wtorek, 21 marca 2017

Rozdzał 25

Notka  delikatnie 18+


     Od jej powrotu minął tydzień. Przebywała na obserwacji w Skrzydle Szpitalnym. Jej siły witalne odnawiały się w nadzwyczajnym tempie, magia zdawała się również wracać. Nie opuściła Hogwartu ani razu, prócz jednej tylko wizyty u Ollivandera. Jej różdżka została złamana przez Wiktora Kruma tuż po tym, jak ją uwięził. Nowa oczywiście nie działała tak jak stara, ale powoli przyzwyczajała się do jej właściwości. Powoli też przyzwyczajała się do tego, że nie musi już bać się o swoje życie, spać czujnie niczym pies i budzić co pół godziny. Każdego dnia zastępy gości wparowywały do jej pokoju i zalegały przy jej łóżku do późnych godzin popołudniowych, lub dopóki pielęgniarka nie nakazała ewakuacji. Przychodzili wszyscy, prócz Snape'a . Nie widziała go ani razu od wydarzeń w parku. Zaczynała przyzwyczajać się do samotności i ciągłego poczucia winy. Przez cały czas więzienia wyparła te uczucia na rzecz strachu, ale teraz uderzały w nią z całą mocą. Jej twarz znaczyły ślady łez, głos był jakby zdławiony, a błyszcząca zawsze twarz, miała niezdrowy matowy odcień. Oczywiście Pani Weasley wraz z całą rodziną zrzucała to na karb niedożywienia i życia w trudnych warunkach, ale w jej oczach widziała, że doskonale wie, dlaczego jej zdrowie nie wraca do normy tak szybko jak powinno.
   Ostatniego dnia jej pobytu w szpitalu leżała jak zawsze czekając aż eliksir Słodkiego Snu zacznie działać, gdy usłyszała coś niepokojącego. Chwyciła różdżkę mocniej i napięła ciało gotowa się bronić. W półmroku nie była zdolna dostrzec co lub kto składa jej wizytę, ale dźwięk kroków rozchodzący się w ciemnościach rozpoznałaby wszędzie. Przymknęła oczy i zwolniła oddech, próbując udawać, że śpi. Gdy mężczyzna podszedł bliżej, jej serce waliło tak mocno, że była pewna, że je słyszy. Poczuła jego lodowatą dłoń na swoim policzku i tylko siłą woli zmusiła się, by się w nią nie wtulić. Gdy zabrał  rękę poczuła się tak rozczarowana, że o mało nie jęknęła. Tyle czasu nie czuła jego dotyku na sobie, że z miejsca zrobiło jej się gorąco w podbrzuszu. Delikatnie przesunęła dłoń po prześcieradle i dotknęła jego drugiej dłoni, którą musiał opierać się o łóżko. Przesunęła się dalej i natrafiła na brzeg jego szaty. Usłyszała jego oddech, teraz jakby szybszy i głośniejszy. Nim zrozumiała co się dzieje, usłyszała jego szept, tuż przy uchu.
- Tak bardzo za tobą tęsknie.
 Gorący oddech dotarł do jej policzka i znów poczuła uderzenie gorąca. Jego usta delikatnie musnęły policzek i już go nie było. Ciężar zniknął z powierzchni łóżka, a kroki rozbrzmiewały już w połowie drogi do wyjścia, gdy drzwi znów się otworzyły. Usłyszała tylko zdenerwowany głos Minerwy i ktoś z trzaskiem zamknął drzwi.
- Nie możesz przychodzić tu co noc! Porozmawiaj z nią!
Niestety odpowiedzi Severusa nie dane jej było wysłuchać. Przełknęła głośno ślinę i dotknęła miejsca, które pieścił ustami. Było jej gorąco, serce biło nienaturalnie szybko. Bardziej jednak przejmowała się tym, co usłyszała. Więc nie zmienił się na jotę. Nadal był upartym dupkiem z lochów. Nadal ją kochał i tęsknił, ale stać go było jedynie na odwiedziny, kiedy nie była w stanie się zorientować. Dobrze, że tym razem leki nie zadziałały tak szybko jak zazwyczaj. Z nowymi pokładami nadziei Hermiona zapadła w sen niezdolna dłużej opierać się działaniu eliksiru.
   Jej rekonwalescencja przebiegała w normie, ale to nie przeszkodziło wszystkim chuchać i dmuchać nad nią. Znosiła to dzielnie, gdyż tak bardzo tęskniła za przyjaciółmi, swoją rodziną i ludźmi ze szkoły, że wręcz z radością przyjmowała ich zaniepokojone głosy narzekania iż nadal jest za chuda.
Dyrektor nawet nie chciał słyszeć, że wróci do pracy przed wakacjami, ale ona uparła się, by chociaż częściowo wrócić do obowiązków. Tłumaczyła się czym tylko się dało, ale wszyscy wiedzieli, że powrót do lochów oznacza bycie bliżej Severusa, a tego pragnęła najbardziej. Oczywiście oficjalnie nikt nie pytał co jak i dlaczego, ale plotka głosiła iż sam Teodor Nott porwał ją i więził.
Hermiona wiedziała, że w końcu będzie musiała podać oficjalną, ale i prawdziwą wersję wydarzeń. Nie była na to jeszcze gotowa. Nie była gotowa przed wszystkimi na kim jej zależy przyznać się, że zachowała się jak tchórz i uciekła, bo tak było łatwiej, a Krum był tylko małym elementem tej układanki.
   Większość czasu spędzała w Norze razem z Harrym i Ginny, której brzuszek z każdym dniem wydawał się być większy. Przyjaciele patrzyli na nią z miłością, ale i lekką rezerwą, jakby się spodziewali, że w końcu się załamie na ich oczach. Nic takiego się nie wydarzyło. Przebywała w domu Weasley' ów od dwóch dni i wreszcie zaczynała przypominać istotę ludzką. Krzątała się po kuchni, gdy poczuła czyjąś obecność. Odwróciła się, zachowując coś ze swojej nerwowości w sposobie trzymania nowej różdżki, ale zaraz odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła kto ją odwiedził. Mężczyzna podszedł bliżej i chwycił ją w objęcia mocno i pewnie. Wspięła się na palce, gdyż nie wiedzieć kiedy, zaczął przewyższać ją o ładne kilkanaście centymetrów.
- Tęskniłem jak wariat - wyszeptał do jej ucha.
Niby te same słowa, niby wydźwięk ten sam, a jednak zupełnie co innego. Odsunęła się zmieszana i spojrzała mu w oczy, zaraz jednak wtuliła się znów z zawstydzeniem, że mogła poczuć się niepewnie po takiej deklaracji. Chuck był jej przyjacielem, kumplem i kompanem od wielu wielu tygodni, a to, że kiedyś kochał się w niej zdawało się nie mieć żadnego znaczenia. Tak samo jak fakt, że podczas jej nieobecności wyprzystojniał jak cholera. Przygryzła wargę i znów spojrzała na niego. Lekko przydługie włosy nadawały mu jakiegoś dzikiego pierwotnego wyglądu, oczy śmiejące się  i piękne jak zawsze. Lekko zarośnięta, prosta szczęka. Taaak Chuck Newborn złamie niejedno serce tego lata. Westchnęła i ścisnęła jego dłoń niezdolna jeszcze wypowiedzieć ni słowa. Przeszli do salonu i usiedli obok siebie na kanapie, gdzie przyjaciel znów ją objął. Poczuła łzy pod powiekami. Nawet nie spodziewała się, że aż tak za nim tęskniła. Większość jej myśli poświęcała rodzinie Weasley' ów i Severusowi, ale widocznie Chuck też cały czas tam był. Podświadomie, cały czas miała go w sercu.
Był dobrym, wręcz wspaniałym mężczyzną, a teraz był tu i tulił ją do siebie. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek dane jej będzie tego doświadczyć, ale oto właśnie się to dzieje. Pociągnęła nosem, a zaalarmowany tym dźwiękiem blondyn uniósł jej podbródek i spojrzał jej w oczy.
- Coś nie tak Hermiono?
- Tyle...tyle czasu minęło, że zapomniałam już jaki jesteś przystojny - zaśmiała się głupio, w myślach dając sobie w twarz za tak durny tekst. Gdy spojrzała na jego rozanieloną twarz pogratulowała sobie głupoty roku.
- Nie są to chyba najlepsze pierwsze słowa, po miesiącach rozłąki co?
- Mnie się podobały - uśmiechnął się do niej szczerze i zrozumiała, że wie, że nie to miała na myśli.
 - Dobrze być znów wśród przyjaciół.
- Taaak, my też cieszymy się, że wreszcie jesteś z nami. Ginny, nawet w swoim stanie wkurzająca jak nie wiem co, przechodziła samą siebie tym biadoleniem.
- Opowiedz.
    Spędzili cały ranek wspominając co się działo przez ten cały czas, pod koniec opowieści nastrój Hermiony był już prawie dobry, nie mogła jednak zrelaksować się do końca. Wiedziała, że nawet z całym swoim pakietem Charles jest w końcu ślizgonem, a ślizgoni lubią wiedzieć. On nie stanowi wyjątku i w końcu zapyta. Westchnęła zrezygnowana, klepnęła się w uda i udała nagle bardzo zaaferowaną i spóźnioną. Oczywiście nie oszukała go nawet przez sekundę. Zrozumiał jednak, że jeszcze nie jest gotowa, przytulił ją ponownie i wyszedł, obiecując, że pojawi się na uroczystej kolacji następnego dnia. Kobieta przeklinała swoją impulsywność i nerwowość, ale nic nie mogła na to poradzić. Postanowiła zrobić porządek w swoim  dawnym pokoju. Weszła na górę i z rozmachem otworzyła drzwi. Stanęła jednak jak wryta. Ściany pomalowano na brzoskwiniowy kolor, w rogu stało łóżeczko dziecięce i kołyska. Komoda ozdobiona była malutkimi misiami i uśmiechającymi się księżycami, ale okropnego widoku dopełniał wielki, ponad dwumetrowy miś przytulanka, który zajmował pozostałą część pokoju. Zrobiony był jakimś koślawym ściegiem na gigantyczny szydełku, a jedno z uszu było ewidentnie doszyte później i odstawało pod zbyt dużym kątem. Jej łóżka i szafy nie było. Książki i pergaminy zostały zastąpione przewijakiem, talkiem i pudełkami z mlekiem w proszku. Hermiona złapała się za głowę i wybiegła z pokoju wpadając prosto na Harrego. Przytrzymał ją i pogładził po plecach. Spojrzał na nią, by mieć pewność, że dobrze go zrozumie.
- Nie chcieliśmy, żebyś sama to znalazła. Twoje rzeczy są w dawnym pokoju Rona. Przepraszam Hermiono. Powinniśmy cię uprzedzić.
- Daj spokój Harry - otarła łzy z oczu i zeszli razem po schodach.- Pięknie urządziliście pokój dziecka. Jestem tylko bardzo zaskoczona. -  Jej nerwowy chichot przerodził się w łkanie i Potter znów ją przytulił.
- Jeśli chcesz, możemy wrócić ci twój pokój, a dziecięcy urządzimy w pokoju Rona, żaden problem.
- Nie nie, tak jest dobrze. Czekaj, a gdzie będzie spał Ron? - złapała Wybrańca za rękę, żądając odpowiedzi.
- Ron tu nie mieszka -  Harry był tak zakłopotany, że Hermionie prawie minęła złość.
- Jak to nie mieszka? Od kiedy?
- Od kiedy... -  przełknął nerwowo ślinę i spojrzał w bok.
- Od kiedy co Harry Potterze?
- Widzisz?! Wróciłaś, wreszcie brzmisz jak dawna Hermiona!
- Nie zmieniaj tematu!
- On i Luna spodziewają się dziecka trzy miesiące po nas - wypuścił głośno powietrze i nie patrząc jej w oczy nalał herbaty do dwóch filiżanek. Hermiona jednak zignorowała jego gesty, patrzyła tylko nieruchomo w dal.
- Powiesz coś? Proszę...
- Moi dwaj najlepsi przyjaciele na świecie będą ojcami, Chuck stał się mężczyzną, a Hagrid nagle  odnalazł pasję w szydełkowaniu? - Potter parsknął śmiechem, ale zaraz spoważniał i chwycił przyjaciółkę za rękę.
- Nie było cię tak długo...
- I dlatego cały świat stanął na głowie?! - podniosła się i zaczęła krążyć po pokoju, podnosząc losowe przedmioty jak lampa, książka czy choćby filiżanka.
- Nie pamiętam tych rzeczy, tego wszystkiego tu nie było! Czy jest coś co się nie zmieniło?!
- Wszyscy nadal cię kochamy, wariatko -  do pokoju wtoczyła się ciężko dysząc Ginny, podtrzymując brzuszek i uśmiechnęła się zadziornie do przyjaciółki. - Chodź tu.
Tamta posłusznie podeszła do ciężarnej, ale uścisnęła ją sztywno i krótko. Odsunęła się, z trudem hamując płacz.
- Wyjdę się przewietrzyć, dobrze?
- Kiedy tylko będziesz gotowa kochanie. - Hermiona stanęła w drzwiach i obejrzała się, akurat w momencie by być świadkiem jak szczęśliwy pan Potter podchodzi do swojej żony i z czułością kładzie dłoń na jej brzuchu, zapominając, że ona patrzy.


    Wiedziała, że popełnia błąd, ale i tak nie mogła się powstrzymać. Co jakiś czas przystawała by pogawędzić chwilę z uczniami, wszyscy życzyli jej szybkiego powrotu i zapewniali, że tęsknili.
Ona jednak marzyła już tylko o jednym. Znaleźć się w lochach i tworzyć. Cokolwiek, nawet głupi eliksir na kaszel, byle tylko zająć czymś ręce. Zanim jednak dotarła do klasy eliksirów, znów znalazła się oko w oko z Chuckiem. Blondyn spojrzał na nią z troską, a gdy chciała go wyminąć, złapał ją za rękę. Jego dotyk działał na nią dziwnie kojąco, ale nie przydawała temu jakiegoś drugiego dna. Była spragniona ludzkich uczuć i uwagi. Tyle. Popatrzyła na niego z nadzieją, że odgadnie jej myśli i da jej spokój, ale widocznie zbyt długo jej nie było - pomyślała ze smutkiem, gdy próbował ją zatrzymać.
- Chuck puść mnie.
- Poczekaj! Nie rób tego...nie jesteś jeszcze gotowa na tę rozmowę.
- Jaką rozmowę?
- Nie planowałaś iść do Snape'a i błagać go, byście znów byli razem? - spojrzał na nią sceptycznie.
- Nie! - krzyknęła. - To znaczy nie, skądże. Szłam zrobić jakiś eliksir - dodała już spokojniej.
- Ja ci nie wierze, mogłaś bardziej się postarać. Zresztą nie ważne, chcesz się oszukiwać, dla mnie spoko. Nie rób jednak czegoś na co nie jesteś gotowa! Daj mu trochę czasu, pozwól oswoić się z myślą, że znów jesteś obecna w jego życiu. Nie było cię tyle czasu, że ciężko będzie znów wrócić do dawnych stosunków.
- Dzięki -  odparła z przekąsem. - Zauważyłam, że życie toczyło się dalej, beze mnie, ale sądziłam, że akurat ty mi o tym nie przypomnisz.
- Robię to, bo się o ciebie martwię.
- Martw się o siebie, dzięki.
- Hej! Nie odtrącaj mnie dobrze? - znów złapał za jej dłoń. Gryfonka spojrzała na ich splecione dłonie i poczuła gorąco oblewające jej twarz.
- Słuchaj Chuck nie masz jakiejś dziewczyny, z którą powinieneś teraz być, jednej albo kilku? -  Jego twarz diametralnie się zmieniła, spostrzegła zakłopotanie i jakby poczucie winy. Powiedziała to w żartach, ale nie sądziła, że trafiła w sedno.
- Poważnie? Kim ona jest? Znam ją? - Nie mogła nic poradzić, że brzmiała jak jakaś matka, której pisklę chce wydostać się spod opiekuńczych skrzydeł.
- To Carol. Jesteśmy parą od kilku miesięcy. - Po jej minie od razu spostrzegł, że lepiej było na razie skłamać.
- Zane? Ta....! Och Chuck powiedz, że jak mnie nie było, jakaś inna Carol zaczęła się uczyć w Hogwarcie? - Milczał patrząc na nią zszokowany jej wybuchem.
- Tylko nie ona! Przecież to pustak, sam mówiłeś, że jest dziwna...
- Pomogła mi, kiedy...
- Ha! Więc to nagroda pocieszenia? Tak nie można!
- Nie to nie tak! Zbliżyliśmy się, a w miarę jak zacząłem ją poznawać, zrozumiałem, jaka jest wspaniała.  Zakochałem się, szybciej niż byłbym w stanie przyznać. - Spojrzał w jej brązowe oczy, pełne niedowierzania. Gdy tak na niego patrzyła, czuł się jak zdrajca i ogarnęła go złość.
- Przecież to ty mnie nie chciałaś! - krzyknął. - Nie oczekiwałaś chyba, że będę wiecznie czekał, aż przejrzysz na oczy i wybierzesz mnie, zamiast Snape'a! To niedorzeczne Hermiono!
Ona jednak nie miała zamiaru mu odpowiadać. Ruszyła schodami w dół ignorując wołającego ją przyjaciela. Była tak zrozpaczona, że łzy przesłoniły jej widok. Machinalnie otworzyła wrota klasy eliksirów, wparowała na zaplecze i zaczęła przygotowywać stanowisko pracy. Nie zauważała upływającego czasu i nawet gdy pojedyncze głosy rozbrzmiewały, gdy Severus prosił kogoś o odpowiedź, ona pracowała dalej. Po 40 minutach nie była jednak w stanie ignorować jego głębokiego, seksownego głosu, który wdzierał się w jej wkurzone myśli. Podniosła głowę z zamiarem zwrócenia mu uwagi, że przeszkadza jej w pracy, ale stanęła jak wryta twarzą w twarz z Severusem. Mierzył ją spokojnym na pozór spojrzeniem, ale widziała, że ledwo nad sobą panuje. Podszedł bliżej i specjalnie nadając głosowi głębie jaką uwielbiała, zaczął ją pouczać.
- Kiedy nauczyciel prowadzi zajęcia, nie należy mu przeszkadzać. Ty zaś zachowywałaś się, jakby ta pracownia należała tylko do ciebie. Wiem, że nie było cię długo, ale nawet Gryfon jak ty, nie powinien zapominać zasad, które obowiązują nas wszystkich. - Spojrzał na nią przelotnie. Oddychała głęboko, był pewien, że nie usłyszała ani słowa z jego małej mowy. Skupiała się tylko na jego bliskości i głębi głosu. Uwielbiał w niej to, jak zatracała się w takich niecodziennych doznaniach. Kiedyś wyznała mu, że jego głos działa na nią prawie tak dobrze, jak jego penis. Wziął to za żart, ale patrząc na jej zaczerwienione policzki i unoszącą się klatkę piersiową, zaczął zdawać sobie sprawę, że nie żartowała wtedy. Poczuł się równocześnie zły i podniecony. Przeniósł spojrzenie z jej piersi na usta i głośno przełknął ślinę. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, że się odezwała.
- Przepraszam, Severusie. Powinnam wiedzieć, że będziesz miał teraz zajęcia. Pójdę już. - Próbowała go wyminąć, ale zatrzymał ją, sam nie wiedział czemu. Wreszcie spojrzała mu w twarz. Głodne, pożądliwe, stęsknione spojrzenie czarnych jak smoła oczu przesunęło się po jej twarzy, ustach i spoczęło na piersiach. Zmieszana spojrzała na jego dłoń i znów przełknęła ślinę. Przypomniała sobie scenę w parku i to jak ją zostawił.
- Coś jeszcze? Czy mogę już odejść?
- Nie posprzątasz tu? - za wszelką cenę próbował ją zatrzymać, choć na kilka minut. Nie mógł tego przyznać, ale tęsknota była silniejsza niż złość. I wcale nie miało to nic wspólnego z prądem, który przebiegał po jego skórze od momentu jak jej dotknął.
- Wrócę, gdy wszyscy będą na kolacji, wtedy nie będę ci przeszkadzać. - Mówiła cicho, jakby bała się jego reakcji. Nie podobało mu się to. Pragnął by była swobodna, śmiała i zdecydowana jak zawsze. Nie był fanem tej nowej wycofanej i niepewnej Hermiony. Nie mógłby powiedzieć, że straciła swój seksapil, ale to nie była jego Hermiona, jego kotka i kokietka. Ta dziewczyna już nie wróci. Ona przeżyła koszmar i cudem wróciła do domu, a ty martwisz się, że nie próbuje cię uwieść przy pierwszym spotkaniu. Snape! Ty durniu - skarcił się w myślach. Cofnął się i przepuścił ją, ale  Granger przylgnęła do niego w jakimś rozpaczliwym geście i wtuliła się tak mocno, że nie miał innego wyjścia jak tylko przytulić ją równie mocno i oprzeć brodę na jej karku. Wciągnął jej zapach głęboko w płuca i rozkoszował się nim. Palce mocno wczepiła w skórę na łopatkach, tym samym przylegając do niego biodrami. Usiłował utrzymać równowagę, ale było to coraz trudniejsze. W końcu oparł ją o blat stołu i tulił głaszcząc jej chude plecy. Był pewien, że dziwny skrzekliwy dźwięk to jej płacz, ale nie mógł jeszcze skonfrontować się z jej łzami. Jeszcze nie. Była tu, cała i zdrowa, choć nie do końca. Tak rozpaczliwie go trzymała, jakby był jedyną niezmienną rzeczą w jej życiu. Gdy go olśniło, poczuł pot na plecach. Nie było jej tyle czasu, życie toczyło się dalej. Wszystkie te zmiany na pewno  dały jej w kość i dlatego tak się zachowuje. Przecież dał jej jasno do zrozumienia, że między nimi skończone, a ona i tak tu przyszła i tak go sprowokowała. Chciała czegoś, co znała sprzed porwania. Sprzed jej ucieczki - poprawił się w myślach.
     Puścił ją i odważnie spojrzał w jej oczy. Opuściła twarz i pociągnęła nosem. Stali tak blisko, twarz przy twarzy, biodro przy biodrze. Jej rozchylone w zaproszeniu usta, prawie nie widoczne piegi na lekko zadartym nosku, mądre orzechowe oczy, cała jej twarz tak boleśnie przypominała mu, jak bardzo za nią tęsknił, jak bardzo ją kochał i jak bardzo go zraniła. Potrząsnął głową i otarł jej policzek mokry od łez. Chusteczka, którą jej podał, miała zapobiec ponownemu zetknięciu się jego dłoni z jej policzkami, czuł bowiem, że może więcej nie wytrzymać. Gryfonka nieporadnie otarła oczy i wysiąkała nos, zakłopotana i niepewna.
- Dziękuję - wychrypiała.
- Myślę, że powinnaś już iść. Molly zapewne wysłała  Harrego, by cię szukał.
- Myślisz?
- Zapewne. Ledwo cię odzyskaliśmy.. - podniosła na niego wzrok - to znaczy Weasley' owie cię odzyskali. Nie mogliby pozwolić sobie na kolejne...zaginięcie. - Dodał niepewnie, zbolałym głosem, zachrypłym od emocji i jej bliskości. Próbowała wyplątać się do końca z jego objęć, ale robiła to jakoś bez przekonania, więc nie przesunął się ani o milimetr. Byli kłębkiem nerwów i sami nie wiedzieli dlaczego dopuścili do tak dziwnej sytuacji, ale nie chcieli jeszcze przerywać kontaktu. Tyle tygodni osobno działało na nich lepiej niż jakikolwiek afrodyzjak i nim Snape się spostrzegł, już trzymał lewą dłoń na jej obojczyku i gładził go w tak dobrze znanej pieszczocie prowadzącej już tylko do pocałunku. Hermiona zadarła głowę do góry, by spojrzeć w jego roziskrzone oczy. Oddychał z trudem. Przymknęła oczy w oczekiwaniu. Przytulił rozgrzany policzek do jej policzka, a sekundę później poczuła gorący oddech na swoich ustach. Nadal jednak jej nie dotykał. Lekko przesunęła wargami po jego chropowatym policzku, a gdy mruknął zadowolony, przycisnęła usta do jego warg. Czas się zatrzymał. Oboje wstrzymali oddech, otworzyli oczy i spojrzeli na siebie. Ich złączone w nieporadnym pocałunku usta, były niczym magnes spajający ich w jedno. Równocześnie rozchylili usta i pogłębili pocałunek, zamykając oczy. Gdy ich języki połączyły się z ust Snape'a wbrew jemu samemu wydobył się gardłowy jęk, dzięki któremu pod Hermioną ugięły się kolana. Podtrzymał ją, wsuwając ręce pod jej pośladki i zupełnie jak kiedyś posadził ją na blacie. Zaraz jednak zabrał ręce i delikatnie odsunął od siebie kobietę. Nie chciał by poczuła rosnącego penisa. Był już twardy i gotowy, ale nie musiała o tym wiedzieć. Zaraz jednak jego ciało oszukało go i otarł się o jej biodra, wywołując swoją wielkością jęk rozkoszy. Granger przygryzła jego język i pogładziła swoim kojąco, nie przestając ocierać się biodrami o jego stojącego penisa. Chwyciła twarz ukochanego w dłonie i natarła na jego usta mocniej, wpychając język z całej siły. Równocześnie odjęła jedną rękę od jego twarzy i przeniosła ją na jego pas. Gorączkowo gładziła gruby kształt rysujący się pod szatą, spazmatycznie łapiąc powietrze pomiędzy pocałunkami. Severus doskonale znając jej potrzeby przeniósł usta na szyję, łapczywie ją kąsając i śliniąc. Gdy syknęła dość głośno na początku nie zrozumiał dlaczego, jednak gdy powtórzył gest i znów usłyszał jej zdławiony głos, a jej ręką uniosła się by go powstrzymać, otworzył oczy zaniepokojony. Spojrzał na nią, a następnie na miejsce, które tak zapamiętale pieścił. Wzdłuż jej karku, znikając za kołnierzem szaty, ciągnęła się pozszywana dość płytka rana, która teraz pod wpływem ruchu i jego ust musiała od nowa ją zaboleć. Niestety podziałała jak kubeł zimnej wody i Severus od razu odsunął się starając się nie patrzeć jej w oczy.
- Wybacz - wybełkotał.
- Severusie...- złapała go za przód szaty próbując przyciągnąć do siebie na nowo.
- Muszę... spieszę się na kolację.
- Jest 14 - dodała swoim zrzędliwym tonem.
- Więc na obiad.- Przyciągnęła go do siebie, ale nie na tyle blisko by znów go poczuć.
- Nie rób tego, proszę - wyszeptała.
- Czego? - odpowiedział równie cicho.
- Nie zostawiaj mnie.
- Ty zostawiłaś mnie, pamiętasz?





   Gdy wreszcie pozbierała się i opanowała rozszalałe serce, ruszyła do góry, by dołączyć do kadry przy obiedzie. Minęła siedzącego na początku Severusa, spojrzała ze smutkiem, ale i złością na miejsce zwykle zajmowane przez Wiktora i usiadła o wiele dalej, koło Hagrida. Gajowy, wielce wzruszony chciał ją wypytywać, zbyła go jednak delikatnie i zjedli w milczeniu. Postanowiła wstąpić do swoich komnat i zabrać do Nory coś lekkiego do czytania, po drodze jednak natknęła się na Minerwę McGonagall. Nie potrafiła jej odmówić i już po kilku minutach rozmowy, siedziały nad filiżankami z herbatą w gabinecie Profesorki. Opiekunka Gryffindoru oczywiście była nadopiekuńcza, ale Hermiona ze śmiechem przyznała, że bardzo jej tego brakowało. Gdy jednak rozmowa zeszła na poważne tematy, próbowała się ewakuować.
- Będę już lecieć.
- Powiem ci jeszcze tylko jedno. Daj mi skończyć. -  Usadziła pupilkę z powrotem na krześle, patrząc na nią ostro.- W życiu nie widziałam Severusa w takim stanie. A znam go całe życie. Nie pozwolę skrzywdzić go jeszcze raz. Zapamiętaj moje słowa.
- Nie bardzo rozumiem...
- Wiem, że mnie rozumiesz. Ten chłopak przeszedł w życiu już tyle...wycierpiał więcej niż ktokolwiek kogo znam, ale ty...ty złamałaś jego serce, możliwe że bezpowrotnie. Jeśli go nie kochasz, jeśli nie masz zamiaru być z nim na dobre i na złe, to daj mu spokój.
- Minerwo...dlaczego tak mówisz -  nawet nie wiedziała, że płacze, ale spojrzenie mądrych kocich oczu powiedziało jej, że to akurat argument łagodzący w tym procesie.
- Możesz mówić, że Krum cię porwał, nie twierdze, że nie, ale wiem, że to ty uciekłaś od Severusa. To ty, Gryfonka, zostawiłaś go i wolałaś schować głowę w piasek niż stawić czoła problemom.
- Skąd wiesz?
- Nieistotne. Wiesz co on zrobił? Wynajął ekipę poszukiwaczy. Nie spał, nie jadł, dniem i nocą przetrząsał świat, by tylko cię znaleźć. Nie spoczął w swoich wysiłkach, dopóki Pan Newborn łaskawie nie unaocznił mu...że nie wrócisz. To że się mylił, jest nie ważne - dodała wesoło.- Chcesz wiedzieć, co potem działo się z naszym kochanym Sevem? Zaczął pić. Przestał pojawiać się na wykładach i posiłkach, aż w końcu w ogóle zniknął w tych swoich lochach. Gdy go odwiedziłam wgapiał się w tę fotografię ze ślubu Potterów, powiedział tylko jedno zdanie. Cytuję: Nie wierzę, że ona odeszła, nie moja Hermiona.Koniec cytatu. Rozumiesz już co chcę ci powiedzieć dziecko?
- Twarz Granger była mokra od łez. Nie odezwała się, jej głos ugrzązł w gardle, które paliło niczym ogień.
Na chwiejnych nogach wyszła  z gabinetu i udała się do swoich komnat. Padła na łóżko i płakała nad własną beznadziejnością i głupotą. Zdzierała sobie gardło, niemal żałując, że znów nie jest w niewoli u Kruma. Severus kochał ją, najprawdziwszą miłością, a ona wyrzuciła to uczucie do kosza. Jak jakaś szmata. Nie zasługiwała na jego uczucie, na przebaczenie i na nowy start. Nie zasługiwała na nic. Chciała choć na chwilę zapomnieć, jak ją całował, jak pieścił. Transmutowała lusterko w butelkę bursztynowego trunku i przysiadła na fotelu. Gdy wreszcie była w stanie złapać oddech bez spazmatycznego szlochu, przełknęła łyk alkoholu i roześmiała się cicho. Przynajmniej to mieli wspólne - upijanie się w obliczu końca świata. Rozważała przeproszenie Severusa z całego serca, a potem zniknięcie z powierzchni ziemi, gdy ktoś zapukał do drzwi.
Na progu znalazła Mistrza Eliksirów, który wyglądał jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze gorzej niż ona. Popatrzył na nią i dostrzegła w jego oczach cień pożądania, ale i jakby urazy. Skinęła mu głową, zbyt pijana, by się odezwać, bez ryzyka bełkotania bezsensu.
- Zapytałbym cię, czemu urżnęłaś się beze mnie, ale nie ma czasu, zbieraj się. Chwycił ją za ramię i wypchnął za drzwi.
- Co my robimy?
- Trzeba szybko dotrzeć do szpitala, Ginny zaczęła rodzić.
Zbiegali po dwa stopnie na raz, w milczeniu pokonując drogę do bram Hogwartu. Gdy wreszcie przekroczyli magiczną granicę, Severus chwycił jej ciepłą dłoń i przeniósł ich na chodnik przed bramą szpitala. Chwycił Hermionę za ramiona i spojrzał jej w oczy. Przełknął głośno ślinę, a jego twarz ozdobił grymas przypominający uśmiech, o którym myślała, że już nigdy go nie zobaczy. Znów ogarnęła ją chęć pocałowania go i całowania, do końca świata. Musiał zobaczyć to w jej oczach, bo odchrząknął.
- Cokolwiek jest, bądź nie jest między nami, jest teraz nie ważne. Teraz liczy się tylko Ginny, a ja jako ojciec chrzestny zobowiązałem się, dostarczyć cię w jednym kawałku. Postaraj się więc nie histeryzować. - Potarł jej ramiona w pocieszającym geście.
-  A gdy już będzie po wszystkim, to sobie porozmawiamy. Teraz chodź. - dodał już swoim zwykłym zrzędliwym tonem.

















wtorek, 7 marca 2017

Rozdział 24

Proszę podejść do tego rozdziału z dość dużym dystansem, gdyż był pisany w dużych emocjach i nie jestem pewna czy to jest jego ostateczna forma.
Niemniej jednak zapraszam;)




- No to mamy już plan. Tylko pamiętaj, żadnych sztuczek. Będę wiedział, jak zaczniesz kombinować. - Blaise Zabini uśmiechnął się wrednie,a siedząca obok niego dziewczyna skrzywiła się ze wstrętem.
- Sama nie wiem czy to bardziej szalone czy żałosne, że chcesz użyć mnie aby uciec lub umrzeć próbując.
- To genialne. - Przewróciła oczami i skierowała się w stronę łazienki. Jej ciała nie krępowały już więzy. Nie miałoby to już sensu. Kilka godzin i cała sprawa się rozwiąże.
- Jesteś zbyt pewny siebie! - Krzyknęła, a jej głos był lekko zagłuszony przez lejącą się wodę.
- Wiesz, że nie wolno ci mówić takich rzeczy ślizgonowi?!
- Nie wiem, ale cokolwiek uważasz i tak mnie nie skrzywdzisz!
- Nie przeginaj!
- Zabini! Oboje wiemy, że bardziej przydam ci się żywa! - Mężczyzna mógłby przysiąc, że słyszał w jej głosie nutkę rozbawienia. Miał jednak dość tych przekrzykiwań, więc ruszył w stronę łazienki. Bezszelestnie podkradł się i stanął w drzwiach opierając się o futrynę. Spojrzał na  krzątającą się dziewczynę. Myła zęby, pochylona nad umywalką. Miała zamknięte oczy, ale przeczuwał, że doskonale zdawała sobie sprawę, że jest obserwowana.Jej długie, skołtunione włosy, które mimo niezbyt dobrych warunków nie straciły blasku.  Znów ogarnęło go dziwne uczucie tęsknoty. Nigdy nie był zakochany, w zasadzie gardził wszelkimi miłostkami, ale patrząc na gryfonkę poczuł, że mógłby do tego przywyknąć. Tylko oni w przestrzeni domu, który byłby ich własnym, małym królestwem. Leniwe poranki w łóżku, dysputy przy kawie, zakupy na Pokątnej...
Potrząsnął ze złością głową i wycofał się nim miała szansę go zauważyć. Wyszedł nie mówiąc jej ani słowa.

      Gryfonka usiadła do stołu, ale prócz gapienia się na kubek parującej kawy, nie była w stanie nic zrobić. Czuła głód, zresztą czuła go nieprzerwanie od miesięcy, ale wiedziała, że cokolwiek by zjadła zaraz zwróciłaby z nerwów. Martwiła się o całą tę sytuację. Martwiła się o Severusa, nawet martwiła się o Zabiniego. Ciągle jednak nie była pewna jak on się zachowa. Czy da się zabić? Czy, w ostatniej chwili ich przechytrzy i ucieknie? Sama nie wiedziała, czego chciałaby bardziej. Czuła, że był szczery, a jednak to śmierciożerca. Czy jeśli ucieknie, to już nigdy więcej nie zada bólu i cierpienia z którego zrodziła się jego udręka? Czy w ogóle mądrym było układać się z mordercą? Czy miała wybór?
Kilka godzin jakie pozostało do " wielkiego finału "  nie przyniosło odpowiedzi, ale kiedy usłyszała zamykające się drzwi już nie bała się aż tak bardzo. Co ma być to będzie.



       Severus oczywiście nikomu nie powiedział o zaszyfrowanej wiadomości, którą tamtego pamiętnego dnia przyniosła mu sowa. Nie powiedział też, że ma zamiar spełnić warunki postawione przez porywacza. W chwili szczerości ze samym sobą, orzekł że dałby mu wszystko byle tylko pozwolił Hermionie odejść wolno.
Nie przejmował się niczym. Jeśli tylko zobaczy ją całą i zdrową, postąpi tak jak się umówili. Powinien być przerażony wizją Zabiniego na wolności, omamionego poczuciem bezkarności, ale nie był. W zasadzie nie mógłby być szczęśliwszy. Odzyska Hermionę!

      Blaise wszedł do mieszkania i po przestąpieniu progu kuchni od razu skrępował dziewczynę magicznymi łańcuchami. Jeśli była zaskoczona, nie dała tego po sobie poznać. Wstała posłusznie i skierowała się razem z nim w stronę pokoju, który od kilku tygodni nazywała "swoim" . Spojrzała na niego niepewnie. Wydawał się być czymś bardzo poruszony. Nie zadała pytań, bo wiedziała, że odpowiedzi mogą ją przerazić. W końcu jednak mężczyzna potarł gwałtownie spodnie i spojrzał jej w oczy, jak próbował ocenić, czy szczerość coś mu pomoże. Jej niepewny uśmiech musiał go przekonać, bo przemówił i nie wydawał się już być aż tak przejętym.
- Kiedy usłyszałem, że jest robota do wykonania, a przede wszystkim kiedy usłyszałem ile Krum płaci, wręcz zapaliłem się do tego. Wiesz czemu? Bo od dawna marzyłem o takiej okazji. Zniszczyć szlamę Pottera, a do tego jeszcze się wzbogacić? Nie znam śmierciożercy, który nie poszedłby na taki układ. Ale potem zacząłem się zastanawiać...Skoro Krum chce z tobą skończyć, to chyba musi mieć mega ważny powód i tak oto doszedłem do wniosku, że skoro on chce cię zabić, to ja nie. - Uniosła brwi, ale on już był w transie. Nie zauważył jej reakcji. Musiał wyrzucić to z siebie.
- Dlaczego? - Wtrąciła cicho, nie chcąc go spłoszyć.
- Można by stwierdzić, że jedna śmierć w tę lub tamtą. Voldemorta już nie ma, a ja nie chciałbym stać na czele ruchu jego zwolenników. I to jeszcze z łatką tego, który to wszystko zaczął od nowa. Bo niewątpliwie tak właśnie by było. Nie ufam temu Bułgarskiemu śmieciowi, na pewno zaraz wszyscy by się dowiedzieli, że to ja z tobą skończyłem. Wiesz co chcę powiedzieć? - Wyciągnęła rękę, jakby chciała go zatrzymać, nim powie za dużo.
- Poczekaj. Czy on...chce dokończyć jego dzieło? - nawet nie ukrywała przerażenia w głosie.
- Nie, tego nie powiedziałem, ale niewątpliwie tak to może wyglądać. Tym bardziej, że on nie jest przy zdrowych zmysłach. - Dziewczyna zaśmiała się gorzko.
- A kto z nas jest?
- Koleś był gotów zagłodzić cię na śmierć i spalić twoje dogasające życie, a ty go bronisz? Może jednak to nie Snape jest twoim kochasiem?
- Nie obrażaj mnie Zabini -  spojrzała na niego z politowaniem. - Pomyśl o tym tak na poważnie. Kiedy wszystkie męty jakich nie udało się wyłapać usłyszą, że wielka wiem-to-wszystko nie żyje, a jej mordercą jest prawa ręka Czarnego Pana, to wiesz co się stanie? Bunt. Jeden wielki bunt. Jego poplecznicy poczują się bezkarni i znów zapanują mroczne czasy. Krum naprawdę zwariował. - Pokręciła głową, nie dowierzając temu co usłyszała i wywnioskowała. - Nie możesz mnie zabić.
- Nie mogę.
- Mówię poważnie, jeśli cokolwiek z tego co mówiłeś jest prawdą, jeśli naprawdę chcesz zniknąć i umrzeć w spokoju na jakiejś rajskiej wyspie, musisz zrobić wszystko bym bezpiecznie dotarła do Hogwartu.
- Wiem - zgodził się łagodnie.
- Założę się, że Krum już teraz podjudza koleżków, że coś wielkiego wydarzy się na dniach.
- Słyszałem już co nieco.
- Więc to naprawdę się dzieje?
- Pytasz czy Wiktor Krum zwariował bo go nie chciałaś?
- Nie, pytam czy moja śmierć może przyczynić się do powrotu mrocznych czasów.
-Tak, ale moje też było prawdziwe, tylko nie chcesz przyjąć tego do wiadomości -  mrugnął do niej, a ona pokręciła głową rozbawiona. Odwróciła się do okna, nagle zawstydzona, że pozwala sobie na taki luz w towarzystwie śmierciożercy, który o mało jej nie zabił i który praktycznie przyznał, że gdyby to zrobił to wyzwoliłby powstanie Czarnej Magii i Czasów Terroru na nowo.
 - Więc...zrobisz to?
- Czy oddam cię Snape' owi w zamian za życie w dostatku, gdzieś gdzie ludzie nawet nie wiedzą, że coś takiego jak Magia istnieje?
- Tak - odpowiedziała krótko.
- Zrobię to, albo zginę próbując. -  Nieoczekiwanie oczy Hermiony zaszkliły się, a ona sama nerwowo przełknęła ślinę jeszcze bardziej się od niego odsuwając. Wróciła pamięcią do tego wieczora, kiedy prawie przespała się z Wiktorem po kłótni z Severusem. Jej ukochany użył dokładnie tych samych słów. Też obiecał jej coś na czym jej zależało, w banalnie zabawny sposób. Nawet się nie zorientowała, że płacze. Przez cały swój pobyt w więzieniu starała się nie płakać, nie okazać jak bardzo się boi, a teraz kiedy wreszcie pojawiło się światełko w tunelu, tama puściła. Hermiona płakała tak długo, aż dostała czkawki. W końcu podniosła zapuchnięte oczy na jego niewyraźną sylwetkę, a on jednym ruchem różdżki doprowadził ją do porządku.
-  No już już. Przecież nie możesz pokazać się Sevciowi jak kocmołuch. Udało mi się ukraść szałowe jeansy, ale musisz je przymierzyć, bo mogą być za luźne na ten twój kościsty tyłek. - Znów do niej mrugnął i wbrew sobie roześmiała się.



      Skompletował dokumenty potrzebne porywaczowi, ostatni raz sprawdził czy różdżka ukryta w rękawie dobrze leży. Spojrzał na swój mugolski strój i pokręcił głową ze zdumieniem. Wiedział, że będzie chciał dokonać wymiany wśród mugoli, ale nie sądził, że dostanie nawet listę zawierającą niezbędny strój po którym rzekomo będą mieli go poznać w tłumie. Tak jakby bez tego się nie wyróżniał. Chyba, że to był ktoś kto nie zna go osobiście i jest tylko pośrednikiem? Postanowił się nad tym nie rozwodzić. Najważniejsze, że wreszcie zobaczy Hermionę. Koniec z bezsennymi nocami, z bezmyślną wegetacją. Wreszcie odżyje i oboje będą mogli kontynuować sprawy tam gdzie je zostawili.

     Mężczyzna skrył się w cieniu rozłożystych drzew i bacznie obserwował, starając się nie wychylać za bardzo. Gdy ujrzał brązowowłosą kobietę idącą niepewnym krokiem ramię w ramię z czarnoskórym śmierciożercą, jego ściśnięta na różdżce ręka aż zapiekła. Ostatkiem sił powstrzymał się od rzucenia w oboje avadą. Zamiast tego śledził ich. Jechał z nimi metrem, następnie spacerem pokonał wraz z nimi drogę nad staw, a gdy wreszcie jak nigdy nic usiedli na ławce w pobliskim parku, był bliski wybuchu. Rozmawiali półgłosem więc nie był w stanie usłyszeć niczego, ale po sposobie w jaki patrzyli na siebie kątem oka poznał, że ufają sobie i lubią swoje towarzystwo. Poczuł palącą zazdrość i tylko niezdrowa ciekawość powstrzymała go od zdemaskowania ich. - Jak ta głupia dziwka mogła tak ze mnie zakpić? - pomyślał. Minuty mijały i nic ważnego się nie działo. Nikt nie zwracał na niego uwagi, więc wykorzystał ten moment na maksymalne zbliżenie się do celu. Już miał się poddać i zdemaskować swoją obecność, gdy zobaczył coś niezwykłego.
Severus Snape w tweedowej marynarce, kapeluszu i dziwnych oficerskich butach maszerował w stronę zagadanej pary, choć właściwie nie zwracał na nich uwagi. Już miał ich minąć, gdy nagle jakby się ocknął i wymierzył różdżkę w stronę Blaise'a. Krum oglądał tę scenę z bezpiecznej odległości, jednak lata służby nauczyły go, że w obecności Snape'a niczego nie należy brak za pewnik. Ścisnął swoją broń jeszcze mocniej i z bijącym sercem oczekiwał rozwoju wypadków.

Mistrz Eliksirów czuł się jak idiota paradując w dziwnie pachnącym, wątpliwej jakości stroju. Przechadzał się jednak tak, jak zawarte było w instrukcji. Nie zauważył niczego niepokojącego, ale ani Hermiony, ani porywacza też nie widział. Mijał właśnie jakąś kłócącą się parę, gdy jego wzrok jakby się wyostrzył i dotarło do niego, że to Hermiona i Zabini. Sięgnął po różdżkę i przeklął samego siebie, jak mógł zapomnieć o zaklęciu odwracającym uwagę?! Proste i skuteczne. Pogratulował Zabiniemu finezji. Nie zdobył się jeszcze na spojrzenie na ukochaną.Nie dopóki nie będzie bezpieczna, a porywacz daleko stąd. Przez chwilę mierzyli się groźnymi spojrzeniami. Zaraz jednak Blaise uśmiechnął się i wyciągnął rękę. Severus sam nie wiedział dlaczego w ogóle to robi, ale nie chcąc go drażnić przyjął wyciągniętą dłoń i skinął przeciwnikowi. Gryfonka obserwowała wszystko z mocno bijącym sercem, ale bardziej z podniecenia niż przerażenia. Chłonęła widok ukochanego. Patrzyła na jego nierówne rysy, na przydługie włosy i skupione oczy. Cala tęsknota uciekała z jej ciała i umysłu niczym choroba, którą wreszcie zaczęły zwalczać antybiotyki. Poruszyła się niespokojnie, niepewna dlaczego mężczyzna na nią nie patrzy. Spojrzała na Zabiniego, chcąc mu zakomunikować, że może ją puścić i Severus go nie zabije. Że jego plan się powiódł i każdy dostanie to czego chciał. Chciała, by wiedział, że jest mu wdzięczna za nie zabicie jej, ale musi już odejść. Jednak jej towarzysz wydawał się być co najmniej wstrząśnięty, ale nie widokiem Severusa, tylko czymś co znajdowało się na lewo od niego. Nim w ogóle zarejestrowała co to było, rozległ się jego głośny krzyk . Usłyszała padnij i niewiele myśląc dokładnie to zrobiła.
     Gdy otworzyła oczy, pisnęła z przerażenia. U jej stóp, leżał, albo raczej szamotał się związany magicznie Krum. Patrzył na nią z jeszcze większą nienawiścią, ale w kącikach jego oczu czaiło się przede wszystkim szaleństwo. To już nie był Wiktor fajtłapa delikatnie próbujący dorwać się do jej spódnicy. To był Wiktor morderca, który gotów był ją zagłodzić i spalić żywcem. Odsunęła się ze wstrętem nadal nie zdolna do powstania, rozejrzała się w poszukiwaniu Severusa. Dostrzegła go parę metrów dalej, również na ziemi. Właśnie otrzepywał śmieszną marynarkę z brudu. Ich oczy na sekundę się spotkały i dostrzegła w nich całą miłość i troskę, jakiej nie mogła znaleźć w nim podczas ich ostatnich wspólnych tygodni. Tych uczuć nie mogły wyrazić żadne słowa, ani gesty, więc wzruszona Hermiona znów postąpiła impulsywnie i biegiem rzuciła się w stronę ukochanego. Wpadła w jego ramiona i załkała. Tulił ją z całej siły, jakby próbował samemu sobie przetłumaczyć, że naprawdę ich koszmar się skończył i wreszcie będą mogli być razem. Na dobre i na złe. Spojrzeli sobie w oczy i zetknęli się czołami. Nie musieli nic mówić. Na potok słów będzie czas później. Kojąca chwila bliskości została przerwana przez lekko zdenerwowany głos Blaise' a przynaglający ich, do powrotu do interesów.
    Wyjątkowo trzymając się za ręce podeszli niespiesznie do zzieleniałego śmierciożercy i zaskoczeni przypomnieli sobie o obecności Kruma. Hermiona spięła się. Skoro on tu był i widział ją żywą i jak na razie bezpieczną, to Krum ma wszelkie powody by chcieć ich zabić. Wszystkich. Spojrzała na Blaise' a i odkryła, że był więcej niż zrozpaczony. Jeśli to co zrobił wyjdzie na jaw...będzie zgubiony. Przeniosła spojrzenie na ukochanego i już chciała prosić go o wywiązanie się z umowy póki Szalony Wiktor jest na tyle oszołomiony, że jeszcze nie walczy i nie miota klątw, jednak Severus już sięgał do marynarki po dokumenty.
Wyciągnął zwitek papierów w stronę Zabiniego i skinął głową.
- Wiesz co z tym robić.
- Nigdy więcej się nie zobaczymy. Dbaj o moją małą lwicę.
- Jak ją nazwałeś? - Snape momentalnie się zjeżył.
- O co ci chodzi?
- Najpierw ją porwałeś, a teraz nazywasz ją swoją małą lwicą? Jeszcze mogę cię wpakować do więzienia, radzę ci zważaj na słowa. - Jego głos był zimny, ale i  zdradzał zdenerwowanie.
- Nie skrzywdziłem jej nigdy. A przynajmniej nie od skończenia szkoły.
- Nie pieprz. Porwałeś ją, torturowałeś, wygląda gorzej niż źle...
- Hola! Ja nic nie zrobiłem.
- Kłamstwo w twojej sytuacji jest dość ryzykowne.
- Ekhem...Severusie. Zabini naprawdę niczego nie zrobił. To....to Wikor mnie porwał i chciał....zabić.
Siedzący do tej pory cicho Krum wreszcie warknął gardłowo i rzucił się w ich stronę, jednak więzy uniemożliwiły mu cokolwiek prócz żałosnych prób. Patrzył na całą trójkę z nienawiścią, ale Hermiona wiedziała, że już nie powstrzyma lawiny.
- Świetnie to uknułem co, Snape? Porwę twoją małą dziwkę i będę się z nią zabawiał od świtu do nocy. - Momentalnie dwie różdżki znalazły się na jego gardle, jednak nie na tyle mocno, by nie mógł dalej mówić.
-Miałem dobry plan, ale niestety nie przewidziałem jednego. Że szlama będzie wolała umrzeć, niż stworzyć ze mną związek. Nadal nie mogę tego pojąć. Dlaczego Hermiono? -  Spojrzał w stronę zaskoczonej dziewczyny, nagle zawstydzonej, że na niej koncentruje się cała uwaga. W oczach Bułgara dostrzegła cień dawnego kolegi.
- Naprawdę nie rozumiesz?
- Miałabyś wszystko. Pieniądze, sławę, kosztowności, książki. Kupiłbym ci bibliotekę. Wszystko co tylko byś sobie wymarzyła. - Spojrzał na nią z nadzieją, jakby wierząc, że może jeszcze wpłynąć na jej decyzje.
- Wiktorze.. - kucnęła, by zrównać się z nim wzrokiem. Dwoje bodyguardów poruszyło się niespokojnie.
- Wiktorze, to co ty nazywasz miłością, uczuciem, jest niczym więcej jak chorą chęcią posiadania i kontroli. Nie możesz sterować niczyim życiem, wbrew tej osobie. Miłość polega na akceptowaniu wyborów życiowych ukochanej i wspieraniu, choćby nie wiem co. - Spojrzała w górę prosto w czarne oczy Severusa, ale zaraz wróciła do Wiktora. - Wymyśliłeś sobie, że nagniesz mnie do swoich wyobrażeń i wpoisz mi nawyki, ale czy przez te wszystkie tygodnie, próbowałeś ze mną porozmawiać? Skonfrontować to co myślałeś, że o mnie wiesz, z prawdą? A czy patrzyłeś na mnie tak naprawdę? Czy widząc blizny wojenne  na mym ciele nie wzdrygałeś się z obrzydzenia? Wiesz, że chrapię? Jak się wkurzę, to rzucam klątwy nie patrząc na skutki. Nienawidzę sportu, a jedyna dyscyplina w jakiej w ogóle się orientuję, to golf. Gdybyś mnie kochał, akceptowałbyś to wszystko. Cały pakiet. Zalety i wady. Wszystkie te małe denerwujące rzeczy, które sprawiają, że jestem jaka jestem. Ty chciałeś mnie zmienić. To nie jest miłość. To jest miłość - wyciągnęła rękę w górę, a gdy Severus podniósł ją w górę spojrzała mu prosto w oczy. - Jedyna.- Ścisnęła jego rękę i na powrót spojrzała w twarz Bułgara, którego podźwignął do góry Blaise. Ciepło dłoni ukochanego dodało jej odwagi.
- Ponieważ jednak nie traktowałeś mnie źle, może poza oczywistym wykorzystaniem i więzieniem wbrew mej woli, nie będę głosowała za pocałunkiem dementora. Zostaniesz niezwłocznie przetransportowany do Azkabanu, dla swojego i naszego dobra.- Skinęła głową jakby na potwierdzenie swojej decyzji, a potem przeniosła spojrzenie na Zabiniego. Jego uśmiech mógłby rozjaśnić niejedną jaskinię, jednak w oczach dziewczyny zalśniły łzy.
- Pamiętaj nie robię tego dla ciebie.
- Wiem, ale i tak dziękuję.
Spojrzeli znacząco na papiery, które wystawały mu z kieszeni spodni.
- Mam nadzieję, że odnajdziesz spokój.
 Słysząc jak spokojnie i wręcz pieszczotliwie Hermiona zwraca się do czarnoskórego, w Krumie znów zawrzało szaleństwo. Zaczął się rzucać, ale o dziwo wspólnymi siłami Snape i Zabini przytrzymali go.
- Myślisz, że on da ci to wszystko o czym marzysz? Będziesz żałować! Słyszysz?
- Jedyne czego żałuję... - Zatrzymała się, jakby zorientowała się, że powiedziała za dużo. Krum zmrużył powieki i uśmiechnął się obleśnie. Odwrócił się przodem, tak by Severus widział go dobrze i dokładnie usłyszał nim dziewczyna przeszkodzi mu w powiedzeniu prawdy.
- Wiesz co Snape? - odezwał się konfidencjonalnym prawie że przyjacielskim tonem.
- Czego śmieciu?
- Na twoim miejscu nie przyzwyczajałbym się aż tak bardzo - spojrzał na splecione dłonie zakochanych.
- O czym ty mówisz?
- Zamknij się! - krzyknęła Hermiona. Nikt jednak nie zwrócił na nią uwagi i porywacz kontynuował.
- Ona nie została porwana. Myślałeś, że maczałem w tym palce...czekałem cierpliwie na okazję i w końcu się udało. Spory zapas wielosokowego, spacery po dworcu i bach! Zapłakana śliczna gryfonka samotnie stojąca w tłumie podróżujących...
Osłupiały Severus wypuścił jej dłoń i pozwolił jej swobodnie opaść. Popatrzył na nią pustym, zranionym wzrokiem.
- Ty odeszłaś...zostawiłaś mnie.
- Severusie to nie tak! Daj mi to wytłumaczyć, proszę!
- Jak idiota czekałem, łudziłem się...
- Gdybyś tylko dał mi się wytłumaczyć, byłam zraniona...
- Twoja strata Granger - spojrzał prosto w jej oczy i aportował się, a gryfonka opadła na ziemię bez sił.