych sprawach jak to ludzie, którzy wiele o
sobie wiedzą, a jeszcze więcej chcieliby przed sobą ukryć. W
końcu Severus znalazł w sobie odwagę i poprosił ją do tańca.
Wolno obracali się, nie przykładając wielkiej wagi do taktów, ani
słów piosenki. Żadne z nich nie umiało tańczyć, ale to też nie
było ważne. Kiedy Snape obrócił ją i delikatnie przechylił
zachwiała się, więc zmuszony był przygarnąć ją do siebie i
przytulić jeszcze mocniej. Trzymała rękę na jego klatce
piersiowej i czuła jak wali mu serce. Zdała sobie sprawę, że sama
ma przyspieszony oddech. Spojrzała na niego mając nadzieję, że
tego nie zauważył, ale jego uważne hipnotyzujące oczy
przewiercały ją spojrzeniem na wylot. Kiedy opuścił wzrok na jej
ciemnoczerwone wargi, poczuła że szampan wreszcie uderzył jej do
głowy i to czas na ewakuację.
- Zostań – usłyszała tuż
przy uchu i poczuła dreszcz podniecenia gdy owionął ją jego
gorący oddech.
- Powinnam już wracać. - Zaklęła w duchu
rozpoznając panikę w swoim głosie.
- Dlaczego? Ktoś na ciebie
czeka? - Spojrzał na nią tak, jakby sam ten pomysł był
szaleństwem.
Poczuła się jak idiotka i wyszarpnęła rękę z
jego uścisku. Severus zrozumiał jaką głupotę palnął, ale o
sekundę za późno. Próbował znów ją przytulić.
-
Przepraszam, to nie tak miało zabrzmieć.
- Nie potrzebuje by
ktokolwiek przypominał mi, że wciąż jestem sama. Wiem to
doskonale. Dobranoc. - Wyminęła go i nie żegnając się z
kimkolwiek wyszła z imprezy.
Płakała i płakała, a sen nie chciał nadejść. Kiedy w
końcu zasnęła, nawiedziły ją dziwne wizje.
Widziała siebie z
czasów szkolnych. Siedziała w głębokim granatowym fotelu. Przed
sobą miała planszę do gry w szachy, a po lewej stronie na stoliku
stała szklanka z gorącą czekoladą. Jej nogi opatulone były
grubym wełnianym kocem, a poczucie bezpieczeństwa zalało jej serce
i duszę. Spojrzała na oponenta ale nie dostrzegła jego twarzy,
choć miała niejasne przeczucie, że to ktoś kogo zna i komu ufa.
Kolejny obraz wtargnął do jej umysłu. Krzątała się po
przestronnym pokoju, powtarzając formułkę jakiegoś zaklęcia. Co
jakiś czas przekładała niektóre przedmioty, porządkowała je i
czyściła z kurzu. Mężczyzna bez twarzy wszedł do pokoju, a ona
poczuła dumę i docenienie. Scena zmieniła się. Gryfonka ujrzała
samą siebie z lekko zaokrąglonym brzuchem. Rozpacz i beznadzieja
wypełniły jej umysł. Biegła przed siebie, dopóki nie wpadła w
ramiona swojego opiekuna. Tym razem jednak miał twarz. Twarz ta
wyrażała wszelką troskę. Wyglądał jakby miał złamane serce.
Czuła swój ból, czuła jego ból. Obudziła się z krzykiem. Całe
jej ciało lepiło się od potu. Ledwo łapała oddech. Nie mogła
zrozumieć, dlaczego zapomniała o tym wszystkim. Może przez to, że
chciała wyrzucić z umysłu wszystko co wiązało się z okresem
przed narodzinami córki? A może nie mogła znieść myśli, że
Severus Snape jednak był jej wybawieniem? Przypomniała sobie
wszystko. Jak zajmował się nią i obchodził niczym z jajkiem.
Wszystkie te chwile kiedy byli tylko we dwoje. Ona przestraszona i
zrozpaczona, on doświadczony i opiekuńczy. Wrócił do niej moment
kiedy odkryła, że będzie miała dziecko. Płakała w rękaw
profesora, a on zdawał się być tym tak samo zdenerwowany jak ona.
Tak jakby już wiedział, że dla niej oznacza to kompletnie inne
życie. Wytykanie palcami, obgadywanie, niewygodne pytania. Chciał
jej tego oszczędzić, więc uwarzył eliksir. Jej odmowę w końcu
potraktował poważnie i więcej nie nalegał. Rozstali się w
burzliwych warunkach mówiąc o wiele słów za dużo. Cierpieli w
samotności. Cierpieli, bo znaleźli się w sytuacji, w której nikt
nigdy nie powinien się znaleźć.
Przez cały poranek
Hermiona analizowała znaczenie tego snu i kiedy skończyła
przyrządzać obiad, miała już kilka zgrabnych wyważonych teorii.
Co prawda pierwszą odrzuciła od razu, wydało jej się szalone żeby
wciąż żywiła do niego jakieś uczucia. Kolejna – o wiele
bardziej prawdopodobna, głosiła, że podświadomie próbuje
poradzić sobie z wydarzeniami z przeszłości, a by tego dokonać,
musi całkowicie rozliczyć tamten czas. Przestać rozpamiętywać.
Przestać wracać i odgrywać tamte sceny w kółko. Postanowiła
właśnie to zrobić i znów pogratulowała Severusowi geniuszu. Czyż
to nie on od początku powtarzał jej, że powinna rozliczyć
przeszłość, a pierwszym krokiem do tego jest powiedzenie córce
kto jest jej ojcem? Teraz kiedy już Nica znała i zaakceptowała
prawdę, Hermiona również mogła ruszyć na przód. Poczuła się o
wiele lżej. Co prawda nadal była zła na Mistrza Eliksirów, ale
równocześnie miała ochotę go uściskać. Kiedy więc ktoś
zapukał do jej drzwi, a po otworzeniu okazało się, że to
Nietoperz, kobieta spłonęła rumieńcem i zatrzasnęła mu drzwi
przed nosem. Otworzyła je ponownie kilka sekund później, próbując
znaleźć w głowie zgrabną wymówkę dzięki której mogłaby
pozbyć się go z mieszkania, w końcu jednak skapitulowała i
przepuściła go, by mógł wejść. Usiadł w salonie i patrzył na
nią z miną zbitego psa. Wyraźnie widziała, że jest mu przykro za
to co powiedział na gali, ale nie miała zamiaru mu niczego
ułatwiać. Skoro miała jaja by tu przyjść, to chętnie wysłucha
co ma do powiedzenia.
- Nie mówię tego często, więc słuchaj.
Przykro mi, że zachowałem się jak dupek. Mam nadzieję, że się
nie gniewasz. - Spojrzał na nią takim wzrokiem, że musiałaby
bardzo chcieć śmierci, jeśli odpowiedziałaby twierdząco.
Patrzyła na niego, nie mogąc pojąć, dlaczego fatygował się taki
kawał drogi. Intuicja podpowiedziała jej, że przeprosiny nie były
jedynym powodem jego wizyty.
- Jest coś jeszcze – stwierdziła
śmiało patrząc mu w oczy, co skwitował tylko skinieniem, ale
widziała w jego oczach podziw.
- Twoja córka jest jeszcze gorsza
niż ty.
Na samą wzmiankę o Veronice jej puls przyspieszył, a
do jej umysłu wdarła się panika. Gryfonka podniosła się z
siedzenia i o mało nie złapała Snape'a za przód szaty, byleby
tylko zaczął mówić. Mężczyzna widząc jej zdenerwowanie chwycił
ją szybko i krótko za dłoń, mając nadzieję, że to doda jej
otuchy. Oblała się rumieńcem i usiadła, ale zaraz zaczęła tupać
nogą. Czarodziej wstał i podszedł do okna. Z początku mówił
szybko, ale w miarę jak wprowadzał ją w szczegóły jego głos się
uspokajał i zwolnił.
-Ona chce dowiedzieć się wszystkiego. O
nim. O Greybacku - wyrecytował na jednym oddechu.- Przyszła do
mojego gabinetu i ot tak zaczęła gadkę o tym, że zasługuje na
prawdę, że ty jej o niczym na pewno nie powiesz i tak dalej.
-
Spuściłeś ją po brzytwie prawda?
- Sam nie wiem – wreszcie
odwrócił się w jej stronę i spojrzał jej w oczy.
- Czego nie
wiesz?!
- Dziewczyna zasługuje na prawdę. Jeśli chce wiedzieć
jaki był jej ojciec, a ja wiem coś na ten temat, to może
faktycznie powinienem podzielić się z nią tą wiedzą.
-
Wykluczone.
- Dlaczego?
- Co to zmieni? Powiesz jej, że
mordowanie niewinnych ludzi, nawet dzieci, było dla niego jak hobby?
Powiesz, że każdego dnia od kiedy wzięła swój pierwszy oddech
bałam się, by nie natknąć się na niego? Jej ojciec był takim
samym szaleńcem jak Voldemort o ile nawet nie większym, myślisz,
że powinna o tym wiedzieć?
- Dowiedziała się kim on jest, czy
zareagowała tak jak ty myślałaś, że zareaguje? Nie. Dlaczego
więc nie chcesz powiedzieć jej całej prawdy, skoro najwidoczniej
jest na tyle dojrzała, by tę prawdę przyjąć? Czego się boisz?
Owszem jego DNA krąży w jej żyłach, ale to tyle. Jest wykapaną
mamusią. Nie musisz obawiać się, że przeistoczy się w swojego
pieprzniętego ojca. Ten człowiek nie żyje a wraz z nim cale jego
szaleństwo.
- Chciałabym mieć twoją pewność siebie.
-
Przesadzasz.
- Nie. To nie twoja córka, więc masz gdzieś co
sobie pomyśli! Jeśli się załamie bo spłodził ją potwór gdzie
będziesz wtedy? Bo to ja będę zbierała jej złamane serce. Ja
będę przekonywała ją, że jest wspaniałą osobą i nigdy nie
będzie taka jak on.
- Właśnie to chce ci powiedzieć. Pomogę
ci. Wybiorę kilka z moich najłagodniejszych wspomnień o nim i
pokaże jej. Zaspokoi ciekawość, a ty nie nabawisz się wrzodów.
-
Nie żartuj z tego! - Krzyknęła, a gdy poczuła jego oddech na
policzku dotarło do niej jak blisko siebie stoją. Nie wiedziała
jak to się stało. Kiedy wszedł dzieliła ich kilometrowa
odległość, a teraz spokojnie mogłaby policzyć blizny na jego
policzku. Spojrzała w jego oczy, które choć raz patrzyły pogodnie
i ciepło, a nawet gorąco. Przybliżył się, nie przerywając
kontaktu wzrokowego, oczekując na jej akceptację. Dzieliły ich
centymetry. W jednej chwili kłócili się, w następnej chciał ją
pocałować? Odwróciła gwałtownie głowę, dając mu jasno do
zrozumienia co sądzi o tym pomyśle. Zmieszany odchrząknął i
odsunął się na bezpieczną odległość.
- Zrobisz jak
uważasz, jakby co to wiesz gdzie mnie znaleźć. Pomyśl jednak o
tym. Czy jakakolwiek z moich rad dla ciebie okazała się złą
radą?
Miał rację, choć długo zajęło jej zrozumienie tego.
Jeśli cokolwiek można było o Snape' ie powiedzieć, to to że się
nią przejmował. Nie dostrzegała tego wtedy, ale doskonale widziała
to teraz. Zmienił się. Och, zapewne nadal był dupkiem z lochów,
ale teraz przynajmniej dostrzegał coś więcej niż koniec własnego
nosa. Miała cichą nadzieję, że to właśnie ona przyczyniła się
do tych zmian, ale dopóki z nim nie porozmawia, nie może mieć
pewności.
Postanowiła znów wziąć sobie do serca jego radę.
Udostępni córce wspomnienie. Jedno. Takie, w którym śmierciożerca
nie robi nic złego. Takie, które da córce okrojony pogląd na to
kim jest dawca nasienia z którego powstała. By myśląc o nim mogła
przypisać twarz do osoby, ewentualnie by poznała jego głos.
Owszem, była jej to winna. Jakkolwiek źle się z tym czuła,
Veronica zasługiwała na to, by wiedzieć kim był jej ojciec. Zbyt
długo zwlekała z powiedzeniem jej całej prawdy i nie mogła pojąć
dlaczego. W większości przypadków była odważna i to tak bardzo,
że wręcz zakrawało to na głupotę, dlaczego więc tym razem
zachowywała się jak największy tchórz?
Nie mogła ani spać
ani jeść. Wyszła na wieczorną przebieżkę, ale nawet bieganie
nie sprawiło jej radości. Wracała myślami do rozmowy z Mistrzem
Eliksirów. Do niedoszłego pocałunku. Do Very i jej dociekliwości.
Teleportowała się na błonia i ruszyła w stronę zamku. Jak zawsze
imponujący, o zmroku wyglądał lepiej niż kiedykolwiek. Gdy
przekroczyła bramy Hogwartu, poczuła się mocniejsza i bardziej
pewna siebie. Z tym miejscem wiązało się wiele wspomnień.
Egzaminy, Quidditch, Umbridge. Obrazy pojawiały się w jej głowie i
znikały zastąpione przez kolejne. Jeszcze nie wiedziała co powie
Profesorowi, ale na pewno winna jest mu przeprosiny jak i
podziękowanie. Może będzie miała szczęście i nikt nie wspomni o
niedoszłym pocałunku?
Jak się okazało, tym razem Merlin
troszkę z niej zadrwił, gdyż nikogo nie zastała. Albo po prostu
nie chciał jej otworzyć. Zmuszona więc była czekać na kontakt z
jego strony. Czekała dwa tygodnie i chodziła niczym struta. Nie
sądziła, że aż tak bardzo to wydarzenie będzie miało na nią
wpływ, w końcu minęło już tyle lat. Kiedy wreszcie ujrzała sowę
na swoim parapecie westchnęła trochę z ulgi, trochę z
rozczarowania, że jednak nie zapomniał o całej sprawie. Przejrzała
kilka pospiesznie napisanych zdań i żołądek jej się ścisnął.
Severus znalazł odpowiednie wspomnienie i chce udostępnić je
Veronice jak najszybciej. Od niej zależy kiedy to najszybciej
będzie.
Usiadła w fotelu, przymknęła oczy i nie otworzyła
ich dopóki ostatnia łza nie skapnęła na jej spódnicę. Wtedy
podniosła się, nabrała tchu i pogodzona z losem postanowiła
zafiukać do córki.
Vera nie tyle co zdziwiona jej wizytą co
wręcz zakłopotana przyjęła matkę w kuchni. Jak się okazało
kilka sekund później powodem był pół nagi Brian próbujący
prześlizgnąć się niezauważonym do łazienki. Hermiona jak to
kobieta miała w zwyczaju spojrzała na jego duże stopy, wyrzeźbiony
brzuch i kształtny tyłek. Na chwilę zapomniała po co tu przyszła.
Na chwilę była tylko czarownicą patrzącą na pięknego mężczyznę,
kiedy jednak odwróciła głowę obraz młodego jędrnego ciała
zastąpiły czarne błyszczące oczy i krzywy uśmiech, który tak
rzadko miała okazję oglądać. Znów poczuła dziwne ukłucie w
brzuchu i aż się wzdrygnęła.
- Mamo, czy ty właśnie
pomyślałaś, że miałabyś ochotę schrupać mojego chłopaka? -
Na poły poważnie, na poły żartem zapytała Nica.
- Po tylu
latach kochanie powinnaś się nauczyć, jaki typ mężczyzn mnie
pociąga – spojrzała na nią z przyganą, próbując zamaskować
to co czuła jeszcze przed sekundą.
- Niby jak miałabym się
tego nauczyć? Nigdy z nikim nie wychodziłaś. Jeśli już to z
jakimiś palantami, którym chodziło tylko o jedno. Nie uwierzę, że
właśnie tacy cię pociągają.
- Najpierw byłaś zbyt mała,
potem kiedy podrosłaś, zwyczajnie mi się odechciało. Tak było
łatwiej. Szybki seks i cześć. Myślisz, że któryś z nich
zostałby na dłużej gdyby usłyszał, że mam córkę, nie pracuje
czynnie, ledwo wiążę koniec z końcem? Faceci nie lubią
problemowych kobiet, a jak jeszcze ta kobieta ma przeszłość, to
już w ogóle katastrofa. - Mówiła to z uśmiechem niczym
anegdotkę, ale widać było od lat przechowywany ból w jej
oczach.
Na szczęście właśnie tę chwilę wybrał Brian by
wreszcie się przywitać, posiadając już komplet ubrań na sobie
podszedł i jak zawsze podał matce dziewczyny rękę, którą
uścisnęła wdzięczna za przeszkodzenie w rozmowie o
przeszłości.
-Co Panią do nas sprowadza? - Uśmiechał się
czarująco, ale jak tylko wypowiedział te słowa, już wiedział, że
to był błąd. Zrobił kwaśną minę i spojrzał na ukochaną
przepraszająco. Jednak Hermiona, która już dawno domyślała się
prawdy machnęła tylko ręką i uśmiechnęła się uspokajająco.
-
Skoro już się domyślacie, że to nie jest zwykła rodzicielska
wizyta, powiem o co chodzi. Po minie matki Vera domyśliła się, że
jest to coś poważnego, więc kiwnęła głową dając jej zielone
światło. Brian wiedział o niej wszystko, mógł więc usłyszeć i
to co matka chciała powiedzieć.
- Severus powiedział mi, że
chciałabyś zobaczyć i usłyszeć swojego ojca. Nie chciałam tego
nigdy. Nie zasłużył na żadną pamięć o nim. Nie był wart
niczego. Jednak tu nie chodzi o moje zdanie, a o ciebie. Więc się
zgodziłam. Severus ofiaruje nam jedno wspomnienie o Greybacku. Nie
wiem jak go do tego przekonałaś, widocznie musisz być bardziej
podobna do mnie niż myślałam.
- Mamo, naprawdę? Zrobi to?
Zobaczę go? Kiedy? - Widząc córkę tak podnieconą i przejętą, o
mało się nie rozpłakała. Całe życie były same. Dorastanie bez
ojca potwora było lepsze niż dorastanie z nim. Teraz kiedy już
dorosła i miała własne życie, nie mógł jej skrzywdzić.
-
Kiedy chcesz. Nie ustaliłam jeszcze terminu wolałam najpierw cię
powiadomić.
- Choćby jutro. - Głos Nicy brzmiał dziwnie twardo
jak na słodką istotkę, którą była i Hermiona zrozumiała
jeszcze jedną rzecz. Jej córka tylko gra dzielną, naprawdę jest o
wiele bardziej zdenerwowana tą sytuacją niż pokazuje.
Szybko
się pożegnała i postanowiła od razu ustalić, czy termin pasuje
Mistrzowi Eliksirów.
Na szczęście nie miał z tym problemu. W
zasadzie był wręcz zadowolony, że tak szybko to załatwią.
Kiedy
więc Veronica i Hermiona przybyły do Hogwartu, od razu wpuścił je
do swoich komnat. Młodsza Granger wydawała się wręcz urzeczona
jego pokojami, starsza natomiast coraz bardziej bledła i kiedy
wreszcie wyciągnął i przygotował Myślodsiewnie kobieta wyglądała
jakby miała zemdleć. Wbrew sobie podszedł i niezgrabnie ją objął
chcąc dodać otuchy. Czy mu się udało? Sam nie wiedział.
Odzyskała kolory, ale nadal wyglądała jakby to wszystko było dla
niej za dużo.
Odszukał odpowiednie wspomnienie i delikatnie
umieścił je w misie. Spojrzał na matkę i córkę i ruchem głowy
nakazał im zbliżenie się. Nica chwyciła dłoń matki i uścisnęła
z wdzięcznością.
Już po kilku sekundach wszyscy troje byli w
jednej z kryjówek Voldemorta. Wszędzie panowały ciemności, a
jedyne poświaty pochodziły z zawieszonych wysoko pochodni. Severus
spojrzał na kobiety. Hermiona wyglądała jakby samo oddychanie
sprawiało jej niemożebny ból. Podszedł bliżej i zmusił ją by
uniosła ku niemu twarz. Jej oczy momentalnie wypełniły się łzami.
- Nikt nie mówił, że to się kiedykolwiek stanie, nie jestem
gotowa! - Znów przygarnął ją do siebie ofiarując oparcie,
którego tak bardzo potrzebowała. Wtuliła się w niego już żałując
chwili słabości. Oddychała spazmatycznie, a stojąca z boku Vera
mogłaby przysiąc, że Snape wdychał zapach jej matki jakby nie
widział jej wieki. I wieki za nią tęsknił.
Gdy się rozłączyli
wszystko potoczyło się błyskawicznie. Mężczyzna chwycił jedną
ręką jedną Granger, druga ręką drugą Granger i poprowadził je
ciemnym tunelem nim którakolwiek zdążyła zaprotestować. Gdy
tunel gwałtowanie zakręcił, a ciemność i ponurość została
zastąpiona przez marmury, dywany i ciepłe światło sączące się
z gustownych lamp wszyscy zrozumieli, że przejście podziemne
ciągnęło się pod posiadłością, a oni właśnie dostali się do
jej środka. Nie mieli jednak czasu na przetrawienie tej informacji,
do pokoju wkroczyła bowiem dobrze wszystkim znana wężowa postać,
wraz ze swoją gadzią przyjaciółka. Hermionę przeszedł dreszcz.
Patrzyła na niego niczym na najgorszy koszmar. Mimo iż minęło już
tyle lat, a on już dawno nie żył, jego wspomnienie nie mogło być
bardziej żywe. Poruszał się tym niezgrabnym krokiem, ale po chwili
zrozumieli, że on nie opuści pomieszczenia. On na kogoś czeka.
Niecierpliwił się coraz bardziej, a wraz z nim Panny Granger.
Severus wiedział dobrze co się wydarzy, więc starał się tylko
zapewnić im tyle komfortu ile był w stanie. Bezwiednie gładził
Hermionę po zimnej dłoni i stał tak blisko jak to było możliwe
bez dotykania jej. Veronica stała obok, już się nie bała. Jej
dusza podróżniczki i odkrywczyni wreszcie doszła do głosu. Nikt
się nie odzywał, jakby wypowiedzenie jakiś słów stanowiło
profanację tego miejsca i tej sytuacji. Riddle cały czas nerwowo
dreptał, obracając różdżkę w reku. Jak na komendę w pokoju
rozbrzmiały pyknięcia i Czarny Pan uśmiechnął się szeroko
otoczony swoimi sługami. Żadna z postaci nie ściągnęła jeszcze
ani maski ani kaptura, ale Hermiona już skupiła się na tym
najbliższym, stojącym jakby z lękiem i dystansem. Jakby wiedział,
jak to wszystko się skończy. Podświadomie widzowie skupili się w
jednym kącie, aby nie mieć żadnego kontaktu z uczestnikami sceny.
Voldemort spojrzał na każdego ze śmierciożerców i gestem
zezwolił im na ściągnięcie masek. Tak jak Hermiona podejrzewała.
Najbliższym sługą był Severus. Gdy tylko pozostali również
pokazali twarze, jego się spięła i już do końca spotkania
pozostała czujna. Wyglądał na tak uniżonego i przejętego tym
wszystkim, że Granger obiecała mu pogratulować doskonałego
aktorstwa. Kiedy ona skupiała się na każdym szczególe anatomii
byłego profesora, Vera przeżywała prawdziwe katusze. Patrzyła na
swojego ojca, którego dyskretnie wskazał jej Severus. Patrzyła na
niego z szeroko otwartymi oczami, a gdy się odezwał by zdać raport
swemu Panu, wręcz zadrżała. Była wstrząśnięta i do głosu
doszły uśpione ciekawością emocje. Walczyła ze sobą by nie
uciec. Patrzyła na ojca i choć jej serce go nienawidziło i
pogardzało nim, umysł nie pozwolił jej się odwrócić. Została,
cicha i drżąca. Mimo wszystko usiłowała zapamiętać każdy
szczegół. To że serce nie powinno, nie znaczy że nie tęskni.
Po
kilku sekundach wspomnienie się skończyło, a podróżnicy wrócili
do komnat Mistrza Eliksirów. Severus obejmował Hermionę jakby
próbując ją ochronić. Ona wciąż łapała oddech i próbowała
powstrzymać łzy. Veronica zaś patrzyła na to wszystko szeroko
otwartymi oczami. Była w zbyt wielkim szoku by się odezwać. We
troje usiedli w fotelach. Nikt się nie odzywał. Gdy pierwsze emocje
opadły, gospodarz podał gorącą herbatę i starał się wciągnąć
kobiety w rozmowę. Żadna z nich jednak nie była chętna. Obie
miały głowy pełne myśli i potrzebowały samotności. Zaproponował
im, że je przenocuje, ale po kilku słabych protestach panny Granger
wyszły, obiecując, że skontaktują się niedługo.
Nim jednak
doszło do ponownego spotkania, upłynęło prawie pół roku.
Veronica załatwiała stypendium, biegała po wydziałach i zajmowała
się swoim życiem prywatnym. Przez długi czas głównie rozmyślała
o tym co zobaczyła i co usłyszała. Cieszyła się, że wreszcie
postać z jej snów i koszmarów jest bardziej materialna. Pozwoliło
jej to zamknąć pewien etap. Już nie rozpaczała i nie
rozpamiętywała. Wiedziała już jak wygląda jej ojciec. Z tym
mogła żyć. Mogła ruszyć dalej i właśnie to chciała zrobić.
Brian zdawał się doskonale odczytywać jej nastroje i plany, bo
ciągle był przy niej i nie pozwalał jej myślom zbytnio dryfować.
Stanowił doskonałe wsparcie, a kiedy po powrocie z uczelni zastała
go klęczącego z bordowym pudełeczkiem w dłoni, nawet go nie
otworzyła, tylko od razu rzuciła się ukochanemu na szyję.
Postanowili urządzić małe przyjęcie.
Szczególnie zależało
na tym Brianowi, nie znał dobrze znajomych i rodziny ukochanej i
chciał to zmienić. Nica jednak również miała swoje ukryte
motywy, więc wspólnie orzekli, że impreza w weekend to doskonały
pomysł.
Teraz musiała zrobić jeszcze tylko jedno. Jak jej matka
czuje się w sprawie zaproszenia na imprezę Severusa Snape'a.?
Oczywiście jak podejrzewała, matka od razu odrzuciła taką
wiadomość, tłumacząc, że Snape nawet nie wie co się robi na
takich przyjęciach, ale na szczęście nie miała nic naprzeciwko
zaproszeniu go. Co prawda wyglądała jakby miała zwymiotować na
myśl o ponownym z nim spotkaniu, co Vera wzięła za dobrą kartę.
Wybrały się na zakupy i pod płaszczykiem niewinnej rozmowy, młoda
Granger dowiedziała się, że jej matka w rzeczy samej ma coś do
byłego profesora. I to całkiem sporo. Na samo wspomnienie o nim
czerwieniła się, a gdy zostało jej to wypomniane, o mało nie
przeklęła córki. Sukienki udało się kupić.
Wieczór
przyszedł szybko. Goście dopisali. Hermiona przechadzała się po
ogrodzie zagadując każdego, próbując zająć myśli i odwrócić
własną uwagę od faktu, że nie dość że Severus się nie
pojawił, to jeszcze chyba tylko ona zwróciła na to uwagę.
Niestety słabo jej szło, bo co chwilę sprawdzała godzinę i
patrzyła w stronę wejścia na podwórko. Nie było go. Olał
sprawę. Próbowała udawać, że jej to nie boli i że się nie
przejęła, ale tak nie było. Liczyła, że go zobaczy, że
porozmawiają. Niestety on chyba tego nie chciał.
Gdy przyjęcie
dobiegło końca, a goście zaczęli się rozchodzić, usiadła
wreszcie w towarzystwie córki i przyszłego zięcia. Rozmawiali
przyciszonymi głosami. Prócz nich w ogrodzie były już tylko Ginny
wraz matką oraz jedna z koleżanek Nicy ze studiów z chłopakiem.
Kiedy jednak rozległo się skrzypienie furtki, Hermiona pierwsza
wyleciała by zobaczyć kto to. I stanęła jak wryta wpatrując się
w zakłopotaną twarz Severusa Snape' a. Nieporadnie przestępował z
nogi na nogę nie wiedząc czy może wejść do środka, czy
bezpieczniej zostać na zewnątrz. W ręku trzymał butelkę whisky
oraz bukiet goździków. Wcisnął jej kwiaty w ręce, wyminął ją
ruszył w stronę rozstawionego w ogrodzie stołu. Kobieta stała jak
oniemiała, nie mogąc pojąć, co tu się właściwie stało. Czy on
właśnie minął ją bez słowa przywitania i nawet na nią nie
spojrzał? Co się stało?
Postanowiła tym razem dopuścić
swoje gryfońskie serce do głosu i załatwić sprawę od razu.
Energicznie podeszła do Snape'a rozmawiającego z jej córką,
złapała go za rękaw szaty i bez pardonu pociągnęła w stronę
domu. Jeśli ktokolwiek był zaskoczony jej zachowaniem, nikt nie dał
tego po sobie poznać. Gdy wreszcie zostali sami oczywiście opuściła
ją odwaga, ale starała się nadrabiać miną. Patrzyła na niego
surowo, ale w jego oczach widziała, że już od progu przejrzał jej
grę. Westchnęła i usiadła na najbliższym krześle.
- Dlaczego
tak się zachowujesz? Czy coś ci zrobiłam?
- Jak się czujesz?
- Czy już zawsze będziesz na moje postawione pytanie rzucał
swoje?
- A pozwolisz mi na to?
Zaśmiała się cicho i
spojrzała na niego. Wcale się nie uśmiechał, jego wyraz twarzy
mógł dla przeciętnego obserwatora być taki sam jak zawsze, ale
ona zauważyła, że coś się zmieniło. Nim jednak spróbowała
dojść do tego co, jej towarzysz już się odezwał.
- Kiedy
wyszłyście i długo długo później również nie mogłem dojść
do siebie. Wydawać by się mogło, że nic to dla mnie nie znaczyło,
ale przeżyłem to prawie tak mocno jak ty. Patrząc na niego,
wróciło do mnie to co ci zrobił. Twój krzyk i płacz śni mi się
po nocach. Widzę te bezradną młodą dziewczynę krzywdzoną na
moich oczach i czuję taki wstyd. - Głos mu się załamał, więc
wstała, podeszła i chwyciła jego dłoń.
- Myślałem, że mi
przeszło, że się z ciebie wyleczyłem, ale to nie prawda. Veronica
jest piękną młodą kobietą. Jest też cholernie silna. Wydaje mi
się, że nawet ja nie jestem tak silny i odważny jak ona. A
chciałbym być. Chciałbym znaleźć w sobie siłę, aby powstrzymać
wtedy to wszystko. Oszczędzić ci bólu i upokorzenia. - Spojrzał
jej w oczy. - Nie chcę już być źródłem twoich nieszczęść.
-
Och Severusie. Nie jesteś, nigdy nie byłeś. - Przytuliła się do
niego, a gdy poczuła, że wstrzymuje oddech wspięła się na palce
i delikatnie pocałowała go w usta. Nie zareagował. Patrzył na nią
w szoku, niezdolny by cokolwiek powiedzieć.
- Nie skrzywdziłeś
mnie. Byłeś moją siłą, gdy tego potrzebowałam. Dzięki tobie
mam córkę. Jestem szczęśliwa.
- Mówisz to, bym poczuł się
lepiej. Przepraszam, nie chce twojej litości. Pomyślałem tylko, że
chcę abyś wiedziała. Zawsze o tobie myślałem, przez całe życie.
Wybacz mi.
Z cichym pyknięciem aportował się, a ona długo
jeszcze wpatrywała się w pustą przestrzeń, którą po sobie
pozostawił. Nawet nie wiedziała, że płacze. Dopiero gdy podeszła
do niej Veronica i okryła ją narzutką, dotarło do niej że
drży.
Severus wrócił do swoich komnat i opadł na kanapę
bez sił. Wyrzucał sobie, że ta kobieta znów go sprowokowała.
Widział jak na nią działa, nie mógł zaprzeczyć, że ona też
nie jest mu obojętna, ale wciąż pamiętał to co było. Pamiętał
i nie był w stanie zapomnieć. Przeszłość była zbyt wyraźna w
jego umyśle, a rany których był sprawcą wciąż jeszcze się nie
zabliźniły.
Kolejne tygodnie mijały, a ona nie przestawała
myśleć o Mistrzu Eliksirów. Mimo, że jasno dał do zrozumienia,
że nic nie chce mieć z nią wspólnego. Myślała o jego pięknych
oczach, o głosie, który za każdym razem wywoływał drżenie. O
tych wszystkich latach, które stracili. Powiedzieć, że tęskniła
za nim, to jak nie powiedzieć nic. Postanowiła zawalczyć o niego
jeszcze raz. Złożyła mu wizytę wtedy, kiedy najmniej się tego
spodziewał. Z samego rana wparowała do jego komnat, jeszcze zanim
zdążył się ubrać i pomyśleć o śniadaniu. Od razu zirytował
się na jej widok, ale widziała że jej mocniejszy niż zwykle
makijaż i skąpa sukienka zrobiły na nim wrażenie. Pozostając w
roli gospodarza poczęstował ją herbatą i usiedli naprzeciwko
siebie. Patrzyła na niego starając się wyglądać uwodzicielsko,
ale nie zdesperowanie. Założyła nogę na nogę odsłaniając
pokaźny kawałek uda. Widziała, że jego spojrzenie się wyostrza.
Popatrzył na jej manewr a chwilę później trzymał ją w
ramionach. Pisnęła zaskoczona, ale nie mogła powstrzymać
rumieńca.
- Po co to robisz? Po co ci ktoś taki jak ja? -
Również oddychał szybciej, ale kontrolował się do granic
możliwości. Czuła jego palący dotyk w talii, nie potrafiła ukryć
drżenia, którego tak jej brakowało.
- Nie chce kogoś takiego
jak ty. Chcę ciebie.
- Hermiono. Żyliśmy osobno przez
dwadzieścia pięć lat. Nie jestem już tym samym człowiekiem.
Nawet mnie nie znasz. Nie chcesz się w to pakować. Wydaje ci się,
że to co kiedyś było nam wystarczy.
- Jeszcze nawet nie
jesteśmy razem, a ty już mówisz mi co mam robić. - Uśmiechnęła
się do niego, a gdy się nachylił by ją pocałować wtuliła się
w jego tors. Choć w myślach się przeklęła, musiała sobie
pogratulować. Jego serce waliło tak mocno i szybko, że musiał
czuć to co ona. Innego wyjścia nie było. Postawiła wszystko na
jedną kartę.
- Severusie, czy ty mnie lubisz?
- Jak tak
patrzę jak usiłujesz manipulować swoim ciałem to coraz mniej. -
Przyciągnął ją mocniej do siebie i znów nachylił się do
pocałunku. Tym razem oddała mu całą siebie, wkładając w
pocałunek całą tęsknotę. Mężczyzna nie tracił czasu. Szeptem
zapytał czy jest pewna, a gdy
w odpowiedzi ugryzła go w język
zaniósł ją do sypialni.
Wreszcie wszystko było tak jak
powinno. Nie spieszyli się, ale też nie tracili czasu. Nie patrzyli
w przeszłość. Razem próbowali stworzyć przyszłość. Przyszłość
wolną od demonów, strachu
i poczucia winy.
Rok później
Veronica została najpiękniejszą Panną Młodą w historii
Hogwartu, natomiast jej matka dostała pewną drugą lokatę. Choć
byli tacy, którzy uważali, że Hermiona Granger mimo czterdziestki
na karku jest najpiękniejsza. Między innymi jej mąż Severus
Snape.
Nie pasowali do siebie. Duża różnica wieku, jak również
charakterów powinna ich od siebie odrzucać, ale wcale tak się nie
stało. Im dłużej spędzali razem czas, tym bardziej się w sobie
zakochiwali. Jednego tylko żałowali. Że dali przeszłości tak
długi igrać ze szczęściem.