Z wizyty u Severusa wynikło jednak coś pożytecznego. Przekonała
się, że wreszcie przestał żyć przeszłością i gdy tylko powie
córce prawdę o jej pochodzeniu, może i on zazna spokoju.
Teleportowała się pod kawalerkę wynajmowaną przez Verę i
zapukała do drzwi. Otworzyła jej zaskoczona, ale i z wyraźną ulgą
malującą się na twarzy. Usiadły w kuchni. Hermiona chwyciła rękę
córki i spojrzała jej głęboko w oczy. Zaczęła głosem drżącym
z emocji.
- Wiesz, że cię kocham prawda? Jesteś dla mnie
najważniejsza. Wszystko co zrobiłam, zrobiłam dla ciebie.
-
Mamo, nie musisz się tłumaczyć.
- Czekaj. Chodzi o to, że za
czasów młodości byłam głupia. Zakopywałam się w książkach.
Nic innego się nie liczyło. Po kilku latach zaczęła się czynna
walka z Voldemortem, a ja byłam sama. Zaproponowali nam członkostwo
w Zakonie Feniksa. Ja, Harry i Ron od razu dołączyliśmy. Tylko, że
nie wiedzieliśmy jakie to będzie niebezpieczne. Dyrektor również
nie przewidział, że my w szeregach jego armii to nie tylko atut,
ale i balast. Wiecznie trzeba było nas kontrolować. Pilnować, czy
akurat któryś ze śmierciożerców nie czyha na nasze życie.
Więcej było z tym problemów niż pożytku. Wysyłali nas na misje
tylko wtedy jeśli zachodziło dosłownie zerowe podejrzenie, że coś
może się stać. Jednak każdy plan ma jakieś luki. Którejś z
niedziel zostałam wysłana wraz z Ginny na przeszpiegi do jednej z
kwater. Miałyśmy na sobie wszelkie bariery i zaklęcia makijażowe
jakie wtedy były znane. Niestety zostałyśmy schwytane i przekazane
prosto przed oblicze Voldemorta. Nigdy wcześniej i nigdy później
się tak nie bałam. Ginny praktycznie od razu została uwolniona
gdyż się nie broniła. Spenetrowali jej umysł, Bella kilkakrotnie
potraktowała ją Cruciatusem, ale to było na tyle. Ja stawiałam
czynny opór. Wezwano najważniejszych sługów. Przybył...Lucjusz
Malfoy, Severus Snape również. Oczywiście już wtedy był po
naszej stronie i musiał grać, że to wszystko sprawia mu wielką
przyjemność, ale generalnie wiedziałam, że jeśli on mi nie
pomoże, nikt tego nie zrobi. Niestety akurat miał dyżur z jednym z
najgorszych sługusów Voldemorta Fernirem Greybackiem. Był on
wilkołakiem. Najobrzydliwszym z nich wszystkich. Gryzł małe dzieci
nieważne czy mugolskie czy czystokrwiste i miał z tego frajdę.
Ponieważ jednak nikt, nawet Severus nie był w stanie złamać
barier mojego umysłu, Czarny Pan orzekł, że zmusi mnie do
współpracy w inny sposób. Rozkazał...mnie zgwałcić. - Veronica
drżącą dłonią ścisnęła ramię matki próbując choć
częściowo dodać jej otuchy.
- Ponieważ jednak nikt się nie
palił do gwałtu na szlamie, Tom wyznaczył Greybacka. Wiłam się,
biłam, kopałam, niestety wszystko na nic. Ból był ogromny, jednak
najbardziej bolało mnie to, że mój nauczyciel, opiekun, jest tam
ze mną i nic z tym nie robi, aby nie zdradzić swojej pozycji w
szeregach Dumbledore'a. Krzyczałam i przeklinałam go na wszystkie
świętości, on tylko stał tam i patrzył. Kiedy już wilkołak
skończył, ku uciesze wężowatego Severus zaproponował, że
przetransportuje mnie pod bramy Hogwartu i odda w ręce Albusa.
Riddle' owi bardzo ten pomysł przypadł do gustu i ochoczo się
zgodził. Snape zabrał mnie do zamku, ale nie pozwolił by
ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Przebywałam w jego
komnatach prawie miesiąc. Leczył moje rany fizyczne, ale nic nie
mógł poradzić na te psychiczne. W przypływie nienawiści
wykrzyczałam mu w twarz, że powinien zginąć i że żałuję, że
kiedykolwiek go szanowałam i uważałam za dobrego człowieka. Po
tym incydencie próbowałam z nim rozmawiać, ale na próżno. Tylko
przyznał mi rację i na nowo zamknął się w swoim kokonie. Widzisz
Vero miałam słabość do profesora. Szanowałam jego zdanie, jego
umysł był dla mnie źródłem największych pokus, a kiedy mówił,
tylko do mnie, miękły mi kolana. Oczywiście to nie miało nic
wspólnego z fizycznością, zdawałam sobie sprawę, że mężczyzna
w jego wieku nigdy nawet nie spojrzy na dziewczynkę, którą wtedy
byłam. Nie pytaj mnie jak i dlaczego. Tamtego wieczora umarło nie
tylko moje uczucie do niego, ale również jego wola walki i chęć
przeżycia i wygrania wojny. Zgodziliśmy się więcej na ten temat
nie rozmawiać. Nigdy. Aż do niedawna. Musisz zrozumieć jak trudne
było dla mnie pogodzenie się z tym, że człowiek, który był dla
mnie niesamowitym autorytetem, który był inspiracją, okazał się
zwykłą marionetką w rękach kolejnego z dwóch szaleńców
rządzących wtedy światem. Mój światopogląd runął, a za chwilę
miało się to stać ponownie. Kilka tygodni później przybiegłam
do niego, bo tylko jemu mogłam o tym powiedzieć. Okazało się, że
jestem w ciąży. - Głośno pociągnęła nosem i spojrzała na
córkę, która również miała łzy w oczach. Patrzyła na nią z
niedowierzaniem.
- Jestem...
- Dzieckiem śmierciożercy,
tak.
- Mój ojciec. Fernir Greyback, na Merlina mamo! - Vera
załkała cicho i wtuliła się w wyciągnięte ramiona matki.
-
Co się z nim stało?
- Umarł podczas bitwy, dokładnie nie
ustaliłam kto go zabił, ale jeśli nie zrobił tego nikt z naszych,
na pewno wykończył go sam Voldemort nie mogąc znieść jego
niekompetencji.
- Dlaczego nie mogłaś powiedzieć mi tego
wcześniej? Mamo, zrozumiałabym to!
- Nie wiem. Chyba nie
pozwalał mi wstyd. Wciąż czasami dotykam blizny na udzie i
wzdrygam się z obrzydzenia do samej siebie. Kocham cię córeczko,
ale długo nie potrafiłam pogodzić się z tym, że nigdy nie
będziesz miała szczęśliwego domu i kochających się rodziców.
Przez całe życie próbowałam cię chronić, nawet jeśli oznaczało
to, że musiałam kłamać. Nigdy nie miałaś się dowiedzieć
prawdy. Obiecałam sobie podczas wojny, że kiedyś ci powiem, ale
gdyby nie Severus, to pewnie bym tego nie zrobiła.
- Jak cię
przekonał?
- Tak jak zawsze. Użył swojego wspaniałego umysłu.
Przedstawił takie argumenty, z którymi nie sposób byłoby się nie
zgodzić - zaśmiała się przez łzy.
- Więc nadal ma na ciebie
jakiś wpływ? Po tych wszystkich latach?
- Myślę, że przez to
co razem przeżyliśmy już zawsze tak będzie. Snape dokonał
pewnych wyborów. Mógł mnie wtedy uratować i choć nienawidziłam
go za to, że tego nie zrobił, dopiero gdy po raz pierwszy trzymałam
cię w ramionach zrozumiałam, że gdyby wtedy zareagował inaczej,
rozpoczął walkę, bronił mnie, to prawdopodobnie oboje byśmy
zginęli, a Voldemort wygrałby panowanie nad światem. No i nigdy
byś się nie urodziła. Wybaczyłam Severusowi wszystko, jednak on
nie chce przyjąć tego do wiadomości i wciąż obwinia się o
wszystko co się stało. Przez lata próbował zatopić smutki w
kobietach i alkoholu, ale chyba tak samo jak ja, potrzebował po
prostu czasu. Tak jak moja nienawiść do niego wyparowała, tak
myślę, że on nigdy nie wybaczy sobie tamtego dnia. Teraz kiedy
wiesz, stałaś się kolejnym chodzącym wyrzutem sumienia Severusa
Snape 'a. - Westchnęła głośno i wydmuchała nos. Spojrzała na
córkę i pogładziła ją po policzku.
- Przepraszam Veronico.
Nie byłam dobrą matką, ale postaram się to zmienić. Wybaczysz
mi, że tak długo ukrywałam przed tobą prawdę?
- Mamo. Byłaś
taka dzielna. Nie potrafię sobie wyobrazić jak bardzo musiałaś
cierpieć. Kocham cię najmocniej na świecie. Obiecaj mi tylko
jedno, porozmawiasz z nim.
- Z kim?
- Z profesorem Snape'm
-
O czym miałabym z nim rozmawiać? - Hermiona patrzyła na młodą
kobietę nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi.
- Naprawiłaś
mój świat opowiadając o moim pochodzeniu. Napraw teraz swój
przebaczając winy i idąc naprzód. Porozmawiasz z nim szczerze?
Proszę?
- Nie sądzę, by po tylu latach pozostało jeszcze coś
do powiedzenia. Wszystko to było bardzo dawno temu - spojrzała na
córkę poważnie i dodała, chcąc raz na zawsze zamknąć dyskusję
- rozumiesz?
- Nie. Nie możesz tego tak zostawić. On
jest...zachował się jak tchórz, to prawda, ale przecież miał też
swoje powody. Nie mógł postąpić inaczej i założę się, że
przez te wszystkie lata ledwo mógł spojrzeć sobie w oczy.
-
Czemu cię to tak obchodzi, czemu nie pozwolisz mu żyć w spokoju?!
- choć sam nie wiedziała czemu podniosła głos, przyniosło jej
to dziwną ulgę.
- Nie wiem. Czuję, że najważniejsze co
powinnaś zrobić to wyjaśnić z nim wszystko i zobaczyć co będzie
dalej. Chociaż spróbuj.
- Nie wiem. Pomyślę.
- Zrób to.
-
Zastanowię się, ok? - Pomimo nadmiaru emocji, Hermiona stawała
się lekko zirytowana postawą córki, więc z ulgą przywitała jej
pożegnanie. Wyszła na korytarz z duszą o wiele lżejszą, ale
również z nowym problemem na głowie. Zastanawiała się, dlaczego
życie choć przez chwilę nie może być proste i przyjemne tak o.
Bez żadnej ceny i wyrzeczeń. Odpowiedzi nie uzyskała.
Dopiero popołudniowy drink poprawił jej humor. Myślała o
Severusie, o obietnicy złożonej córce i o tym, że w zasadzie to
nie miałaby nic naprzeciw, gdyby mężczyzna postanowił wyjechać i
więcej nie pokazywać jej się na oczy.
Tygodnie mijały, a
ona zapomniała o złożonej obietnicy. Nie poświęcała Profesorowi
zbyt wielu myśli, a jeśli już zagościł w jej umyśle, zaraz był
wypierany przez dziwne obrazy z przeszłości. Jakby nawet jej
podświadomość nie chciała by angażowała się w jakąkolwiek
relację z Severusem.
Spędzała z córką tyle czasu ile tylko mogła. Wyznanie
prawdy jeszcze bardziej je zbliżyło i sprawiło, że na nowo się
zjednoczyły. Na szczęście Roni nie należała do ludzi
oceniających, więc sprawa przeszła bez większego echa. Kilka
pierwszych spotkań było z lekka niezręczne, ale atmosfera zaraz
się rozluźniała. W końcu nie ma mocniejszej więzi niż pomiędzy
matką a córką.
Wszystko układało się po myśli Hermiony.
Przyszły zięć spisywał się na medal. Był słodki i troskliwy, a
przy tym inteligentny, co bardzo imponowało zarówno matce jak i
córce. Oczywiście nie często spotykali się w trójkę, nie
chciała odebrać im tych najlepszych chwil z okresu różowych
okularów, więc pojawiała się w mieszkaniu córki tylko na jej
wyraźne zaproszenie. Była spokojna o jej przyszłość. Wszystko
zmierzało w dobrym kierunku. Jedyne co spędzało jej sen z powiek,
to postać Severusa Snape' a. Mimo, że oboje ruszyli dalej i zgodnie
orzekli, że nie ma co wciąż tkwić jedną nogą w przeszłości,
nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak. Co ? Nie
wiedziała.
Tak jak każdego dnia wróciła z pracy i przejrzała najpierw
jedną z mugolskich gazet, którą prenumerowała, a następnie
Proroka Codziennego. Dzień był męczący, ale akurat przyswajanie
nowych faktów stanowiło dla niej miły relaks. Gryfonka raz,
gryfonka na zawsze. Zaparzyła sobie zieloną herbatkę i usiadła
wygodnie w fotelu. Przewracała strony nie znajdując nic godnego
uwagi, gdy z zapartym tchem wróciła do obrazka z poprzedniej
strony. Widniał na nim zmęczony, choć nadal przystojny mężczyzna,
a jego przenikliwe czarne oczy, jak zawsze sprawiły, że przeszedł
ją dreszcz. Szybko przebiegła wzrokiem treść artykułu, by dojść
do sedna sprawy. Naraz poczuła, że tę herbatę zwróci.
Przyznawali mu Order Merlina. Trzeciej Klasy co prawda, ale jednak.
Nie mogła w to uwierzyć. Po tych wszystkich latach, wreszcie jego
praca i wysiłek zostały docenione. Wbrew sobie poczuła dumę,
zupełnie jakby miała w tym osiągnięciu jakiś swój wkład.
Uroczyste wręczenie medalu miało odbyć się w kolejny weekend,
oczywiście w Ministerstwie Magii. Hermiona wyczytała również, że
wszyscy przybyli zaproszeni są na bankiet następujący po wręczeniu
nagrody. Prychnęła w duchu, bowiem kto chciałby uczestniczyć w
zabawie w tak sztywnym i prostackim towarzystwie? Znając życie to
każdy prócz niej. Zaproszenia na wszelkie wydarzenia związane z
Ministerstwem zawsze były traktowane jak coś specjalnego i nie dla
każdego. Z roztargnieniem odłożyła gazetę i zajęła się
przygotowywaniem obiadu. Jej myśli na nowo zajęła córka, problemy
w pracy. Normalka. Zapomniała o przyjęciu. Nie pamiętała o nim aż
do następnego dnia kiedy to otworzyła skrzynkę na listy i znalazła
w niej kremową kopertę. Nie musiała patrzeć na lak, od razu
wiedziała skąd pochodzi wiadomość. Nerwowo otworzyła list. Gdy
dotarł do niej sens zawarty w tekście o mało nie pisnęła niczym
nastolatka. Dostała zaproszenie zarówno na odznaczenie Severusa jak
i na bankiet. Od razu ogarnęła ją panika. Minęło tak dużo czasu
od kiedy wycofała się z magicznego świata. Nie chciała do niego
tak gwałtownie wracać. Przekreśliła pomysł z pójściem tylko na
chwilę, wiedziała bowiem, że jak tylko ktoś z dawnych znajomych
ją zauważy, tak znów zostanie wciągnięta w tę niekończącą
się grę. Postanowiła nie iść wcale. Co prawda szkoda jej było
nielicznej okazji do wystrojenia się i pokazania niektórym dupkom,
że jeszcze nie zgorzkniała i umie się bawić, ale jednak poczucie
kontroli nad własnym życiem było dla niej cenniejsze. Odłożyła
zaproszenie na szafkę przy łóżku. Postanowiła napisać odpowiedz
z samego rana dnia następnego. Jak się okazało, wszyscy jej
przyjaciele dostali podobne zaproszenia, jednak nikt z nich nie miał
zamiaru iść. Po części ich rozumiała, wszyscy pracowali dla
Ministerstwa, nikt nie może ich zmusić aby przebywali w miejscu
pracy nawet po godzinach. Czuła się jednak podle z myślą, że nie
będzie na sali nikogo, kto będzie z niego naprawdę dumny. Kto
doceni jego odświętny ubiór, skromną ale zabawną przemowę...Im
dłużej o tym myślała, tym częściej przekonywała samą siebie,
że jednak powinna pójść. Takie bankiety zazwyczaj nie trwają
długo, jedzenie jest pyszne a muzyka bardzo nastrojowa. Głosik w
jej głowie szeptał jednak, że to wcale nie te wszystkie akcenty
doprowadziły ją do zmiany decyzji. Chodziło tylko i wyłącznie o
Severusa. Uważała, że zasłużył na odznaczenie jak nikt inny i
była gotowa trochę przecierpieć, byle tylko zobaczyć go w
momencie glorii. Chciała ujrzeć tych wszystkich bufonów
płaszczących się u jego stóp i jego zawstydzony uśmiech, gdy
olśni ich swoją skromnością. Będzie przyjmował gratulacje przez
pół wieczoru, a kiedy wreszcie światła jupiterów go opuszczą,
spojrzy na nią i porozmawiają chwilę. Nie poruszą żadnego
bolesnego tematu. Będą tylko cieszyć się swoim towarzystwem. Może
nawet opowie mu coś o córce?
Granatowa sukienka delikatnie falowała przy każdym jej
kroku. Czterdziestokilkuletnie ciało nadal świetnie prezentowało
się w odświętnym stroju, a to że strój ten dobierała godzinami,
nie miało nic do rzeczy. Weszła po schodach i naraz poczuła na
sobie wzrok wszystkich zgromadzonych.
- Wiedziałam, że tak
będzie – mruknęła do siebie.
Potulnie spuściła oczy i
ruszyła przed siebie próbując ignorować natarczywe spojrzenia
posyłane jej z każdego kąta sali. W pomieszczeniu zrobiło się
jakby ciszej, jakby jej pojawienie się było bardziej kluczowe i
wyczekiwane niż pojawienie się solenizanta i poczuła się
cholernie głupio. Nie po to tu przyszła by robić za tanią
sensację. Pożałowała, że nie ma z nią nikogo z przyjaciół.
Niestety musiało być jeszcze dość wcześnie, gdyż wśród
gapiących się nie poznawała nikogo prócz kilku najważniejszych
urzędników Ministerstwa wraz z rodzinami, którzy zapewne byli w
komitecie organizacyjnym i chcieli dopilnować wszystkiego.
Stanęła w kącie sącząc szampana i rozglądała się,
próbując się nie załamać i nie przekląć samej siebie za
przyjęcie tego zaproszenia. Wreszcie dostrzegła znajomą twarz i o
mało nie rozpłakała się na jej widok. Umiarkowanie szybko
podeszła do mężczyzny nie chcąc wyjść na zdesperowaną i
przyjęła przeciągnięty do granic możliwości uścisk i trzy
całusy w policzek. Draco Malfoy patrzył na nią pożądliwym
wzrokiem ledwie zauważając jej zdenerwowanie i zażenowanie. Starał
się z nią umówić już bez mała od dekady, od kiedy to odkrył,
że z byłą żoną Astorią nie łączy go nic poza skrytką w banku
. Brązowowłosa konsekwentnie dawała mu kosza, tym samym
sprawiając, że napalał się jeszcze bardziej. Kiedyś jednak
przesadziła z piciem i wylądowała niedaleko Nokturna. Zauważyła
go przy barze i od słowa do słowa przenieśli się do niej. Nie
była to miłość, tylko szybki pasjonujący seks, jaki zdarza się
tylko wygłodzonym, lekko podpitym parom. Do północy już go nie
było, ale musiał być o wiele bardziej trzeźwy niż Hermiona, bo
zdawał się pamiętać wszystko. Prosił i błagał by pozwoliła mu
jeszcze raz zagościć w jej łóżku, ale ona pozostawała
nieugięta. Tamtą sytuację traktowała jako chwilę słabości,
skutek upojenia alkoholowego i czystą głupotę. Nie miała zamiaru
jej już nigdy więcej powtórzyć, bez względu na to jak dobry było
to seks. Unikała Draco i miejsc, w których bywał, ale wtedy
podczas ceremonii praktycznie rzuciła mu się na szyję. Powitał ją
entuzjastycznie, dając wyraz swojego zadowoleniu poprzez całusa w
szyję. Próbowała nie okazać, że jej to nie leży. Spojrzała na
jego twarz. Stalowe zimne oczy, praktycznie białe gładkie włosy.
Wciąż miał to coś i wciąż stanowił zagadkę nie do
rozszyfrowania. Poprowadził ją w stronę baru i od razu zaoferował
kolejny kieliszek bąbelkowego płynu, który przyjęła z
wdzięcznością. Draco zabawiał ją rozmową, aż do momentu kiedy
wreszcie przyciemniono światła, a na scenę wyszedł Minister w
towarzystwie sekretarza i oczywiście laureata. Severus jak zawsze
wyglądał wspaniale i wbrew wszystkiemu jej serce zatrzepotało na
jego widok. Nie zwróciła uwagi, że trochę przybyło mu
kilogramów, a skóra nie wygląda zbyt zdrowo. Patrzyła na jego
twarz, na poważne oczy i delikatny uśmiech, którym starał się
zamaskować zakłopotanie, które wynikało z faktu bycia w centrum
uwagi.
- Skąd ja to znam – pomyślała Hermiona. Poczuła się
głupio gapiąc na niego jak wszyscy inni. Od razu odwróciła wzrok
nie chcąc przykładać ręki do jego upokorzenia. Na szczęście
dziś Minister nie był w nastroju do przydługich przemówień, więc
poszło szybko i nim się obejrzeli, zaczęły się tańce. Większość
gości stłoczyła się przy laureacie aby złożyć mu gratulacje.
Nawet Draco poszedł za tłumem, uprzednio obiecując jej, że zaraz
wróci i zatańczą. Nie żeby chciała by prędko wracał. Publiczne
tańce również nie należały do jej hobby, ale znając życie
będzie musiała zatańczyć zarówno z Draco, jak i samym Ministrem
i również z Severusem. Tego jednego nie mogła się doczekać.
Wystroiła się jak idiotka, przyszła tu, to niech chociaż coś z
tego ma. Kiedy wreszcie ich spojrzenia się skrzyżowały, było już
po północy. Czarownica była już zmęczona i jedyne o czym marzyła
to pójście spać. Kiedy jednak spojrzała w czarne tęczówki i
ujrzała w nich zaciekawienie, postanowiła złapać byka za rogi i
podejść. Stanęła przed nim, na tyle blisko by swobodnie
rozmawiać, na tyle daleko, by nie móc ulec rozkojarzeniu jego
zapachem.
- Gratuluję – powiedziała sztywno, choć jej oczy
pozostały ciepłe. - Dołączyłeś do grona bufonów po
sześćdziesiątce, którzy za punkt honoru obrali sobie włażenie
do tyłku Ministrowi ?
- Skąd wiedziałaś? - parsknął
śmiechem o mało nie opluwając jej drinkiem.
- To przez tę
muszkę – kiwnęła palcem w kierunku jego szyi, a kiedy przytaknął
uśmiechnęła się.
- Moja skrzatka odradzała mi wkładanie
jej, ale nie mogłem się powstrzymać. Wiedziałem, że to docenisz.
- Spuściła oczy speszona, próbując nie okazać jak bardzo jego
uwaga ją poruszyła. Sam fakt, że myślał o niej w jakimkolwiek
kontekście był dziwny. A co dopiero podczas kompletowania stroju na
bankiet...
Odchrząknęła i na powrót skupiła na nim wzrok.
Patrzyli na siebie, ale jakby się nie widzieli. Oboje próbowali
ocenić, czy jest pomiędzy nimi coś prócz dawnych dziejów, które
zgodzili się odłożyć do pudełka i nigdy do nich nie wracać.
Rozmawiali chwilę o błahych sprawach jak to ludzie, którzy wiele o
sobie wiedzą, a jeszcze więcej chcieliby przed sobą ukryć. W
końcu Severus znalazł w sobie odwagę i poprosił ją do tańca.
Wolno obracali się, nie przykładając wielkiej wagi do taktów, ani
słów piosenki. Żadne z nich nie umiało tańczyć, ale to też nie
było ważne. Kiedy Snape obrócił ją i delikatnie przechylił
zachwiała się, więc zmuszony był przygarnąć ją do siebie i
przytulić jeszcze mocniej. Trzymała rękę na jego klatce
piersiowej i czuła jak wali mu serce. Zdała sobie sprawę, że sama
ma przyspieszony oddech. Spojrzała na niego mając nadzieję, że
tego nie zauważył, ale jego uważne hipnotyzujące oczy
przewiercały ją spojrzeniem na wylot. Kiedy opuścił wzrok na jej
ciemnoczerwone wargi, poczuła że szampan wreszcie uderzył jej do
głowy i to czas na ewakuację.
- Zostań – usłyszała tuż
przy uchu i poczuła dreszcz podniecenia gdy owionął ją jego
gorący oddech.
- Powinnam już wracać. - Zaklęła w duchu
rozpoznając panikę w swoim głosie.
- Dlaczego? Ktoś na ciebie
czeka? - Spojrzał na nią tak, jakby sam ten pomysł był
szaleństwem.
Poczuła się jak idiotka i wyszarpnęła rękę z
jego uścisku. Severus zrozumiał jaką głupotę palnął, ale o
sekundę za późno. Próbował znów ją przytulić.
-
Przepraszam, to nie tak miało zabrzmieć.
- Nie potrzebuje by
ktokolwiek przypominał mi, że wciąż jestem sama. Wiem to
doskonale. Dobranoc. - Wyminęła go i nie żegnając się z
kimkolwiek wyszła z imprezy.
Płakała i płakała, a sen nie chciał nadejść. Kiedy w
końcu zasnęła, nawiedziły ją dziwne wizje.
Widziała siebie z
czasów szkolnych. Siedziała w głębokim granatowym fotelu. Przed
sobą miała planszę do gry w szachy, a po lewej stronie na stoliku
stała szklanka z gorącą czekoladą. Jej nogi opatulone były
grubym wełnianym kocem, a poczucie bezpieczeństwa zalało jej serce
i duszę. Spojrzała na oponenta ale nie dostrzegła jego twarzy,
choć miała niejasne przeczucie, że to ktoś kogo zna i komu ufa.
Kolejny obraz wtargnął do jej umysłu. Krzątała się po
przestronnym pokoju, powtarzając formułkę jakiegoś zaklęcia. Co
jakiś czas przekładała niektóre przedmioty, porządkowała je i
czyściła z kurzu. Mężczyzna bez twarzy wszedł do pokoju, a ona
poczuła dumę i docenienie. Scena zmieniła się. Gryfonka ujrzała
samą siebie z lekko zaokrąglonym brzuchem. Rozpacz i beznadzieja
wypełniły jej umysł. Biegła przed siebie, dopóki nie wpadła w
ramiona swojego opiekuna. Tym razem jednak miał twarz. Twarz ta
wyrażała wszelką troskę. Wyglądał jakby miał złamane serce.
Czuła swój ból, czuła jego ból. Obudziła się z krzykiem. Całe
jej ciało lepiło się od potu. Ledwo łapała oddech. Nie mogła
zrozumieć, dlaczego zapomniała o tym wszystkim. Może przez to, że
chciała wyrzucić z umysłu wszystko co wiązało się z okresem
przed narodzinami córki? A może nie mogła znieść myśli, że
Severus Snape jednak był jej wybawieniem? Przypomniała sobie
wszystko. Jak zajmował się nią i obchodził niczym z jajkiem.
Wszystkie te chwile kiedy byli tylko we dwoje. Ona przestraszona i
zrozpaczona, on doświadczony i opiekuńczy. Wrócił do niej moment
kiedy odkryła, że będzie miała dziecko. Płakała w rękaw
profesora, a on zdawał się być tym tak samo zdenerwowany jak ona.
Tak jakby już wiedział, że dla niej oznacza to kompletnie inne
życie. Wytykanie palcami, obgadywanie, niewygodne pytania. Chciał
jej tego oszczędzić, więc uwarzył eliksir. Jej odmowę w końcu
potraktował poważnie i więcej nie nalegał. Rozstali się w
burzliwych warunkach mówiąc o wiele słów za dużo. Cierpieli w
samotności. Cierpieli, bo znaleźli się w sytuacji, w której nikt
nigdy nie powinien się znaleźć.
Przez cały poranek
Hermiona analizowała znaczenie tego snu i kiedy skończyła
przyrządzać obiad, miała już kilka zgrabnych wyważonych teorii.
Co prawda pierwszą odrzuciła od razu, wydało jej się szalone żeby
wciąż żywiła do niego jakieś uczucia. Kolejna – o wiele
bardziej prawdopodobna, głosiła, że podświadomie próbuje
poradzić sobie z wydarzeniami z przeszłości, a by tego dokonać,
musi całkowicie rozliczyć tamten czas. Przestać rozpamiętywać.
Przestać wracać i odgrywać tamte sceny w kółko. Postanowiła
właśnie to zrobić i znów pogratulowała Severusowi geniuszu. Czyż
to nie on od początku powtarzał jej, że powinna rozliczyć
przeszłość, a pierwszym krokiem do tego jest powiedzenie córce
kto jest jej ojcem? Teraz kiedy już Nica znała i zaakceptowała
prawdę, Hermiona również mogła ruszyć na przód. Poczuła się o
wiele lżej. Co prawda nadal była zła na Mistrza Eliksirów, ale
równocześnie miała ochotę go uściskać. Kiedy więc ktoś
zapukał do jej drzwi, a po otworzeniu okazało się, że to
Nietoperz, kobieta spłonęła rumieńcem i zatrzasnęła mu drzwi
przed nosem. Otworzyła je ponownie kilka sekund później, próbując
znaleźć w głowie zgrabną wymówkę dzięki której mogłaby
pozbyć się go z mieszkania, w końcu jednak skapitulowała i
przepuściła go, by mógł wejść. Usiadł w salonie i patrzył na
nią z miną zbitego psa. Wyraźnie widziała, że jest mu przykro za
to co powiedział na gali, ale nie miała zamiaru mu niczego
ułatwiać. Skoro miała jaja by tu przyjść, to chętnie wysłucha
co ma do powiedzenia.
- Nie mówię tego często, więc słuchaj.
Przykro mi, że zachowałem się jak dupek. Mam nadzieję, że się
nie gniewasz. - Spojrzał na nią takim wzrokiem, że musiałaby
bardzo chcieć śmierci, jeśli odpowiedziałaby twierdząco.
Patrzyła na niego, nie mogąc pojąć, dlaczego fatygował się taki
kawał drogi. Intuicja podpowiedziała jej, że przeprosiny nie były
jedynym powodem jego wizyty.
- Jest coś jeszcze – stwierdziła
śmiało patrząc mu w oczy, co skwitował tylko skinieniem, ale
widziała w jego oczach podziw.
- Twoja córka jest jeszcze gorsza
niż ty.
Na samą wzmiankę o Veronice jej puls przyspieszył, a
do jej umysłu wdarła się panika. Gryfonka podniosła się z
siedzenia i o mało nie złapała Snape'a za przód szaty, byleby
tylko zaczął mówić. Mężczyzna widząc jej zdenerwowanie chwycił
ją szybko i krótko za dłoń, mając nadzieję, że to doda jej
otuchy. Oblała się rumieńcem i usiadła, ale zaraz zaczęła tupać
nogą. Czarodziej wstał i podszedł do okna. Z początku mówił
szybko, ale w miarę jak wprowadzał ją w szczegóły jego głos się
uspokajał i zwolnił.
-Ona chce dowiedzieć się wszystkiego. O
nim. O Greybacku - wyrecytował na jednym oddechu.- Przyszła do
mojego gabinetu i ot tak zaczęła gadkę o tym, że zasługuje na
prawdę, że ty jej o niczym na pewno nie powiesz i tak dalej.
-
Spuściłeś ją po brzytwie prawda?
- Sam nie wiem – wreszcie
odwrócił się w jej stronę i spojrzał jej w oczy.
- Czego nie
wiesz?!
- Dziewczyna zasługuje na prawdę. Jeśli chce wiedzieć
jaki był jej ojciec, a ja wiem coś na ten temat, to może
faktycznie powinienem podzielić się z nią tą wiedzą.
-
Wykluczone.
- Dlaczego?
- Co to zmieni? Powiesz jej, że
mordowanie niewinnych ludzi, nawet dzieci, było dla niego jak hobby?
Powiesz, że każdego dnia od kiedy wzięła swój pierwszy oddech
bałam się, by nie natknąć się na niego? Jej ojciec był takim
samym szaleńcem jak Voldemort o ile nawet nie większym, myślisz,
że powinna o tym wiedzieć?
- Dowiedziała się kim on jest, czy
zareagowała tak jak ty myślałaś, że zareaguje? Nie. Dlaczego
więc nie chcesz powiedzieć jej całej prawdy, skoro najwidoczniej
jest na tyle dojrzała, by tę prawdę przyjąć? Czego się boisz?
Owszem jego DNA krąży w jej żyłach, ale to tyle. Jest wykapaną
mamusią. Nie musisz obawiać się, że przeistoczy się w swojego
pieprzniętego ojca. Ten człowiek nie żyje a wraz z nim cale jego
szaleństwo.
- Chciałabym mieć twoją pewność siebie.
-
Przesadzasz.
- Nie. To nie twoja córka, więc masz gdzieś co
sobie pomyśli! Jeśli się załamie bo spłodził ją potwór gdzie
będziesz wtedy? Bo to ja będę zbierała jej złamane serce. Ja
będę przekonywała ją, że jest wspaniałą osobą i nigdy nie
będzie taka jak on.
- Właśnie to chce ci powiedzieć. Pomogę
ci. Wybiorę kilka z moich najłagodniejszych wspomnień o nim i
pokaże jej. Zaspokoi ciekawość, a ty nie nabawisz się wrzodów.
-
Nie żartuj z tego! - Krzyknęła, a gdy poczuła jego oddech na
policzku dotarło do niej jak blisko siebie stoją. Nie wiedziała
jak to się stało. Kiedy wszedł dzieliła ich kilometrowa
odległość, a teraz spokojnie mogłaby policzyć blizny na jego
policzku. Spojrzała w jego oczy, które choć raz patrzyły pogodnie
i ciepło, a nawet gorąco. Przybliżył się, nie przerywając
kontaktu wzrokowego, oczekując na jej akceptację. Dzieliły ich
centymetry. W jednej chwili kłócili się, w następnej chciał ją
pocałować? Odwróciła gwałtownie głowę, dając mu jasno do
zrozumienia co sądzi o tym pomyśle. Zmieszany odchrząknął i
odsunął się na bezpieczną odległość.
- Zrobisz jak
uważasz, jakby co to wiesz gdzie mnie znaleźć. Pomyśl jednak o
tym. Czy jakakolwiek z moich rad dla ciebie okazała się złą
radą?
Miał rację, choć długo zajęło jej zrozumienie tego.
Jeśli cokolwiek można było o Snape' ie powiedzieć, to to że się
nią przejmował. Nie dostrzegała tego wtedy, ale doskonale widziała
to teraz. Zmienił się. Och, zapewne nadal był dupkiem z lochów,
ale teraz przynajmniej dostrzegał coś więcej niż koniec własnego
nosa. Miała cichą nadzieję, że to właśnie ona przyczyniła się
do tych zmian, ale dopóki z nim nie porozmawia, nie może mieć
pewności.
Postanowiła znów wziąć sobie do serca jego radę.
Udostępni córce wspomnienie. Jedno. Takie, w którym śmierciożerca
nie robi nic złego. Takie, które da córce okrojony pogląd na to
kim jest dawca nasienia z którego powstała. By myśląc o nim mogła
przypisać twarz do osoby, ewentualnie by poznała jego głos.
Owszem, była jej to winna. Jakkolwiek źle się z tym czuła,
Veronica zasługiwała na to, by wiedzieć kim był jej ojciec. Zbyt
długo zwlekała z powiedzeniem jej całej prawdy i nie mogła pojąć
dlaczego. W większości przypadków była odważna i to tak bardzo,
że wręcz zakrawało to na głupotę, dlaczego więc tym razem
zachowywała się jak największy tchórz?
Nie mogła ani spać
ani jeść. Wyszła na wieczorną przebieżkę, ale nawet bieganie
nie sprawiło jej radości. Wracała myślami do rozmowy z Mistrzem
Eliksirów. Do niedoszłego pocałunku. Do Very i jej dociekliwości.
Teleportowała się na błonia i ruszyła w stronę zamku. Jak zawsze
imponujący, o zmroku wyglądał lepiej niż kiedykolwiek. Gdy
przekroczyła bramy Hogwartu, poczuła się mocniejsza i bardziej
pewna siebie. Z tym miejscem wiązało się wiele wspomnień.
Egzaminy, Quidditch, Umbridge. Obrazy pojawiały się w jej głowie i
znikały zastąpione przez kolejne. Jeszcze nie wiedziała co powie
Profesorowi, ale na pewno winna jest mu przeprosiny jak i
podziękowanie. Może będzie miała szczęście i nikt nie wspomni o
niedoszłym pocałunku?
Jak się okazało, tym razem Merlin
troszkę z niej zadrwił, gdyż nikogo nie zastała. Albo po prostu
nie chciał jej otworzyć. Zmuszona więc była czekać na kontakt z
jego strony. Czekała dwa tygodnie i chodziła niczym struta. Nie
sądziła, że aż tak bardzo to wydarzenie będzie miało na nią
wpływ, w końcu minęło już tyle lat. Kiedy wreszcie ujrzała sowę
na swoim parapecie westchnęła trochę z ulgi, trochę z
rozczarowania, że jednak nie zapomniał o całej sprawie. Przejrzała
kilka pospiesznie napisanych zdań i żołądek jej się ścisnął.
Severus znalazł odpowiednie wspomnienie i chce udostępnić je
Veronice jak najszybciej. Od niej zależy kiedy to najszybciej
będzie.
Usiadła w fotelu, przymknęła oczy i nie otworzyła
ich dopóki ostatnia łza nie skapnęła na jej spódnicę. Wtedy
podniosła się, nabrała tchu i pogodzona z losem postanowiła
zafiukać do córki.
Vera nie tyle co zdziwiona jej wizytą co
wręcz zakłopotana przyjęła matkę w kuchni. Jak się okazało
kilka sekund później powodem był pół nagi Brian próbujący
prześlizgnąć się niezauważonym do łazienki. Hermiona jak to
kobieta miała w zwyczaju spojrzała na jego duże stopy, wyrzeźbiony
brzuch i kształtny tyłek. Na chwilę zapomniała po co tu przyszła.
Na chwilę była tylko czarownicą patrzącą na pięknego mężczyznę,
kiedy jednak odwróciła głowę obraz młodego jędrnego ciała
zastąpiły czarne błyszczące oczy i krzywy uśmiech, który tak
rzadko miała okazję oglądać. Znów poczuła dziwne ukłucie w
brzuchu i aż się wzdrygnęła.
- Mamo, czy ty właśnie
pomyślałaś, że miałabyś ochotę schrupać mojego chłopaka? -
Na poły poważnie, na poły żartem zapytała Nica.
- Po tylu
latach kochanie powinnaś się nauczyć, jaki typ mężczyzn mnie
pociąga – spojrzała na nią z przyganą, próbując zamaskować
to co czuła jeszcze przed sekundą.
- Niby jak miałabym się
tego nauczyć? Nigdy z nikim nie wychodziłaś. Jeśli już to z
jakimiś palantami, którym chodziło tylko o jedno. Nie uwierzę, że
właśnie tacy cię pociągają.
- Najpierw byłaś zbyt mała,
potem kiedy podrosłaś, zwyczajnie mi się odechciało. Tak było
łatwiej. Szybki seks i cześć. Myślisz, że któryś z nich
zostałby na dłużej gdyby usłyszał, że mam córkę, nie pracuje
czynnie, ledwo wiążę koniec z końcem? Faceci nie lubią
problemowych kobiet, a jak jeszcze ta kobieta ma przeszłość, to
już w ogóle katastrofa. - Mówiła to z uśmiechem niczym
anegdotkę, ale widać było od lat przechowywany ból w jej
oczach.
Na szczęście właśnie tę chwilę wybrał Brian by
wreszcie się przywitać, posiadając już komplet ubrań na sobie
podszedł i jak zawsze podał matce dziewczyny rękę, którą
uścisnęła wdzięczna za przeszkodzenie w rozmowie o
przeszłości.
-Co Panią do nas sprowadza? - Uśmiechał się
czarująco, ale jak tylko wypowiedział te słowa, już wiedział, że
to był błąd. Zrobił kwaśną minę i spojrzał na ukochaną
przepraszająco. Jednak Hermiona, która już dawno domyślała się
prawdy machnęła tylko ręką i uśmiechnęła się uspokajająco.
-
Skoro już się domyślacie, że to nie jest zwykła rodzicielska
wizyta, powiem o co chodzi. Po minie matki Vera domyśliła się, że
jest to coś poważnego, więc kiwnęła głową dając jej zielone
światło. Brian wiedział o niej wszystko, mógł więc usłyszeć i
to co matka chciała powiedzieć.
- Severus powiedział mi, że
chciałabyś zobaczyć i usłyszeć swojego ojca. Nie chciałam tego
nigdy. Nie zasłużył na żadną pamięć o nim. Nie był wart
niczego. Jednak tu nie chodzi o moje zdanie, a o ciebie. Więc się
zgodziłam. Severus ofiaruje nam jedno wspomnienie o Greybacku. Nie
wiem jak go do tego przekonałaś, widocznie musisz być bardziej
podobna do mnie niż myślałam.
- Mamo, naprawdę? Zrobi to?
Zobaczę go? Kiedy? - Widząc córkę tak podnieconą i przejętą, o
mało się nie rozpłakała. Całe życie były same. Dorastanie bez
ojca potwora było lepsze niż dorastanie z nim. Teraz kiedy już
dorosła i miała własne życie, nie mógł jej skrzywdzić.
-
Kiedy chcesz. Nie ustaliłam jeszcze terminu wolałam najpierw cię
powiadomić.
- Choćby jutro. - Głos Nicy brzmiał dziwnie twardo
jak na słodką istotkę, którą była i Hermiona zrozumiała
jeszcze jedną rzecz. Jej córka tylko gra dzielną, naprawdę jest o
wiele bardziej zdenerwowana tą sytuacją niż pokazuje.
Szybko
się pożegnała i postanowiła od razu ustalić, czy termin pasuje
Mistrzowi Eliksirów.
Na szczęście nie miał z tym problemu. W
zasadzie był wręcz zadowolony, że tak szybko to załatwią.
Kiedy
więc Veronica i Hermiona przybyły do Hogwartu, od razu wpuścił je
do swoich komnat. Młodsza Granger wydawała się wręcz urzeczona
jego pokojami, starsza natomiast coraz bardziej bledła i kiedy
wreszcie wyciągnął i przygotował Myślodsiewnie kobieta wyglądała
jakby miała zemdleć. Wbrew sobie podszedł i niezgrabnie ją objął
chcąc dodać otuchy. Czy mu się udało? Sam nie wiedział.
Odzyskała kolory, ale nadal wyglądała jakby to wszystko było dla
niej za dużo.
Odszukał odpowiednie wspomnienie i delikatnie
umieścił je w misie. Spojrzał na matkę i córkę i ruchem głowy
nakazał im zbliżenie się. Nica chwyciła dłoń matki i uścisnęła
z wdzięcznością.
Już po kilku sekundach wszyscy troje byli w
jednej z kryjówek Voldemorta. Wszędzie panowały ciemności, a
jedyne poświaty pochodziły z zawieszonych wysoko pochodni. Severus
spojrzał na kobiety. Hermiona wyglądała jakby samo oddychanie
sprawiało jej niemożebny ból. Podszedł bliżej i zmusił ją by
uniosła ku niemu twarz. Jej oczy momentalnie wypełniły się łzami.
- Nikt nie mówił, że to się kiedykolwiek stanie, nie jestem
gotowa! - Znów przygarnął ją do siebie ofiarując oparcie,
którego tak bardzo potrzebowała. Wtuliła się w niego już żałując
chwili słabości. Oddychała spazmatycznie, a stojąca z boku Vera
mogłaby przysiąc, że Snape wdychał zapach jej matki jakby nie
widział jej wieki. I wieki za nią tęsknił.
Gdy się rozłączyli
wszystko potoczyło się błyskawicznie. Mężczyzna chwycił jedną
ręką jedną Granger, druga ręką drugą Granger i poprowadził je
ciemnym tunelem nim którakolwiek zdążyła zaprotestować. Gdy
tunel gwałtowanie zakręcił, a ciemność i ponurość została
zastąpiona przez marmury, dywany i ciepłe światło sączące się
z gustownych lamp wszyscy zrozumieli, że przejście podziemne
ciągnęło się pod posiadłością, a oni właśnie dostali się do
jej środka. Nie mieli jednak czasu na przetrawienie tej informacji,
do pokoju wkroczyła bowiem dobrze wszystkim znana wężowa postać,
wraz ze swoją gadzią przyjaciółka. Hermionę przeszedł dreszcz.
Patrzyła na niego niczym na najgorszy koszmar. Mimo iż minęło już
tyle lat, a on już dawno nie żył, jego wspomnienie nie mogło być
bardziej żywe. Poruszał się tym niezgrabnym krokiem, ale po chwili
zrozumieli, że on nie opuści pomieszczenia. On na kogoś czeka.
Niecierpliwił się coraz bardziej, a wraz z nim Panny Granger.
Severus wiedział dobrze co się wydarzy, więc starał się tylko
zapewnić im tyle komfortu ile był w stanie. Bezwiednie gładził
Hermionę po zimnej dłoni i stał tak blisko jak to było możliwe
bez dotykania jej. Veronica stała obok, już się nie bała. Jej
dusza podróżniczki i odkrywczyni wreszcie doszła do głosu. Nikt
się nie odzywał, jakby wypowiedzenie jakiś słów stanowiło
profanację tego miejsca i tej sytuacji. Riddle cały czas nerwowo
dreptał, obracając różdżkę w reku. Jak na komendę w pokoju
rozbrzmiały pyknięcia i Czarny Pan uśmiechnął się szeroko
otoczony swoimi sługami. Żadna z postaci nie ściągnęła jeszcze
ani maski ani kaptura, ale Hermiona już skupiła się na tym
najbliższym, stojącym jakby z lękiem i dystansem. Jakby wiedział,
jak to wszystko się skończy. Podświadomie widzowie skupili się w
jednym kącie, aby nie mieć żadnego kontaktu z uczestnikami sceny.
Voldemort spojrzał na każdego ze śmierciożerców i gestem
zezwolił im na ściągnięcie masek. Tak jak Hermiona podejrzewała.
Najbliższym sługą był Severus. Gdy tylko pozostali również
pokazali twarze, jego się spięła i już do końca spotkania
pozostała czujna. Wyglądał na tak uniżonego i przejętego tym
wszystkim, że Granger obiecała mu pogratulować doskonałego
aktorstwa. Kiedy ona skupiała się na każdym szczególe anatomii
byłego profesora, Vera przeżywała prawdziwe katusze. Patrzyła na
swojego ojca, którego dyskretnie wskazał jej Severus. Patrzyła na
niego z szeroko otwartymi oczami, a gdy się odezwał by zdać raport
swemu Panu, wręcz zadrżała. Była wstrząśnięta i do głosu
doszły uśpione ciekawością emocje. Walczyła ze sobą by nie
uciec. Patrzyła na ojca i choć jej serce go nienawidziło i
pogardzało nim, umysł nie pozwolił jej się odwrócić. Została,
cicha i drżąca. Mimo wszystko usiłowała zapamiętać każdy
szczegół. To że serce nie powinno, nie znaczy że nie tęskni.
Po
kilku sekundach wspomnienie się skończyło, a podróżnicy wrócili
do komnat Mistrza Eliksirów. Severus obejmował Hermionę jakby
próbując ją ochronić. Ona wciąż łapała oddech i próbowała
powstrzymać łzy. Veronica zaś patrzyła na to wszystko szeroko
otwartymi oczami. Była w zbyt wielkim szoku by się odezwać. We
troje usiedli w fotelach. Nikt się nie odzywał. Gdy pierwsze emocje
opadły, gospodarz podał gorącą herbatę i starał się wciągnąć
kobiety w rozmowę. Żadna z nich jednak nie była chętna. Obie
miały głowy pełne myśli i potrzebowały samotności. Zaproponował
im, że je przenocuje, ale po kilku słabych protestach panny Granger
wyszły, obiecując, że skontaktują się niedługo.
Nim jednak
doszło do ponownego spotkania, upłynęło prawie pół roku.
Veronica załatwiała stypendium, biegała po wydziałach i zajmowała
się swoim życiem prywatnym. Przez długi czas głównie rozmyślała
o tym co zobaczyła i co usłyszała. Cieszyła się, że wreszcie
postać z jej snów i koszmarów jest bardziej materialna. Pozwoliło
jej to zamknąć pewien etap. Już nie rozpaczała i nie
rozpamiętywała. Wiedziała już jak wygląda jej ojciec. Z tym
mogła żyć. Mogła ruszyć dalej i właśnie to chciała zrobić.
Brian zdawał się doskonale odczytywać jej nastroje i plany, bo
ciągle był przy niej i nie pozwalał jej myślom zbytnio dryfować.
Stanowił doskonałe wsparcie, a kiedy po powrocie z uczelni zastała
go klęczącego z bordowym pudełeczkiem w dłoni, nawet go nie
otworzyła, tylko od razu rzuciła się ukochanemu na szyję.
Postanowili urządzić małe przyjęcie.
Szczególnie zależało
na tym Brianowi, nie znał dobrze znajomych i rodziny ukochanej i
chciał to zmienić. Nica jednak również miała swoje ukryte
motywy, więc wspólnie orzekli, że impreza w weekend to doskonały
pomysł.
Teraz musiała zrobić jeszcze tylko jedno. Jak jej matka
czuje się w sprawie zaproszenia na imprezę Severusa Snape'a.?
Oczywiście jak podejrzewała, matka od razu odrzuciła taką
wiadomość, tłumacząc, że Snape nawet nie wie co się robi na
takich przyjęciach, ale na szczęście nie miała nic naprzeciwko
zaproszeniu go. Co prawda wyglądała jakby miała zwymiotować na
myśl o ponownym z nim spotkaniu, co Vera wzięła za dobrą kartę.
Wybrały się na zakupy i pod płaszczykiem niewinnej rozmowy, młoda
Granger dowiedziała się, że jej matka w rzeczy samej ma coś do
byłego profesora. I to całkiem sporo. Na samo wspomnienie o nim
czerwieniła się, a gdy zostało jej to wypomniane, o mało nie
przeklęła córki. Sukienki udało się kupić.
Wieczór
przyszedł szybko. Goście dopisali. Hermiona przechadzała się po
ogrodzie zagadując każdego, próbując zająć myśli i odwrócić
własną uwagę od faktu, że nie dość że Severus się nie
pojawił, to jeszcze chyba tylko ona zwróciła na to uwagę.
Niestety słabo jej szło, bo co chwilę sprawdzała godzinę i
patrzyła w stronę wejścia na podwórko. Nie było go. Olał
sprawę. Próbowała udawać, że jej to nie boli i że się nie
przejęła, ale tak nie było. Liczyła, że go zobaczy, że
porozmawiają. Niestety on chyba tego nie chciał.
Gdy przyjęcie
dobiegło końca, a goście zaczęli się rozchodzić, usiadła
wreszcie w towarzystwie córki i przyszłego zięcia. Rozmawiali
przyciszonymi głosami. Prócz nich w ogrodzie były już tylko Ginny
wraz matką oraz jedna z koleżanek Nicy ze studiów z chłopakiem.
Kiedy jednak rozległo się skrzypienie furtki, Hermiona pierwsza
wyleciała by zobaczyć kto to. I stanęła jak wryta wpatrując się
w zakłopotaną twarz Severusa Snape' a. Nieporadnie przestępował z
nogi na nogę nie wiedząc czy może wejść do środka, czy
bezpieczniej zostać na zewnątrz. W ręku trzymał butelkę whisky
oraz bukiet goździków. Wcisnął jej kwiaty w ręce, wyminął ją
ruszył w stronę rozstawionego w ogrodzie stołu. Kobieta stała jak
oniemiała, nie mogąc pojąć, co tu się właściwie stało. Czy on
właśnie minął ją bez słowa przywitania i nawet na nią nie
spojrzał? Co się stało?
Postanowiła tym razem dopuścić
swoje gryfońskie serce do głosu i załatwić sprawę od razu.
Energicznie podeszła do Snape'a rozmawiającego z jej córką,
złapała go za rękaw szaty i bez pardonu pociągnęła w stronę
domu. Jeśli ktokolwiek był zaskoczony jej zachowaniem, nikt nie dał
tego po sobie poznać. Gdy wreszcie zostali sami oczywiście opuściła
ją odwaga, ale starała się nadrabiać miną. Patrzyła na niego
surowo, ale w jego oczach widziała, że już od progu przejrzał jej
grę. Westchnęła i usiadła na najbliższym krześle.
- Dlaczego
tak się zachowujesz? Czy coś ci zrobiłam?
- Jak się czujesz?
- Czy już zawsze będziesz na moje postawione pytanie rzucał
swoje?
- A pozwolisz mi na to?
Zaśmiała się cicho i
spojrzała na niego. Wcale się nie uśmiechał, jego wyraz twarzy
mógł dla przeciętnego obserwatora być taki sam jak zawsze, ale
ona zauważyła, że coś się zmieniło. Nim jednak spróbowała
dojść do tego co, jej towarzysz już się odezwał.
- Kiedy
wyszłyście i długo długo później również nie mogłem dojść
do siebie. Wydawać by się mogło, że nic to dla mnie nie znaczyło,
ale przeżyłem to prawie tak mocno jak ty. Patrząc na niego,
wróciło do mnie to co ci zrobił. Twój krzyk i płacz śni mi się
po nocach. Widzę te bezradną młodą dziewczynę krzywdzoną na
moich oczach i czuję taki wstyd. - Głos mu się załamał, więc
wstała, podeszła i chwyciła jego dłoń.
- Myślałem, że mi
przeszło, że się z ciebie wyleczyłem, ale to nie prawda. Veronica
jest piękną młodą kobietą. Jest też cholernie silna. Wydaje mi
się, że nawet ja nie jestem tak silny i odważny jak ona. A
chciałbym być. Chciałbym znaleźć w sobie siłę, aby powstrzymać
wtedy to wszystko. Oszczędzić ci bólu i upokorzenia. - Spojrzał
jej w oczy. - Nie chcę już być źródłem twoich nieszczęść.
-
Och Severusie. Nie jesteś, nigdy nie byłeś. - Przytuliła się do
niego, a gdy poczuła, że wstrzymuje oddech wspięła się na palce
i delikatnie pocałowała go w usta. Nie zareagował. Patrzył na nią
w szoku, niezdolny by cokolwiek powiedzieć.
- Nie skrzywdziłeś
mnie. Byłeś moją siłą, gdy tego potrzebowałam. Dzięki tobie
mam córkę. Jestem szczęśliwa.
- Mówisz to, bym poczuł się
lepiej. Przepraszam, nie chce twojej litości. Pomyślałem tylko, że
chcę abyś wiedziała. Zawsze o tobie myślałem, przez całe życie.
Wybacz mi.
Z cichym pyknięciem aportował się, a ona długo
jeszcze wpatrywała się w pustą przestrzeń, którą po sobie
pozostawił. Nawet nie wiedziała, że płacze. Dopiero gdy podeszła
do niej Veronica i okryła ją narzutką, dotarło do niej że
drży.
Severus wrócił do swoich komnat i opadł na kanapę
bez sił. Wyrzucał sobie, że ta kobieta znów go sprowokowała.
Widział jak na nią działa, nie mógł zaprzeczyć, że ona też
nie jest mu obojętna, ale wciąż pamiętał to co było. Pamiętał
i nie był w stanie zapomnieć. Przeszłość była zbyt wyraźna w
jego umyśle, a rany których był sprawcą wciąż jeszcze się nie
zabliźniły.
Kolejne tygodnie mijały, a ona nie przestawała
myśleć o Mistrzu Eliksirów. Mimo, że jasno dał do zrozumienia,
że nic nie chce mieć z nią wspólnego. Myślała o jego pięknych
oczach, o głosie, który za każdym razem wywoływał drżenie. O
tych wszystkich latach, które stracili. Powiedzieć, że tęskniła
za nim, to jak nie powiedzieć nic. Postanowiła zawalczyć o niego
jeszcze raz. Złożyła mu wizytę wtedy, kiedy najmniej się tego
spodziewał. Z samego rana wparowała do jego komnat, jeszcze zanim
zdążył się ubrać i pomyśleć o śniadaniu. Od razu zirytował
się na jej widok, ale widziała że jej mocniejszy niż zwykle
makijaż i skąpa sukienka zrobiły na nim wrażenie. Pozostając w
roli gospodarza poczęstował ją herbatą i usiedli naprzeciwko
siebie. Patrzyła na niego starając się wyglądać uwodzicielsko,
ale nie zdesperowanie. Założyła nogę na nogę odsłaniając
pokaźny kawałek uda. Widziała, że jego spojrzenie się wyostrza.
Popatrzył na jej manewr a chwilę później trzymał ją w
ramionach. Pisnęła zaskoczona, ale nie mogła powstrzymać
rumieńca.
- Po co to robisz? Po co ci ktoś taki jak ja? -
Również oddychał szybciej, ale kontrolował się do granic
możliwości. Czuła jego palący dotyk w talii, nie potrafiła ukryć
drżenia, którego tak jej brakowało.
- Nie chce kogoś takiego
jak ty. Chcę ciebie.
- Hermiono. Żyliśmy osobno przez
dwadzieścia pięć lat. Nie jestem już tym samym człowiekiem.
Nawet mnie nie znasz. Nie chcesz się w to pakować. Wydaje ci się,
że to co kiedyś było nam wystarczy.
- Jeszcze nawet nie
jesteśmy razem, a ty już mówisz mi co mam robić. - Uśmiechnęła
się do niego, a gdy się nachylił by ją pocałować wtuliła się
w jego tors. Choć w myślach się przeklęła, musiała sobie
pogratulować. Jego serce waliło tak mocno i szybko, że musiał
czuć to co ona. Innego wyjścia nie było. Postawiła wszystko na
jedną kartę.
- Severusie, czy ty mnie lubisz?
- Jak tak
patrzę jak usiłujesz manipulować swoim ciałem to coraz mniej. -
Przyciągnął ją mocniej do siebie i znów nachylił się do
pocałunku. Tym razem oddała mu całą siebie, wkładając w
pocałunek całą tęsknotę. Mężczyzna nie tracił czasu. Szeptem
zapytał czy jest pewna, a gdy
w odpowiedzi ugryzła go w język
zaniósł ją do sypialni.
Wreszcie wszystko było tak jak
powinno. Nie spieszyli się, ale też nie tracili czasu. Nie patrzyli
w przeszłość. Razem próbowali stworzyć przyszłość. Przyszłość
wolną od demonów, strachu
i poczucia winy.
Rok później
Veronica została najpiękniejszą Panną Młodą w historii
Hogwartu, natomiast jej matka dostała pewną drugą lokatę. Choć
byli tacy, którzy uważali, że Hermiona Granger mimo czterdziestki
na karku jest najpiękniejsza. Między innymi jej mąż Severus
Snape.
Nie pasowali do siebie. Duża różnica wieku, jak również
charakterów powinna ich od siebie odrzucać, ale wcale tak się nie
stało. Im dłużej spędzali razem czas, tym bardziej się w sobie
zakochiwali. Jednego tylko żałowali. Że dali przeszłości tak
długi igrać ze szczęściem.
poniedziałek, 2 października 2017
wtorek, 26 września 2017
Miniaturka konkursowa MEA CULPA
Witajcie!
Wracam po przerwie, lekkie zawirowania w życiu zawodowym, normalka ;)
prezentuje wam tekst, który brał udział w konkursie facebookowym i zdobył WYRÓŻNIENIE
Część I dziś, reszta pewnie pod koniec tygodnia. Dodaje partiami, bo lekko siadło formatowanie, więc trzeba ogarnąć.
Podrzucam również linka do bloga z pozostałymi tekstami konkursowymi ;)
http://konkurs-sevmione.blogspot.com/
Indżojcie, chętnie poczytam co sądzicie o pozostałych tekstach i oczywiście o moim ;)
pozdrawiam ;)
kejtidzi
Świst kolejnej Drętwoty nad jej uchem ustał, ale tylko na kilka sekund. Nie mogła dostrzec z kim walczy, ale ktokolwiek to był, walczył zaciekle. Przetoczyła się za kamienną kolumnę
i pozwoliła sobie na głęboki wdech. Biegła przed siebie tak długo, aż zabrakło jej tchu. Mijała tańczące w morderczej walce pary, ale nie zatrzymywała się. Zależało jej tylko na kilku chwilach
w schronieniu. Gdy nie usłyszała żadnych krzyków ani kroków, zamknęła oczy. Była bezpieczna. Zdawała sobie sprawę, że podczas najważniejszej bitwy w świecie czarodziejów raczej nie można pozwolić sobie na taki luksus jak bycie bezpiecznym, ale podczas tej jednej krótkiej chwili miała cichą nadzieję, że nic jej nie grozi. Pogładziła się po lekko napiętym, zaokrąglonym brzuchu
i szepnęła patrząc prosto na swoją dłoń.
- Jeśli...- głos jej się załamał, ale odnalazła wewnętrzną siłę i kontynuowała - jeśli obie z tego wyjdziemy, Voldemort przegra, a dobro zatriumfuje, powiem ci prawdę. Powiem ci prawdę w dniu twoich...dwudziestych piątych urodzin. - Ciche słowa niczym modlitwa zawisły w powietrzu. Hermiona ucałowała koniuszki palców lewej dłoni i na krótką chwilę przyłożyła je do swojego łona. Wzięła głęboki oddech i znów rzuciła się w wir walki, miotając zaklęciami w każdą zakapturzoną postać jaka pojawiła się na jej drodze.
Kilka godzin później opadła bezradnie na ziemię i zaniosła się płaczem tuląc do siebie sztywne, ciężkie ciało Freda. Choć odszedł, a jego dusza uleciała już w niebyt ona dalej płakała, nie mogąc pogodzić się z tym, że już nigdy nie usłyszy jego kiepskich dowcipów i śmiechu, który nieraz łagodził pełną napięcia ciszę. W końcu jednak siłą została rozdzielona z przyjacielem
i poprowadzona w daleki kąt, który miał służyć za ośrodek leczniczy i szpital polowy w jednym. Minerwa i Poppy od razu do niej dopadły patrząc z troską na jej bladą umorusaną w krwi twarz. Żadna z nich nie nawiązała do oczywistego, ale nie musiały tego robić. Skoro była cała i zdrowa,
a jej ciało wyglądało na nienaruszone, to znaczy, że z dzieckiem również jest wszystko dobrze. Zaklęcia diagnozujące tylko potwierdziły ich podejrzenia, więc padły sobie w ramiona i zapłakały
z radości.
Od kiedy była w ciąży jej rysy się wygładziły, na rękach i nogach pojawiły się niebieskie
i fioletowe żyłki. Jej ciało nabrało dziwnej miękkości. Zniknęły sterczące biodra i uda jak u młodej kozy. Jej piersi zwracały uwagę każdego, więc znów tak jak w piątej klasie zaczęła ubierać się
w workowate ciuchy, zakrywające praktycznie wszystko. Z energicznej żywiołowej dziewczyny przeobraziła się w stateczną, wręcz przewrażliwioną młodą matkę. Młodą matkę, której najprawdopodobniej nie będzie dane urodzić i wychować dziecka.
Jednak kiedy Neville zniszczył węża, a Harry położył kres tyranii Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, wszystko się zmieniło. Cały magiczny świat skupił się na dwóch czynnościach. Opłakiwaniu zmarłych poległych w walce oraz wiwatowaniu na cześć zwycięstwa i wolności.
Światło zapanowało wszędzie i ciche, ponure dotąd Hogsmeade roziskrzyło się feerią barw. Ludzie ściskali się, płakali i tańczyli na ulicach. Świętowanie stanowiło oś ich istnienia przez długi czas.
Hogwart choć pokiereszowany i zrujnowany szybko nabierał kształtów i wracał do formy.
Wiele się zmieniło. Jedyne co pozostało niezachwiane i niezmienne przez cały czas to przynajmniej pozornie charakter profesora Snape'a. Raczył wszystkich sarkastycznymi docinkami, przeklinał
i ogólnie był wrzodem na tyłku, ale to tylko w tych rzadkich sytuacjach kiedy w ogóle opuszczał swoje komnaty w lochach. Choć nie postawiono mu żadnych zarzutów, a wyjście cało z bitwy nazywano cudem, on sam zachowywał się, jakby przeżycie było dla niego największą karą. Jeśli już pojawiał się wśród ludzi to tylko na krótkie chwile i to tylko z konieczności. Ani razu nie dał jej poznać, że mu zależy. Ani razu z nią nie porozmawiał. Jeden jedyny raz kiedy ich oczy się spotkały od razu uciekł. Dostrzegła wtedy cały jego ból, poczucie winy i nienawiść do siebie. Gdyby tylko wiedział, że mu wybaczyła...
Nie pozostawił jej wyboru. Spakowała manatki i wyjechała, ledwo godząc studia z wychowywaniem córeczki. Czy o nim myślała? Częściej niż była w stanie przyznać. Jednak to on dokonał wyboru. Kim była by mieszać w jego życiu?
25 lat później:
- Mówię poważnie, powinnaś dać mu szansę!
- Mamo, z całym szacunkiem, ale nie jesteś żadnym autorytetem w miłosnych sprawach, a tym bardziej nie masz rozsądnego zdania na temat chłopaków Longbottomów. - Veronica przewróciła oczami niczym nastolatka i spojrzała na oburzoną matkę z politowaniem. Od godziny rozważały wszelkie za i przeciw w pewnej gorącej sprawie. Sprawą tą był seksowny i utalentowany Brian Logbottom, syn szkolnego kolegi Hermiony który po wojnie objął posadę nauczyciela zielarstwa.
Brian stracił głowę dla Veronicy pięć minut po tym jak ją poznał, ale że charakter w dużej mierze odziedziczył po ojcu, na randkę zaprosił ją dopiero po prawie roku znajomości. Oboje wrócili ze studiów za granicą i pierwsze spotkanie było również zjazdem rodzinno - szkolnym dla ich rodziców. W Norze znów było gwarno i wesoło jak za dawnych czasów. Przy stole siedziała również Ginny
z kolejnym wnukiem na rękach, prócz tego oczywiście Ron z żoną, Charlie, Bill i Percy, wszyscy
z wymuszonymi uśmiechami przysłuchujący się sprzeczce panien Granger. Przywykli już do tego, że rozmawiają one ze sobą tak swobodnie jakby były koleżankami, a temat nie ma znaczenia, bo i tak przedyskutują go przy wszystkich od a do zet. Tym razem nie mogło być inaczej. Jak tylko Brian oddalił się by w samotności celebrować " zastanowię się " jakim obdarzyło go Nika wszystkie czarownice zaczęły debatować na temat tego czy powinna się zgodzić. Oczywiście najwięcej do powiedzenia miała matka zainteresowanej, ale z racji tego, że od dawna nikt nie widział jej w towarzystwie mężczyzny, wszyscy po prostu zlewali jej zdanie w tej sprawie. To nie tak, że nie szanowali jej opinii. Hermiona była po prostu... straconą sprawą. Tą jedną osobą w grupie osób, której jest dobrze tak jak jest. Bez męża, z córką za granicą, gromadką przyjaciół. Właśnie przyjaciół...Przez pierwsze lata po narodzinach Roni wszyscy na siłę organizowali jej randki, swatali z kuzynami, znajomymi, znajomymi znajomych. W końcu jednak przestali. Nie dociekali również dlaczego tak uparcie nie chce się zaangażować, tak samo jak nie chce wyjawić, kto jest ojcem Veronicy. Oczywiście od lat krążyły plotki, jakoby ojcem był jakiś mugolski znajomy z którym zdradzała Rona, lub że jej córka jest owocem przygody na jedną noc z kimś ze Slitherinu i ze wstydu nie może się przyznać z kim. Jedno było pewne. Nika jako wysoka długonoga szatynka mogła być córką kogokolwiek. Jej charakterystyczny krzywy uśmiech hipnotyzował mężczyzn z całego świata, a blada lekko anemiczna cera nadawała jej dziecinnej buzi surowego wyrazu. Jedyne co dopełniało jej wygląd lekko burząc poczucie ideału był orli nos wielkości autobusu i praktycznie płaska klatka piersiowa. Mimo tego, nie narzekała ona na brak powodzenia u mężczyzn, więc kiedy kolejny zaprosił ją na randkę, postanowiła się zgodzić, w zasadzie tylko przez wzgląd na dawną przyjaźń matki z ojcem amanta. Została jednak pozytywnie zaskoczona, bowiem młody Longbottom zaprosił ją do jednej z cieplarni ojca, by pokazać jej kilka nowych okazów, które sam przywiózł ze swojej podroży po Azji. Wbrew sobie poczuła podekscytowanie na myśl o tym spotkaniu. Kochała to co nieznane, nowe i dziwne, a wszystko wskazywało na to, że właśnie tego doświadczy na spotkaniu
z Brianem, który jakby tego było mało, miał najpiękniejsze oczy jakie zdarzyło jej się widzieć.
Jak się okazało, oczy nie stanowiły jedynej niesamowitej cechy chłopaka. Był oczytany i tak błyskotliwy, że wręcz topniała, by zaprosił ją na kolejną randkę. Rozmawiali całą drogę powrotną do mieszkania, a kiedy wreszcie się rozstali Veronica o mało się nie rozpłakała. Pierwszy raz w życiu zdarzyło jej się być na randce o której marzyła by od razu przemieniła się w kolejną i kolejną. Poczuła, że Brian Longbottom jest kimś tak wyjątkowym, że to aż straszne. Z reguły nie wierzyła w te wszystkie pierdoły z babskich magazynów w stylu " miłość od pierwszego spojrzenia" ; " rozkochaj go w sobie na pierwszej randce" i tak dalej. Nie wierzyła w to, ale gdy następnego dnia relacjonowała matce spotkanie, właśnie tak się czuła. Jak zakochana. Oczywiście Hermiona jako wieczna sceptyczka zaraz zgasiła jej optymizm i kazała uzbroić się w cierpliwość, ale widać było,
że na niej ten chłopak też zrobił nie małe wrażenie.
- I naprawdę wszystko było idealnie?
- No nie do końca, choć to właściwie drobiazg - Vera spojrzała na matkę uważnie i zaraz odwróciła wzrok.
- Mów, chcę znać wszystkie szczegóły!
- Kiedy przechadzaliśmy się między stanowiskami, przystanęliśmy przy jednym na dłużej. Kojarzysz tę drobniutką roślinę o bordowych kwiatach, której liście jakby wiją się? Każdy płatek ma maleńką niebieską łezkę? Działaniem przypomina Amortencję, choć najczęściej wykorzystuje się właśnie te płatki by pogłębić działanie kilku trucizn. A ten zapach... - Rozmarzyła się, a ponieważ Hermiona patrzyła na nią dziwnie, wyprostowała się na krześle i zaczerwieniła.
- Jakbyś tak uważnie słuchała mnie, kiedy byłaś mała...eh. No i co z tą rośliną? Kazał ci ją wąchać czy jak? A może chciał buziaka?
- Nie o to chodzi. Nie chciałam by sprawy biegły tak szybko, więc nachyliłam się by ją powąchać i wtedy dostrzegłam w kącie jakąś ciemną postać. Wielkie czarne oczy wpatrywały się prosto we mnie z trwogą, a jego ręka już sięgała po różdżkę. Wtedy nakazał mi być cicho, i wycofał się z powrotem w stronę drzwi. Musiał rzucić zaklęcie rozpraszające, bo gdy spojrzałam tam ponownie, nikogo nie było. Pomyślałam o tym dziwnym zdziczałym profesorze, o którym czasem wspominał wujek George, ale w sumie, nic takiego, może zasnął. - Veronica opowiadała te wydarzenia jak każdą inną randkę, w ogóle nie przywiązując wagi do spotkania z tajemniczym mężczyzną. Jednak Hermiona musiała wiedzieć wszystko.
- Jak on wyglądał?! Opisz mi go jak najdokładniej.
- Już ci mówiłam. Bordowy, niebieskie łezki..
- Ten mężczyzna!
- Dość wysoki, czarne jak węgiel oczy, przydługie czarne, miejscami siwawe włosy, paskudny nos..znasz go?
- Nie sądzę, ale teraz cię zostawię, przypomniało mi się, że mam coś do załatwienia.
Hermiona tak się zdenerwowała, że nawet nie zauważyła zszokowanego spojrzenia córki, jak i tego, że jej nie uwierzyła. Zdecydowanie znała tego mężczyznę.
Nie była w Hogwarcie ile? Dziesięć lat? Ponowne kroczenie tymi mrocznymi alejkami, zabawa ze schodami..wszystko to przywołało wspomnienia. Pierwszy szlaban, pierwszy W z eseju, pierwszy pocałunek. Jak na autopilocie zeszła schodami do lochów i energicznie zapukała nim opuściła ją cała odwaga. Jak zawsze musiała czekać. On nigdy się nie spieszył. Tak jakby miał całą wieczność na otwarcie tych cholernych drzwi. Już chciała odejść, gdy wreszcie drzwi minimalnie się uchyliły. Nie musiała widzieć kto stoi po drugiej stronie. Poczuła jego zapach i znów miała 18 lat.
Znów niósł jej zakrwawione ciało do swoich komnat. Pielęgnował je, a gdy wreszcie szok i niedowierzanie minęło, wypuścił ją do ludzi z obietnicą, że zapomni. Jak mogła zapomnieć? Codziennie rosnący brzuch i zmieniające się diametralnie ciało cały czas przypominało jej, że tamta noc naprawdę miała miejsce, a ona naprawdę została zgwałcona. Zgwałcona i zapłodniona. Nosiła w swoim łonie dziecko śmierciożercy. Mimo, że Severus nękany poczuciem winy raz za razem nagabywał ją i proponował, że zajmie się jej problemem ona nawet przez chwilę nie rozważała takiej możliwości. Mógł myśleć, że zachowała dziecko by codziennie musiał na nią patrzeć i cierpieć, ale nie zrobiła tego by go ukarać. Zrobiła to, by w ogólnym rozrachunku choć ten jeden raz Voldemort przegrał. Mimo iż dziecko zrodzone z nienawiści i przemocy, Veronica wychowana była w miłości, szacunku i cieple o jakim mogło pomarzyć niejedno dziecko. Gdyby je usunęła, zło zatriumfowałoby kolejny raz. Nie mogła do tego dopuścić.
Ponownie jak wtedy usiadła w fotelu. Zignorowała trunek, który jej podał. Przyszła w konkretnej sprawie. Nie miała zamiaru rozpamiętywać i jeśli tylko jej na to pozwoli, chciała załatwić to szybko i bezboleśnie, przynajmniej dla jednej ze stron. Mimo, że nie chciała i tak czuła ogromne zdenerwowanie, ale z powodu miejsca, nie osoby.
Severus niewiele się zmienił. Jego błyszczące czarne włosy poprzetykane były siwizną, ale ciemne ciekawskie oczy nie straciły nic ze swojego dawnego blasku. Nadal mógł dla niektórych być przystojny. Gdyby nie to, że codziennie w lustrze widziała zgubny wpływ czasu, pomyślałaby, że znów są w szkole, on uczy, a ona jest nieznośną uczennicą z jeszcze gorszym sekretem.
Gdy wreszcie doszła do siebie, a on jak to miał w zwyczaju nadal milczał, postanowiła przerwać tę o dziwo nie krępującą, ale jednak ciszę.
- Kopę lat, co Severusie?
- Zbyt mało - odpowiedział zbolałym głosem, pomarszczonymi dłońmi gładząc skronie. Spojrzał na nią, analizując każdy skrawek jej sylwetki, jakby szukał dowodów na to, że zniszczył jej życie nawet teraz, po tylu latach. Wyglądała jednak szykownie i zdrowo jak zawsze. Pełne biodra, pokaźny biust i niewiele zmarszczek jak na jej wiek upewniły go tylko w jednym. Nadal miała to coś. Nadal mogłaby uchodzić za piękność i jeśli jego spytać, o wiele młodszą niż wygląda piękność. Otrząsnął się z głupich myśli i ponaglił ją spojrzeniem.
- Dlaczego tak mówisz, nie cieszysz się, że dawna znajoma wpadła z wizytą?
- Znajoma? Kobieto! Jesteś chodzącym wyrzutem sumienia. Kiedy usłyszałem, że wróciłaś do miasta o mało nie rzuciłem się z wierzy.
- Skończ.
- Nie mam zamiaru.
- Minęło dwadzieścia pięć lat Severusie. Cokolwiek myślisz, że jesteś temu winien, odpuść. Gdybyś coś zrobił, gdybyś nie, i tak by się to stało. To mógł być ktokolwiek.
- Ale to byłaś ty.
- Tak i choć może powiem ci to o wiele za późno, cieszę się, że tak się stało.
- Cieszysz? Tyle wycierpiałaś, byłaś taka młoda, a ty mówisz, że się cieszysz? - prychnął.
- Nie udawaj Severusie, że nie wiesz o czym mówię.
- Naprawdę nie wiem.
- Moja córka jest najwspanialszym darem. Życie z nią to najlepsza wersja życia jakie na mnie czekało. Nie żałuje nawet sekundy z tego wszystkiego i ty też nie powinieneś, bo to cię w końcu zabije.
- Czekam i czekam, a śmierć nie chce przyjść!
- Dość tego. Możesz myśleć, że mnie skrzywdziłeś, możesz cierpieć w samotności, ale nie zwalaj winy na mnie. Nie przenoś na mnie swoich problemów. - Wyglądał jakby pogodził się z tym jak ta rozmowa przebiegła i przymknął oczy, akceptując, że to już koniec.
- I jeszcze jedno - wymierzyła w niego palec skutecznie przykuwając jego uwagę - trzymaj się z daleka od Veronicy. Jedno złamane serce w rodzinie wystarczy. Nie chcę więcej słyszeć, że ją obserwujesz. Zniknąłeś z życia na dwadzieścia pięć lat, nie sądzę by istniała droga powrotna, a już na pewno nie jest nią moja córka.
Severus wyglądał jakby zjadł coś niestrawnego. Jakby odczuwał wręcz fizyczny ból. Zaskoczona Hermiona spojrzała na niego i przez sekundę zawahała się, czy okazać mu współczucie, czy po prostu wyjść. Mimo czterdziestki na karku nie potrafiła odmówić sobie gryfońskiej empatii i altruizmu. Z powrotem przysiadła na skraju fotela i pogładziła Severusa po ramieniu.
- ŻYJ. IDŹ NA PRZÓD. NIE ROZPAMIĘTUJ. - Pocałowała go w policzek i ruszyła do drzwi.-
Pamiętaj, nie chcę słyszeć, że kręcisz się koło Very. Miło było porozmawiać po tych wszystkich latach, ale nie chcę znów tu zawitać. Żegnaj.
Nie przyznała się, że przebywanie w tym miejscu stanowi dla niej nie tylko wycieczkę do przeszłych dni, ale również do przeszłych tęsknot.
Wydawało się, że życie wróciło do normy. Veronica spotykała się z Brianem i zdawała się być coraz bardziej zainteresowana sympatycznym chłopakiem. Hermiona zaś rzuciła się w wir pracy, by nie rozpamiętywać minionych lat i tego jak źle i niepewnie się czuła, gdy na jaw wyszedł fakt, że będzie panną z dzieckiem. Najgorsze w tej sytuacji było to, że absolutnie nikomu nie mogła powiedzieć prawdy. Do dziś jedynymi osobami, które wiedziały byli Bellatrix i Greyback. No i oczywiście Severus. Myślała, że te wszystkie gorzkie chwile już za nią, ale rozmowa z Severusem otworzyła furtkę z dawno zakopanym bólem.
Coraz częściej Granger wychodziła wieczorami i jej przyjaciele i córka myśleli, że kogoś sobie znalazła, tyle że wcale nie. Wędrowała ulicami często zahaczając o małe knajpki i puby, a gdy wreszcie smutek zaciskający jej gardło w węzeł odpuszczał, wracała do domu i płakała pod prysznicem. Myślała o Severusie, o tym co te wszystkie lata życia w nienawiści z nim zrobiły i choć starała się jak mogła, czuła, że jest na dobrej drodze, by podzielić jego los. Przestało jej zależeć na opinii innych i w kilka tygodni w końcu zrozumiała, co tak naprawdę czuł nauczyciel Eliksirów kiedy na nią patrzył. Czuł obrzydzenie i pogardę ponieważ była skalana. Brudna i skalana. Mogła coś z tym zrobić ale nie zrobiła. Mogła się bronić, ale strach tak bardzo ją sparaliżował, że skamieniała przytrzymywana przez śmierciożercę i dała mu zrobić to na co miał ochotę. Jedyne na co było ją stać, to nie danie się zabić po wszystkim. Choć to też nie do końca jej zasługa. Gdyby nie to, że była żywym dowodem na porażkę Dumbledore'a i Zakonu, poplecznicy Voldemorta pewnie by ją zabili. Na szczęście Snape jak zawsze wykorzystał swoje umiejętności manipulatorskie i nikt nie zadawał zbyt wielu pytań. Została tylko kolejną małolatą, która obawiała się śmierci w każdej chwili, więc postanowiła pójść na całość i wylądowała z brzuchem. Było to na tyle racjonalne w tamtych czasach, że nikt nie zakwestionował tego alibi. Przez lata, gdy ktokolwiek pytał ją o posiadanie dziecka w tak młodym wieku recytowała zawczasu przygotowaną formułkę, która miała zaspokoić ciekawość nawet najbardziej wymagającego słuchacza. W zależności od tego kto to był zmieniała wersję. Ojcem dziecka mógł być mugol poznany w wakacje, lub chłopak ze szkoły z internatem, którego mugolscy przyjaciele nigdy nie mieliby szans spotkać. Dziewczynka rosła, a wraz z nią rosły dwie rzeczy. Dystans Hermiony do świata magicznego i przeświadczenie, że musi wyjechać i rozpocząć życie na nowo, oraz poczucie winy i beznadziejności profesora Snape' a. Mężczyzna zamknął się na świat jeszcze bardziej, zdziczał i w zasadzie tylko Dumbledore był w stanie zmusić go do dalszego nauczania. Gdyby to od niego samego zależało, wyjechałby gdzieś daleko, gdzie nie musiałby oglądać dowodów swojej porażki jako czarodziej, nauczyciel i człowiek. A przede wszystkim porażki jaką było nieochronienie bezbronnej dziewczyny, narażenie jej na okropne doświadczenia i schowanie głowy w piasek. Gdyby tylko mógł cofnąć czas...
Po raz kolejny obudziła się mając mętlik w głowie. Nie pamiętała jak wróciła do domu, ani jakie miała plany na dzisiejszy dzień. Zaraz jednak zorientowała się, że jest sobota i ma wyjść z córką i jej nowym chłopakiem na lunch. Przez pół godziny wymyślała wymówki, aby jednak się z nimi nie spotkać. W końcu poddała się ignorując podkrążone oczy i kapcia w ustach. Spotkanie miało się odbyć w jednej z czarodziejskich knajp, co nie napawało Hermiony zbytnim optymizmem. Przez lata musiała radzić sobie z ciągłą rozpoznawalnością i również to było powodem jej wycofania się do świata mugoli na jakiś czas. Nie mogła znieść tego, że każda napotkana na ulicy osoba chce z nią porozmawiać, jako z przyjaciółką Pottera i członkinią Złotego Trio, które uratowało świat. Miała już dosyć szeptów, uśmiechów i nagabywania, ale przede wszystkim miała dość pytań o córkę. Veronica rosła jak na drożdżach i już po dwóch latach jak na dłoni było widać, że niestety większość cech wyglądu odziedziczyła po ojcu, a nie po niej. Patrzenie na nią sprawiało, że wariowała. Była cudownym pogodnym dzieckiem, ale równocześnie wejrzenie jej oczu i mina kiedy była z czegoś nie zadowolona sprawiały, że Hermiona oblewała się zimnym potem od razu przypominając sobie twarz potwora, który powołał jej córkę do życia.
Nica ubrana w przepiękną rozkloszowaną sukienkę i buty na niebotycznej koturnie wręcz płynęła w stronę matki, a trzymający jej dłoń chłopak sprawiał wrażenie jakby samo iście w jej towarzystwie było dla niego darem niebios. Hermiona pozwoliła sobie zamówić po drinku dla każdego, ale miała nadzieję, że jej córka nie zauważy nowego nawyku i spędzą miłe popołudnie nie rozmawiając o niczym konkretnym. Jednak gdy para podeszła bliżej, była Gryfonka zrozumiała, że nici ze spokojnego posiłku. Jej córka miała ten szczególny wyraz twarzy jasno mówiący, że coś jest nie tak i ktoś zaraz pożałuje, że się obudził. Postanowiła wziąć byka za rogi i od razu skonfrontować się ze złością córki.
-Co się stało skarbie?
-Co się stało? Och nic się nie stało! - Nie zważając na zszokowaną minę matki i chłopaka Nika chwyciła szklankę z drinkiem i wypiła zawartość duszkiem. Spojrzała wyzywająco na matkę, ale zaraz westchnęła, a jej spojrzenie złagodniało. - Byliśmy wczoraj w cieplarni zobaczyć jak się mają te wspaniałe rośliny, o których ci opowiadałam. Było wspaniale jak zawsze - spojrzała z wdzięcznością na Briana, który od razu się rozpromienił – ale znów widziałam tego tajemniczego mężczyznę. Tego, który nas ostatnim razem podglądał. - Hermiona przerwała jej ruchem ręki. - Jak to? Mówiłaś, że znalazł się tam przez przypadek i zaraz sobie poszedł. - Ogarniała ją coraz większa złość. - Tak myślałam na początku, tyle że po wczorajszej rozmowie...
- Rozmawiałaś z nim? Dlaczego? Veronica powiedz mi, że w nic się nie wpakowałaś.
-Nie. Okazało się, że to profesor z Hogwartu. Severus Snape. Był nauczycielem za czasu twojej nauki, wielkiej wojny i najwyraźniej pamiętał jak chodziłaś w ciąży ze mną. Był miły i wyrażał się bardzo dobrze o tamtych czasach. Nic nie wspominał o ojcu, a kiedy go o to zapytałam wściekł się okropnie i powiedział, że nic się nie zmieniłaś i nadal jesteś idiotką. Kazał mi obiecać, że zmuszę cię do powiedzenia prawdy. Prawdy kto jest moim ojcem mamo. Muszę to wiedzieć. Jeżeli nawet zupełnie obcy facet uważa, że to dziwne ze matka nie chce wyjawić tożsamości swojego kochanka, to myślę mamo, że nie wyjdę stąd dopóki mi nie powiesz. I nie próbuj mi wmawiać, że to nie ważne. Jeśli mi nie powiesz, to pójdę do Severusa.
- Severusa?! Zabraniam ci dziewczyno! Słyszysz? Nie chcę więcej słyszeć o Severusie Snape' ie !
-Dlaczego? Co z nim jest nie tak? Nie lubiłaś go za szkolnych czasów?
- Nie ważne. Nie będziemy o tym rozmawiać. Aż mnie głowa rozbolała. Zamów mi jeszcze jedno martini.
-Martini? Mamo, nawet nic nie zjadłaś. To nie jest dobry pomysł.
- Złym pomysłem była twoja rozmowa z Severusem! Co ty sobie myślałaś?! Dlaczego nie chcesz zostawić tej sprawy w spokoju?
- Mamo! Mam dwadzieścia pięć lat, nie uważasz, że mogę zadbać sama o siebie? I przede wszystkim, że powinnam poznać prawdę o tym kto jest moim ojcem?
-Nie wracaj do tego znów. Proszę.
- Jak sobie chcesz. Wychodzę. Dopóki nie zdecydujesz się traktować mnie poważnie, nie chcę z tobą rozmawiać.
Tamtego dnia Hermiona znacznie podniosła poprzeczkę swojej tolerancji alkoholu przyjmowanego na pusty żołądek. Demony przeszłości zaczynały ją doganiać, a jej nogi jak na złość plątały się coraz bardziej.
Gdy wróciła do mieszkania zastała na parapecie sowę, którą skądś kojarzyła, ale nie wiedziała skąd. Zaraz jednak gdy odwinęła pergamin i spojrzała na pierwsze wyrazy listu zrozumiała skąd przybyła sowa i kto jest jej właścicielem.
Poczuła się bezsilna. Ledwo ogarnęła swoje życie. Wyszła na prostą, teraz znów będzie musiała nagiąć swoje zasady i zrobić coś czego na pewno będzie żałować. Cholerny Severus! Będzie musiała się z nim rozmówić, ale jeszcze nie teraz. Nie była na to gotowa. Najpierw musi trochę podreperować swój wygląd. Jeszcze stary nietoperz zacznie się o nią martwić. Znów zawitała do jego komnat i wbrew sobie zadrżała wchodząc gdy wreszcie łaskawie otworzył jej drzwi do swoich komnat. Zmierzył ją nieprzychylnym spojrzeniem i zaproponował fotel. Spoczęła i spojrzała na niego wyczerpana.
- Dlaczego muszę to zrobić?
- Masz na myśli dlaczego musisz być szczera z własną dorosłą córką i wyjawić jej prawdę na temat tego kto jest jej biologicznym ojcem i dlaczego przez całe życie byłyście tylko we dwie?
- Tak właśnie – uśmiechnęła się do niego słabo.
- Bo tak trzeba? Bo zasługuje na prawdę?
- I tak nadal jestem zła, że mieszasz się w nie swoje sprawy, nie próbuj mnie udobruchać tymi dobrymi radami.
- Nie próbuje – odburknął speszony i spojrzał na nią nieśmiało. Pomimo sześćdziesiątki na karku nadal miał w sobie coś z tego dawnego Severusa, który nie potrafił się otworzyć jeśli nie ufał komuś w stu procentach.
- Więc po co znów ją szpiegowałeś?
- Zrozum mnie. Musiałem dopilnować, abyś postąpiła właściwie. Aby ona w końcu dowiedziała się o sobie prawdy.
- Dlaczego?
- Zależy mi na niej...
- Severusie, nie przeginaj.
- Ale to prawda.
- Nie zależy ci na niej, tylko na tym by wreszcie oczyścić się z zarzutów i zaznać spokoju.
- Oboje wiemy, że to nie możliwe...
- Ale to moja mała dziewczynka, nie chcę by się dowiedziała. Jest taka niewinna - W jej oczach zalśniły łzy, a Snape wyglądał jakby naprawdę przejmował się tą rozmową.
- Im dłużej będziesz zwlekała z powiedzeniem jej prawdy, tym trudniej jej będzie tę prawdę zaakceptować.
- Nie. Nie mogę jej powiedzieć. Ona tego nie zrozumie. Pomyśli, że użalam się nad sobą, że kłamię.
- Brzmisz jakbyś jej w ogóle nie ufała – wbrew sobie oboje parsknęli śmiechem i spojrzeli na siebie roziskrzonymi oczami.
- Jestem matką, oczywiście, że ufam mojej córce – odpowiedziała udając obrażoną. Severus protekcjonalnie poklepał ją po dłoni, udając, że nie zauważa dreszczu który przebiegł po jej skórze.
- Więc jej powiedz.
- Czasami myślę, co by było gdyby jednak wybrał ciebie.
- No wiesz, z jej nosem już gorzej być nie może... - uderzyła go w ramię i spojrzała przelotnie chcąc sprawdzić jego reakcję na ten przypadkowy dotyk.
- Moja córka jest piękna, nawet z nosem po ojcu!
- Jest równie piękna co jej matka. - Spojrzał na nią katem oka, ale nie zareagowała na ten ukryty komplement. Chwilę siedzieli w ciszy.
- Gdyby jednak wybrał mnie, nie pozwoliłbym ci borykać się z tym samej. - Popatrzyli sobie prosto w oczy, a potem Hermiona wyszła bez słowa. Nie mogła już znieść tych spojrzeń, przypadkowych dotyków i niewypowiedzianych od dwudziestu pięciu lat słów. Nie po to wróciła do miasta by znów zanurzyć się w jego sekrety i wszystkie uśpione dawno pragnienia.
Wracam po przerwie, lekkie zawirowania w życiu zawodowym, normalka ;)
prezentuje wam tekst, który brał udział w konkursie facebookowym i zdobył WYRÓŻNIENIE
Część I dziś, reszta pewnie pod koniec tygodnia. Dodaje partiami, bo lekko siadło formatowanie, więc trzeba ogarnąć.
Podrzucam również linka do bloga z pozostałymi tekstami konkursowymi ;)
http://konkurs-sevmione.blogspot.com/
Indżojcie, chętnie poczytam co sądzicie o pozostałych tekstach i oczywiście o moim ;)
pozdrawiam ;)
kejtidzi
MEA
CULPA
Świst kolejnej Drętwoty nad jej uchem ustał, ale tylko na kilka sekund. Nie mogła dostrzec z kim walczy, ale ktokolwiek to był, walczył zaciekle. Przetoczyła się za kamienną kolumnę
i pozwoliła sobie na głęboki wdech. Biegła przed siebie tak długo, aż zabrakło jej tchu. Mijała tańczące w morderczej walce pary, ale nie zatrzymywała się. Zależało jej tylko na kilku chwilach
w schronieniu. Gdy nie usłyszała żadnych krzyków ani kroków, zamknęła oczy. Była bezpieczna. Zdawała sobie sprawę, że podczas najważniejszej bitwy w świecie czarodziejów raczej nie można pozwolić sobie na taki luksus jak bycie bezpiecznym, ale podczas tej jednej krótkiej chwili miała cichą nadzieję, że nic jej nie grozi. Pogładziła się po lekko napiętym, zaokrąglonym brzuchu
i szepnęła patrząc prosto na swoją dłoń.
- Jeśli...- głos jej się załamał, ale odnalazła wewnętrzną siłę i kontynuowała - jeśli obie z tego wyjdziemy, Voldemort przegra, a dobro zatriumfuje, powiem ci prawdę. Powiem ci prawdę w dniu twoich...dwudziestych piątych urodzin. - Ciche słowa niczym modlitwa zawisły w powietrzu. Hermiona ucałowała koniuszki palców lewej dłoni i na krótką chwilę przyłożyła je do swojego łona. Wzięła głęboki oddech i znów rzuciła się w wir walki, miotając zaklęciami w każdą zakapturzoną postać jaka pojawiła się na jej drodze.
Kilka godzin później opadła bezradnie na ziemię i zaniosła się płaczem tuląc do siebie sztywne, ciężkie ciało Freda. Choć odszedł, a jego dusza uleciała już w niebyt ona dalej płakała, nie mogąc pogodzić się z tym, że już nigdy nie usłyszy jego kiepskich dowcipów i śmiechu, który nieraz łagodził pełną napięcia ciszę. W końcu jednak siłą została rozdzielona z przyjacielem
i poprowadzona w daleki kąt, który miał służyć za ośrodek leczniczy i szpital polowy w jednym. Minerwa i Poppy od razu do niej dopadły patrząc z troską na jej bladą umorusaną w krwi twarz. Żadna z nich nie nawiązała do oczywistego, ale nie musiały tego robić. Skoro była cała i zdrowa,
a jej ciało wyglądało na nienaruszone, to znaczy, że z dzieckiem również jest wszystko dobrze. Zaklęcia diagnozujące tylko potwierdziły ich podejrzenia, więc padły sobie w ramiona i zapłakały
z radości.
Od kiedy była w ciąży jej rysy się wygładziły, na rękach i nogach pojawiły się niebieskie
i fioletowe żyłki. Jej ciało nabrało dziwnej miękkości. Zniknęły sterczące biodra i uda jak u młodej kozy. Jej piersi zwracały uwagę każdego, więc znów tak jak w piątej klasie zaczęła ubierać się
w workowate ciuchy, zakrywające praktycznie wszystko. Z energicznej żywiołowej dziewczyny przeobraziła się w stateczną, wręcz przewrażliwioną młodą matkę. Młodą matkę, której najprawdopodobniej nie będzie dane urodzić i wychować dziecka.
Jednak kiedy Neville zniszczył węża, a Harry położył kres tyranii Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, wszystko się zmieniło. Cały magiczny świat skupił się na dwóch czynnościach. Opłakiwaniu zmarłych poległych w walce oraz wiwatowaniu na cześć zwycięstwa i wolności.
Światło zapanowało wszędzie i ciche, ponure dotąd Hogsmeade roziskrzyło się feerią barw. Ludzie ściskali się, płakali i tańczyli na ulicach. Świętowanie stanowiło oś ich istnienia przez długi czas.
Hogwart choć pokiereszowany i zrujnowany szybko nabierał kształtów i wracał do formy.
Wiele się zmieniło. Jedyne co pozostało niezachwiane i niezmienne przez cały czas to przynajmniej pozornie charakter profesora Snape'a. Raczył wszystkich sarkastycznymi docinkami, przeklinał
i ogólnie był wrzodem na tyłku, ale to tylko w tych rzadkich sytuacjach kiedy w ogóle opuszczał swoje komnaty w lochach. Choć nie postawiono mu żadnych zarzutów, a wyjście cało z bitwy nazywano cudem, on sam zachowywał się, jakby przeżycie było dla niego największą karą. Jeśli już pojawiał się wśród ludzi to tylko na krótkie chwile i to tylko z konieczności. Ani razu nie dał jej poznać, że mu zależy. Ani razu z nią nie porozmawiał. Jeden jedyny raz kiedy ich oczy się spotkały od razu uciekł. Dostrzegła wtedy cały jego ból, poczucie winy i nienawiść do siebie. Gdyby tylko wiedział, że mu wybaczyła...
Nie pozostawił jej wyboru. Spakowała manatki i wyjechała, ledwo godząc studia z wychowywaniem córeczki. Czy o nim myślała? Częściej niż była w stanie przyznać. Jednak to on dokonał wyboru. Kim była by mieszać w jego życiu?
25 lat później:
- Mówię poważnie, powinnaś dać mu szansę!
- Mamo, z całym szacunkiem, ale nie jesteś żadnym autorytetem w miłosnych sprawach, a tym bardziej nie masz rozsądnego zdania na temat chłopaków Longbottomów. - Veronica przewróciła oczami niczym nastolatka i spojrzała na oburzoną matkę z politowaniem. Od godziny rozważały wszelkie za i przeciw w pewnej gorącej sprawie. Sprawą tą był seksowny i utalentowany Brian Logbottom, syn szkolnego kolegi Hermiony który po wojnie objął posadę nauczyciela zielarstwa.
Brian stracił głowę dla Veronicy pięć minut po tym jak ją poznał, ale że charakter w dużej mierze odziedziczył po ojcu, na randkę zaprosił ją dopiero po prawie roku znajomości. Oboje wrócili ze studiów za granicą i pierwsze spotkanie było również zjazdem rodzinno - szkolnym dla ich rodziców. W Norze znów było gwarno i wesoło jak za dawnych czasów. Przy stole siedziała również Ginny
z kolejnym wnukiem na rękach, prócz tego oczywiście Ron z żoną, Charlie, Bill i Percy, wszyscy
z wymuszonymi uśmiechami przysłuchujący się sprzeczce panien Granger. Przywykli już do tego, że rozmawiają one ze sobą tak swobodnie jakby były koleżankami, a temat nie ma znaczenia, bo i tak przedyskutują go przy wszystkich od a do zet. Tym razem nie mogło być inaczej. Jak tylko Brian oddalił się by w samotności celebrować " zastanowię się " jakim obdarzyło go Nika wszystkie czarownice zaczęły debatować na temat tego czy powinna się zgodzić. Oczywiście najwięcej do powiedzenia miała matka zainteresowanej, ale z racji tego, że od dawna nikt nie widział jej w towarzystwie mężczyzny, wszyscy po prostu zlewali jej zdanie w tej sprawie. To nie tak, że nie szanowali jej opinii. Hermiona była po prostu... straconą sprawą. Tą jedną osobą w grupie osób, której jest dobrze tak jak jest. Bez męża, z córką za granicą, gromadką przyjaciół. Właśnie przyjaciół...Przez pierwsze lata po narodzinach Roni wszyscy na siłę organizowali jej randki, swatali z kuzynami, znajomymi, znajomymi znajomych. W końcu jednak przestali. Nie dociekali również dlaczego tak uparcie nie chce się zaangażować, tak samo jak nie chce wyjawić, kto jest ojcem Veronicy. Oczywiście od lat krążyły plotki, jakoby ojcem był jakiś mugolski znajomy z którym zdradzała Rona, lub że jej córka jest owocem przygody na jedną noc z kimś ze Slitherinu i ze wstydu nie może się przyznać z kim. Jedno było pewne. Nika jako wysoka długonoga szatynka mogła być córką kogokolwiek. Jej charakterystyczny krzywy uśmiech hipnotyzował mężczyzn z całego świata, a blada lekko anemiczna cera nadawała jej dziecinnej buzi surowego wyrazu. Jedyne co dopełniało jej wygląd lekko burząc poczucie ideału był orli nos wielkości autobusu i praktycznie płaska klatka piersiowa. Mimo tego, nie narzekała ona na brak powodzenia u mężczyzn, więc kiedy kolejny zaprosił ją na randkę, postanowiła się zgodzić, w zasadzie tylko przez wzgląd na dawną przyjaźń matki z ojcem amanta. Została jednak pozytywnie zaskoczona, bowiem młody Longbottom zaprosił ją do jednej z cieplarni ojca, by pokazać jej kilka nowych okazów, które sam przywiózł ze swojej podroży po Azji. Wbrew sobie poczuła podekscytowanie na myśl o tym spotkaniu. Kochała to co nieznane, nowe i dziwne, a wszystko wskazywało na to, że właśnie tego doświadczy na spotkaniu
z Brianem, który jakby tego było mało, miał najpiękniejsze oczy jakie zdarzyło jej się widzieć.
Jak się okazało, oczy nie stanowiły jedynej niesamowitej cechy chłopaka. Był oczytany i tak błyskotliwy, że wręcz topniała, by zaprosił ją na kolejną randkę. Rozmawiali całą drogę powrotną do mieszkania, a kiedy wreszcie się rozstali Veronica o mało się nie rozpłakała. Pierwszy raz w życiu zdarzyło jej się być na randce o której marzyła by od razu przemieniła się w kolejną i kolejną. Poczuła, że Brian Longbottom jest kimś tak wyjątkowym, że to aż straszne. Z reguły nie wierzyła w te wszystkie pierdoły z babskich magazynów w stylu " miłość od pierwszego spojrzenia" ; " rozkochaj go w sobie na pierwszej randce" i tak dalej. Nie wierzyła w to, ale gdy następnego dnia relacjonowała matce spotkanie, właśnie tak się czuła. Jak zakochana. Oczywiście Hermiona jako wieczna sceptyczka zaraz zgasiła jej optymizm i kazała uzbroić się w cierpliwość, ale widać było,
że na niej ten chłopak też zrobił nie małe wrażenie.
- I naprawdę wszystko było idealnie?
- No nie do końca, choć to właściwie drobiazg - Vera spojrzała na matkę uważnie i zaraz odwróciła wzrok.
- Mów, chcę znać wszystkie szczegóły!
- Kiedy przechadzaliśmy się między stanowiskami, przystanęliśmy przy jednym na dłużej. Kojarzysz tę drobniutką roślinę o bordowych kwiatach, której liście jakby wiją się? Każdy płatek ma maleńką niebieską łezkę? Działaniem przypomina Amortencję, choć najczęściej wykorzystuje się właśnie te płatki by pogłębić działanie kilku trucizn. A ten zapach... - Rozmarzyła się, a ponieważ Hermiona patrzyła na nią dziwnie, wyprostowała się na krześle i zaczerwieniła.
- Jakbyś tak uważnie słuchała mnie, kiedy byłaś mała...eh. No i co z tą rośliną? Kazał ci ją wąchać czy jak? A może chciał buziaka?
- Nie o to chodzi. Nie chciałam by sprawy biegły tak szybko, więc nachyliłam się by ją powąchać i wtedy dostrzegłam w kącie jakąś ciemną postać. Wielkie czarne oczy wpatrywały się prosto we mnie z trwogą, a jego ręka już sięgała po różdżkę. Wtedy nakazał mi być cicho, i wycofał się z powrotem w stronę drzwi. Musiał rzucić zaklęcie rozpraszające, bo gdy spojrzałam tam ponownie, nikogo nie było. Pomyślałam o tym dziwnym zdziczałym profesorze, o którym czasem wspominał wujek George, ale w sumie, nic takiego, może zasnął. - Veronica opowiadała te wydarzenia jak każdą inną randkę, w ogóle nie przywiązując wagi do spotkania z tajemniczym mężczyzną. Jednak Hermiona musiała wiedzieć wszystko.
- Jak on wyglądał?! Opisz mi go jak najdokładniej.
- Już ci mówiłam. Bordowy, niebieskie łezki..
- Ten mężczyzna!
- Dość wysoki, czarne jak węgiel oczy, przydługie czarne, miejscami siwawe włosy, paskudny nos..znasz go?
- Nie sądzę, ale teraz cię zostawię, przypomniało mi się, że mam coś do załatwienia.
Hermiona tak się zdenerwowała, że nawet nie zauważyła zszokowanego spojrzenia córki, jak i tego, że jej nie uwierzyła. Zdecydowanie znała tego mężczyznę.
Nie była w Hogwarcie ile? Dziesięć lat? Ponowne kroczenie tymi mrocznymi alejkami, zabawa ze schodami..wszystko to przywołało wspomnienia. Pierwszy szlaban, pierwszy W z eseju, pierwszy pocałunek. Jak na autopilocie zeszła schodami do lochów i energicznie zapukała nim opuściła ją cała odwaga. Jak zawsze musiała czekać. On nigdy się nie spieszył. Tak jakby miał całą wieczność na otwarcie tych cholernych drzwi. Już chciała odejść, gdy wreszcie drzwi minimalnie się uchyliły. Nie musiała widzieć kto stoi po drugiej stronie. Poczuła jego zapach i znów miała 18 lat.
Znów niósł jej zakrwawione ciało do swoich komnat. Pielęgnował je, a gdy wreszcie szok i niedowierzanie minęło, wypuścił ją do ludzi z obietnicą, że zapomni. Jak mogła zapomnieć? Codziennie rosnący brzuch i zmieniające się diametralnie ciało cały czas przypominało jej, że tamta noc naprawdę miała miejsce, a ona naprawdę została zgwałcona. Zgwałcona i zapłodniona. Nosiła w swoim łonie dziecko śmierciożercy. Mimo, że Severus nękany poczuciem winy raz za razem nagabywał ją i proponował, że zajmie się jej problemem ona nawet przez chwilę nie rozważała takiej możliwości. Mógł myśleć, że zachowała dziecko by codziennie musiał na nią patrzeć i cierpieć, ale nie zrobiła tego by go ukarać. Zrobiła to, by w ogólnym rozrachunku choć ten jeden raz Voldemort przegrał. Mimo iż dziecko zrodzone z nienawiści i przemocy, Veronica wychowana była w miłości, szacunku i cieple o jakim mogło pomarzyć niejedno dziecko. Gdyby je usunęła, zło zatriumfowałoby kolejny raz. Nie mogła do tego dopuścić.
Ponownie jak wtedy usiadła w fotelu. Zignorowała trunek, który jej podał. Przyszła w konkretnej sprawie. Nie miała zamiaru rozpamiętywać i jeśli tylko jej na to pozwoli, chciała załatwić to szybko i bezboleśnie, przynajmniej dla jednej ze stron. Mimo, że nie chciała i tak czuła ogromne zdenerwowanie, ale z powodu miejsca, nie osoby.
Severus niewiele się zmienił. Jego błyszczące czarne włosy poprzetykane były siwizną, ale ciemne ciekawskie oczy nie straciły nic ze swojego dawnego blasku. Nadal mógł dla niektórych być przystojny. Gdyby nie to, że codziennie w lustrze widziała zgubny wpływ czasu, pomyślałaby, że znów są w szkole, on uczy, a ona jest nieznośną uczennicą z jeszcze gorszym sekretem.
Gdy wreszcie doszła do siebie, a on jak to miał w zwyczaju nadal milczał, postanowiła przerwać tę o dziwo nie krępującą, ale jednak ciszę.
- Kopę lat, co Severusie?
- Zbyt mało - odpowiedział zbolałym głosem, pomarszczonymi dłońmi gładząc skronie. Spojrzał na nią, analizując każdy skrawek jej sylwetki, jakby szukał dowodów na to, że zniszczył jej życie nawet teraz, po tylu latach. Wyglądała jednak szykownie i zdrowo jak zawsze. Pełne biodra, pokaźny biust i niewiele zmarszczek jak na jej wiek upewniły go tylko w jednym. Nadal miała to coś. Nadal mogłaby uchodzić za piękność i jeśli jego spytać, o wiele młodszą niż wygląda piękność. Otrząsnął się z głupich myśli i ponaglił ją spojrzeniem.
- Dlaczego tak mówisz, nie cieszysz się, że dawna znajoma wpadła z wizytą?
- Znajoma? Kobieto! Jesteś chodzącym wyrzutem sumienia. Kiedy usłyszałem, że wróciłaś do miasta o mało nie rzuciłem się z wierzy.
- Skończ.
- Nie mam zamiaru.
- Minęło dwadzieścia pięć lat Severusie. Cokolwiek myślisz, że jesteś temu winien, odpuść. Gdybyś coś zrobił, gdybyś nie, i tak by się to stało. To mógł być ktokolwiek.
- Ale to byłaś ty.
- Tak i choć może powiem ci to o wiele za późno, cieszę się, że tak się stało.
- Cieszysz? Tyle wycierpiałaś, byłaś taka młoda, a ty mówisz, że się cieszysz? - prychnął.
- Nie udawaj Severusie, że nie wiesz o czym mówię.
- Naprawdę nie wiem.
- Moja córka jest najwspanialszym darem. Życie z nią to najlepsza wersja życia jakie na mnie czekało. Nie żałuje nawet sekundy z tego wszystkiego i ty też nie powinieneś, bo to cię w końcu zabije.
- Czekam i czekam, a śmierć nie chce przyjść!
- Dość tego. Możesz myśleć, że mnie skrzywdziłeś, możesz cierpieć w samotności, ale nie zwalaj winy na mnie. Nie przenoś na mnie swoich problemów. - Wyglądał jakby pogodził się z tym jak ta rozmowa przebiegła i przymknął oczy, akceptując, że to już koniec.
- I jeszcze jedno - wymierzyła w niego palec skutecznie przykuwając jego uwagę - trzymaj się z daleka od Veronicy. Jedno złamane serce w rodzinie wystarczy. Nie chcę więcej słyszeć, że ją obserwujesz. Zniknąłeś z życia na dwadzieścia pięć lat, nie sądzę by istniała droga powrotna, a już na pewno nie jest nią moja córka.
Severus wyglądał jakby zjadł coś niestrawnego. Jakby odczuwał wręcz fizyczny ból. Zaskoczona Hermiona spojrzała na niego i przez sekundę zawahała się, czy okazać mu współczucie, czy po prostu wyjść. Mimo czterdziestki na karku nie potrafiła odmówić sobie gryfońskiej empatii i altruizmu. Z powrotem przysiadła na skraju fotela i pogładziła Severusa po ramieniu.
- ŻYJ. IDŹ NA PRZÓD. NIE ROZPAMIĘTUJ. - Pocałowała go w policzek i ruszyła do drzwi.-
Pamiętaj, nie chcę słyszeć, że kręcisz się koło Very. Miło było porozmawiać po tych wszystkich latach, ale nie chcę znów tu zawitać. Żegnaj.
Nie przyznała się, że przebywanie w tym miejscu stanowi dla niej nie tylko wycieczkę do przeszłych dni, ale również do przeszłych tęsknot.
Wydawało się, że życie wróciło do normy. Veronica spotykała się z Brianem i zdawała się być coraz bardziej zainteresowana sympatycznym chłopakiem. Hermiona zaś rzuciła się w wir pracy, by nie rozpamiętywać minionych lat i tego jak źle i niepewnie się czuła, gdy na jaw wyszedł fakt, że będzie panną z dzieckiem. Najgorsze w tej sytuacji było to, że absolutnie nikomu nie mogła powiedzieć prawdy. Do dziś jedynymi osobami, które wiedziały byli Bellatrix i Greyback. No i oczywiście Severus. Myślała, że te wszystkie gorzkie chwile już za nią, ale rozmowa z Severusem otworzyła furtkę z dawno zakopanym bólem.
Coraz częściej Granger wychodziła wieczorami i jej przyjaciele i córka myśleli, że kogoś sobie znalazła, tyle że wcale nie. Wędrowała ulicami często zahaczając o małe knajpki i puby, a gdy wreszcie smutek zaciskający jej gardło w węzeł odpuszczał, wracała do domu i płakała pod prysznicem. Myślała o Severusie, o tym co te wszystkie lata życia w nienawiści z nim zrobiły i choć starała się jak mogła, czuła, że jest na dobrej drodze, by podzielić jego los. Przestało jej zależeć na opinii innych i w kilka tygodni w końcu zrozumiała, co tak naprawdę czuł nauczyciel Eliksirów kiedy na nią patrzył. Czuł obrzydzenie i pogardę ponieważ była skalana. Brudna i skalana. Mogła coś z tym zrobić ale nie zrobiła. Mogła się bronić, ale strach tak bardzo ją sparaliżował, że skamieniała przytrzymywana przez śmierciożercę i dała mu zrobić to na co miał ochotę. Jedyne na co było ją stać, to nie danie się zabić po wszystkim. Choć to też nie do końca jej zasługa. Gdyby nie to, że była żywym dowodem na porażkę Dumbledore'a i Zakonu, poplecznicy Voldemorta pewnie by ją zabili. Na szczęście Snape jak zawsze wykorzystał swoje umiejętności manipulatorskie i nikt nie zadawał zbyt wielu pytań. Została tylko kolejną małolatą, która obawiała się śmierci w każdej chwili, więc postanowiła pójść na całość i wylądowała z brzuchem. Było to na tyle racjonalne w tamtych czasach, że nikt nie zakwestionował tego alibi. Przez lata, gdy ktokolwiek pytał ją o posiadanie dziecka w tak młodym wieku recytowała zawczasu przygotowaną formułkę, która miała zaspokoić ciekawość nawet najbardziej wymagającego słuchacza. W zależności od tego kto to był zmieniała wersję. Ojcem dziecka mógł być mugol poznany w wakacje, lub chłopak ze szkoły z internatem, którego mugolscy przyjaciele nigdy nie mieliby szans spotkać. Dziewczynka rosła, a wraz z nią rosły dwie rzeczy. Dystans Hermiony do świata magicznego i przeświadczenie, że musi wyjechać i rozpocząć życie na nowo, oraz poczucie winy i beznadziejności profesora Snape' a. Mężczyzna zamknął się na świat jeszcze bardziej, zdziczał i w zasadzie tylko Dumbledore był w stanie zmusić go do dalszego nauczania. Gdyby to od niego samego zależało, wyjechałby gdzieś daleko, gdzie nie musiałby oglądać dowodów swojej porażki jako czarodziej, nauczyciel i człowiek. A przede wszystkim porażki jaką było nieochronienie bezbronnej dziewczyny, narażenie jej na okropne doświadczenia i schowanie głowy w piasek. Gdyby tylko mógł cofnąć czas...
Po raz kolejny obudziła się mając mętlik w głowie. Nie pamiętała jak wróciła do domu, ani jakie miała plany na dzisiejszy dzień. Zaraz jednak zorientowała się, że jest sobota i ma wyjść z córką i jej nowym chłopakiem na lunch. Przez pół godziny wymyślała wymówki, aby jednak się z nimi nie spotkać. W końcu poddała się ignorując podkrążone oczy i kapcia w ustach. Spotkanie miało się odbyć w jednej z czarodziejskich knajp, co nie napawało Hermiony zbytnim optymizmem. Przez lata musiała radzić sobie z ciągłą rozpoznawalnością i również to było powodem jej wycofania się do świata mugoli na jakiś czas. Nie mogła znieść tego, że każda napotkana na ulicy osoba chce z nią porozmawiać, jako z przyjaciółką Pottera i członkinią Złotego Trio, które uratowało świat. Miała już dosyć szeptów, uśmiechów i nagabywania, ale przede wszystkim miała dość pytań o córkę. Veronica rosła jak na drożdżach i już po dwóch latach jak na dłoni było widać, że niestety większość cech wyglądu odziedziczyła po ojcu, a nie po niej. Patrzenie na nią sprawiało, że wariowała. Była cudownym pogodnym dzieckiem, ale równocześnie wejrzenie jej oczu i mina kiedy była z czegoś nie zadowolona sprawiały, że Hermiona oblewała się zimnym potem od razu przypominając sobie twarz potwora, który powołał jej córkę do życia.
Nica ubrana w przepiękną rozkloszowaną sukienkę i buty na niebotycznej koturnie wręcz płynęła w stronę matki, a trzymający jej dłoń chłopak sprawiał wrażenie jakby samo iście w jej towarzystwie było dla niego darem niebios. Hermiona pozwoliła sobie zamówić po drinku dla każdego, ale miała nadzieję, że jej córka nie zauważy nowego nawyku i spędzą miłe popołudnie nie rozmawiając o niczym konkretnym. Jednak gdy para podeszła bliżej, była Gryfonka zrozumiała, że nici ze spokojnego posiłku. Jej córka miała ten szczególny wyraz twarzy jasno mówiący, że coś jest nie tak i ktoś zaraz pożałuje, że się obudził. Postanowiła wziąć byka za rogi i od razu skonfrontować się ze złością córki.
-Co się stało skarbie?
-Co się stało? Och nic się nie stało! - Nie zważając na zszokowaną minę matki i chłopaka Nika chwyciła szklankę z drinkiem i wypiła zawartość duszkiem. Spojrzała wyzywająco na matkę, ale zaraz westchnęła, a jej spojrzenie złagodniało. - Byliśmy wczoraj w cieplarni zobaczyć jak się mają te wspaniałe rośliny, o których ci opowiadałam. Było wspaniale jak zawsze - spojrzała z wdzięcznością na Briana, który od razu się rozpromienił – ale znów widziałam tego tajemniczego mężczyznę. Tego, który nas ostatnim razem podglądał. - Hermiona przerwała jej ruchem ręki. - Jak to? Mówiłaś, że znalazł się tam przez przypadek i zaraz sobie poszedł. - Ogarniała ją coraz większa złość. - Tak myślałam na początku, tyle że po wczorajszej rozmowie...
- Rozmawiałaś z nim? Dlaczego? Veronica powiedz mi, że w nic się nie wpakowałaś.
-Nie. Okazało się, że to profesor z Hogwartu. Severus Snape. Był nauczycielem za czasu twojej nauki, wielkiej wojny i najwyraźniej pamiętał jak chodziłaś w ciąży ze mną. Był miły i wyrażał się bardzo dobrze o tamtych czasach. Nic nie wspominał o ojcu, a kiedy go o to zapytałam wściekł się okropnie i powiedział, że nic się nie zmieniłaś i nadal jesteś idiotką. Kazał mi obiecać, że zmuszę cię do powiedzenia prawdy. Prawdy kto jest moim ojcem mamo. Muszę to wiedzieć. Jeżeli nawet zupełnie obcy facet uważa, że to dziwne ze matka nie chce wyjawić tożsamości swojego kochanka, to myślę mamo, że nie wyjdę stąd dopóki mi nie powiesz. I nie próbuj mi wmawiać, że to nie ważne. Jeśli mi nie powiesz, to pójdę do Severusa.
- Severusa?! Zabraniam ci dziewczyno! Słyszysz? Nie chcę więcej słyszeć o Severusie Snape' ie !
-Dlaczego? Co z nim jest nie tak? Nie lubiłaś go za szkolnych czasów?
- Nie ważne. Nie będziemy o tym rozmawiać. Aż mnie głowa rozbolała. Zamów mi jeszcze jedno martini.
-Martini? Mamo, nawet nic nie zjadłaś. To nie jest dobry pomysł.
- Złym pomysłem była twoja rozmowa z Severusem! Co ty sobie myślałaś?! Dlaczego nie chcesz zostawić tej sprawy w spokoju?
- Mamo! Mam dwadzieścia pięć lat, nie uważasz, że mogę zadbać sama o siebie? I przede wszystkim, że powinnam poznać prawdę o tym kto jest moim ojcem?
-Nie wracaj do tego znów. Proszę.
- Jak sobie chcesz. Wychodzę. Dopóki nie zdecydujesz się traktować mnie poważnie, nie chcę z tobą rozmawiać.
Tamtego dnia Hermiona znacznie podniosła poprzeczkę swojej tolerancji alkoholu przyjmowanego na pusty żołądek. Demony przeszłości zaczynały ją doganiać, a jej nogi jak na złość plątały się coraz bardziej.
Gdy wróciła do mieszkania zastała na parapecie sowę, którą skądś kojarzyła, ale nie wiedziała skąd. Zaraz jednak gdy odwinęła pergamin i spojrzała na pierwsze wyrazy listu zrozumiała skąd przybyła sowa i kto jest jej właścicielem.
Hermiono!
Zdaję
sobie sprawę, jak bardzo namieszałem ostatnio w twoim życiu,
jednak chcę byś wiedziała, że prawda zawsze jest lepsza niż
kłamstwo. Możesz uważać inaczej, ale pomyśl o córce. Ona ma
już dość kłamstw i zasłużyła na prawdę. Jeśli chcesz,
pomogę ci uporać się z tą prawdą. Jestem wam to winien.
Odezwij
się kiedykolwiek, będę czekał.
Severus
Poczuła się bezsilna. Ledwo ogarnęła swoje życie. Wyszła na prostą, teraz znów będzie musiała nagiąć swoje zasady i zrobić coś czego na pewno będzie żałować. Cholerny Severus! Będzie musiała się z nim rozmówić, ale jeszcze nie teraz. Nie była na to gotowa. Najpierw musi trochę podreperować swój wygląd. Jeszcze stary nietoperz zacznie się o nią martwić. Znów zawitała do jego komnat i wbrew sobie zadrżała wchodząc gdy wreszcie łaskawie otworzył jej drzwi do swoich komnat. Zmierzył ją nieprzychylnym spojrzeniem i zaproponował fotel. Spoczęła i spojrzała na niego wyczerpana.
- Dlaczego muszę to zrobić?
- Masz na myśli dlaczego musisz być szczera z własną dorosłą córką i wyjawić jej prawdę na temat tego kto jest jej biologicznym ojcem i dlaczego przez całe życie byłyście tylko we dwie?
- Tak właśnie – uśmiechnęła się do niego słabo.
- Bo tak trzeba? Bo zasługuje na prawdę?
- I tak nadal jestem zła, że mieszasz się w nie swoje sprawy, nie próbuj mnie udobruchać tymi dobrymi radami.
- Nie próbuje – odburknął speszony i spojrzał na nią nieśmiało. Pomimo sześćdziesiątki na karku nadal miał w sobie coś z tego dawnego Severusa, który nie potrafił się otworzyć jeśli nie ufał komuś w stu procentach.
- Więc po co znów ją szpiegowałeś?
- Zrozum mnie. Musiałem dopilnować, abyś postąpiła właściwie. Aby ona w końcu dowiedziała się o sobie prawdy.
- Dlaczego?
- Zależy mi na niej...
- Severusie, nie przeginaj.
- Ale to prawda.
- Nie zależy ci na niej, tylko na tym by wreszcie oczyścić się z zarzutów i zaznać spokoju.
- Oboje wiemy, że to nie możliwe...
- Ale to moja mała dziewczynka, nie chcę by się dowiedziała. Jest taka niewinna - W jej oczach zalśniły łzy, a Snape wyglądał jakby naprawdę przejmował się tą rozmową.
- Im dłużej będziesz zwlekała z powiedzeniem jej prawdy, tym trudniej jej będzie tę prawdę zaakceptować.
- Nie. Nie mogę jej powiedzieć. Ona tego nie zrozumie. Pomyśli, że użalam się nad sobą, że kłamię.
- Brzmisz jakbyś jej w ogóle nie ufała – wbrew sobie oboje parsknęli śmiechem i spojrzeli na siebie roziskrzonymi oczami.
- Jestem matką, oczywiście, że ufam mojej córce – odpowiedziała udając obrażoną. Severus protekcjonalnie poklepał ją po dłoni, udając, że nie zauważa dreszczu który przebiegł po jej skórze.
- Więc jej powiedz.
- Czasami myślę, co by było gdyby jednak wybrał ciebie.
- No wiesz, z jej nosem już gorzej być nie może... - uderzyła go w ramię i spojrzała przelotnie chcąc sprawdzić jego reakcję na ten przypadkowy dotyk.
- Moja córka jest piękna, nawet z nosem po ojcu!
- Jest równie piękna co jej matka. - Spojrzał na nią katem oka, ale nie zareagowała na ten ukryty komplement. Chwilę siedzieli w ciszy.
- Gdyby jednak wybrał mnie, nie pozwoliłbym ci borykać się z tym samej. - Popatrzyli sobie prosto w oczy, a potem Hermiona wyszła bez słowa. Nie mogła już znieść tych spojrzeń, przypadkowych dotyków i niewypowiedzianych od dwudziestu pięciu lat słów. Nie po to wróciła do miasta by znów zanurzyć się w jego sekrety i wszystkie uśpione dawno pragnienia.
piątek, 7 lipca 2017
Rozdział 29
Witajcie!
Dotrwaliśmy ;)
Dotrwaliśmy ;)
Opowiadanie
to powstawało przez ponad 3 lata. Było tworzone głównie dla mnie samej,
jako chęć sprawdzenia się i udowodnienia, że jednak potrafię. Pierwsze
10 rozdziałów jest koszmarne, w zasadzie teraz dziwie się sobie, że nie
wstydziłam się tego gniota publikować, ale jakoś tak traktuje to jako
wyznacznik przebytej drogi, zmienionego stylu i podreperowania
warsztatu. Nie miałam nigdy kończyć ani rozbudowywać, miało być max 10
rozdziałów, wyszło jak wyszło.Sądząc po ilości wyświetleń, komentarzach i
wielu pozytywnych wiadomościach jakie otrzymywałam na przestrzeni lat
myślę, że jednak jako całość było coś warte.
Pisałam prosto z serca, często ubierając Hermionę w moje cechy, nadając jej moje obawy i obarczając jej perypetie moimi problemami. Mam nadzieję, że Severus był iście ślizgoński, nie odstawał bardzo od oryginału i że większość z was nie czuła, że czyta coś nie śmiesznego i kiepskiego. Jeśli natomiast tak było to przepraszam. Starałam się oddać w opowiadaniu klimat Hogwartu jaki zawsze chciałabym poznać. Ze wszystkimi jego tajemnicami i zawirowaniami. Nie chciałam stworzyć opowiadania trudnego, poważnego i takiego wymuskanego. Zależało mi na pokazaniu, że każdy związek ma kilka faz, a to czy się kończy, czy przechodzi do kolejnej zależy od nas samych. Moi bohaterowie byli skomplikowani, czasem wręcz głupi i lekkomyślni, ale mam nadzieję, ze przez to bardziej prawdziwi. Można powiedzieć, że mój fic był o niczym. Owszem, akcji jako takiej było niewiele, ale było to celowe. Skupiałam się na dwójce bohaterów i ich odczuciach. Często rozdział był tylko przemyśleniami i rozterkami tej dwójki.Ich związek stanowił oś opowiadania i taki był pomysł. Celowo nie kreowałam kolejnych rozbudowanych postaci, nie dodawałam wątków mających ich do siebie stopniowo zbliżyć. Gdyby Snape i Granger byli jak my, po prostu spotkaliby się w barze i po kilku dniach smsowania poszliby do łóżka, a potem próbowaliby odtworzyć tę magię, która ich do tego popchnęła, by być może stworzyć związek.
Dziękuję wam, że byliście i motywowaliście do tworzenia kolejnych linijek tekstu. Wspaniale było to robić i czuć wasze uznanie. Jak pisałam już na fb, kolejny tekst ruszy jak tylko uspokoję burzę związaną z pracą zawodową. W razie czego wszystko będzie publikowane jak zawsze na fb.
Nie przedłużam, zapraszam i do zobaczenia.!
Nora, późny wieczór, rocznica ślubu Harrego i Ginny.
- Zawsze podziwiałem w tobie ten opór - uśmiechnął się chytrze.
- Kłamiesz, niczego nigdy we mnie nie podziwiałeś... - spojrzała na niego i odpowiedziała z przyganą w głosie.
- No..w sumie racja. Nie podziwiałem cię jako smarkuli plączącej się pod nogami, a tym bardziej jako wkurzającej pseudo - nauczycielki.
- Miło wiedzieć co naprawdę o mnie myślisz kochanie.
- Wiesz, że nie lubię kłamać. - Przytulił ją mocniej, czując, że szykuje się do mocnej repliki.
- O nie. Ty kochasz kłamać, mataczyć i wprowadzać zamęt. Severus Snape w pigułce. - Uderzyła go pięścią w pierś, jednak przy jej gabarytach, w zasadzie tego nie poczuł. Jej reakcja znów go rozbawiła. Lubił to w niej. Niczego nie udawała, a kiedy się wściekła, potrafiła mu tak dopieprzyć, że prawie się przejmował.
- Wiesz, że kiedy się tak wściekasz bez powodu masz strasznie seksowny wyraz twarzy?
- Mów tak dalej, a kanapa stanie się twoim najlepszym przyjacielem - Spojrzała na niego groźnie.
- O tak. Już mnie rozpalasz, uważaj, bo ta kłótnia może się troszkę przeciągnąć.
- Severusie, przypomnij mi, dlaczego? - Zrobiła minę w stylu "za jakie grzechy?!" i próbowała wyszarpnąć się z jego uścisku, ale ślizgon nie ustępował.Nieoczekiwanie chwycił jej dłoń i skierował na swoje krocze.
- Dlaczego jesteś tak cholernie podniecająca? Przez ciebie znów będą psioczyć. - Ostatnie słowo wyszeptał do jej ucha i polizał je. Gryfonka zacisnęła zęby, by nie jęknąć.
- Kto by pomyślał, czterdziestka na karku,do piekła bliżej niż dalej, a ty wciąż jesteś napalony jak nastolatek.
- Zastanawiałaś się kiedyś, co by było gdybyśmy wcześniej się zbliżyli? - Masował jej udo, zataczając coraz szersze kręgi.
- W czasach kiedy ja byłam wszystkowiedzącą smarkulą a ty nadętym profesorkiem? Kiedy nad głowami mieliśmy groźbę śmierci, a każdy dzień przybliżał nas do wojny? Nie, nie mielibyśmy szans. Od razu chciałbyś mnie bronić, poświęcić się dla Zakonu, bla bla. A nawet jeśli nie, z tego co pamiętam, nie mogłeś znieść moich raportów i widywałam cię tylko wtedy kiedy to konieczne.
- Tak, ale bardzo się zmieniłaś od tego czasu.
- Ty bardziej.- Posłał jej pytające spojrzenie.
- Nigdy ci tego nie mówiłam, ale byłeś nie do zniesienia. Jako nauczyciel, jako dorosły. Wiele razy tylko moja praworządność powstrzymywała mnie od otrucia cię. - Mina mu zrzedła, więc delikatnie cmoknęła go w uchylone usta i klepnęła w pokiereszowany policzek.
- Dobrze, że tego nie zrobiłam hm?
- Naprawdę to zrobiliśmy - zszokowany ton tak bardzo do niego nie pasował, że spojrzała mu prosto w oczy, czekając na ciąg dalszy.
- Naprawdę przekłuliśmy nienawiść w miłość. Nie tylko ja przekroczyłem granicę, ty też. - Uciekła spojrzeniem w bok i wymamrotała coś cicho.
- Powtórz.
- Dlaczego mam wrażenie, że to pożegnanie?
- Bo może właśnie tak jest? - Nie był złośliwy, stwierdzał fakt.
- Wtedy...w mojej komnacie, kiedy sznurowałeś moją bluzkę i to wszystko się zaczęło, nie zależało mi na tobie. Mogłeś mieć poważne kłopoty za wdanie się w romans ze mną, a ja miałam to gdzieś. Chciałam, aby ktoś nas znalazł, nakrył. Chciałam pokazać ci, jak to jest kiedy pomimo starań ponosi się porażkę. Miałam cię odrzucić zanim zrobi się poważnie, zaraz na początku...
- Ale się zakochałaś. - Ledwie zauważalnie skinęła głową i spojrzała na niego przelotnie. Przytuliła policzek do jego policzka i westchnęła.
- Zakochałam się i są dni, kiedy żałuję, że wtedy daliśmy się ponieść tej magii. Żałuję, że wpuściłam tego skurczybyka jakim nieraz jesteś do mojego serca. Jest ich coraz mniej i myślę, że do końca świata uda nam się w końcu dojść do ładu z uczuciami i nie będę miewała ataków paniki, oraz nagłych opanowujących mnie morderczych instynktów w stosunku do ciebie. Jednak...
- Jednak są...i czasami nie masz siły z nimi walczyć prawda? - Spojrzał jej w oczy i przejechał szorstką dłonią po policzku.
- Są dni kiedy...chcę rzucić to wszystko, złapać pociąg...
- Dlaczego więc tego nie zrobisz? - Ścisnął mocniej jej nadgarstki. Nie pisnęła, ale widział, że ogarnia ją irytacja.
- Nie chcę zostawiać satysfakcji z zabicia cię w rękach Harrego i Chucka. To powinien być przywilej żony. - Wyszarpnęła rękę - Nie uważasz?
- Właśnie..żony.
- Nie przeciągaj struny, przecież tu jestem.
- Jesteś, ale chcę...chcę mieć pewność, że zostaniesz.
- I co w związku z tym? - Uniosła brew w ten irytujący sposób, który przestał być seksowny, gdy tylko Severus zrozumiał, że nauczyła się go od niego. Puścił jej dłonie, ale nadal dociskał ją do ściany Nory. Gałęzie jabłonki rosnącej nieopodal prawie dotykały ich ramion, a słodki aromat jabłek i księżyc w pełni sprawiały, że sceneria była magiczna. Prawie, że romantyczna. Zaczerpnął tchu, spojrzał jej w oczy i uniósł jej dłonie, na nowo splatając ich palce ze swoimi.
- Zostań. - Gryfonka zmieszała się i próbowała wyszarpnąć.
- Severusie, przecież...jestem tu, nigdzie się nie wybieram.
- Ale, czy możesz obiecać, że tak już zostanie? Na zawsze?
Cisza, pełna napięcia i niewypowiedzianych żali zdawała się coraz głośniej dzwonić w ich uszach.
Patrzyli na siebie, ale powoli odwracali wzrok. Severus zraniony, Hermiona zrozpaczona.
Pochylił się i złączył ich usta w być może ostatnim, pełnym cierpienia pocałunku.
Nim otworzyła oczy, zniknął.
Granger wróciła do wesołej gromadki przyjaciół. Impreza trwała w najlepsze, ale dla niej mogłaby już się skończyć. Pragnęła tylko jednego. By ktoś podjął za nią choć tę jedną decyzję w życiu. Nie miała mamy, którą mogłaby poprosić o radę. Ginny od dawna upierała się, że powinni zalegalizować związek, ale jej opinia była średnio przydatna z uwagi na upojenie stanem małżeńskim i macierzyńskim pani Potter. Z kolei chłopcy...wiedzieli najbardziej z czym wiążą się jej obawy, ale nie do końca je rozumieli, więc jeśli któryś miał coś do powiedzenia, raczej milczał nie chcąc jej ranić. Pozostawała tylko jedna ryzykowna możliwość. Molly Weasley. Kobieta ze stali, matka niezliczonej ilości dzieci, od niedawna babcia. Jej życiowy bagaż był wielkości całej Anglii, więc jeśli ktokolwiek miał pomóc Hermionie, to właśnie ona.
Brązowowłosa zastała ją jak zawsze o tej porze, opartą o framugę pokoju dziecinnego, gdzie prawie śliniła się na widok śpiącego Albusa. Owszem widok był słodki, ale gdyby ktoś zapytał Hermionę, tak słodki, że aż mdły.
Delikatnie dotknęła ramienia przyszywanej mamy, dając jej znać o swojej obecności. Kobieta nie odwróciła się, ale sięgnęła po jej dłoń i ścisnęła ją. Po chwili jakby ocknęła się z transu i ledwie zauważalnym gestem otarła oczy. Wciąż trzymając Gryfonkę za rękę ruszyła do kuchni, w której na szczęście nikogo nie było. Machinalnie przygotowała herbatę, a dziewczyna jakby czekając na to zajęła miejsce za stołem i z zaangażowaniem oglądała swoje dłonie.
W końcu siedziały naprzeciw siebie w ciszy. Molly Weasley wyprostowana, wpatrywała się prosto w twarz młodszej kobiety. Dawała jej czas.
- Jeśli chodzi ci o Severusa, to chyba nie jestem najlepszym doradcą i ci nie pomogę moja droga - Serdeczny ton jej wypowiedzi w ogóle nie współgrał z tym co mówiła. Mimo to wyciągnęła ponad stołem dłoń, dając Granger tak potrzebne wsparcie.
- Życie jest takie trudne Molly. Takie...skomplikowane.
- O tak. Niewątpliwie jest. - Pokiwała z rozwagą, zaraz jednak dodała:
- A wiesz co jest jeszcze trudniejsze? Życie w świecie, w którym nikt cię nie kocha. Gdzie nikt na ciebie nie czeka z zimną kolacją. Życie, kiedy nie masz się z kim kłócić i z kim godzić. Kiedy każdy dzień jest tylko sumą minut, a nie momentów pełnych uczucia, szczęścia...
- Więc mam za niego wyjść?
- A chcesz tego?
- Nie wiem.
- Nikt nie podejmie za ciebie tej decyzji.
- Ale to takie trudne - Załkała.
- Posłuchaj dziecko. Jeśli decyzja o wspólnym życiu z mężczyzną którego kochasz jest dla ciebie trudna, to chyba jednak jest łatwa, nie sądzisz?
- Co ty mówisz? - Podniosła na nią wzrok i obie kobiety zorientowały się, że mają oczy pełne łez.
- Nie rób tego, nie wychodź za niego, jeśli nie jesteś go pewna. - Hermiona zaśmiała się cicho.
- Nie bądź śmieszna. To nie Severus jest problemem, tylko ja. Nie nad nim się waham tylko nad sobą.
Co jeśli znów mi odwali i zwieję? Jeśli obudzę się i zapragnę wyjechać do Senegalu, Singapuru czy Cincinnati? Bez niego? - Nie mogła jej winić, ale jednak widok Molly Weasley, która jest wyraźnie zirytowana sprawił jej lekki zawód.
- Posłuchaj skarbie, nie wiem czy wiesz, ale to zawsze działa w dwie strony. Jeśli ty będziesz szczęśliwa, Severus też. Będziesz chciała wyjechać, wyjedź, zobacz, odpocznij, pozwiedzaj, a potem wróć i kochaj go dalej. I tęsknij. Tęsknota stanowi bardzo ważny element związku. Jeśli wyjedziesz i nie zatęsknisz, to znaczy, że nie masz do czego wracać. Nikt nie powiedział, że musicie być jedną z tych cholernie irytujących par, które jakby mogły to chodziłyby razem do toalety. Jesteś indywidualistką, sądzę, że po tych wszystkich latach Severus zdążył się już w tym połapać. Troszkę go nie doceniasz prawda? Pomyśleć, że facet przeżył wojnę, był w piekle i wrócił, a wykończy go baba - Mrugnęła do niej i mocniej ścisnęła jej dłoń.
- Czego mi nie mówisz?
- Czego ci nie mówię, tego ci nie powiem - kolejne mrugnięcie i już mama Rona wstała od stołu gotowa się ulotnić. Gryfonka ukryła twarz w dłoniach. Zamknęła oczy, a jej umysł wypełniło echo niedawnych słów przyszywanej mamy. Z bijącym sercem wstała od stołu i wyszła do ogrodu.
Już wiedziała co chce zrobić. Już się nie bała.
Ukochanego znalazła na tyłach budynku, walczącego z mdłościami. Pochylał się nad krzakiem róż i przez chwilę kobieta myślała, że je zniszczy, zaraz jednak wyprostował się i obejrzał, mrużąc oczy. Zmierzył ją od stóp do głów i wyciągnął w jej stronę dłoń. Nie chwyciła jej. Nie mogła, jeszcze nie.
Patrzyła prosto na niego, a jej spojrzenie było zawzięte i pewne. Uśmiechnął się nie znacznie.
- Będzie zabawa.
- Masz to jak w banku. - Uśmiechnęła się, ale zaraz spoważniała. - Przez te wszystkie lata walczyłam. Nie tylko podczas wojny. Walczyłam o wolność, o bycie akceptowaną, o bycie kujonką. Walczyłam by liczyć się w świecie czarodziejów, by zaistnieć. Moje życie nie było najgorsze, było znośne. Miałam przyjaciół, rodzinę, wiedzę przede wszystkim. Marzy mi się kariera, może nawet światowa. Marzę też, by nie musieć już walczyć. Ani o siebie, ani o ciebie. - Spojrzał na nią, nie rozumiejąc do czego zmierza. - Chcę powiedzieć, że skończyłam z byciem zakochaną małolatą. Skończyłam z fochami, pieprzeniem ci do ucha i byciem wiecznie nieogarniętą. Zrozumiałam już czego chcę. Nie będzie to łatwe życie, ale przywykłam do przeszkód. Ty Severusie jesteś największą, najbardziej upartą i najbardziej popieprzoną przeszkodą, jaka stanęła na mojej drodze. Wiesz co należy zrobić z przeszkodami prawda? Zniszczyć je. Tego oczywiście nie mogę zrobić, byłoby zbyt łatwo - parsknęła nerwowym śmiechem. - Tak wiem, moje żarty nigdy nie będą do ciebie trafiać. Do tego też będę musiała, nie, będę chciała się przyzwyczaić. O czym to ja ? A tak, więc... wszystko jestem w stanie znieść, jeśli tylko jedno będę miała. Zniosę porażki zawodowe, zniosę kłótnie, zniosę burze i huragany, zniosę to, że świat nie jest i nie będzie miejscem idealnym, tylko zostań ze mną. - Hermiona mogła tego nie słyszeć, ale zarówno Severus, który stał jak sparaliżowany tak samo Molly, Artur oraz ich dzieci,wszyscy wypuścili powietrze z płuc jak jeden mąż, z ulgą przyjmując fakt, że wreszcie postawiła na " my " a nie na " ja ". Dlaczego Weasley' owie również? Ponieważ od dobrych pięciu minut stali za rogiem domu i podsłuchiwali, starając się jak najmniej uronić z podniosłego monologu swojej przyjaciółki. Oczywiście będą ją tym męczyli przez kolejne sto lat, ale na razie nie to było najważniejsze.
- Zostań ze mną, a ja zostanę z tobą. Na zawsze. - Dokończyła załamującym się głosem. Snape stał jak słup soli, ponieważ nie bardzo rozumiał co się właśnie wydarzyło. Jego milczenie musiało zostać odebrane jako zły objaw, bo dziewczyna zaczęła się wycofywać.
- Zbyt długo zwlekałam prawda? Już mnie nie chcesz? Zepsułam wszystko? Severusie powiedz coś!
- To były najbardziej kiczowate oświadczyny jakie kiedykolwiek widziałem. - Syknął. Gryfonka natychmiast odzyskała rezon.
- A przypomnij mi, o jakiej ilości oświadczyn mówimy? - Wiedział, że żadna odpowiedź już go nie uratuje, zresztą i tak nie mógł mówić. Był zbyt wzruszony. Pochwycił ukochaną w ramiona i przytulił z całych sił. Stali objęci, a publiczność ukryta w cieniu aż rwała się by obsypać zakochanych gratulacjami. Czekali jednak na oficjalną zgodę. Gdy wreszcie mógł mówić Severus odezwał się pełen napięcia.
- Hermiono Jean Granger, czy wyjdziesz za mnie? - Wpatrywała się w ciemne tęczówki, widziała w nich siebie, ale też nadzieję na wspólne jutro.
- Znasz nas Gryfonów, żadne wyzwanie nie jest dla nas zbyt trudne.
Kilka tygodni później.
- Wstawaj księżniczko.
- Uważaj bo się przyzwyczaję.
- Och nie liczyłbym na to.
- Tęskniłam za twoim parszywym charakterkiem.
- I niech tak zostanie. - Cmoknął ją w policzek i zrzucił z łóżka.
Zdezorientowana wstała od razu czując na sobie jego głodne spojrzenie.
- Może jednak przemyślisz wyrzucanie mnie z łóżka w niedzielny poranek?
- Nie.
-Dlaczego?
- BO NIE.
- Czego mi nie mówisz?
- Zbieraj się, bo się spóźnisz.
- O czym ty do diabła mówisz.
- Lecisz na Bali.
- Co robię? - Podbiegła do niego i przyłożyła rękę do jego czoła, którą zresztą od razu odtrącił z irytacją.
- Taka mądra...- przewrócił oczami. - Masz 15 minut na spakowanie się, albo odwołuję wszystko.
- Wszystko co?
- Samolot, wycieczkę, hotel, wszystko.
- Zabierasz mnie na Bali? Severusie! - Zarzuciła mu ręce na szyję, ale znów ją odtrącił, choć ociągał się z tym wciąż rozkojarzony przez widok jej nagich piersi kilka centymetrów od jego twarzy.
- Ja zostaję, ty jedziesz. Kapujesz w końcu?
Spojrzała na niego wielkimi oczami, wolno kojarząc co się właściwie wydarzyło.
- Chcesz powiedzieć, że z własnej woli wysyłasz mnie na drugi koniec świata, bez ciebie? Po co?
- A co może nie chciałaś zawsze tam jechać?
- Chciałam, ale...jesteś pewien? Jak długo mnie nie będzie? - Zadawała pytania, ale widział w jej oczach, że wręcz pali się aby już być w drodze.
- Wystarczająco długo bym od ciebie odpoczął złośnico, ale nie na tyle długo, byś zapomniała, kto będzie twoim kochanym mężem.
- A więc uknułeś to wcześniej?
- Właściwie, to już dawno miałem taki plan. Hermiono, szanuje cię, wiesz o tym prawda? Cenię swobodę w naszym związku i cenię te ustępstwa na jakie się zgodziłaś. Wiem, że podróże będą twoją pasją, bo kochasz odkrywać to co nieznane. Już za tobą tęsknię, ale chcę też byś ty nauczyła się tęsknić za mną. By każda podróż jaką odbędziesz, była przyjemnością. Będziemy razem, ale nie chcę byś czuła się jak w więzieniu. To, że ja nie mam zamiaru ruszać tyłka z Anglii oznacza tylko tyle, że nikt nie może cię tknąć poza nią. Nie żartuje, nałożyłem na ciebie kilka przydatnych zaklęć, kiedy spałaś. I tak, mam namyśli twoje piękne nagie ciało, nie umysł. - Pacnęła go w ramię, ale była tak wdzięczna i wzruszona, że tylko pozwoliła się przytulić. Z łóżka ostatecznie wyszli dopiero dwie godziny później, bo jak sam Severus powiedział, może nie doczekać powrotu swojej przyszłej żony, więc żeby chociaż wspomnienia mu zostały.
Hermiona Granger, wkrótce Snape, odbyła jedną z piękniejszych podróży w swoim życiu. Poznała nową kulturę, zanurzyła się w całkowicie inne życie. Każdego dnia myślała o Severusie. O tym co jej ofiarował i jak bardzo ją kochał. Kochał ją na tyle, by pozwolić jej być sobą. Pełną sprzeczności, głupich obaw i zadziorności gryfonką.
Gdy nadszedł dzień powrotu była już tak stęskniona, że zrezygnowała z zamykającej podróż wycieczki, złapała wcześniejszy lot i wróciła do domu sama, nie informując nikogo. Chciała jak najszybciej znaleźć się w ramionach Severusa i wyszeptać mu do ucha tajemnicę, z którą opuściła ich mieszkanie dwa tygodnie wcześniej. Była przerażona na myśl o jego reakcji, ale wiedziała, że musi zachować się jak dorosła odpowiedzialna istota i powiedzieć prawdę. Prawdę, że się pomyliła i jednak nie spędzą we dwoje całego życia.
Zastała go nad kałamarzem i pergaminem. Skupiony siedział przy stole, ale po tym jak drgnęła jego prawa stopa poznała, że już wie, że ktoś jest w pokoju. Powoli odwrócił się i chyba naprawdę był zaskoczony widząc akurat ją, bo stał bez ruchu. Kontemplował jej twarz, opaleniznę, obcisłą tkaninę, która ledwo zasłaniała piersi, natomiast odsłaniała krągły brzuch i pełne uda. Szorty więcej odkrywały niż zakrywały i po raz setny w życiu Severus mentalnie pogratulował sobie przepięknej kobiety. Ruszyli w swoją stronę równocześnie miażdżąc swoje usta w chciwym namiętnym pocałunku. Gdy już zabrakło im tlenu oderwali się od siebie i przytulili.
- Jesteś wcześniej.
- Muszę ci coś powiedzieć. Severusie...
- Poznałaś kogoś?!
- Oczywiście pacanie. Takie wycieczki raczej to mają na celu, żeby poznawać nowych ludzi, wiesz?
- Nie kpij. - Od razu sposępniał.
- Dasz mi powiedzieć co chcę powiedzieć czy nie?
- Mów, byle szybko bo chyba mam atak serca.
Pochyliła się w jego stronę i spojrzała mu w oczy.
- Wtedy...kiedy się oświadczyłeś, ja się oświadczyłam, kiedy się sobie oświadczyliśmy, do cholery! Pomyliłam się. Nie będziemy żyć we dwoje do końca świata.
- Ja nie żartowałem z tym atakiem serca.
- Jestem w ciąży Severusie. Będziemy mieli synka. - Patrzył na nią, jakby czekał aż ktoś krzyknie
" prima aprilis ". Nic takiego jednak nie nastąpiło. Jego ukochana patrzyła na niego z nadzieją, a jej rumiane policzki powodowały, że zalała go czułość o jaką nawet by się nie podejrzewał.
Chwycił ją w ramiona i kręcił tak długo, aż oboje nie upadli na ziemię. Zaraz jednak zreflektował się, szybko podniósł narzeczoną z ziemi i zaniósł ją do łóżka. Obrócił się na pięcie i zniknął. Ponieważ jednak Hermiona przewidziała taką reakcję, skorzystała z ciszy i spokoju i zapadła w drzemkę.
Tak jak podejrzewała wrócił z całą zgrają rudzielców i kilka innymi osobami. Gratulacjom nie było końca. Podczas wakacji kobieta miała czas oswoić się z tą myślą i pokochać swój stan, więc tylko rozpłakała się ze szczęścia gdy w końcu przyjęła szczere życzenia z ust rodziny i przyjaciół.
Gdy wreszcie wszyscy sobie poszli, Severus objął ją i z tych objęć już nie wypuścił.
Do końca świata.
Nora, późny wieczór, rocznica ślubu Harrego i Ginny.
- Zawsze podziwiałem w tobie ten opór - uśmiechnął się chytrze.
- Kłamiesz, niczego nigdy we mnie nie podziwiałeś... - spojrzała na niego i odpowiedziała z przyganą w głosie.
- No..w sumie racja. Nie podziwiałem cię jako smarkuli plączącej się pod nogami, a tym bardziej jako wkurzającej pseudo - nauczycielki.
- Miło wiedzieć co naprawdę o mnie myślisz kochanie.
- Wiesz, że nie lubię kłamać. - Przytulił ją mocniej, czując, że szykuje się do mocnej repliki.
- O nie. Ty kochasz kłamać, mataczyć i wprowadzać zamęt. Severus Snape w pigułce. - Uderzyła go pięścią w pierś, jednak przy jej gabarytach, w zasadzie tego nie poczuł. Jej reakcja znów go rozbawiła. Lubił to w niej. Niczego nie udawała, a kiedy się wściekła, potrafiła mu tak dopieprzyć, że prawie się przejmował.
- Wiesz, że kiedy się tak wściekasz bez powodu masz strasznie seksowny wyraz twarzy?
- Mów tak dalej, a kanapa stanie się twoim najlepszym przyjacielem - Spojrzała na niego groźnie.
- O tak. Już mnie rozpalasz, uważaj, bo ta kłótnia może się troszkę przeciągnąć.
- Severusie, przypomnij mi, dlaczego? - Zrobiła minę w stylu "za jakie grzechy?!" i próbowała wyszarpnąć się z jego uścisku, ale ślizgon nie ustępował.Nieoczekiwanie chwycił jej dłoń i skierował na swoje krocze.
- Dlaczego jesteś tak cholernie podniecająca? Przez ciebie znów będą psioczyć. - Ostatnie słowo wyszeptał do jej ucha i polizał je. Gryfonka zacisnęła zęby, by nie jęknąć.
- Kto by pomyślał, czterdziestka na karku,do piekła bliżej niż dalej, a ty wciąż jesteś napalony jak nastolatek.
- Zastanawiałaś się kiedyś, co by było gdybyśmy wcześniej się zbliżyli? - Masował jej udo, zataczając coraz szersze kręgi.
- W czasach kiedy ja byłam wszystkowiedzącą smarkulą a ty nadętym profesorkiem? Kiedy nad głowami mieliśmy groźbę śmierci, a każdy dzień przybliżał nas do wojny? Nie, nie mielibyśmy szans. Od razu chciałbyś mnie bronić, poświęcić się dla Zakonu, bla bla. A nawet jeśli nie, z tego co pamiętam, nie mogłeś znieść moich raportów i widywałam cię tylko wtedy kiedy to konieczne.
- Tak, ale bardzo się zmieniłaś od tego czasu.
- Ty bardziej.- Posłał jej pytające spojrzenie.
- Nigdy ci tego nie mówiłam, ale byłeś nie do zniesienia. Jako nauczyciel, jako dorosły. Wiele razy tylko moja praworządność powstrzymywała mnie od otrucia cię. - Mina mu zrzedła, więc delikatnie cmoknęła go w uchylone usta i klepnęła w pokiereszowany policzek.
- Dobrze, że tego nie zrobiłam hm?
- Naprawdę to zrobiliśmy - zszokowany ton tak bardzo do niego nie pasował, że spojrzała mu prosto w oczy, czekając na ciąg dalszy.
- Naprawdę przekłuliśmy nienawiść w miłość. Nie tylko ja przekroczyłem granicę, ty też. - Uciekła spojrzeniem w bok i wymamrotała coś cicho.
- Powtórz.
- Dlaczego mam wrażenie, że to pożegnanie?
- Bo może właśnie tak jest? - Nie był złośliwy, stwierdzał fakt.
- Wtedy...w mojej komnacie, kiedy sznurowałeś moją bluzkę i to wszystko się zaczęło, nie zależało mi na tobie. Mogłeś mieć poważne kłopoty za wdanie się w romans ze mną, a ja miałam to gdzieś. Chciałam, aby ktoś nas znalazł, nakrył. Chciałam pokazać ci, jak to jest kiedy pomimo starań ponosi się porażkę. Miałam cię odrzucić zanim zrobi się poważnie, zaraz na początku...
- Ale się zakochałaś. - Ledwie zauważalnie skinęła głową i spojrzała na niego przelotnie. Przytuliła policzek do jego policzka i westchnęła.
- Zakochałam się i są dni, kiedy żałuję, że wtedy daliśmy się ponieść tej magii. Żałuję, że wpuściłam tego skurczybyka jakim nieraz jesteś do mojego serca. Jest ich coraz mniej i myślę, że do końca świata uda nam się w końcu dojść do ładu z uczuciami i nie będę miewała ataków paniki, oraz nagłych opanowujących mnie morderczych instynktów w stosunku do ciebie. Jednak...
- Jednak są...i czasami nie masz siły z nimi walczyć prawda? - Spojrzał jej w oczy i przejechał szorstką dłonią po policzku.
- Są dni kiedy...chcę rzucić to wszystko, złapać pociąg...
- Dlaczego więc tego nie zrobisz? - Ścisnął mocniej jej nadgarstki. Nie pisnęła, ale widział, że ogarnia ją irytacja.
- Nie chcę zostawiać satysfakcji z zabicia cię w rękach Harrego i Chucka. To powinien być przywilej żony. - Wyszarpnęła rękę - Nie uważasz?
- Właśnie..żony.
- Nie przeciągaj struny, przecież tu jestem.
- Jesteś, ale chcę...chcę mieć pewność, że zostaniesz.
- I co w związku z tym? - Uniosła brew w ten irytujący sposób, który przestał być seksowny, gdy tylko Severus zrozumiał, że nauczyła się go od niego. Puścił jej dłonie, ale nadal dociskał ją do ściany Nory. Gałęzie jabłonki rosnącej nieopodal prawie dotykały ich ramion, a słodki aromat jabłek i księżyc w pełni sprawiały, że sceneria była magiczna. Prawie, że romantyczna. Zaczerpnął tchu, spojrzał jej w oczy i uniósł jej dłonie, na nowo splatając ich palce ze swoimi.
- Zostań. - Gryfonka zmieszała się i próbowała wyszarpnąć.
- Severusie, przecież...jestem tu, nigdzie się nie wybieram.
- Ale, czy możesz obiecać, że tak już zostanie? Na zawsze?
Cisza, pełna napięcia i niewypowiedzianych żali zdawała się coraz głośniej dzwonić w ich uszach.
Patrzyli na siebie, ale powoli odwracali wzrok. Severus zraniony, Hermiona zrozpaczona.
Pochylił się i złączył ich usta w być może ostatnim, pełnym cierpienia pocałunku.
Nim otworzyła oczy, zniknął.
Granger wróciła do wesołej gromadki przyjaciół. Impreza trwała w najlepsze, ale dla niej mogłaby już się skończyć. Pragnęła tylko jednego. By ktoś podjął za nią choć tę jedną decyzję w życiu. Nie miała mamy, którą mogłaby poprosić o radę. Ginny od dawna upierała się, że powinni zalegalizować związek, ale jej opinia była średnio przydatna z uwagi na upojenie stanem małżeńskim i macierzyńskim pani Potter. Z kolei chłopcy...wiedzieli najbardziej z czym wiążą się jej obawy, ale nie do końca je rozumieli, więc jeśli któryś miał coś do powiedzenia, raczej milczał nie chcąc jej ranić. Pozostawała tylko jedna ryzykowna możliwość. Molly Weasley. Kobieta ze stali, matka niezliczonej ilości dzieci, od niedawna babcia. Jej życiowy bagaż był wielkości całej Anglii, więc jeśli ktokolwiek miał pomóc Hermionie, to właśnie ona.
Brązowowłosa zastała ją jak zawsze o tej porze, opartą o framugę pokoju dziecinnego, gdzie prawie śliniła się na widok śpiącego Albusa. Owszem widok był słodki, ale gdyby ktoś zapytał Hermionę, tak słodki, że aż mdły.
Delikatnie dotknęła ramienia przyszywanej mamy, dając jej znać o swojej obecności. Kobieta nie odwróciła się, ale sięgnęła po jej dłoń i ścisnęła ją. Po chwili jakby ocknęła się z transu i ledwie zauważalnym gestem otarła oczy. Wciąż trzymając Gryfonkę za rękę ruszyła do kuchni, w której na szczęście nikogo nie było. Machinalnie przygotowała herbatę, a dziewczyna jakby czekając na to zajęła miejsce za stołem i z zaangażowaniem oglądała swoje dłonie.
W końcu siedziały naprzeciw siebie w ciszy. Molly Weasley wyprostowana, wpatrywała się prosto w twarz młodszej kobiety. Dawała jej czas.
- Jeśli chodzi ci o Severusa, to chyba nie jestem najlepszym doradcą i ci nie pomogę moja droga - Serdeczny ton jej wypowiedzi w ogóle nie współgrał z tym co mówiła. Mimo to wyciągnęła ponad stołem dłoń, dając Granger tak potrzebne wsparcie.
- Życie jest takie trudne Molly. Takie...skomplikowane.
- O tak. Niewątpliwie jest. - Pokiwała z rozwagą, zaraz jednak dodała:
- A wiesz co jest jeszcze trudniejsze? Życie w świecie, w którym nikt cię nie kocha. Gdzie nikt na ciebie nie czeka z zimną kolacją. Życie, kiedy nie masz się z kim kłócić i z kim godzić. Kiedy każdy dzień jest tylko sumą minut, a nie momentów pełnych uczucia, szczęścia...
- Więc mam za niego wyjść?
- A chcesz tego?
- Nie wiem.
- Nikt nie podejmie za ciebie tej decyzji.
- Ale to takie trudne - Załkała.
- Posłuchaj dziecko. Jeśli decyzja o wspólnym życiu z mężczyzną którego kochasz jest dla ciebie trudna, to chyba jednak jest łatwa, nie sądzisz?
- Co ty mówisz? - Podniosła na nią wzrok i obie kobiety zorientowały się, że mają oczy pełne łez.
- Nie rób tego, nie wychodź za niego, jeśli nie jesteś go pewna. - Hermiona zaśmiała się cicho.
- Nie bądź śmieszna. To nie Severus jest problemem, tylko ja. Nie nad nim się waham tylko nad sobą.
Co jeśli znów mi odwali i zwieję? Jeśli obudzę się i zapragnę wyjechać do Senegalu, Singapuru czy Cincinnati? Bez niego? - Nie mogła jej winić, ale jednak widok Molly Weasley, która jest wyraźnie zirytowana sprawił jej lekki zawód.
- Posłuchaj skarbie, nie wiem czy wiesz, ale to zawsze działa w dwie strony. Jeśli ty będziesz szczęśliwa, Severus też. Będziesz chciała wyjechać, wyjedź, zobacz, odpocznij, pozwiedzaj, a potem wróć i kochaj go dalej. I tęsknij. Tęsknota stanowi bardzo ważny element związku. Jeśli wyjedziesz i nie zatęsknisz, to znaczy, że nie masz do czego wracać. Nikt nie powiedział, że musicie być jedną z tych cholernie irytujących par, które jakby mogły to chodziłyby razem do toalety. Jesteś indywidualistką, sądzę, że po tych wszystkich latach Severus zdążył się już w tym połapać. Troszkę go nie doceniasz prawda? Pomyśleć, że facet przeżył wojnę, był w piekle i wrócił, a wykończy go baba - Mrugnęła do niej i mocniej ścisnęła jej dłoń.
- Czego mi nie mówisz?
- Czego ci nie mówię, tego ci nie powiem - kolejne mrugnięcie i już mama Rona wstała od stołu gotowa się ulotnić. Gryfonka ukryła twarz w dłoniach. Zamknęła oczy, a jej umysł wypełniło echo niedawnych słów przyszywanej mamy. Z bijącym sercem wstała od stołu i wyszła do ogrodu.
Już wiedziała co chce zrobić. Już się nie bała.
Ukochanego znalazła na tyłach budynku, walczącego z mdłościami. Pochylał się nad krzakiem róż i przez chwilę kobieta myślała, że je zniszczy, zaraz jednak wyprostował się i obejrzał, mrużąc oczy. Zmierzył ją od stóp do głów i wyciągnął w jej stronę dłoń. Nie chwyciła jej. Nie mogła, jeszcze nie.
Patrzyła prosto na niego, a jej spojrzenie było zawzięte i pewne. Uśmiechnął się nie znacznie.
- Będzie zabawa.
- Masz to jak w banku. - Uśmiechnęła się, ale zaraz spoważniała. - Przez te wszystkie lata walczyłam. Nie tylko podczas wojny. Walczyłam o wolność, o bycie akceptowaną, o bycie kujonką. Walczyłam by liczyć się w świecie czarodziejów, by zaistnieć. Moje życie nie było najgorsze, było znośne. Miałam przyjaciół, rodzinę, wiedzę przede wszystkim. Marzy mi się kariera, może nawet światowa. Marzę też, by nie musieć już walczyć. Ani o siebie, ani o ciebie. - Spojrzał na nią, nie rozumiejąc do czego zmierza. - Chcę powiedzieć, że skończyłam z byciem zakochaną małolatą. Skończyłam z fochami, pieprzeniem ci do ucha i byciem wiecznie nieogarniętą. Zrozumiałam już czego chcę. Nie będzie to łatwe życie, ale przywykłam do przeszkód. Ty Severusie jesteś największą, najbardziej upartą i najbardziej popieprzoną przeszkodą, jaka stanęła na mojej drodze. Wiesz co należy zrobić z przeszkodami prawda? Zniszczyć je. Tego oczywiście nie mogę zrobić, byłoby zbyt łatwo - parsknęła nerwowym śmiechem. - Tak wiem, moje żarty nigdy nie będą do ciebie trafiać. Do tego też będę musiała, nie, będę chciała się przyzwyczaić. O czym to ja ? A tak, więc... wszystko jestem w stanie znieść, jeśli tylko jedno będę miała. Zniosę porażki zawodowe, zniosę kłótnie, zniosę burze i huragany, zniosę to, że świat nie jest i nie będzie miejscem idealnym, tylko zostań ze mną. - Hermiona mogła tego nie słyszeć, ale zarówno Severus, który stał jak sparaliżowany tak samo Molly, Artur oraz ich dzieci,wszyscy wypuścili powietrze z płuc jak jeden mąż, z ulgą przyjmując fakt, że wreszcie postawiła na " my " a nie na " ja ". Dlaczego Weasley' owie również? Ponieważ od dobrych pięciu minut stali za rogiem domu i podsłuchiwali, starając się jak najmniej uronić z podniosłego monologu swojej przyjaciółki. Oczywiście będą ją tym męczyli przez kolejne sto lat, ale na razie nie to było najważniejsze.
- Zostań ze mną, a ja zostanę z tobą. Na zawsze. - Dokończyła załamującym się głosem. Snape stał jak słup soli, ponieważ nie bardzo rozumiał co się właśnie wydarzyło. Jego milczenie musiało zostać odebrane jako zły objaw, bo dziewczyna zaczęła się wycofywać.
- Zbyt długo zwlekałam prawda? Już mnie nie chcesz? Zepsułam wszystko? Severusie powiedz coś!
- To były najbardziej kiczowate oświadczyny jakie kiedykolwiek widziałem. - Syknął. Gryfonka natychmiast odzyskała rezon.
- A przypomnij mi, o jakiej ilości oświadczyn mówimy? - Wiedział, że żadna odpowiedź już go nie uratuje, zresztą i tak nie mógł mówić. Był zbyt wzruszony. Pochwycił ukochaną w ramiona i przytulił z całych sił. Stali objęci, a publiczność ukryta w cieniu aż rwała się by obsypać zakochanych gratulacjami. Czekali jednak na oficjalną zgodę. Gdy wreszcie mógł mówić Severus odezwał się pełen napięcia.
- Hermiono Jean Granger, czy wyjdziesz za mnie? - Wpatrywała się w ciemne tęczówki, widziała w nich siebie, ale też nadzieję na wspólne jutro.
- Znasz nas Gryfonów, żadne wyzwanie nie jest dla nas zbyt trudne.
Kilka tygodni później.
- Wstawaj księżniczko.
- Uważaj bo się przyzwyczaję.
- Och nie liczyłbym na to.
- Tęskniłam za twoim parszywym charakterkiem.
- I niech tak zostanie. - Cmoknął ją w policzek i zrzucił z łóżka.
Zdezorientowana wstała od razu czując na sobie jego głodne spojrzenie.
- Może jednak przemyślisz wyrzucanie mnie z łóżka w niedzielny poranek?
- Nie.
-Dlaczego?
- BO NIE.
- Czego mi nie mówisz?
- Zbieraj się, bo się spóźnisz.
- O czym ty do diabła mówisz.
- Lecisz na Bali.
- Co robię? - Podbiegła do niego i przyłożyła rękę do jego czoła, którą zresztą od razu odtrącił z irytacją.
- Taka mądra...- przewrócił oczami. - Masz 15 minut na spakowanie się, albo odwołuję wszystko.
- Wszystko co?
- Samolot, wycieczkę, hotel, wszystko.
- Zabierasz mnie na Bali? Severusie! - Zarzuciła mu ręce na szyję, ale znów ją odtrącił, choć ociągał się z tym wciąż rozkojarzony przez widok jej nagich piersi kilka centymetrów od jego twarzy.
- Ja zostaję, ty jedziesz. Kapujesz w końcu?
Spojrzała na niego wielkimi oczami, wolno kojarząc co się właściwie wydarzyło.
- Chcesz powiedzieć, że z własnej woli wysyłasz mnie na drugi koniec świata, bez ciebie? Po co?
- A co może nie chciałaś zawsze tam jechać?
- Chciałam, ale...jesteś pewien? Jak długo mnie nie będzie? - Zadawała pytania, ale widział w jej oczach, że wręcz pali się aby już być w drodze.
- Wystarczająco długo bym od ciebie odpoczął złośnico, ale nie na tyle długo, byś zapomniała, kto będzie twoim kochanym mężem.
- A więc uknułeś to wcześniej?
- Właściwie, to już dawno miałem taki plan. Hermiono, szanuje cię, wiesz o tym prawda? Cenię swobodę w naszym związku i cenię te ustępstwa na jakie się zgodziłaś. Wiem, że podróże będą twoją pasją, bo kochasz odkrywać to co nieznane. Już za tobą tęsknię, ale chcę też byś ty nauczyła się tęsknić za mną. By każda podróż jaką odbędziesz, była przyjemnością. Będziemy razem, ale nie chcę byś czuła się jak w więzieniu. To, że ja nie mam zamiaru ruszać tyłka z Anglii oznacza tylko tyle, że nikt nie może cię tknąć poza nią. Nie żartuje, nałożyłem na ciebie kilka przydatnych zaklęć, kiedy spałaś. I tak, mam namyśli twoje piękne nagie ciało, nie umysł. - Pacnęła go w ramię, ale była tak wdzięczna i wzruszona, że tylko pozwoliła się przytulić. Z łóżka ostatecznie wyszli dopiero dwie godziny później, bo jak sam Severus powiedział, może nie doczekać powrotu swojej przyszłej żony, więc żeby chociaż wspomnienia mu zostały.
Hermiona Granger, wkrótce Snape, odbyła jedną z piękniejszych podróży w swoim życiu. Poznała nową kulturę, zanurzyła się w całkowicie inne życie. Każdego dnia myślała o Severusie. O tym co jej ofiarował i jak bardzo ją kochał. Kochał ją na tyle, by pozwolić jej być sobą. Pełną sprzeczności, głupich obaw i zadziorności gryfonką.
Gdy nadszedł dzień powrotu była już tak stęskniona, że zrezygnowała z zamykającej podróż wycieczki, złapała wcześniejszy lot i wróciła do domu sama, nie informując nikogo. Chciała jak najszybciej znaleźć się w ramionach Severusa i wyszeptać mu do ucha tajemnicę, z którą opuściła ich mieszkanie dwa tygodnie wcześniej. Była przerażona na myśl o jego reakcji, ale wiedziała, że musi zachować się jak dorosła odpowiedzialna istota i powiedzieć prawdę. Prawdę, że się pomyliła i jednak nie spędzą we dwoje całego życia.
Zastała go nad kałamarzem i pergaminem. Skupiony siedział przy stole, ale po tym jak drgnęła jego prawa stopa poznała, że już wie, że ktoś jest w pokoju. Powoli odwrócił się i chyba naprawdę był zaskoczony widząc akurat ją, bo stał bez ruchu. Kontemplował jej twarz, opaleniznę, obcisłą tkaninę, która ledwo zasłaniała piersi, natomiast odsłaniała krągły brzuch i pełne uda. Szorty więcej odkrywały niż zakrywały i po raz setny w życiu Severus mentalnie pogratulował sobie przepięknej kobiety. Ruszyli w swoją stronę równocześnie miażdżąc swoje usta w chciwym namiętnym pocałunku. Gdy już zabrakło im tlenu oderwali się od siebie i przytulili.
- Jesteś wcześniej.
- Muszę ci coś powiedzieć. Severusie...
- Poznałaś kogoś?!
- Oczywiście pacanie. Takie wycieczki raczej to mają na celu, żeby poznawać nowych ludzi, wiesz?
- Nie kpij. - Od razu sposępniał.
- Dasz mi powiedzieć co chcę powiedzieć czy nie?
- Mów, byle szybko bo chyba mam atak serca.
Pochyliła się w jego stronę i spojrzała mu w oczy.
- Wtedy...kiedy się oświadczyłeś, ja się oświadczyłam, kiedy się sobie oświadczyliśmy, do cholery! Pomyliłam się. Nie będziemy żyć we dwoje do końca świata.
- Ja nie żartowałem z tym atakiem serca.
- Jestem w ciąży Severusie. Będziemy mieli synka. - Patrzył na nią, jakby czekał aż ktoś krzyknie
" prima aprilis ". Nic takiego jednak nie nastąpiło. Jego ukochana patrzyła na niego z nadzieją, a jej rumiane policzki powodowały, że zalała go czułość o jaką nawet by się nie podejrzewał.
Chwycił ją w ramiona i kręcił tak długo, aż oboje nie upadli na ziemię. Zaraz jednak zreflektował się, szybko podniósł narzeczoną z ziemi i zaniósł ją do łóżka. Obrócił się na pięcie i zniknął. Ponieważ jednak Hermiona przewidziała taką reakcję, skorzystała z ciszy i spokoju i zapadła w drzemkę.
Tak jak podejrzewała wrócił z całą zgrają rudzielców i kilka innymi osobami. Gratulacjom nie było końca. Podczas wakacji kobieta miała czas oswoić się z tą myślą i pokochać swój stan, więc tylko rozpłakała się ze szczęścia gdy w końcu przyjęła szczere życzenia z ust rodziny i przyjaciół.
Gdy wreszcie wszyscy sobie poszli, Severus objął ją i z tych objęć już nie wypuścił.
Do końca świata.
Subskrybuj:
Posty (Atom)