piątek, 31 października 2014
Rozdział 6
Dedykuję ten rozdział mojej kochanej Paulince.
Choć fizycznie dzielą nas kilometry,jest dla mnie jak siostra której nigdy nie miałam;)
Dziękuję Ci kochanie;***
Stanęła jak wryta.Mężczyzna od razu podniósł się z fotela.
-Hermiona!-Podbiegł do niej i chwycił ją w ramiona okręcając.Nawet nie wiedziała kiedy łzy popłynęły jej z oczu.Gdy wreszcie postawił ją na ziemi,jeszcze chwilę trzymał ją w ramionach bez słowa. Severus przewrócił oczami w irytacji,na co Dyrektor zachichotał.Dostał w zamian mordercze spojrzenie.
-Skończyliście?Nie mam całego dnia.-Głos Severusa przebił się przez wzruszenie dziewczyny,więc szybko odsunęła się od Wiktora.
-Usiądźcie proszę.-Dumbledore wskazał dwa pozostałe fotele.Zaczerwieniona dziewczyna usiadła i spuściła wzrok wciąż nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje.
-Zebrałem nas tutaj,bo mam do omówienia parę spraw.Po pierwsze,witamy nowego nauczyciela latania.-Uśmiechnął się do Bułgara.W tym momencie wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.
-Oszalałeś?-Snape krzyknął na co Krum tylko delikatnie się uśmiechnął.
-Wiedziałem Dyrektorze że tak będzie.Nie wszyscy uwierzą w to,że wcale nie byłem smierciożercą.
-Bo nim byłeś!
-Ty też Snape,pamiętasz?
-Na czyjeś wyraźne polecenie!
-Może ja też?Nie pomyślałeś o tym co?-Krum uśmiechnął się krzywo,posyłając Mistrzowi Eliksirów zirytowane spojrzenie.
-Dumbledore,chyba nie sądzisz,że..
-Spokój Severusie,wiem co robię.Podamy Wiktorowi Veritaserum,które zgodził się przyjąć dobrowolnie.
-Ha...a miał wybór?
-Nie bądź niemądry,nie przyjąłbym do szkoły kogoś komu nie ufam.
-Jak chcesz,ale nie oczekuj ode mnie,ze się z tym pogodzę.
-Nie martw się,nie będę ci wchodził w drogę.-Wiktor poczuł się zobligowany do odezwania się.
-Lepiej żeby tak było.-Obaj panowie patrzyli tylko na Dyrektora mimo,że zwracali się do siebie.
Hermiona do tej pory cicha,w końcu nie wytrzymała tej ich pyskówki.
-Ktoś mi powie,po co tu jestem?
-Oczywiście moja droga.Poprosiłem cię tutaj,bo zależy mi na twojej opinii w tej sprawie.Znałaś Pana Kruma za czasów Turnieju Trójmagicznego,więc na pewno powiesz coś na ten temat.
-Jaki temat?-Dziewczyna wyglądała na lekko zdezorientowaną.
-No czy Pan Krum zasługuje na drugą szansę i czy jest wart zaufania.
-No to już jest śmieszne Albusie!Będziesz pytał smarkuli,czy jej kochaś jest wart zaufania?-Furia w jego głosie,aż zmroziła pozostałych.
-Mój kochaś?Pogięło cię Snape?!-W mgnieniu oka znalazła się koło niego gotowa do rękoczynów.
-A jak to inaczej nazwiesz GRANGER?!-On również wstał i teraz mierzył ją wzrokiem.
-Przyjaźń?A no tak,skąd ty możesz wiedzieć jak to jest mieć przyjaciela.
-Nic o mnie nie wiesz!
-Bo nie chcesz,żebym wiedziała!Gdybyś tylko dał się poznać,wszystko byłoby inaczej.
-Bzdury!Jak sama powiedziałaś,ja nie wiem co to przyjaźń!-Otworzył drzwi i po prostu wyszedł.W pomieszczeniu nastała głucha cisza.W końcu Bułgar się odezwał.
-Mówiłem ci Albusie,że to nie jest dobry pomysł.
-Nie martw się Severusem,przejdzie mu.Potem z nim porozmawiam.-Machnął ręką. Hermiona wciąż stała oddychając cieżko. W końcu jednak usiadła i patrzyła w ścianę.
-Dlaczego on taki jest?
-Severus jest bardzo specyficzną osobą,jak zdążyłaś się już zorientować.
-Aż za bardzo.Dyrektorze,doceniam że liczy się Pan z moim zdaniem,oczywiście mogę zaświadczyć za dobre intencje Wiktora,ale chciałabym już wrócić do siebie.
-Oczywiście moja droga.Do zobaczenia na kolacji.
Gdy dziewczyna zamknęła za sobą drzwi,rzuciła się biegiem.Gdy tylko dotarła do swoich komnat wybuchnęła płaczem.Nie mogła pojąć dlaczego tak jest. Snape,z całą swoją gburowatością i nienawiścią do świata,był ostatnimi czasy najbliższą jej osobą.Dlaczego tak gwałtownie zareagował?Przecież to nic złego,że przyjaźniła się z Wiktorem!W zasadzie to podkochiwała się w nim,ale tego Nietoperz nie mógł wiedzieć...Było to tylko zauroczenie...
Sama nie wiedziała kiedy usnęła.Obudziła się grubo po 22.Wciąż bolała ją głowa od płaczu,więc postanowiła wyjść na błonia się przewietrzyć.Pomyślała o Norze.O chłopakach..o tym wszystkim co przeszli,o tych trudnych chwilach,które tylko cementowały ich przyjaźń.Ruszyła korytarzem,jeszcze lekko zaspana rozglądała się na boki,a gdy zorientowała się,że jest przed gabinetem Snape'a stanęła jak wryta.Podświadomie przyszła tutaj.Nie leżało jej,że znów się pokłócili i chciała to wyjaśnić,ale on na pewno już śpi.Cofnęła się z zamiarem zawrócenia na schody i wpadła na coś twardego.Gdy spostrzegła,że to coś ma twarz Mistrza Eliksirów i nienawiść w oczach,aż się wzdrygnęła.
-Ja..ja..
-Brawo,jak zwykle wiesz co powiedzieć.Co tutaj robisz?
-Szłam na błonia na spacer.-Zmierzył ją dziwnym spojrzeniem.
-O dziesiątej?Cierpisz na bezsenność?A może lunatykujesz?
-To nie Pana sprawa!
-Znów to samo?
-Nie lubię się kłócić,ale zachowałeś się jak dziecko!
-Czyli tak jak ty?-Parsknął śmiechem.
-To nie jest zabawne,czemu tak zareagowałeś?Przecież to że się przyjaźniłam z Wiktorem to nie grzech a już na pewno nie twoja sprawa.
-Masz racje,ale Krum robił w życiu tyle złych rzeczy!
-Skądś to znasz co?Nie,przepraszam to źle zabrzmiało.
-Skończ!Zejdź mi z oczu.
-Nie Severusie!Nie zamykaj się na mnie,proszę...Ja bardzo się cieszę,że będziemy ze sobą współpracować i nie mogę znieść myśli,że znów się kłócimy.
-Mną się nie przejmuj,ja nie mam serca pamiętasz?
-Przestań!Dlaczego nie możemy normalnie rozmawiać,dlaczego nie możesz mi zaufać i się otworzyć?Gdzie się podział ten mężczyzna z listów?
-Może on nigdy nie istniał?
-Mylisz się.Istniał i chcę,żeby wrócił.-Popatrzyła mu hardo w oczy.
-Przykro mi.Nigdy nie będziemy przyjaciółmi.Istnieje zbyt wiele spraw co do których się nie zgadzamy.Poza tym widzę,że masz problem z moim smierciożerstwem,a Krumowi jakoś bardzo szybko przebaczyłaś.
-Otwórz.
-Co?-Spojrzał na nią bardzo rozkojarzony i rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś co rzekomo miałby otworzyć.
-Drzwi.
-Po co?
-Pójdziemy,usiądziemy i porozmawiamy jak dorośli ludzie,którymi jesteśmy.
-Nie będziesz mną sterować!
-Dobrze,żegnam.-Ruszyła przed siebie wręcz nie posiadając się z gniewu.
-Wracaj.-Odwróciła się i pomaszerowała za nim do gabinetu.Usiedli w fotelach i nastała cisza.
-Więc?-Spojrzała na niego sceptycznie,nie wiedząc czego może się spodziewać.
-Posłuchaj.Jak wiesz,byłem w szeregach Voldemorta na polecenie Dumbledore'a. Moją przeszłość znasz.Robiłem okropne rzeczy,jednak większość członków Zakonu wybaczyła mi to,za zasługi po wojnie i w trakcie.Niczego tak nie żałuję,jak całej tej niewinnej krwi przelanej przez moje błędy.Nie ma dnia bym nie miał koszmarów z nimi wszystkimi.Ja sam nigdy sobie tego nie wybaczę,ale musisz zrozumieć,że robiłem to co było konieczne.Ni mniej ni więcej.Gdybym mógł,zrobiłbym kilka rzeczy inaczej,ale...to wszystko co się wydarzyło zrobiło ze mnie takiego człowieka jakim jestem.
Owszem,zgorzkniałego,cierpiętnika,nienawidzącego najbardziej siebie samego,ale chyba nie jestem w niczym gorszy od Kruma?
-Nigdy nawet bym tak nie pomyślała.
-To dlaczego jemu wybaczasz winy a mnie nie?!
-To nie tak.Wiktor...on jest dobrym,czułym,serdecznym przyjacielem,nigdy na mnie nie krzyknął ani nie obraził.
-Prawdziwy z niego lowelas co?
-Nie żartuj.
-To że nie jestem czułym,serdecznym przyjacielem,czyni ze mnie większego zbrodniarza?Czy może to,że kochasz się w Krumie?-Dziewczyna momentalnie się zaczerwieniła,co powiedziało Severusowi wszystko co chciał wiedzieć.
-Nie kocham się w nim.
-To dlaczego tak zaciekle go bronisz?
-Gdybyś mi pozwolił i była taka potrzeba,ciebie też bym tak broniła.Odpuść wreszcie.Chce się zaprzyjaźnić czy to tak wiele?-Gdy na niego spojrzała wyraźnie się odprężył.
-Więc mam ci uwierzyć,że chcesz zaprzyjaźnić się z dupkiem z lochów,który nigdy nie doceniał twojej pracy,krzyczał, obrażał cię i wymordował więcej mugolaków niż widziałaś w życiu?
-Wierzę,że pod tą skorupą jest ktoś wart tej przyjaźni.
-Dobrze więc,ale nie oczekuj,że będziemy urządzać sobie piżama party i malować nawzajem paznokcie.-Parsknęła śmiechem,ale spojrzała na niego poważnie.
-Przecież wiem,że śpisz nago,a tego już bym nie zniosła.
-Dlaczego już zacząłem żałować,że w ogóle z tobą rozmawiam?
-Bo mnie kochasz?-Zatrzepotała zalotnie rzęsami,po napiętej atmosferze nie było śladu.
-Noo tak coś sobie przypominam,w takim razie zapraszam do sypialni.-Dziewczyna przewróciła oczami i wstała z fotela.
-Idę spać.
-Samych koszmarów.
-Czarujący jak zawsze.-Pokazała mu język.
-O proszę znów mamy 5 lat co?Mówię ci to się nie uda.Jesteś zbyt młoda i nieopierzona,a ja za stary,widziałem już wszystko,przeżyłem dwie wojny,co "przyjaźń z tobą" miałaby zmienić?
-Potrzebujesz mnie.-Prychnął.
-Ja?Ja nikogo nie potrzebuje.
-Tak jak nie potrzebowałeś Evans?
-Nawet o niej nie wspominaj.-Od razu zrobił się czerwony na twarzy.Wiedziała,że trafiła w 10.
-A tu cię boli.Czyli jednak nie wybaczyłeś sobie jej śmierci co?Kiedy się nauczysz,że nie wszystkich da się uratować?Że są ofiary,które trzeba ponieść,no i....kiedy otworzysz serce na kogoś innego?
-Moje serce leży w Dolinie Godryka.-Powiedział to bardzo cicho,zbolałym głosem pełnym jadu.
-Wcale nie musi tak być.-Spojrzała na niego łagodnie.Jego oczy,czarne jak węgiel,wyrażały cały smutek jaki nosił w sercu.Zbliżyła się do niego z zamiarem przytulenia,ale od razu uciekł w bok.
-Nie mąć mi w głowie.Całe życie byłem sam i nie chce żadnych zmian.Rozumiesz?Nie wiem co ubzdurałaś sobie w tej pustej głowie,ale nie da się przyjaźnić z kimś,kto nie ma uczuć!
-Skoro nie masz uczuć,to dlaczego aż tak bardzo się denerwujesz?
-Bo mnie wkurzasz?Doprowadzasz do furii tym swoim gadaniem?Wyjdź.Cała ta farsa była błędem.Nie rozumiesz mnie.Przez parę listów,wydaje ci się,że wiesz o mnie wszystko.A jak ci się wydaje,dlaczego w moim życiu nigdy nikogo nie było?Bo nikt przy zdrowych zmysłach by przy mnie nie wytrzymał.Tylko Dumbledore mnie akceptuje,ale on po prostu wykorzystuje mnie na 200%,teraz jeszcze kazał mi cię pilnować.-Jej spojrzenie przeszyło go na wylot.
-Wróć.Co ci kazał?Pilnować mnie?A co ja mam 5 lat?
-No czasami tak właśnie się zachowujesz.
-Twoje poczucie humoru zawsze będzie dla mnie zagadką.
-I bardzo dobrze.Nie histeryzuj.Mam mieć na ciebie oko.Większość dzieciaków z 6 i 7 roku będzie cię kojarzyć z gazet i ze szkoły,więc trzeba wybadać czy przypadkiem nikt nie ostrzy na ciebie zębów.
-Gdyby ktoś chciał mnie skrzywdzić,zrobiłby to podczas ostatniego roku.
-Nie koniecznie.Z resztą przekonamy się.
-Wszystko to jest popieprzone, idę spać.
-Zważaj na język Granger.-Podszedł do niej i położył jej ręce na ramionach.Przez jedną sekundę była pewna że ją pocałuje.Sama nie wiedziała skąd taka irracjonalna myśl jej przemknęła,ale zaraz ją od siebie odepchnęła.On tylko obrócił ją przodem do drzwi i popchnął delikatnie.
-Żegnam.
-Z czasem zmienisz zdanie,ja jestem tutaj w razie czego.
-Nie łudź się.Jestem twoim byłym profesorem,ty byłą uczennicą,tak to zostawmy.
-Zobaczy się.
Gdy dziewczyna wyszła na pusty korytarz od razu poczuła się pusta i samotna.Dziwiło ją to.Z całym szacunkiem ale Snape zachowywał się jak rozkapryszona małolata.Ale cóż jeszcze trochę nad nim popracuje i może wreszcie uda im się dojść do porozumienia.Ruszyła przed siebie,gdy poczuła,że ktoś łapie ją i ciągnie w głąb korytarza.Momentalnie spojrzała w tęczówki,które rozpoznałaby wszędzie.
-Wiktor!
-Cii nie krzycz.-Objął ją ramieniem.
-Stęskniłem się za tobą,nawet nie wiesz jak bardzo.
-Ja też...dlaczego nie dałeś mi znać,że wracasz?
-Nie mogłem Dyrektor zabronił.
-Taaak.To było do przewidzenia. Dumbledore i jego gierki.-Mężczyzna nic nie odpowiedział,tylko pocałował ją gwałtownie.Nie odpowiedziała na jego pocałunek,tylko patrzyła okrągłymi z niedowierzania oczami.
-Dlaczego to zrobiłeś?
-Bo mi na tobie zależy.
-Ale..nie możemy być razem,wiesz o tym?
-Dlaczego?Chodzi o tego brudnego śmierciożercę?
-Snape'a?Nie.Ja po prostu też będę tu uczyć i nie mogę sobie pozwolić na romansowanie w pracy.Rozumiesz?Mam zbyt wiele do stracenia.-Mówiła spokojnym wyważonym tonem,ale coś nie dawało jej spokoju.Dlaczego Bułgar wspomniał o Snapie?Był zazdrosny?
-Dobrze,ale mogę próbować cię przekonać?
-Och Wiktorze.-Przewróciła oczami.
-Pozwól mi chociaż odprowadzić cię do pokoju.
-Tylko odprowadzić?
-Tak tak.-Chwycił ją pod rękę i odeszli w stronę schodów.
Następnego dnia obudziły ją promienie wschodzącego słońca.Przeciągnęła się,wstała i rozpoczęła poranną toaletę.Na śniadanie zeszła w wyśmienitym humorze.Nie dość,że wreszcie ruszyła na przód w sprawie Snape'a to jeszcze wyjaśniła sprawy z Wiktorem.Choć co do tego ostatniego nie była pewna.Bułgar słynął z licznych podbojów,raczej nie był typem osoby stałej w uczuciach.Ale podobał jej się i to bardzo.Mogłaby godzinami patrzeć w jego zielone oczy.Tylko problemem była praca.Nie można całe życie rozmawiać o Quiddichu. Hermiona potrafiła zrozumieć tę chorobliwą fascynację jaką podzielali również Ron i Harry,ale żeby myśleć tylko o tym?Tego nie mogła zaakceptować.Gdyby Wiktor mógł rozprawiać o wydarzeniach ze świata-nie tylko sportowego,o miksturach,o siłach przyrody,gdyby był bardziej dowcipny,gdyby był bardziej...bała się tego stwierdzenia-Snape'owaty. Przeraziła się nie na żarty.Jeśli już zaczęła ich porównywać,to musi być na serio pieprznięta. Severus był nauczycielem tak?Tylko relacje zawodowe wchodzą w grę,żadne więcej.Nie żeby chciała jakiś innych,ale gdyby to i tak nie było na to szans.On był dupkiem.I to najgorszym z najgorszych.Obrażał ją,zawsze miał jakieś "ale" i choć miał wspaniały umysł,był po prostu zbyt zamknięty w sobie.Nie można się zbliżyć do kogoś kto tego nie chce. Pozostawała jeszcze różnica wieku.Te nie bagatelka 20 lat...robiło swoje.Choćby nie wiem jak się starała,nigdy nie będzie tak dojrzała jak on i pewnie nigdy nie dostanie jego akceptacji.Nie żeby jej na tym zależało,ale jakby...
Pokręciła z niedowierzaniem głową,ubolewając nad swoimi myślami.Czy naprawdę aż tyle myśli poświęcała Nietoperzowi?
Ubrała bardzo dopasowany strój,jakiego Hogwart jeszcze nie widział.Spódnica bombka przed kolano,czerwony sweterek na guziki i balerinki.Delikatny makijaż dyskretnie podkreślający jej urodę,nałożyła oczywiście mugolskimi sposobami.
Zeszła do Wielkiej Sali jak zwykle w pośpiechu.Od razu dostrzegła Dyrektora,obok niego Severusa,z przyjemnością zanotowała,że umył włosy,a obok niego Wiktor.Zdziwiło ją to,ale zaprzątała sobie głowy dziwnymi podejrzeniami.Skinęła Snape'owi głową i delikatnie uśmiechnęła się do przyjaciela. Snape pochwycił jej uśmiech,skrzywił się i odezwał jak zwykle zrzędliwym głosem.
-Granger chodź tutaj.
-Hermiona.
-Wiem jak masz na imię głupia. Krum ustąp jej miejsca,widzę,że już zjadłeś.
-Po co?Może usiąść obok mnie.
-Muszę z nią porozmawiać,a tak się składa,że to poufna rozmowa.
-Hermiona mi ufa.-Spojrzał na niego hardo.
-Ale ja nie.Zmiataj stąd.-Bułgar chciał jeszcze coś powiedzieć,ale pod piorunującym wzrokiem Hermiony zamilkł.Wstał i ruszył do wyjścia.Dziewczyna miała ochotę pobiec za nim,ale była za bardzo ciekawa,co też Mistrz Eliksirów miał jej do powiedzenia.Usiadła,sięgnęła po tosty i dżem i zaczęła jeść.Gdy kończyła drugi,cisza jej już ciążyła.
-Odezwiesz się w końcu?
-Po co?-Severus spojrzał na nią z chytrym uśmieszkiem.
-Noo podobno chciałeś ze mną o czymś bardzo ważnym porozmawiać.Tak ważnym,że musiałeś wygonić Wiktora jak jakiś paw.-Ku jej konsternacji Snape zachichotał.
-Proszę cię.Nie jesteś Einsteinem,ale chyba domyśliłaś się,że kłamałem.
-E?
-Nie lubię go,nie dość,że muszę znosić go na korytarzach i patrolach,to jeszcze mam jeść w jego towarzystwie?Nie ma mowy.Wykorzystałem cię jako wymówkę.Wybacz.Wystroiłaś się dla niego,a tu takie rozczarowanie.
-Wcale nie dla niego!
-Tak?To może dla mnie?
-Śnisz Snape. Po prostu lubię dobrze wyglądać.
-Tak?To daj znać kiedy to będzie.-Niewiele myśląc dziewczyna walnęła go w plecy.
-Nie obrażaj mnie Snape!
-Chciałaś się przyjaźnić,proszę.Tak wygląda przyjaźń ze mną.
-Jesteś dupkiem.
-Miód dla moich uszu.
-Nienawidzę cię.
-Dobrze,wzajemnie.Powściągnij tą nienawiść jak będziesz się prezentować.
-Jak to prezentować?
-Noo musisz odegrać przede mną modelową lekcję,a ja cię ocenię.
-Ani mi się śni.
-Musisz.
-Zmuś mnie.-Mężczyzna wstał,chwycił ją za rękę i pociągnął w kierunku wyjścia.W połowie schodów wyszarpnęła się i niestety potknęła o własne nogi.W porę jednak złapał ją i przygarnął do siebie.
-Gdybym wiedział,że nie jesteś w stanie sama przejść takiego odcinka to pobiegłbym po Wiktora,on by cię chętnie zaniósł do lochów,ale ja nie mam zamiaru tego robić.Rusz się.
Resztę drogi pokonali w milczeniu.Dziewczyna w głowie układała plan na te prowizoryczne zajęcia.
Gdy wreszcie dotarli Snape wyczarował sobie cynowy kociołek,krzesło i ławkę. Hermiona podeszła i już miała zacząć od przedstawienia się,gdy ręka Mistrza Eliksirów wystrzeliła w powietrze a on sam zaczął się wiercić na krześle.Dziewczyna zrobiła zdezorientowaną minę.
-E Severus?-Mężczyzna wyglądał jakby właśnie jego marzenia się spełniły,głosem ociekającym entuzjazmem zaczął swój monolog.
-Nazywa się Pani Hermiona Wiem-to-wszystko i jest profesorką z przymusu,te zajęcia nie będą tak dobre jak te z Profesorem Snape'em,ale jakoś je przecierpię.-Teatralnie westchnął i usiadł już normalnie.
-Serio?Tylko na tyle cię stać?
-Właśnie tak wyglądałaś przez ostatnie kilka lat życia.Ciągle musiałaś odpowiadać jakby od tego zależało twoje życie.
-Przecież prawie zawsze mnie ignorowałeś.
-Właśnie.Nie znoszę tego twojego paplania.
-Jaaasne,nie mogłeś znieść myśli,że ktoś robi eliksiry tak dobrze jak ty i wie prawie tyle co ty.-Była to prawda,ale on nie miał zamiaru się do niej przyznawać.
-Nie pochlebiaj sobie.-Prychnął.
-Słuchaj.Tyle lat mnie nie doceniałeś,sam to przyznałeś.Ale teraz już będziesz musiał.
-Niby dlaczego?
-Bo na to zasługuje.
-A ja zasługuje na miłość,rodzinę i szczęśliwe życie,myślisz że mam którąkolwiek z tych rzeczy?
-Wreszcie!Wreszcie przyznałeś,że zasługujesz na szczęście!
-Ale go nie dostane.-Wydawał się być dziwnie zasmucony tą rozmową.
-Dlaczego?
-Bo jedyna osoba,która mogła mi dać szczęście,nie żyje.
-A ty dalej o niej?!
-Skończ.
-Człowieku,przestań żyć przeszłością.Nie wrócisz jej życia.
-Jesteś młoda i tego nie rozumiesz,ale coś ci powiem.Jeśli kiedyś byłaś zakochana to wiesz jakie to uczucie,ale czy chłopak którego darzyłaś uczuciem żyje?Założę się,że tak.Nie wiesz co to znaczy żyć ze świadomością,że jedyna osoba jaką pokochałaś nie żyje,przez ciebie.Nie wiesz i się nie dowiesz,a ja wiem i ledwo mogę patrzeć w lustro. Dlatego nigdy więcej nikogo nie pokocham,to za bardzo boli i jest zbyt ryzykowne.
-Bredzisz.Wojna się skończyła,możesz poznać jakąś śliczną dziewczynę i założyć rodzinę.
-Ty chyba kpisz.Spójrz na mnie.Jestem szkaradny,mam na sobie więcej blizn niż jestem w stanie zliczyć,kto chciałby kogoś tak zdezelowanego?
-Ja.-Spojrzała na niego nieśmiało.
-Co?
-Och nie w tym sensie!Gdybym była starsza,bardziej doświadczona,nie znała twoich dziwactw i nienawiści do wszystkiego,gdybyśmy minęli się na ulicy,na pewno zwróciłabym na ciebie uwagę.Na twoje obsydianowe oczy,grację ruchów i wręcz arystokratyczną postawę.-Gdy usłyszała,że parska śmiechem spojrzała na niego zaskoczona.
-Czy ty mnie podrywasz?
-Przestań to insynuować,po prostu chcę ci wytłumaczyć,że powinieneś gdzieś wyjść poznać kogoś.
-Teraz to już jesteś śmieszna.
-Wcale nie.
-Owszem. Severus Snape nie chodzi na randki.
-Ale może zacząć.
-Nie nie może.
-Przestań być tak uparty.Nie zniosę myśli,że będziesz wciąż tym samym dupkiem z lochów,który nie wie co to szczęście i szczery uśmiech.
-Co ci tak zależy,mi jest dobrze tak jak jest.Posłuchaj...-Chwycił ją za rękę.A to nowość,jeśli ktoś unikał kontaktu fizycznego jak ognia był to Snape.-Dziękuję,że się o mnie troszczysz,ale miałem już matkę,drugiej nie potrzebuje.
-A czy twoja matka zrobiłaby coś takiego?-Nachyliła się w jego stronę,działając instynktownie Severus również się pochylił.Spojrzeli sobie w oczy z niedowierzaniem.W tym momencie nad ich głowami rozległa się eksplozja i pękła ściana zaraz koło nich. Hermiona upadła,a Snape zasłonił ją swoim ciałem.
środa, 29 października 2014
Rozdział 5
Rozstania są ciężkie,ale powroty również.
Wtorkowy poranek Hermiona spędziła w dość ciekawy sposób.Mianowicie,przebierała się po dziesięć razy.Ciągle coś jej nie pasowało,albo wyglądała jak była uczennica,albo kobieta do towarzystwa.Zależało jej na poważnym wyglądzie młodej kobiety,takie wrażenie chciała zrobić na Profesorze Dumbledorze i Profesor McGonagall.Liczyła natomiast,że nie spotka Snape'a tak jak zapowiedział.Wciąż było jej głupio,że pocałowała go w policzek.Zrobiła to jako dowód wdzięczności,za gest z wisiorkiem lwa.Sam fakt,że podarował Harremu coś,co dla niego musiało mieć ogromną wartość sentymentalną,robił wrażenie.Dziewczyna czuła jednak,że było tu coś jeszcze.Tak jakby Severus wreszcie pogodził się z tym,że Lily odeszła i nie musi jej już opłakiwać.Może wreszcie zacznie żyć jak człowiek a nie jak mnich i wieczny żałobnik.Uśmiechnęła się do swoich myśli i zgarnęła włosy w wysoki kok.Po chwili jednak rozpuściła je,rzuciła ostatnie spojrzenie swojemu odbiciu i wyszła z sypialni.Na dole jak zawsze rano panował gwar.
Część domowników jeszcze nie wyszła do pracy,a część jak Ginny,Harry i Ron dopiero budziła się nad kubkiem gorącej kawy.Gdy dziewczyna weszła do kuchni i krzyknęła "Dzień dobry!" wszystkie głowy odwróciły się w jej stronę.Mężczyźni zlustrowali ją od stóp do głów,kiwając z uznaniem.Przysiadła się do śniadania,ale i tak była zbyt zdenerwowana by coś przełknąć. Ginny patrząc na nią uważnie,zdecydowanie chciała jej coś powiedzieć.W końcu chyba zrezygnowała z podchodów ,głośno i wyraźnie powiedziała:
-Skop im tyłki Miona!
-Ginny!Grzeczne dziewczyny nie używają takiego języka.-Choć głos Pani Weasley był zrzędliwy,widać było,że podziela zdanie córki.
-Poradzisz sobie Hermiono.-Gryfonka uśmiechnęła się z wdzięcznością i zaczęła wstawać od stołu.Zaraz jednak Harry usadził ją z powrotem i pospiesznie wybiegł po schodach.Gdy wrócił,miał w rękach drobne pudełeczko.Wyciągnął je przed siebie i uśmiechnął się nieśmiało do swojej przyjaciółki.
-Złożyliśmy się na nie,jakby ci się nie podobało,można wymienić.-Zaintrygowana dziewczyna otworzyła pudełeczko.W środku na atłasowej poduszce leżało piękne złoto-czarne pióro.Obok ułożony był pojemniczek na tusz z wygrawerowanym "JESTEŚ NAJLEPSZA"-złotymi literami. Hermiona spojrzała na twarze swoich przyjaciół i poczuła łzy pod powiekami.Ściskając Harrego zaczęła dziękować im z całego serca.Podeszła kolejno do każdego i wszyscy życzyli jej powodzenia.
-W razie czego,możesz po prostu wsadzić je Snape'owi w oko.-Powiedział Ron,przy akompaniamencie śmiechów pozostałej trójki.
-Będziemy tęsknić,wpadaj kiedy tylko chcesz.-Ginny również otarła łzy i znów przytuliła się do starszej koleżanki.By do końca nie rozmazać makijażu,który tak misternie nakładała od 6 rano,Hermiona weszła do kominka i krzyknęła "Hogwart".
Nie sądziła,że miejscem w które ją przeniesie będzie kuchnia,ale lepsze to niż nic.Przeszła szybko w kierunku Wielkiej Sali,zastanawiając się,kiedy jej bagaże tutaj dotrą.Udała się na drugie piętro,do gabinetu Profesor McGonagall,ale nie zastała jej.Postanowiła więc zrobić sobie wycieczkę krajoznawczą.Nie przeszkadzał jej fakt,że znała ten zamek jak własny dom.Wręcz przeciwnie.Bardzo cieszyła się,że może znów przechadzać się jego korytarzami.Wdychać znajomy zapach magii i środka do czyszczenia podłóg,ale również,że wreszcie jest w miejscu do którego pasuje w pełni.To tutaj przeżywała swoje małe sukcesy,pociła się nad kociołkiem,godziła pokłóconych przyjaciół i zakochiwała się.Wróciła myślami do Wiktora.Gdzie jest?Co teraz robi?Wiedziała,że był poszukiwany,podejrzewano go o czynny udział w służeniu Czarnemu Panu,ale Hermiona w to nie wierzyła.Bułgar może i był lekko mrukliwy i skryty,ale miał raczej słowiczą duszę.Nie zdradził by ich.Gdziekolwiek był,życzyła mu jak najlepiej.
Gdy dotarła do chatki gajowego,od razu przypomniało jej się,o co podejrzewali ze Snape'em Hagrida i Profesor McGonagall.Uśmiechnęła się i zajrzała do środka.Nikogo tam jednak nie było.Lekko zirytowana ruszyła z powrotem do zamku z nadzieją,że gdziekolwiek Minerwa wyszła,zdążyła już wrócić.Gdy wspinała się po kamiennych schodach,aż ją zmroziło.Z wyższego piętra schodził Severus Snape.Jak zwykle zamaszystym krokiem przemierzył dzielącą ich odległość i stanął jak wryty.
-Granger?
-Eeee słucham?
-Jak zwykle elokwentna.-Zlustrował ją od góry do dołu i spojrzał jej w oczy.
-Ale się wystroiłaś,czyżbyś planowała odbić Minerwę z rąk Hagrida?-Dziewczyna zaśmiała się perliście,słysząc ten zamaskowany komplement.
-Nie,ale gdybym wolała dziewczyny,myśli Pan że miałabym u niej jakąś szansę?-Profesor znów zmierzył ją wzrokiem.
-Jeszcze dziś byłaby twoja.-Pod jego czujnym wzrokiem dziewczyna zaczerwieniła się ogniście i uciekła spojrzeniem w bok.To przekomarzanie się sprawiło,że zaczęła się denerwować.
-Jest Pan zajęty,nie będę zatrzymywać.
-A ty dokąd?
-Ja...no miałam się spotkać z Profesor McGonagall,ale wcześniej jej nie zastałam.
-Nic dziwnego.Minerwy nie ma.Pojechała z naszym gajowym na zakupy.-Spojrzenie ogromnych oczu brązowowłosej kazało mu parsknąć śmiechem.
-Wiem,też mnie to śmieszy,no ale cóż.-Wzruszył ramionami i już miał ją wyminąć,gdy zaczęła się jąkać.
-To kto w takim razie wytłumaczy mi wszystko,pokaże i w ogóle dlaczego wyjechała wiedząc,że ma się ze mną spotkać?
-Nie martw się,ja mam chwilę.O resztę możesz ją zapytać jutro.
Bez słowa ruszyła za nim do lochów.
Gdy dotarli do jego komnat,które jak zauważyła,już nie były zabezpieczone zaklęciem,zrobiło jej się chłodno.Nie pomyślała,że będzie siedzieć w podziemiach.Tutaj bluzka na ramiączkach i mini spódnica wydawały się być o wiele za skąpym strojem,nie tylko dlatego,że było zimno.
Wiele razy była w jego prywatnych komnatach,dlatego z wrodzoną sobie ciekawością zaczęła porównywać co się tu zmieniło od jej ostatniej wizyty.Zauważyła,że wiele tomów leży na każdym możliwym skrawku podłogi i mebli-oznaka,że czegoś szukał i się zastanawiał.Znała go już na tyle,że wiedziała,co to oznacza. Severus też był perfekcjonistą.Prawie nigdy nie prosił się nikogo o pomoc,a skoro panował tu bałagan,coś musiało nie dawać mu spokoju.Przysiadła na fotelu koło biurka,podczas gdy Mistrz Eliksirów szukał czegoś w szufladzie.W końcu w triumfalnym geście uniósł ręce pełne papierów.
-Tu masz plan swoich lekcji,tu harmonogram patroli nocnych,wykaz książek dla pierwszych i drugich klas i kilka niezbędnych informacji odnośnie prowadzenia lekcji.Jakby coś,to drogę do lochów znasz.-Patrzyła na niego oniemiała.
-Skąd Pan to ma?Przecież miała mi to wszystko wręczyć Minerwa.
-Musisz marudzić?Mam to mam i koniec.Jak ci się nie podoba,to na mnie naskarż.Obawiam się jednak,że Dyrektor jest zajęty.
-Czym?
-Ani ja nie chce o tym mówić,ani ty nie chcesz o tym słyszeć.Chyba,że lubisz mieć koszmary nocne z Dyrektorem i Sybillą w roli głównej.-Dziewczyna znów poczuła,że się rumieni.Sam Snape z kolei się wzdrygnął i zaczął porządkować biurko. Gryfonka poczuła,że spotkanie skończone i wstała.Chciała się grzecznie pożegnać i odejść,ale coś jej nie dawało spokoju.
-Mogę o coś zapytać?
-Skoro musisz.
-Dlaczego wyręczył Pan Profesor McGonagall?
-Nie dasz temu spokoju prawda?-Przewrócił oczami.
-Lubię wiedzieć.
-To już ustaliliśmy.-Uśmiechnął się do niej,z dozą czułości,która bardzo zaskoczyła młodą kobietę.-No więc skoro już musisz suszyć mi głowę,to było mi głupio,że odwołałem to spotkanie i kazałem Minerwie cię wprowadzić,a skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy,to stwierdziłem,że możemy się spotkać.Na gruncie zawodowym oczywiście.
-Oczywiście.
-Już?Wystarczy?
-Jak najbardziej...a tak właściwie,to gdzie są moje komnaty?Bo tego to mi Pan nie powiedział.
-Masz przygotowany pokój wraz z gabinetem na 3 piętrze koło obrazu z Henrykiem Wrzeszczącym.
-Czyli jest to gabinet....Slughorna?!
-Nie,on ma swój po przeciwnej stronie korytarza.
-Uff to dobrze,nie zniosłabym spania w pokoju,gdzie zawsze unosi się ten dziwny zatęchły zapach i woń brandy.
-Tak Horacy lubi sobie poeksperymentować.Dlatego ja mieszkam w lochach,tutaj jakoś zapachy się nie niosą.
-Ale jest Pan strasznie odcięty od innych,mnie by o przeszkadzało.
-Nie przyszło ci do głowy,ze ja po prostu lubię być sam?
-Nie.Nikt nie zniósłby towarzystwa tylko książek i mikstur.
-No to bardzo mi przykro,ale dokładnie taki los cię czeka przez najbliższy rok.
-W sumie to tak...ale jeśli Pan to znosi,to ja też dam radę.
-Zapamiętaj sobie jedno.Ja tego nie znoszę.Jest to droga którą sam świadomie wybrałem i która mi odpowiada.
-Nieprawda,nie wierzę w to.-Mężczyzna wzruszył ramionami.
-Nie musisz,ale taka jest prawda.
-To dlaczego tak chętnie odpisywał mi Pan na listy,zwierzał się...tak nie robi osoba,która chce wciąż być sama,tylko ktoś bardzo samotny...z konieczności.-Już gdy to powiedziała czuła,że znów przesadziła.
-Granger,to że wymieniliśmy kilka ckliwych liścików nie daje ci prawa do oceniania mnie,więc zrób mi łaskę i idź truć komuś innemu,ja muszę popracować.
-Przepraszam,znów powiedziałam za wiele.-Machnął ręką.
-Przynajmniej byłaś szczera.Ale naprawdę wynoś się już.
-Do zobaczenia na uczcie Profesorze.-Gdy była już przy drzwiach usłyszała jeszcze jego cichy melodyjny głos,który prześladował ją potem w snach.
-Nie bądź dzieckiem,mów mi po imieniu.
*
Resztę dnia Pani Profesor Hermiona spędziła na tworzeniu swoich ukochanych konspektów.Zrobiła ich po jednym dla danego semestru a potem skopiowała przy pomocy różdżki.Zadowolona oceniła efekt i postanowiła pozwolić sobie na filiżankę herbaty.W prowizorycznej kuchni jaką dysponowała,było ok 10 rodzajów herbaty.Zdecydowała się na silnie miętową.Zasiadła przed kominkiem i zorientowała się,że właśnie kończy się obiad w Wielkiej Sali.Pobiegła jak na złamanie karku.Gdy wkroczyła,Dyrektor właśnie wstawał.Na jej widok uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce.
-Moja droga,już myślałem,że Severus zagadał Cię na śmierć.
-Jak to?
-No jego też jeszcze dziś nie widziałem,a z tego co wiem,miał ci to i tamto wytłumaczyć.Nie ważne.Witaj z powrotem,wpadnij do mnie na herbatkę,około 18,teraz muszę pędzić.-Nie czekając na jakiekolwiek słowa,Dyrektor już ruszył do drzwi.Dziewczyna nie wiedząc co ze sobą zrobić zasiadła po lewej stronie od fotela Dyrektora i poczęstowała się nóżką kurczaka i brązowym ryżem.Gdy już zaspokoiła pierwszy głód uniosła wzrok i spojrzała na Wielką Salę w całej jej okazałości.Było to niezwykły widok. Hermiona poczuła dziwną chęć uszczypnięcia się,wciąż nie mogąc uwierzyć,że znów jest tutaj w szkole i za niedługo będzie mogła przelać swoją wiedzę do głów młodych czarodziejów.Myślała o tym niepokojem,ale również ogromną radością.Nauczanie zawsze było jej smykałką mimo to,trochę się denerwowała.Jakie czekają ją trudności?Czy podoła?No i czemu Dumbledore ze Snape'm tak nalegali,żeby wróciła?
-Ekhem.-Dziewczyna podniosła wzrok i spostrzegła koło siebie byłego nauczyciela,jak zwykle w swoich nietoperzowych szatach.-Zajęłaś moje miejsce....ale dobrze niech ci będzie,dziś możesz tu zjeść.
-Przepraszam.-Hermiona spłonęła rumieńcem i znów spojrzała na swój talerz.-W zasadzie to już skończyłam więc mogę...ustąpić miejsca.
-Nie może ci to przejść przez gardło?Aż tak się brzydzisz?
-Nie nie to nie tak...Severusie.-Jej głos niebezpiecznie zawibrował gdy wypowiadała jego imię.-Jej twarz już dosłownie płonęła.Gdy niepostrzeżenie usiadł koło niej poczuła się dziwnie nie komfortowo.
-Czuję miętę.
-Do mnie?-Uniosła brwi i spojrzała na niego zaskoczona.
-Nie.Od ciebie głupia.
-A tak.piłam miętową herbatkę,gdy zorientowałam się,że trzeba iść coś zjeść.
-I już idziesz?-Czy jej się wydawało,czy wyczuła rozczarowanie?
-Tak,muszę jeszcze uzupełnić konspekty i wypakować bagaże.
-W takim razie do zobaczenia o 18.
-U Dyrektora?Panu też kazał przyjść?
-Tak,MNIE też kazał przyjść.
-Po co?
-Przyjdziesz to się dowiesz.-Dodał to swoim zwykłym zrzędliwym tonem.
-W takim razie do zobaczenia.
Gdy dotarła do swoich komnat i przebrała się,spostrzegła że ma jeszcze co najmniej pół godziny czasu wolnego.Przejrzała notatki Severusa odnośnie zajęć.Severus....jak to dziwnie brzmi,móc wreszcie mówić do niego po imieniu.Jak równy z równym.Cieszyła się z tej zmiany,ale również była pełna obaw...w końcu takie skracanie dystansu między nimi,nie leżało w naturze Mistrza Eliksirów,ale jednak to zaproponował.Może wreszcie zaakceptował fakt,że są podobni i mogą wzajemnie sobie pomóc,a nawet uczyć się od siebie?Tak daleko jej marzenia nie wybiegały,ale cieszyła się z małych kroków.
Na miękkich nogach ruszyła do gabinetu Dyrektora,a gdy weszła zastała tam Severusa,Albusa i....Wiktora Kruma.
wtorek, 28 października 2014
Rozdział 4
Witajcie!
Bardzo mnie cieszy,że coraz więcej osób wchodzi,za co serdecznie dziękuję!
Pozostawcie po sobie jakiś ślad;)
Miłego czytania.
Gdyby można było życie przyrównać do kamienia, to jaki byłby Twój? Błyszczący, gładki, o intensywnej barwie? Czy może chropowaty, ostro zakończony, szary? Ludzkie istnienia nie są kamieniami odpowiesz. Bo gdyby były, nie miały by serc które czują, kochają, cierpią.
Severus siedział w swoich komnatach i wertował pewną księgę. Jego myśli powędrowały na piętro w domu państwa Weasley'ów. Czy Hermiona otrzymała już jego list? Sam się dziwił, że tak łatwo i miło pisywało mu się do niej. Tak naturalnie, że właściwie przelewał swoje myśli na papier, wysyłał za pomocą sowy i nerwowo oczekiwał odpowiedzi. Cały czas jednak bał się, czy przypadkiem nie przesadził. W końcu to, że już jej nie uczy, nie świadczy o tym że taki pisywanie do siebie jest w porządku. Choć w głębi duszy czuł, że jest. Z nią jedną mógł swobodnie rozważyć niektóre tematy, nie tylko naukowe. Rozumiała go, choć było to troszkę przerażające. Nadal oczywiście traktował ją jak smarkule, która nie wie co to życie, ale nabrał do niej trochę szacunku. Zasłużonego zresztą. Jej listy były nad wyraz dojrzałe, mądre i dowcipne. Gdyby nie wiedział kto jest ich nadawcą, pomyślałby,że znalazł bratnią duszę. Kogoś na tyle dojrzałego i " starego ", że potrafił zaakceptować jego dziwactwa, a równocześnie kogoś tak młodego, że tchnął tą młodością w niego samego. Bo właśnie tak ostatnio się czuł. Korespondencja przychodząca dzień w dzień, stała się głównym punktem jego rozkładu dnia. Gdy napisał już swoje zrzędliwe " wiecznie nienawidzący, życzy dobranoc" kładł się do łóżka by poczytać, ale rozpraszał się myślą, że zaraz ona przeczyta te słowa.Wyobrażał sobie jej reakcje i z tymi myślami zasypiał. Coraz częściej myślał o nieszczęsnym przyjęciu z okazji urodzin Harrego Pottera, gdzie przyjdzie im stanąć twarzą w twarz.
Jak ma się zachować? Surowo, wrednie, nauczycielsko? Czy może bardziej jak autor listów? Rozważny, ale też ironiczny, błyskotliwy? Sam nie wiedział, czy takimi epitetami by go określiła, ale chciał wierzyć, że tak. Czuł również, że ona zmieniła do niego stosunek po uratowaniu mu życia. Tak jakby dostrzegła w nim człowieka, którego kiedyś widziała tylko Lily. Człowieka wartego uwagi. Musiał też przyznać, że ich pisanie do siebie bardzo łechtało jego ego, bo skoro odpisywała, to znaczy że chciała tak? Nie wydawała się być osobą interesowną, więc raczej nie robiła tego aby coś zyskać, chyba raczej dla samej przyjemności pisania?
Jego rozważaniom nie byłoby końca gdyby nie fakt, że za niecałe 24 godziny musi stawić się w Norze w nieszczęsnym garniturze i jeszcze pasowałoby znaleźć dla solenizanta jakiś prezent. Nie miał najmniejszej ochoty, aby tam iść. Nie dość, że bał się konfrontacji z Granger, to jeszcze musi znosić tę zgraję dziwnych ludzi za którymi nigdy nie przepadał.
Nie zwlekając dłużej, zatrzasnął książkę i zabierając tylko różdżkę ze stolika ruszył do łazienki. Po odświeżeniu się, ogoleniu i przebraniu w komplet nieśmiertelnych czarnych szat, które Hermiona nazwała nietoperzowatymi,wyszedł na spotkanie z Dumbledore'm. Starzec siedział przy biurku i skrobał coś po pergaminie. Na jego widok uśmiechnął się dobrotliwie i wskazał fotel naprzeciw siebie. Severus bez słowa usiadł i czekał aż drugi mężczyzna się odezwie. Chwile mijały, a on nadal coś pisał. Mistrz Eliksirów zaczął się niecierpliwić. Przecież umawiali się na punkt południe tak? Jest już, siedzi, to czemu ten zdziecinniały staruszek pisze i pisze i go ignoruje? Musi zapytać o to Hermionę jak się zobaczą, to znaczy pod warunkiem, że będzie mógł z nią porozmawiać. A czemu miałby nie porozmawiać? Przecież będzie to zwykła pogadanka między Nauczycielem Obrony i Nauczycielem Eliksirów, ot takie tam ploteczki. Ploteczki? Snape opanuj się, zaczynasz zamieniać się w skretyniałego nastolatka!
- Severusie!
- Co? - Czarnowłosy zamrugał kilkakrotnie jakby dopiero co się obudził.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Snape wyglądał jakby zobaczył Świętego Mikołaja.
- Zrobiłem co?
- Wpuściłeś mnie do swojego umysłu..z własnej woli. Coś osłabiło twoją koncentrację, czy zrobiłeś to specjalnie bo chciałeś mi coś pokazać? - Snape nie potrafił zatuszować zakłopotania, ale tylko wzruszył ramionami i niby spokojnym tonem odpowiedział - Wpuściłem cię,a czemu pytasz?
- Bo zafundowałeś mi istny pokaz slajdów z Panną Granger w roli głównej.- Starzec puścił do niego oczko, a Snape mimo woli poczuł, że się czerwieni.
- Ja....Dumbledore! Wezwałeś mnie tu w konkretnej sprawie, czy po to że chcesz sobie poplotkować o Granger?
- Plotkowanie wam wychodzi chyba zdecydowanie lepiej.
- Jakim wam?! Proszę cię skończ pieprzyć i powiedz mi wreszcie co ja tu robię, muszę jeszcze przymierzyć garnitur.
- Spokojnie, jestem pewien, że Hermionie nawet twój nietoperzowy strój się spodoba.
- Wychodzę!
- Dobrze już. Wezwałem cię, gdyż chcę na przyjęcie Harrego przyprowadzić Ministerstwo, tzn Ministra, zastępcę i może sekretarza. Przedstawię im Hermionę jako nowego nauczyciela i zobaczymy co z tego wyjdzie. - Snape momentalnie pobladł.
- Dlaczego mam przeczucie, że będę miał w tym jakiś kretyński udział.
-Noo ty im ją przedstawisz.
-Przed chwilą powiedziałeś, że sam to zrobisz.- W jego głosie dało się wyczuć ostrzegawcze nuty.
- Ale po tym co zobaczyłem w twojej głowie, doszedłem do wniosku, że w twoim towarzystwie będzie się czuła swobodniej. Zresztą znów wracacie do współpracy, musicie na nowo się do siebie przyzwyczaić. Jeśli wiesz co mam na myśli.
- Celowo wszedłeś do mojej głowy prawda?
- Punkt 18 mój drogi. - Dyrektor posłał mu tylko rozbawione spojrzenie z nad okularów - połówek i wrócił do pisania. Snape widząc, że nic więcej nie wskóra, wrócił do lochów, cholernie zły na siebie i Granger. Na nią, ale na siebie o wiele bardziej. Jak mógł tak łatwo dać się komuś przebić przez swój mur? I wcale nie był pewien czy myśli o tym umysłowym, czy tym uczuciowym. Zaczynał wierzyć w to,że kasztanowłosej gryfonce udało się i jedno i drugie.
Następnego dnia przybył do Nory około godziny 14 sam nie wiedział dlaczego tak wcześnie,ale sam fakt,że się zjawił się o tak wczesnej porze,troszkę do dziwił.Powinien raczej się modnie spóźnić,aby potem mogli się z czegoś pośmiać z Hermioną.Znowu ta Hermiona!Masz przestać o niej myśleć Snape!Choć nawet głośno się za to okrzyczał,nie potrafił przestać.Jego myśli pędziły jak szalone.Musi się od niej odciąć,bo ona wpędzi go w kłopoty.Nie potrzebnie dał jej podejść tak blisko.Nie może dać jej się omotać.Jest sam,samotny i odosobniony,nie powinien tego zmieniać,jest dobrze tak jak jest.Ograniczy kontakt z Granger do tego zawodowego i tyle.Tak,plan doskonały,czy wykonalny zobaczy się później.
Wszedł do kuchni i z ulgą stwierdził,że przy stole siedzi tylko Potter.Chwilę później dołączył do niego Artur.Choć Potter patrzył na Severusa z rezerwą i jakby zaciekawieniem,nie odezwał się wcale.Tak więc Mistrz Eliksirów postawił przed nim małą sakiewkę z błyszczącego,fioletowego materiału.Wybraniec spojrzał na niego zaskoczony,ale gdy drugi mężczyzna nawet nie mrugnął,chwycił woreczek i wyciągnął jego zawartość.W jego dłoni znalazł się maleńki wisiorek w kształcie lwa.Nie był to magiczny przedmiot.Zwierze się nie poruszało nie było również zaczarowane ręką czarodzieja,ale gdy Harry przejechał palcem po grzbiecie i grzywie kota,poczuł dziwne ciepło w palcach.Uniósł pytający wzrok na Severusa.Ten z dziwnie zamglonym wzrokiem spojrzał lekko ponad jego głową i ze ściśniętym gardłem odezwał się.
-Nie byłem pewien co ci dać.Natrafiłem na niego przy porządkach.Na pewno chciałaby,żebyś to ty go miał.-Oczy młodego chłopaka rozszerzyły się i nabrały niezdrowego zielonego blasku.
-To....to należało do mamy?
-Kupiła go na pierwszej wycieczce do Hogsmeade. Podarowała mi go,na znak przebaczenia..pewnych rzeczy...
-O których nie chcę wiedzieć.Wiem,co Pan zrobił dla Zakonu i dla mnie więc...reszta się nie liczy,dziękuję Profesorze.
-Mów mi Severus.-Chłopak tylko skinął głową i wyszedł z kuchni.Obecny w pomieszczeniu Artur spojrzał na czarnowłosego mężczyznę z podziwem i poklepał go po ramieniu również wychodząc.Koło schodów minął się z Hermioną,która od razu na niego naskoczyła.
-Widział Pan Erola?Wiedziałam,że nie trzeba go posyłać,ale Hedwiga poleciała z innym listem,a jak zabłądził,co jeśli Severus nie dostał mojego listu?-Słysząc jej zrozpaczony ton,mężczyzna,choć bardzo chciał ją odtrącić i się odciąć nie mógł się powstrzymać słysząc pieszczotliwą nutę w jej głosie.
-Dotarł.-Dziewczyna przechyliła się przez barierkę schodów,tak że tylko jej głowa była widoczna przez drzwi kuchni,ale to wystarczyło,by dostrzegł rumieniec na jej twarzy,o którym potem orzekł,że był uroczy.Podszedł w jej stronę i wyciągnął rękę.Co prawda nie tak planował się zachować i nie na tym miał polegać cały jego dystans,ale nic nie mógł na to poradzić,chciał zobaczyć jej reakcję na ten przypadkowy dotyk.Dziewczyna niepewnie przysunęła się i chwyciła jego wyciągniętą dłoń.Potrząsnęła nią lekko i od razu się cofnęła obejmując się ramionami.Uciekła wzrokiem w bok,a jego to rozbawiło.Skoro ona chce się bawić w kotka i myszkę,to on też będzie.
-Jak się masz Hermiono?Luna już nie nęka cię historiami o chrapakach i ględkach?-Gdy nawiązał do jednego z jej listów,w których żaliła się na ględzenie Luny,oblała się jeszcze większym rumieńcem,co nie uszło uwadze Mistrze Eliksirów.Objął ją ramieniem,jak starą znajomą i przy akompaniamencie prychnięć Artura,wyprowadził do ogrodu.
-Widziałaś jego minę?-Teraz już był naprawdę rozbawiony.
-Tak,pewnie na uroczystości będziemy już małżeństwem,tata Rona to straszny plotkarz.
-Nooo nas nie przebije.
-Jakoś nie mam wyrzutów sumienia,a Pan?
-Skądże.-Nawet zdobył się na uśmiech.
-Mogę być z Panem szczera?
-Niczego innego od ciebie nie oczekuje.-Odpowiedział poważnie.
-Nie?
-Och, mów już kokietko.-Udał zniecierpliwienie.
-No więc,obawiałam się tego spotkania.Myślałam,że będzie się Pan do mnie zwracał tak jak zawsze z tym całym wrednym pakietem,ale jestem pozytywnie zaskoczona.Cieszę się,że nasze kontakty nie uległy zmianie.-Skoro nawet ona się nad tym zastanawiała,musi to przerwać.
-Oooo tu się mylisz.Uległy zmianie, a wcale nie powinny.Jestem dojrzałym mężczyzną,ty nie masz nawet 20 lat...myślę,że powrót do stosunków uczennica i nauczyciel będzie rozsądny.
-Nie jestem twoją uczennicą!
-Nie przypominam sobie,abyśmy przechodzili na ty.
-I może w tym problem!-Wydawałoby się,że swoim krzykiem powinna ściągnąć domowników do ogrodu,ale o dziwo nikt się nie zjawił.-Ja otworzyłam się przed Panem,pokazałam siebie jakiej nikt nie zna,a Pan jak zawsze musi grać zimnego drania.
-Ja jestem zimnym draniem!
-Właśnie widzę.Nie wiem jak mogłam pomyśleć,że jest inaczej.Idź do diabła!-Z tymi słowami ruszyła przed siebie.
-Już u niego byłem pamiętasz?-Krzyknął raczej z bezsilności,ale nie pobiegł za nią.Co prawda nie tak miał to rozegrać,ale przynajmniej już się nie spoufalają.Co prawda nie będzie miał z kim nawet pogadać na tym przyjęciu,no ale trudno.Zrezygnowany ruszył do domu,gdzie spotkał Rona.
-Dlaczego Hermiona krzyczała?Co jej Pan zrobił?-Zimne spojrzenie nastolatka nawet go rozbawiło.Rycerzyk.
-Nic jej nie zrobiłem Ronaldzie.Ot zwykła różnica zdań.
-Lepiej żeby tak było.-Mruknął,ale na tyle głośno,że Snape go usłyszał.
-Coś ty powiedział?-Nauczyciel nie wytrzymał i złapał młodego Weasley'a za przód koszulki,przyciskając go do ściany.
-Powiedziałem,że nie pozwolę skrzywdzić Hermiony!-Spojrzał mu hardo w oczy,ale na Nietoperzu nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
-To co robię nie jest twoją sprawą Weasley!
-Niech Pan go puści!-Gryfonka podbiegła do Rona i objęła go ramieniem.
-Rozumiem.Nie będę wam przeszkadzał.-Posłał dziewczynie twarde,zbolałe spojrzenie i odszedł.Nawet się za nim nie obejrzała,tylko mocno przytuliła Rona.
-O co poszło?
-O ciebie.
-Jak to o mnie?
-Jesteś moją przyjaciółką,nie pozwolę,aby cię skrzywdził.
-Snape?On by mnie w życiu nie skrzywdził.
-Skąd wiesz?
-Bo mu ufam?Poza tym,my po prostu się pokłóciliśmy,ale było w tym więcej mojej winy niż jego...
-Nie ważne,nie będzie na ciebie krzyczał.
-Dziękuję Ron,że się za mną wstawiłeś,ale sama mogę toczyć moje bitwy.-Uśmiechnęła się do niego.
-Wiem,przepraszam.
-W porządku.Pójdę z nim porozmawiać.-Chłopak tylko wzruszył ramionami.
Dziewczyna zostawiła najmłodszego z braci w kuchni i ruszyła na poszukiwanie Nietoperza.Nigdzie jednak nie mogła go znaleźć.Widocznie wrócił do Hogwartu. Było jej źle z tym,że doprowadziła do tej konfrontacji,ale co się stało to się nie odstanie.Napisze mu list i go przeprosi.Musi jednak z tym poczekać.Gdy zeszła na dół,już przebrana i umalowana,goście zaczęli się schodzić.Przywitała się z wszystkimi i podeszła do Wybrańca by wręczyć mu prezent.Harry oczywiście był bardzo zadowolony z jej podarku.Książka na temat sztuki zostania aurorem,była czymś co na pewno mu się przyda.Już chciała odejść porozmawiać z Ginny,gdy Harry pociągnął ją na bok.
-Wiesz,jest coś co muszę powiedzieć...dostałem nieoczekiwany prezent i sądzę,że powinnaś o tym wiedzieć.Wyciągnął wisiorek spod koszuli.
-Jaki piękny. Ginny ci go dała?-Chłopak tylko się uśmiechnął.
-Nie.
-Więc kto?
-Snape.
-Snape dał ci wisiorek z lwem?
-To należało do mamy...
-Och Harry...to cudowny gest.Nie sądziłam,że Nietoperza stać na jakiś ludzki odruch,a tu proszę,niespodzianka.
-Wiem,sam byłem zaskoczony.
-Wiesz dlaczego ci go dał?
-Powiedział tylko tyle,że otrzymał go od mamy,gdy się pogodzili,gdy mu wybaczyła...
-To dziwne,ale bardzo się cieszę.Może wreszcie przestaniecie się nienawidzić.
-Też tak pomyślałem,ale potem usłyszałem,ze Ron miał z nim jakiś zatarg,nie wiesz o co poszło?
-O mnie...pokłóciłam się ze Snape'm a Ron stanął w mojej obronie.
-Nie dobrze...i co tego wyszło?
-Nic. Snape zniknął,a Ron jest wściekły,że się z nim bratam. Co prawda nie powiedział mi tego,ale też nie skakał z radości.
-Czy on wie,że nas zostawiasz?To znaczy wracasz do Hogwartu?
-Wie,ale wydawał się być szczęśliwy.
-Wszystko się ułoży zobaczysz...pogadaj z Nietoperzem,nie skreślaj go tak łatwo.-Przytulili się i dziewczyna odeszła.
Przyjęcie należało zaliczyć do jak najbardziej udanych.Goście już powoli wychodzili więc Hermiona udała się na górę,by napisać list z przeprosinami.Nie wyobrażała sobie współpracy,gdy są między nimi jakieś zgrzyty.Miała mało czasu,bo już we wtorek miała się pojawić w Hogwarcie. Naskrobała to co podpowiedziało jej serce i wypuściła sowę.
Severus Snape siedział w swoich komnatach.Wcale nie użalał się nad sobą.Chciał dziś zachować się przyzwoicie,nawet zawarł coś na kształt sojuszu z Potterem,ale to wciąż było za mało.Myślał,że z Hermioną naprawdę znaleźli wspólny język,że coś ich połączyło,ale jak zwykle łudził się jak idiota.Została z Weasley'em choć ten przecież ją odtrącił.Głupia smarkula.Na myśl o ich wspólnych zajęciach i planach aż się wzdrygnął.Więcej nie pozwoli robić z siebie idioty.To,że stanęła w obronie tego głupka,zabolało go bardziej niż zdolny był przyznać.Gdzieś tam,w środku,jego serce bardzo cierpiało.Przecież on chciał dobrze i powiedział prawdę.Był dużo starszy od niej i ich relacje powinny być czysto zawodowe,dlaczego więc to ją tak wkurzyło?Nie potrafił tego zrozumieć.Przecież ona była młoda i w zasadzie zupełnie nie z jego ligi,w czym więc tkwił problem?Dobrze się dogadywali,a tu takie rozczarowanie.
Zmartwiony nalał sobie szklaneczkę Ognistej i usiadł koło kominka.Sam nie wiedział kiedy wzięło go na wspominki.Pamiętał tę niską kościstą dziewczynkę z ogromem włosów nie do ujarzmienia.Jej chęć nauki,wręcz chorobliwa,zawsze go fascynowała.Gdy zaczął zauważać jej postępy,był pod wrażeniem.Potem usłyszał,że uwarzyła Wielosokowy i to na drugim roku!Posługiwała się zmieniaczem czasu i trenowała Pottera do Turnieju Trójmagicznego.Wszystko to robiła z właściwą sobie perfekcją.Podziwiał ją za to.Gdyby była starsza,mogliby nawet zostać przyjaciółmi.Zawsze brakowało mu kogoś kto wie i rozumie tak dużo jak on.Miał wybitny umysł,a ona mu prawie dorównywała,szkoda tylko,że nic nie może z tym fantem zrobić.
Po wypiciu całej butelki położył się do łóżka.Troszkę wirowało mu przed oczami,ale zbytnio się tym nie przejął.Jednak gdy usłyszał delikatne stukanie o szybę,lekko się zaniepokoił.Spojrzał w bok i dostrzegł sowę.Zaskoczony wstał i od razu zaczął czytać.Nie myśląc,pewnie za sprawą Ognistej,wskoczył do kominka i krzyknął Nora!
Gdy wydostał się z płomieni po drugiej stronie,czyli w kuchni Pani Weasley,dopiero zorientował się jak głupie było jego zachowanie.Jest coś koło 3 nad ranem,a on w samej piżamie chce złożyć Granger wizytę.Genialne!Już miał się zawrócić,gdy spostrzegł niewysoką postać siedzącą przy stole.Wpatrywała się w niego nieprzeniknionym wzrokiem,a księżyc którego światło spowiło jej twarz,sprawił,że wyglądała jak anioł.
Ruszył na przód w tej samej chwili,gdy ona wstała.Znaleźli się na przeciwko siebie,patrząc sobie w oczy.
-Przepraszam.-Nie odrywał od niej wzroku,ale z ulgą zauważył,że jej spojrzenie złagodniało.
-Za co?
-Za wszystko,za Weasley'a,za to że nie potrzebnie chciałem wszystko pokomplikować.
-Nie,to akurat moja wina.Powinnam być mądrzejsza.Skoro przez tyle lat był Pan moim nauczycielem,to nie powinniśmy zmieniać stosunków.Od teraz będę zwracała się do Pana tylko w formalnych kwestiach,
dobrze?-Severus poczuł,że oto po raz kolejny zostało mu odebrane coś cennego.
-Dobrze,skoro tego właśnie chcesz..-Albo mu się wydawało,albo dostrzegł błysk rozczarowania w jej oczach.
-Tak będzie najlepiej.A tak właściwie, to co Pan tu robi w tym wyszukanym stroju?
-Miałem walnąć ci przemowę na temat budzenia mnie,ale w sumie i tak nie spałem,więc...
-Więc przyszedł Pan osobiście powiedzieć mi,że wracamy do formalnych stosunków.
-Właśnie.
-Dobranoc Profesorze Snape.-Zbliżyła się do niego i złożyła delikatny pocałunek na jego zabliźnionym policzku.Uśmiechnęła się do niego życzliwie i nim zdążył wykonać jakiś gest,czmychnęła po schodach na górę.Mężczyzna stał jeszcze chwilę oniemiały.Dotknął policzka palcami i przeszedł go lekki dreszcz.Wiedząc,że nic tu po nim,powlókł się do kominka i wrócił do szkoły.
Długo nie mógł zasnąć.Ciągle zastanawiał się czy dobrze zrobił. Zaskoczyła go.Tym,że spokojnie przyjęła tę decyzję i tym ostatnim gestem także.Nie brzydziła się?Jeśli chciała dać mu coś do zrozumienia,mogła od razu powiedzieć.Zaraz zrugał się za tak głupie myśli.Chcąc nie chcąc zasnął z uśmiechem na ustach.
piątek, 24 października 2014
Rozdział 3
Czytacze!Informuję,że za nie długo blog będzie wreszcie wyglądał po ludzku (jak tylko dorobię się szablonu)
Enjoy!
-Posłuchaj....wiem...wiem, że chcesz wrócić do Hogwartu, w pewnym sensie cię rozumiem, to twój dom i tak dalej, ale uczenie to ciężka praca.Skąd masz pewność, że podołasz? Ministerstwo, mimo że w tej chwili to zgraja idiotów, oni nie przyjmą cię jak swoją, tylko będą robić ci trudności, dlaczego myślisz, że jesteś na to gotowa? Chcesz się sprawdzić, rozumiem, ale jesteś jeszcze taka młoda.
- Niech Pan nie przesadza, przecież zaczął Pan nauczać będąc nie wiele starszym ode mnie.
- Punkt dla ciebie - uśmiechnęła się z wyższością.
- Cokolwiek mnie tam czeka, będzie tam Pan, będzie Dumbledore, dam sobie radę.
- Nie będę cię traktował ulgowo, tylko dlatego że uratowałaś mi życie - parsknął śmiechem, a słysząc to Hermiona szturchnęła go w bok. Spojrzał na nią zaskoczony, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że są tak blisko siebie. Gdy dziewczyna spłonęła rumieńcem wstał i skinął jej głową.
- Profesorze?
- Dziękuję.
- Nie.To ja dziękuję.
*
Gdy tylko dziewczyna znalazła się poza zasięgiem wzroku mężczyzny, puściła się biegiem. Natrafiła na Panią Weasley, która zagoniła ją do pomocy w kuchni. Gdy już wszystko zostało zrobione, słońce chyliło się ku zachodowi. Ruszyła dziarskim krokiem na poszukiwanie jedynej osoby z którą chciała teraz porozmawiać.
- Ron? Widzieliście Rona? - Gdy Harry i Ginny pokręcili przecząco głowami, dziewczyna szybkim krokiem opuściła salon w poszukiwaniu przyjaciela. Znalazła go przed domem, skrobał coś na pergaminie siedząc po turecku na trawie. Chciała zajrzeć mu przez ramię, ale w momencie gdy się pochyliła, a on się odwrócił, wpadła na niego i oboje osunęli się na zielone podłoże. Zakłopotani spojrzeli po sobie, chłopak bez słowa wstał i wyciągnął rękę do przyjaciółki.
- Szukałam cię.
- Tak?
- Ron! On się zgodził! - Rudzielec spojrzał na nią nie bardzo kojarząc fakty, a gdy się nie odezwał, kontynuowała - Snape!Mogę nauczać w Hogwarcie!
- To cudownie! - chwycił ją w ramiona i okręcił ją dookoła. Gdy ją puścił spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się niepewnie. Ron był jej przyjacielem, to jasne jak słońce, ale czy na pewno tylko przyjacielem? Jego zaczerwieniona twarz, ufne oczy i wściekle rude włosy, były znajome niczym dom w którym mieszka, ale jednak coś się zmieniło. Może zaczęła dostrzegać w nim zalety, które niewątpliwie posiadał? Może sprawił to ich mały sekret i podniecenie przyszłym powrotem do szkoły, a może po prostu traf, ale oboje jak na komendę pochylili się ku sobie jak do pocałunku. Doszedłby on do skutku, gdyby nie krzyk i odgłos tłuczonego szkła z głębi domu. Gdy go usłyszeli, odskoczyli od siebie jak oparzeni, spojrzeli po sobie i równocześnie zaczęli biec w stronę budynku. W środku zastali Harrego i Ginny a pomiędzy nimi resztki po wazie z proszkiem Fiuu. Para ciskała między sobą gromy, ich napięcie od razu się udzieliło. Ron podszedł do siostry, wyraźnie zaniepokojony.
- Co się stało? - Spojrzał na Harrego oczekując wyjaśnień.
- W zasadzie, to nic. Chciałem...chce, aby Ginny jako moja żona nie musiała pracować, a ona upiera się, że chce być magomedykiem. Więc jej powiedziałem, że skoro już podjęła decyzję to idę na piwo. Ona złapała mnie za ramię i waza się wyślizgnęła. To wszystko.
- Harry! Obgadajcie to - Hermiona jak zawsze głos rozsądku, musiała rozwiązać problem. Złapała Rona za rękę i ruszyła ku drzwiom, zostawiając przyjaciół samych. Posłała Ginny pokrzepiające spojrzenie, którym zdawała się mówić, że pochwala jej wybór kariery zawodowej.
Przy drzwiach natknęli się na nikogo innego jak tylko Nietoperza. Spojrzał swojej byłej uczennicy w oczy, a gdy ta lekko się uśmiechnęła, zjechał spojrzeniem w dół na splecione dłonie dwójki przyjaciół. Ron chciał oswobodzić dłoń, ale dziewczyna przytrzymała go i bez słowa wyminęła nauczyciela.
W zaciszu pokoju chłopców, gryfonka zaczęła mówić. Lekko nieskładnie i przerywając dobrnęła do najgorszej w jej mniemaniu części.
- Posłuchaj ja lubię cię,szanuje i wszystko co już sobie powiedzieliśmy jest nadal prawdą, ale ostatnio czuję się inaczej. Jakbyś ty się zmienił. Wiem, że to niedorzeczne, bo jesteś tym samym chłopakiem, który stał przy moim boku na wojnie, ale jednak czuję zmianę. Może to ja po prostu zaczęłam patrzeć na ciebie pod innym kątem? - Spojrzała na niego ukradkiem.
- Nie wiem Hermiono, sam się w tym gubię. Moje uczucia do ciebie nigdy nie były tajemnicą, przecież wiesz. Wtedy gdy zdecydowaliśmy się być tylko przyjaciółmi, poczułem się trochę jakby coś umarło, wewnątrz mnie, ale równocześnie poczułem ulgę. Ulgę, że już nie muszę się starać, pamiętać, że nie mówi się z pełnymi ustami, że trzeba przepuścić cię w drzwiach, komplementować i słuchać uważnie każdego słowa. Mimo, że wiedziałem, że mój wysiłek może się opłacić, strasznie mi to ciążyło. Przyjaźń wychodzi nam znacznie lepiej niż...coś innego - Jego policzki znów się zaróżowiły gdy podniósł na nią wzrok. Dziewczyna wyglądała jakby dostała obuchem w głowę. Po jej minie poznał, że nie na taką odpowiedź liczyła. Bez słowa odwróciła się do drzwi i gdy już je otworzyła krzyknęła tylko - Nawet Snape zachowałby się lepiej od ciebie! - Trzasnęła drzwiami i w tym momencie dostrzegła koło siebie postać odzianą w granatowy płaszcz, która patrzyła na nią z zainteresowaniem.
- W czym jeszcze - poza oczywistym - byłbym lepszy od Ronalda? - Uniósł brew i spojrzał jej w oczy.
- To zależy co ma Pan na myśli PROFESORZE. - Zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głów i wróciła do oczu. Jej spojrzenie mówiło NIE ZADZIERAJ ZE MNĄ.
- Władanie różdżką? - Parsknął śmiechem widząc jej rozeźloną i zaskoczoną minę.
- Chodź Granger przejdziemy się, zanim kogoś udusisz.
- Skąd pewność, że Panu nic się nie stanie?
- Przekonajmy się.
*
Teleportował ich do Londynu, tego była pewna, ale gdzie dokładnie nie potrafiła stwierdzić. Przed ich oczami roztoczył się widok gwieździstego nieba i dość stromego zbocza. Na dole było pełno malutkich domków, w niektórych świeciło się światło. Hermiona spojrzała w górę i poczuła pod powiekami piekące łzy. Odwróciła się plecami do towarzysza, by zetrzeć je niezauważalnie, ale gdy na niego spojrzała, stał zupełnie z boku, wcale na nią nie patrząc.
- Dlaczego tutaj jesteśmy?
- Widzę co się dzieje, masz żądze mordu w oczach a Weasley był dosłownie zielony na twarzy. Przychodzę tu zawsze, jak potrzebuje zebrać myśli.
- W zasadzie to nie powinnam być na niego zła.
- Ale jesteś.
- Tak.
- Zawsze uważałem, że Ronald ma najbardziej przekichane.
- Dlaczego?
- Pomyśl sama. Każdy z jego braci był w pewien sposób inny, wyjątkowy, specjalny. Bill przystojniak, Charlie - miał rękę do zwierząt, Percy - prymus, Bliźniaki - chyba nie muszę mówić, Ginevra - sam fakt, że jest dziewczyną czyni ją wyjątkową, a Ron? Cóż jeśli wziąć pod uwagę częstotliwość z jaką wpadał w kłopoty w szkole i jego niechęć do uczenia się na błędach, można orzec, że on po prostu nie miał nic do stracenia. Cokolwiek by nie zrobił i tak któryś z jego braci już miał to za sobą. Dopiero udział w bitwie tchnęły go pewnością siebie, ale w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło. Jest nijaki, a taka dziewczyna jak ty, mogła uczynić go wyjątkowym. Z tobą u boku, mógłby przenosić góry, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- To znaczy?
- Och spójrz. Jesteś piękna, mądra, sprytna i masz wszystkie te cechy, które młodzi chłopcy uwielbiają w dziewczynach, a że dojrzewałaś na jego oczach, to praktycznie czyniło z ciebie jego jedyną opcję.
- Dlaczego?
- Bo nikt inny by go nie zechciał?
- To nie prawda! Ron jest przystojny, miły, odważny.
- Poprawka, był taki dla ciebie. Chciał ci zaimponować. Nabrał ogłady, trochę pomęczył się z książkami i manierami, ale doszedł do wniosku, że gra nie jest warta świeczki i dał ci kosza.
- Jest Pan bezczelny!
- Mogłaś zostać w Norze.
- Praktycznie siłą wypchnął mnie Pan za drzwi.
- Fakt, wracamy?
Gdy nic nie odpowiedziała podszedł bliżej i odwrócił się w jej stronę. Już nie płakała, ale w jej oczach czaił się smutek.
- Dlaczego aż tak się tym przejmujesz?
- Bo to on był moją jedyną opcją.
- To nonsens. Zresztą teraz będziesz tylko uczyć, spędzać całe dnie z małolatami, które nie wiedzą za który koniec różdżki złapać, nie będzie czasu na miłostki.
- To kiedy będzie?
- Cóż, może nigdy? A może poznasz kogoś w Ministerstwie? Zawsze jest jeszcze opcja, że skończysz jak ja.
- Stara? Zgrzybiała? Z kamieniem zamiast serca? - Gdy tylko skończyła mówić powietrze między nimi zgęstniało. Nie odważyła się podnieść na niego wzroku, pewnie by ją uśmiercił.
- Przepraszam. Nie chciałam tego powiedzieć, wcale tak nie uważam.
- Chodziło mi o to, że pokochasz swoją pracę tak, że nie zostanie ci już uczuć dla kogoś innego. - Powiedział to ciężkim, twardym, zbolałym tonem.
- Nie chciałam Pana zranić.
- Kogoś kto zamiast serca ma kamień nie da się zranić, prawda?
Chwycił ją za ramię i sekundę później znalazła się w ogrodzie domu Weasleyów. Sama.
Kolejne dni upływały w nerwowej atmosferze. Mimo iż Ron przeprosił, Hermiona raczej go unikała i ignorowała tyle ile była w stanie. Ginny i Harry kluczyli między nimi nie bardzo orientując się co się stało.
Gdy Severus przez tydzień nie pokazał się w Norze, Hermiona wyglądała już jak widmo.Wyrzuty sumienia zżerały ją od środka i nic nie mogła na to poradzić. Gdy po raz kolejny odeszła od stołu praktycznie nic nie przełknąwszy Molly walnęła pięścią w stół. Gestem tym nakazała wszystkim wyjść, co uczynili z ochotą. Gryfonka też podniosła się z zamiarem wyjścia, ale silne dłonie gospodyni przytrzymały ją. Spojrzała w surowe, ale równocześnie pełne zrozumienia oczy kobiety, która nie raz i nie dwa była jej matką.
- O co chodzi dziecko, czy mój syn cię skrzywdził? Nie jesz, nie śpisz, mów!
- Nie. To nie ma nic wspólnego z Ronem..choć w sumie ma, ale nie o niego chodzi.
- Więc o innego chłopca? - Dziewczyna parsknęła śmiechem, ale widząc zgorszoną minę mamy Rona, pokręciła głową.
- Chodzi o Profesora Snape'a.
- Snape! A cóż on ci zrobił?
- Nic! To ja go skrzywdziłam! - Jej spazmatyczny płacz odbił się echem po kuchni.
- Jak to? Dziecko, przecież ty muchy byś nie zabiła..
Hermiona zaczerpnęła mocno powietrza i opowiedziała kobiecie dokładnie wszystko, od początku do końca. Gdy skończyła, oczy kobiety były jeszcze smutniejsze, ale dobrotliwy uśmiech trochę je rozjaśnił.
- Kochanie...Severus jest twardy, twoje słowa, celowe czy nie, nie zabiją go.
- Wiem, ale głupio mi bo tak nie myślę. Podziwiam go za całą pracę dla Zakonu. Za szpiegowanie najbardziej. Ja nie miałabym takiej odwagi jak on. Mam ogromny szacunek do jego wiedzy, doświadczenia, uporu, w zasadzie chciałabym być taka jak on, nawet jeśli oznaczałoby to pożenienie się z pracą. Sama Pani wie, że kocham książki, on zresztą też. Jak mam tam wrócić i pracować zaraz koło niego, gdy wiem, że mnie znienawidził? Takich słów nie da się wybaczyć.- Dziewczyna znów zaczęła płakać.
- Jeśli Severus jest choć w połowie tak wspaniały jak ci się wydaje, to na pewno cię wysłucha i przebaczy.
- Ale przecież już tyle czasu się tu nie pokazuje. - Coś w spojrzeniu Pani Weasley kazało jej pomyśleć, że to nie do końca prawda.
- Unikał mnie?
- Może nie specjalnie?
- Pójdę już, dziękuję.
*
Dni mijały, Hermiona co jakiś czas była wyrywana ze smutnego nastroju przez wygłupy bliźniaków, lub Harrego, ale generalnie myślała tylko o zbliżającym się 1 września. Czas zaczął płynąć szybciej, a dziewczyna bała się powrotu o wiele bardziej niż skłonna była przyznać.
Gdy po jednym z meczy mini quiddicha wracała wraz z przyjaciółmi z prowizorycznego boiska, na parapecie czekał na nią list. Drżącymi rękami rozerwała kopertę i zaczęła czytać z bijącym sercem. Od razu przypomniało jej się, jak próbowała rozwikłać zagadkę manipulacji i intryg Snape'a.
Jak się okazało autorem tego listu też był profesor.
Enjoy!
-Posłuchaj....wiem...wiem, że chcesz wrócić do Hogwartu, w pewnym sensie cię rozumiem, to twój dom i tak dalej, ale uczenie to ciężka praca.Skąd masz pewność, że podołasz? Ministerstwo, mimo że w tej chwili to zgraja idiotów, oni nie przyjmą cię jak swoją, tylko będą robić ci trudności, dlaczego myślisz, że jesteś na to gotowa? Chcesz się sprawdzić, rozumiem, ale jesteś jeszcze taka młoda.
- Niech Pan nie przesadza, przecież zaczął Pan nauczać będąc nie wiele starszym ode mnie.
- Punkt dla ciebie - uśmiechnęła się z wyższością.
- Cokolwiek mnie tam czeka, będzie tam Pan, będzie Dumbledore, dam sobie radę.
- Nie będę cię traktował ulgowo, tylko dlatego że uratowałaś mi życie - parsknął śmiechem, a słysząc to Hermiona szturchnęła go w bok. Spojrzał na nią zaskoczony, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że są tak blisko siebie. Gdy dziewczyna spłonęła rumieńcem wstał i skinął jej głową.
- Profesorze?
- Dziękuję.
- Nie.To ja dziękuję.
*
Gdy tylko dziewczyna znalazła się poza zasięgiem wzroku mężczyzny, puściła się biegiem. Natrafiła na Panią Weasley, która zagoniła ją do pomocy w kuchni. Gdy już wszystko zostało zrobione, słońce chyliło się ku zachodowi. Ruszyła dziarskim krokiem na poszukiwanie jedynej osoby z którą chciała teraz porozmawiać.
- Ron? Widzieliście Rona? - Gdy Harry i Ginny pokręcili przecząco głowami, dziewczyna szybkim krokiem opuściła salon w poszukiwaniu przyjaciela. Znalazła go przed domem, skrobał coś na pergaminie siedząc po turecku na trawie. Chciała zajrzeć mu przez ramię, ale w momencie gdy się pochyliła, a on się odwrócił, wpadła na niego i oboje osunęli się na zielone podłoże. Zakłopotani spojrzeli po sobie, chłopak bez słowa wstał i wyciągnął rękę do przyjaciółki.
- Szukałam cię.
- Tak?
- Ron! On się zgodził! - Rudzielec spojrzał na nią nie bardzo kojarząc fakty, a gdy się nie odezwał, kontynuowała - Snape!Mogę nauczać w Hogwarcie!
- To cudownie! - chwycił ją w ramiona i okręcił ją dookoła. Gdy ją puścił spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się niepewnie. Ron był jej przyjacielem, to jasne jak słońce, ale czy na pewno tylko przyjacielem? Jego zaczerwieniona twarz, ufne oczy i wściekle rude włosy, były znajome niczym dom w którym mieszka, ale jednak coś się zmieniło. Może zaczęła dostrzegać w nim zalety, które niewątpliwie posiadał? Może sprawił to ich mały sekret i podniecenie przyszłym powrotem do szkoły, a może po prostu traf, ale oboje jak na komendę pochylili się ku sobie jak do pocałunku. Doszedłby on do skutku, gdyby nie krzyk i odgłos tłuczonego szkła z głębi domu. Gdy go usłyszeli, odskoczyli od siebie jak oparzeni, spojrzeli po sobie i równocześnie zaczęli biec w stronę budynku. W środku zastali Harrego i Ginny a pomiędzy nimi resztki po wazie z proszkiem Fiuu. Para ciskała między sobą gromy, ich napięcie od razu się udzieliło. Ron podszedł do siostry, wyraźnie zaniepokojony.
- Co się stało? - Spojrzał na Harrego oczekując wyjaśnień.
- W zasadzie, to nic. Chciałem...chce, aby Ginny jako moja żona nie musiała pracować, a ona upiera się, że chce być magomedykiem. Więc jej powiedziałem, że skoro już podjęła decyzję to idę na piwo. Ona złapała mnie za ramię i waza się wyślizgnęła. To wszystko.
- Harry! Obgadajcie to - Hermiona jak zawsze głos rozsądku, musiała rozwiązać problem. Złapała Rona za rękę i ruszyła ku drzwiom, zostawiając przyjaciół samych. Posłała Ginny pokrzepiające spojrzenie, którym zdawała się mówić, że pochwala jej wybór kariery zawodowej.
Przy drzwiach natknęli się na nikogo innego jak tylko Nietoperza. Spojrzał swojej byłej uczennicy w oczy, a gdy ta lekko się uśmiechnęła, zjechał spojrzeniem w dół na splecione dłonie dwójki przyjaciół. Ron chciał oswobodzić dłoń, ale dziewczyna przytrzymała go i bez słowa wyminęła nauczyciela.
W zaciszu pokoju chłopców, gryfonka zaczęła mówić. Lekko nieskładnie i przerywając dobrnęła do najgorszej w jej mniemaniu części.
- Posłuchaj ja lubię cię,szanuje i wszystko co już sobie powiedzieliśmy jest nadal prawdą, ale ostatnio czuję się inaczej. Jakbyś ty się zmienił. Wiem, że to niedorzeczne, bo jesteś tym samym chłopakiem, który stał przy moim boku na wojnie, ale jednak czuję zmianę. Może to ja po prostu zaczęłam patrzeć na ciebie pod innym kątem? - Spojrzała na niego ukradkiem.
- Nie wiem Hermiono, sam się w tym gubię. Moje uczucia do ciebie nigdy nie były tajemnicą, przecież wiesz. Wtedy gdy zdecydowaliśmy się być tylko przyjaciółmi, poczułem się trochę jakby coś umarło, wewnątrz mnie, ale równocześnie poczułem ulgę. Ulgę, że już nie muszę się starać, pamiętać, że nie mówi się z pełnymi ustami, że trzeba przepuścić cię w drzwiach, komplementować i słuchać uważnie każdego słowa. Mimo, że wiedziałem, że mój wysiłek może się opłacić, strasznie mi to ciążyło. Przyjaźń wychodzi nam znacznie lepiej niż...coś innego - Jego policzki znów się zaróżowiły gdy podniósł na nią wzrok. Dziewczyna wyglądała jakby dostała obuchem w głowę. Po jej minie poznał, że nie na taką odpowiedź liczyła. Bez słowa odwróciła się do drzwi i gdy już je otworzyła krzyknęła tylko - Nawet Snape zachowałby się lepiej od ciebie! - Trzasnęła drzwiami i w tym momencie dostrzegła koło siebie postać odzianą w granatowy płaszcz, która patrzyła na nią z zainteresowaniem.
- W czym jeszcze - poza oczywistym - byłbym lepszy od Ronalda? - Uniósł brew i spojrzał jej w oczy.
- To zależy co ma Pan na myśli PROFESORZE. - Zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głów i wróciła do oczu. Jej spojrzenie mówiło NIE ZADZIERAJ ZE MNĄ.
- Władanie różdżką? - Parsknął śmiechem widząc jej rozeźloną i zaskoczoną minę.
- Chodź Granger przejdziemy się, zanim kogoś udusisz.
- Skąd pewność, że Panu nic się nie stanie?
- Przekonajmy się.
*
Teleportował ich do Londynu, tego była pewna, ale gdzie dokładnie nie potrafiła stwierdzić. Przed ich oczami roztoczył się widok gwieździstego nieba i dość stromego zbocza. Na dole było pełno malutkich domków, w niektórych świeciło się światło. Hermiona spojrzała w górę i poczuła pod powiekami piekące łzy. Odwróciła się plecami do towarzysza, by zetrzeć je niezauważalnie, ale gdy na niego spojrzała, stał zupełnie z boku, wcale na nią nie patrząc.
- Dlaczego tutaj jesteśmy?
- Widzę co się dzieje, masz żądze mordu w oczach a Weasley był dosłownie zielony na twarzy. Przychodzę tu zawsze, jak potrzebuje zebrać myśli.
- W zasadzie to nie powinnam być na niego zła.
- Ale jesteś.
- Tak.
- Zawsze uważałem, że Ronald ma najbardziej przekichane.
- Dlaczego?
- Pomyśl sama. Każdy z jego braci był w pewien sposób inny, wyjątkowy, specjalny. Bill przystojniak, Charlie - miał rękę do zwierząt, Percy - prymus, Bliźniaki - chyba nie muszę mówić, Ginevra - sam fakt, że jest dziewczyną czyni ją wyjątkową, a Ron? Cóż jeśli wziąć pod uwagę częstotliwość z jaką wpadał w kłopoty w szkole i jego niechęć do uczenia się na błędach, można orzec, że on po prostu nie miał nic do stracenia. Cokolwiek by nie zrobił i tak któryś z jego braci już miał to za sobą. Dopiero udział w bitwie tchnęły go pewnością siebie, ale w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło. Jest nijaki, a taka dziewczyna jak ty, mogła uczynić go wyjątkowym. Z tobą u boku, mógłby przenosić góry, a przynajmniej tak mu się wydawało.
- To znaczy?
- Och spójrz. Jesteś piękna, mądra, sprytna i masz wszystkie te cechy, które młodzi chłopcy uwielbiają w dziewczynach, a że dojrzewałaś na jego oczach, to praktycznie czyniło z ciebie jego jedyną opcję.
- Dlaczego?
- Bo nikt inny by go nie zechciał?
- To nie prawda! Ron jest przystojny, miły, odważny.
- Poprawka, był taki dla ciebie. Chciał ci zaimponować. Nabrał ogłady, trochę pomęczył się z książkami i manierami, ale doszedł do wniosku, że gra nie jest warta świeczki i dał ci kosza.
- Jest Pan bezczelny!
- Mogłaś zostać w Norze.
- Praktycznie siłą wypchnął mnie Pan za drzwi.
- Fakt, wracamy?
Gdy nic nie odpowiedziała podszedł bliżej i odwrócił się w jej stronę. Już nie płakała, ale w jej oczach czaił się smutek.
- Dlaczego aż tak się tym przejmujesz?
- Bo to on był moją jedyną opcją.
- To nonsens. Zresztą teraz będziesz tylko uczyć, spędzać całe dnie z małolatami, które nie wiedzą za który koniec różdżki złapać, nie będzie czasu na miłostki.
- To kiedy będzie?
- Cóż, może nigdy? A może poznasz kogoś w Ministerstwie? Zawsze jest jeszcze opcja, że skończysz jak ja.
- Stara? Zgrzybiała? Z kamieniem zamiast serca? - Gdy tylko skończyła mówić powietrze między nimi zgęstniało. Nie odważyła się podnieść na niego wzroku, pewnie by ją uśmiercił.
- Przepraszam. Nie chciałam tego powiedzieć, wcale tak nie uważam.
- Chodziło mi o to, że pokochasz swoją pracę tak, że nie zostanie ci już uczuć dla kogoś innego. - Powiedział to ciężkim, twardym, zbolałym tonem.
- Nie chciałam Pana zranić.
- Kogoś kto zamiast serca ma kamień nie da się zranić, prawda?
Chwycił ją za ramię i sekundę później znalazła się w ogrodzie domu Weasleyów. Sama.
Kolejne dni upływały w nerwowej atmosferze. Mimo iż Ron przeprosił, Hermiona raczej go unikała i ignorowała tyle ile była w stanie. Ginny i Harry kluczyli między nimi nie bardzo orientując się co się stało.
Gdy Severus przez tydzień nie pokazał się w Norze, Hermiona wyglądała już jak widmo.Wyrzuty sumienia zżerały ją od środka i nic nie mogła na to poradzić. Gdy po raz kolejny odeszła od stołu praktycznie nic nie przełknąwszy Molly walnęła pięścią w stół. Gestem tym nakazała wszystkim wyjść, co uczynili z ochotą. Gryfonka też podniosła się z zamiarem wyjścia, ale silne dłonie gospodyni przytrzymały ją. Spojrzała w surowe, ale równocześnie pełne zrozumienia oczy kobiety, która nie raz i nie dwa była jej matką.
- O co chodzi dziecko, czy mój syn cię skrzywdził? Nie jesz, nie śpisz, mów!
- Nie. To nie ma nic wspólnego z Ronem..choć w sumie ma, ale nie o niego chodzi.
- Więc o innego chłopca? - Dziewczyna parsknęła śmiechem, ale widząc zgorszoną minę mamy Rona, pokręciła głową.
- Chodzi o Profesora Snape'a.
- Snape! A cóż on ci zrobił?
- Nic! To ja go skrzywdziłam! - Jej spazmatyczny płacz odbił się echem po kuchni.
- Jak to? Dziecko, przecież ty muchy byś nie zabiła..
Hermiona zaczerpnęła mocno powietrza i opowiedziała kobiecie dokładnie wszystko, od początku do końca. Gdy skończyła, oczy kobiety były jeszcze smutniejsze, ale dobrotliwy uśmiech trochę je rozjaśnił.
- Kochanie...Severus jest twardy, twoje słowa, celowe czy nie, nie zabiją go.
- Wiem, ale głupio mi bo tak nie myślę. Podziwiam go za całą pracę dla Zakonu. Za szpiegowanie najbardziej. Ja nie miałabym takiej odwagi jak on. Mam ogromny szacunek do jego wiedzy, doświadczenia, uporu, w zasadzie chciałabym być taka jak on, nawet jeśli oznaczałoby to pożenienie się z pracą. Sama Pani wie, że kocham książki, on zresztą też. Jak mam tam wrócić i pracować zaraz koło niego, gdy wiem, że mnie znienawidził? Takich słów nie da się wybaczyć.- Dziewczyna znów zaczęła płakać.
- Jeśli Severus jest choć w połowie tak wspaniały jak ci się wydaje, to na pewno cię wysłucha i przebaczy.
- Ale przecież już tyle czasu się tu nie pokazuje. - Coś w spojrzeniu Pani Weasley kazało jej pomyśleć, że to nie do końca prawda.
- Unikał mnie?
- Może nie specjalnie?
- Pójdę już, dziękuję.
*
Dni mijały, Hermiona co jakiś czas była wyrywana ze smutnego nastroju przez wygłupy bliźniaków, lub Harrego, ale generalnie myślała tylko o zbliżającym się 1 września. Czas zaczął płynąć szybciej, a dziewczyna bała się powrotu o wiele bardziej niż skłonna była przyznać.
Gdy po jednym z meczy mini quiddicha wracała wraz z przyjaciółmi z prowizorycznego boiska, na parapecie czekał na nią list. Drżącymi rękami rozerwała kopertę i zaczęła czytać z bijącym sercem. Od razu przypomniało jej się, jak próbowała rozwikłać zagadkę manipulacji i intryg Snape'a.
Jak się okazało autorem tego listu też był profesor.
Panno Granger!
Proszę stawić się dnia 28 sierpnia w szkole, na wprowadzenie.
Mnie akurat nie będzie, ale Minerwa Panią oprowadzi, pokaże co i jak i udostępni Pani sypialnie i gabinet.
W razie pytań, bądź uwag, proszę zgłaszać się do niej, lub do Dyrektora.
Wciąż bezduszny i oschły
S.S
Gdy skończyła czytać swoją odpowiedź miała pewne wątpliwości, ale ostatecznie nic nie zmieniła i wysłała sowę w siną dal.
Severus Snape właśnie kończył spisywać listę ingrediencji do pewnego eliksiru nad którym wciąż pracował, gdy poczuł głód. Udał się do Wielkiej Sali na posiłek. To że Granger go obraziła i ubodła do żywego, nie oznacza jeszcze że ma się głodzić. Z apetytem pochylił się nad obiadem. Nikt go nie zagadywał i chwała im za to. Już miał odejść od stołu, gdy pojawiła się sowa z listem w dziobku. Od razu ją poznał. O ile nie była to korespondencja od Pottera, a z góry mógł założyć że nie, pisała do niego Granger. Znowu. Zabrał list i powlókł się do lochów. W swoich komnatach opadł na łóżko i zaczął masować skronie.
- Ciekawe co ta mała złośnica znów wymyśliła.
W ciszy prześledził tekst co jakiś czas wybuchał śmiechem i kiwał głową z rozbawienia. List dziewczyny wprawił go w tak dobry nastrój, że od razu zasiadł do pisania odpowiedzi.
Kilka razy kreślił, ale generalnie jego opasła odpowiedź powinna ją satysfakcjonować.
Wypuścił ptaka przez frontowe drzwi zamku i już miał wracać gdy natknął się na Albusa Dumbledore'a.
- Severusie! Ty się uśmiechasz!
- O co wam wszystkim chodzi? Człowiek raz na sto lat nie może być szczęśliwy?
- Ostatni raz kiedy byłeś szczęśliwy, był wtedy gdy przyjaźniłeś się z Lily.. - Widząc, że jego oczy ciemnieją na wspomnienie o byłej ukochanej, Albus objął młodszego mężczyznę ramieniem i ruszyli korytarzem.
- Kim tym razem jest ta szczęściara?
- Granger.
- Co? Severusie,Panna Granger jest nastolatką! - Starzec wyglądał na naprawdę wkurzonego, ale zaraz uśmiechnął się dobrotliwie. - Ale w sumie, każdemu należy się od życia, macie moje błogosławieństwo.
- Co? Czyś ty zgłupiał? Granger to wredna smarkula! Cieszę się tylko, bo przeprosiła mnie za swoje słowa i skomplementowała moją pracę. Czasem, gdy ktoś cię doceni to tak jakby dostać szczęśliwą kartę. Rozumiesz mnie?
- Och tak...doskonale...Hermiona to cudowna dziewczyna.- Mrugnął do niego i zaczął się oddalać.
- Na Merlina Starcze!
- Nazywasz mnie tak, tylko jeśli bardzo się wkurzysz, chyba coś jest na rzeczy? - Pomachał mu tylko i nie zważając na protesty odszedł w stronę Wielkiej Sali.
*
Po wysłaniu do profesora listu, gryfonka nie bardzo liczyła, że odpisze, a jednak z każdym dniem z którym odpowiedź nie przychodziła, jej nadzieje malały. Codziennie sprawdzała sowy i pytała tego z domowników który wstał najwcześniej, czy nie było do niej jakiegoś listu. Wciąż jednak spotykał ją zawód.
Chłopcy siedzieli w pokoju i grali w szachy. Od jakiegoś czasu między nimi wytworzył się mur. Ron zamknął się w sobie i prawie z niczego się nie zwierzał. Harry mniemał, że to przez te nagłe zaręczyny, ale Ron zapytany wyparł się.
- Ron pamiętasz te figurki, które dałem ci w zeszłym roku na urodziny?
- Jasne, o co chodzi?
- Mogę je zobaczyć?
- Gdzieś tam w stercie powinny być. - Machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku i skupił się z powrotem na planszy. Wybraniec ruszył w stronę kupy dziwnych skotłowanych przedmiotów. Znalazł tam podręczniki, parę zużytych skarpet, miętusy i piłeczki pingpongowe. Potem natknął się na stare egzemplarze proroka, a gdy wyciągnął jeden z nich, z pomiędzy kartek wypadła koperta. Zaciekawiony spojrzał na przód.
Hermiona Granger
- Ron! Jak mogłeś?- Rudzielec spojrzał na niego w panice.
- Harry! Ja musiałem. To Nietoperz! Oni wypisują do siebie listy, jakby się kumplowali, a przecież to Snape!
- To jest sprawa Hermiony z kim pisze listy! Nie masz prawa jej oceniać. - Zmierzył przyjaciela zimnym wzrokiem i z kopertą w ręce wyszedł z pokoju z zamiarem odnalezienia adresatki.
Znalazł ją zakopaną w książkach na strychu. Bez słowa wręczył jej list, a gdy ujrzał jak jej oczy się rozświetlają niby dwie żarówki, poczuł palący gniew w stosunku do rudzielca. Jeśli Hermiona tak żywo zareagowała, to na pewno w tym liście było coś ważnego, dla niej, albo dla Snape'a. Zostawił dziewczynę samą, by w spokoju mogła się zająć lekturą.
Od razu po przeczytaniu dziewczyna pobiegła do przyjaciela, zapytać dlaczego wręcza jej list z datą z przed prawie tygodnia. Czerwieniąc się, Złoty Chłopiec wyjawił jak znalazł list i od razu chwycił przyjaciółkę za ramiona by nie pobiegła pobić Rona.Wściekłość w jej oczach kazała zadać mu jedno konkretne pytanie.
- Po co piszesz listy do Snape'a?
- Jak to? Przecież to nauczyciel...
- Hermiono, szkołę skończyłaś prawie dwa miesiące temu..czego mi nie mówisz?
- Będę uczyć Eliksirów od września. - Popatrzyła na niego niepewna reakcji.
- To wspaniale! - Chwycił ją w ramiona,tak jak kiedyś Ron, ale uczucie było zgoła inne. Szczęście rozlało się po jej organizmie, nie jest oceniana. Harry po raz kolejny okazał się wspaniałym przyjacielem.
Od tamtego pamiętnego wieczoru Hedwiga kursowała dwa razy dziennie na trasie Hogwart - Nora.
Nikt jednak nie zadawał pytań. Domownicy przyzwyczaili się, że brązowowłosa co chwile skrobie coś po pergaminie, w Hogwarcie zaś, Snape nikomu nie musiał się tłumaczyć.
Listy przychodziły regularnie. Aż do soboty, ostatniego tygodnia wakacji. Wszyscy wiedzieli, że co roku w ten dzień urządzane jest przyjęcie urodzinowe Pottera.W tym roku również miało być. Severus omówił już to wydarzenie w liście do Hermiony. Wyraził głębokie ubolewanie nad faktem, że musi w tym uczestniczyć i żartował, że sam w sobie będzie dla solenizanta prezentem.
Oboje jednak, Severus i Hermiona, obawiali się tego przyjęcia. Będzie to ich pierwsze spotkanie od pamiętnej kłótni. Pisanie listów daje komfort, ale spotkanie twarzą w twarz, będzie ciężkie. Oboje nie wiedzieli tylko jak bardzo.
- Ciekawe co ta mała złośnica znów wymyśliła.
W ciszy prześledził tekst co jakiś czas wybuchał śmiechem i kiwał głową z rozbawienia. List dziewczyny wprawił go w tak dobry nastrój, że od razu zasiadł do pisania odpowiedzi.
Kilka razy kreślił, ale generalnie jego opasła odpowiedź powinna ją satysfakcjonować.
Wypuścił ptaka przez frontowe drzwi zamku i już miał wracać gdy natknął się na Albusa Dumbledore'a.
- Severusie! Ty się uśmiechasz!
- O co wam wszystkim chodzi? Człowiek raz na sto lat nie może być szczęśliwy?
- Ostatni raz kiedy byłeś szczęśliwy, był wtedy gdy przyjaźniłeś się z Lily.. - Widząc, że jego oczy ciemnieją na wspomnienie o byłej ukochanej, Albus objął młodszego mężczyznę ramieniem i ruszyli korytarzem.
- Kim tym razem jest ta szczęściara?
- Granger.
- Co? Severusie,Panna Granger jest nastolatką! - Starzec wyglądał na naprawdę wkurzonego, ale zaraz uśmiechnął się dobrotliwie. - Ale w sumie, każdemu należy się od życia, macie moje błogosławieństwo.
- Co? Czyś ty zgłupiał? Granger to wredna smarkula! Cieszę się tylko, bo przeprosiła mnie za swoje słowa i skomplementowała moją pracę. Czasem, gdy ktoś cię doceni to tak jakby dostać szczęśliwą kartę. Rozumiesz mnie?
- Och tak...doskonale...Hermiona to cudowna dziewczyna.- Mrugnął do niego i zaczął się oddalać.
- Na Merlina Starcze!
- Nazywasz mnie tak, tylko jeśli bardzo się wkurzysz, chyba coś jest na rzeczy? - Pomachał mu tylko i nie zważając na protesty odszedł w stronę Wielkiej Sali.
*
Panno Granger!
Dziękuję za list. Rozbawił mnie, nie przeczę, dodał otuchy i bardzo połechtał moje ego. Ile z tego co napisałaś było prawdą?
Twoje uwagi o przyszłych współpracownikach, w szczególności ta o Hagridzie i Minerwie bardzo mi się spodobały i muszę przyznać, zgadzam się z Tobą. Myślisz, że te ich schadzki to jakiś głębszy przekręt?
Miło jest czasem porozmawiać z kimś, kto widzi świat podobnie jak ty sam. Jak coś do odkrycia, jak labirynt z nie tylko jedną ścieżką do przebycia. Wierzę, że zgodzisz się ze mną.
Chcę, żebyś wiedziała, że nie żywię urazy. Twoje słowa, były głęboko skrywaną prawdą i bałem się ją usłyszeć, zwłaszcza od kogoś młodego, pełnego życia i z morzem możliwości.
Gdy przybędziesz do szkoły, liczę na to, że odbędziemy wiele owocnych rozmów o eliksirach, życiu, przyszłości.
Mimo wszystko by zachować twarz i trzymać fason muszę cię ostrzec, że wciąż jestem tym starym zgrzybiałym pacanem którego nienawidziłaś przez lata nauki. Teraz po prostu proponuje Ci małe zawieszenie broni, żebyśmy się wzajemnie nie pozabijali.
Tym co powiedziałaś się nie przejmuj, gdyby znalazł się ktoś zdolny do pokochania mnie, pewnie nie byłbym tym samym Nietoperzem co teraz, ale czy to źle?
Wciąż nieznoszący Twego wścibskiego, acz spostrzegawczego nosa
S.S
Po wysłaniu do profesora listu, gryfonka nie bardzo liczyła, że odpisze, a jednak z każdym dniem z którym odpowiedź nie przychodziła, jej nadzieje malały. Codziennie sprawdzała sowy i pytała tego z domowników który wstał najwcześniej, czy nie było do niej jakiegoś listu. Wciąż jednak spotykał ją zawód.
Chłopcy siedzieli w pokoju i grali w szachy. Od jakiegoś czasu między nimi wytworzył się mur. Ron zamknął się w sobie i prawie z niczego się nie zwierzał. Harry mniemał, że to przez te nagłe zaręczyny, ale Ron zapytany wyparł się.
- Ron pamiętasz te figurki, które dałem ci w zeszłym roku na urodziny?
- Jasne, o co chodzi?
- Mogę je zobaczyć?
- Gdzieś tam w stercie powinny być. - Machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku i skupił się z powrotem na planszy. Wybraniec ruszył w stronę kupy dziwnych skotłowanych przedmiotów. Znalazł tam podręczniki, parę zużytych skarpet, miętusy i piłeczki pingpongowe. Potem natknął się na stare egzemplarze proroka, a gdy wyciągnął jeden z nich, z pomiędzy kartek wypadła koperta. Zaciekawiony spojrzał na przód.
Hermiona Granger
- Ron! Jak mogłeś?- Rudzielec spojrzał na niego w panice.
- Harry! Ja musiałem. To Nietoperz! Oni wypisują do siebie listy, jakby się kumplowali, a przecież to Snape!
- To jest sprawa Hermiony z kim pisze listy! Nie masz prawa jej oceniać. - Zmierzył przyjaciela zimnym wzrokiem i z kopertą w ręce wyszedł z pokoju z zamiarem odnalezienia adresatki.
Znalazł ją zakopaną w książkach na strychu. Bez słowa wręczył jej list, a gdy ujrzał jak jej oczy się rozświetlają niby dwie żarówki, poczuł palący gniew w stosunku do rudzielca. Jeśli Hermiona tak żywo zareagowała, to na pewno w tym liście było coś ważnego, dla niej, albo dla Snape'a. Zostawił dziewczynę samą, by w spokoju mogła się zająć lekturą.
Od razu po przeczytaniu dziewczyna pobiegła do przyjaciela, zapytać dlaczego wręcza jej list z datą z przed prawie tygodnia. Czerwieniąc się, Złoty Chłopiec wyjawił jak znalazł list i od razu chwycił przyjaciółkę za ramiona by nie pobiegła pobić Rona.Wściekłość w jej oczach kazała zadać mu jedno konkretne pytanie.
- Po co piszesz listy do Snape'a?
- Jak to? Przecież to nauczyciel...
- Hermiono, szkołę skończyłaś prawie dwa miesiące temu..czego mi nie mówisz?
- Będę uczyć Eliksirów od września. - Popatrzyła na niego niepewna reakcji.
- To wspaniale! - Chwycił ją w ramiona,tak jak kiedyś Ron, ale uczucie było zgoła inne. Szczęście rozlało się po jej organizmie, nie jest oceniana. Harry po raz kolejny okazał się wspaniałym przyjacielem.
Od tamtego pamiętnego wieczoru Hedwiga kursowała dwa razy dziennie na trasie Hogwart - Nora.
Nikt jednak nie zadawał pytań. Domownicy przyzwyczaili się, że brązowowłosa co chwile skrobie coś po pergaminie, w Hogwarcie zaś, Snape nikomu nie musiał się tłumaczyć.
Listy przychodziły regularnie. Aż do soboty, ostatniego tygodnia wakacji. Wszyscy wiedzieli, że co roku w ten dzień urządzane jest przyjęcie urodzinowe Pottera.W tym roku również miało być. Severus omówił już to wydarzenie w liście do Hermiony. Wyraził głębokie ubolewanie nad faktem, że musi w tym uczestniczyć i żartował, że sam w sobie będzie dla solenizanta prezentem.
Oboje jednak, Severus i Hermiona, obawiali się tego przyjęcia. Będzie to ich pierwsze spotkanie od pamiętnej kłótni. Pisanie listów daje komfort, ale spotkanie twarzą w twarz, będzie ciężkie. Oboje nie wiedzieli tylko jak bardzo.
środa, 22 października 2014
Rozdział 2
- Profesorze! To sypialnia dziewcząt, a konkretnie to moja sypialnia! - Nie mogła sobie podarować mędrkowatego tonu i położenia rąk na biodrach. Snape za to znów zmierzył ją spojrzeniem od stóp do głów i lekko się uśmiechnął. Wszystko szło zgodnie z planem. Wstał i podszedł na bezpieczną odległość.
- Dziewcząt? Myślałem, że to ty i Ginevra tu śpicie. - Patrząc jej w oczy zaczął się śmiać na całe gardło.
- Żegnaj Granger, chciałem tylko żebyś wiedziała, że byłabyś dobrym nauczycielem, ale może po prostu do tego nie dojrzałaś? W końcu jesteś tylko dzieckiem, nie można od ciebie wymagać dorosłych zachowań prawda? Owszem jesteś dzielna i waleczna, ale trochę brakuje ci ogłady, dystansu, dyscypliny i....powiedzmy sobie szczerze wiedzy. - O tak, jego plan działał idealnie. Najpierw będzie ją nudził jak cholera mając nadzieje że się zgodzi, ale ona się nie ugnie więc etap drugi.Wyśle Dumbledore'a żeby trochę ją skomplementował w jego imieniu, a kiedy do tego dojdzie, wycofa się z propozycji. Wtedy dziewczyna zacznie pragnąć tej pracy jak niczego innego. Plan dość szalony, ale chyba działa. Ostatni i przedostatni etap były najtrudniejsze, bo jeden fałszywy ruch mógł wszystko zaprzepaścić. Podkopać jej pewność siebie, trochę poobrażać. Pobudzić w niej chęć sprawdzenia się i udowodnienia wszystkim, że jednak dałaby sobie radę. Potem zakazać jej wszelkich kontaktów i czekać.
- Przecież ja...jestem dorosła, nie widzi Pan tego? Nie jestem już tą małą smarkulą z burzą loków które tak Pana denerwowały. Dojrzałam, jestem w stanie poprowadzić zajęcia, badania, przecież widział Pan. Pracowaliśmy razem, to były...najlepsze tygodnie mojego życia. Spełniałam się w tej pracy i myślę, że nawet panu pomagałam.
- Przykro mi, ale nawet jeśli tak było, nie mogę powierzyć tak poważnego stanowiska uczennicy.
- Nie jestem Pana uczennicą.
- Od tygodnia.
- To po co ta cała szopka? Przecież wychodziliście ze skóry z Dyrektorem, żeby wzięła tę pracę, a teraz bardzo usilnie chce mnie Pan spławić, czemu? Co się zmieniło?
- Ja. Zrozumiałem, że chciałem cię w mojej pracowni i w Ministerstwie, ze złych pobudek. Chciałem twojego talentu, wigoru i wiedzy, bo chyba sam się wypalam. To nie uczciwe, nie powinnaś być brana pod uwagę jako substytut. Jeśli kiedyś, kiedyś miałabyś pracować w Hogwarcie, to tylko dlatego, że potrzeba nauczyciela z twoimi predyspozycjami, a nie dlatego, że takie jest widzimisię. Przyznaje, przekonywanie cię było złe, było błędem, przepraszam.
- Ale ja chce przyjąć tę pracę! - Podeszła bliżej niego tak by dokładnie widział jej upór i determinacje.
- Nie musisz naprawdę.
- Chcę! Słyszy Pan? To nie będzie żadne zmuszanie, tylko moja własna wola.
- Nie i kropka. Za niedługo wyjeżdżam na misję, więc pewnie już się nie spotkamy. Żegnaj Granger, nie będę tęsknić.
- Aaaa niech się Pan wypcha. Wynoś się. - Dosłownie wyrzuciła go za drzwi, a potem opadła na łóżko i zaczęła spazmatycznie płakać. Snape stojący za drzwiami poczuł się jak drań. Ale niestety, aby mieć jej pełne posłuszeństwo i zaangażowanie, musi ją troszkę zmanipulować. Musi być jej pewien. Jak bardzo zależało mu na powodzeniu planu, tak słysząc jej szloch miał ochotę otworzyć te drzwi i tulić ją póki nie przestałaby płakać a potem wyznać jej, że to wszystko to mistyfikacja a ona byłaby w niebezpieczeństwie pracując z nim, choć idealnie pasowałaby do jego pracowni. Och Snape! Robisz się miękki. Nie czekając, aż ktoś go zauważy, ruszył schodami do wyjścia i teleportował się.
Gdy Hermiona usnęła było już grubo po północy. Śniło jej się, że faktycznie prowadzi zajęcia, była świetna.
Uczniowie ją uwielbiali a wśród grona pedagogicznego czuła się akceptowana i doceniana. Jednak obraz zmienił się, stała pośrodku sali w stroju nietoperza z ogromnymi granatowymi skrzydłami, miała tłuste włosy w strąkach i wszyscy się z niej śmiali a najbardziej sam Dumbledore, który siedział w pierwszej ławce. Obudziła się cała zlana potem z mocno bijącym sercem. Nie pewnie rozejrzała się po pokoju i dostrzegła na sąsiednim łóżku Rona. Pewnie Harry i Ginny potrzebowali trochę prywatności i dlatego wykopali przyjaciela do tego pokoju. Dziewczyna wstała z zamiarem zejścia do kuchni po coś do picia, ale gdy skrzypnęły drewniane panele Ron się przebudził. Spojrzał na nią zaspanymi oczami i uśmiechnął się. Przysiadła na brzegu łóżka i objęła się rękoma. Chłopak jakby w oczekiwaniu na jej słowa przytaknął.
- Zawsze wiedziałam,że ciężko będzie mi żyć z dala od szkoły, ale nie sądziłam, że aż tak. Nie chodzi tylko o naukę. Wszystko co się tam wydarzyło, nasze wspólne lata, SUMY, OWUTEMY, wojna, to mnie ukształtowało. Nawet ta głupia praca u Snape'a.
- Dlaczego głupia? Odniosłem wrażenie, że świetnie się bawiłaś.
- Taaak, ale wiesz jaki jest Snape. Nie przeżyłby 5 minut bez obrażania mnie.
- Kiedy do niego chodziłaś, jakoś ci to nie przeszkadzało.
- Bo miałam świadomość, że kiedyś się to skończy, a teraz kiedy wreszcie się tak stało, nie umiem się z tym pogodzić. Chcę uczyć w Hogwarcie!
- Hermiona, przecież jesteś za młoda!
- Wcale nie, Nietoperz też zaczął pracę zaraz po skończeniu szkoły.
-Ale wtedy były mroczne czasy,Dumbledore wziął go do szkoły bardziej żeby mieć go na oku.
-Przydałabym im się.Mogę powierzyć ci sekret?
-Jasne.-Spojrzała mu ufnie w oczy i dostrzegła tam tylko czystą troskę.
-Snape i Dumbledore chcieli,abym po wakacjach uczyła Eliksirów.-Popatrzyła na niego wyczekująco.
-To wspaniale!-Ron zerwał się z pościeli,aby ją wyściskać.
-Poczekaj.Potem powiedzieli,że jednak nie,nie jest to aż tak pilne i mogę szukać innej pracy.Czyż to nie dziwne?-Entuzjazm Rona od razu przygasł,ale nadal patrzył na nią zainteresowany.
-Faktycznie to podejrzane.Jak myślisz,czemu cię odwołali?
-Nie wiem...Snape twierdził najpierw,że jestem im niezbędna,potem,że jestem za młoda i mam małą wiedzę,a potem najzwyczajniej mnie zbył i powiedział,że mam nie szukać z nim kontaktu.Odciął się.
-Hm..dziwne.Nie jestem orłem w dedukcji,ale nie sądzisz,że to podstęp?Specjalnie cię namawiali,a kiedy ty uciekłaś od Snape'a obrali odwrotną taktykę?Bo przecież nie mogłaś znieść pracy z nim nie?Obrażał cię,ale mimo wszystko chciał cię w pracowni.Ty zrezygnowałaś,to uganiał się za tobą.Teraz zmieniłaś zdanie i on też.Zagrał na twoim sumieniu i ambicji.Pewnie teraz liczy,że codziennie będziesz wysyłać do niego sowy,błagając o tę pracę.-Ku zdziwieniu gryfona,dziewczyna wybuchnęła serdecznym śmiechem.
-Nie bądź niemądry Ron.Przecież to niedorzeczne.Chcieliby współpracy ze mną,to by o nią poprosili,a skoro delikatnie się mnie pozbyli,to widocznie nie jestem aż tak dobra,jak myśleli.
-No nie wiem.Zrobisz jak uważasz,ale ja zacząłbym od cieszenia się wakacjami i zobaczył co dalej.Gwarantuje ci,jeśli mam racje,nie dalej jak za miesiąc pojawi się jakiś znak,albo Dyrektor,albo sam Nietoperz znów będą mieli jakiś interes do taty.
-Zobaczymy.
Choć Hermionie ciężko było to przyznać,pomysł Rona miał sens.W końcu Mistrz Eliksirów zmieniał zdanie dosłownie jak rozkapryszona małolata,a przecież nią nie był.Pluła sobie w brodę,że dała się zmanipulować jak jakaś uczennica.Przecież jeszcze chwilę temu byłaś uczennicą.
Następny dzień przywitał ją bólem głowy i głodem jakiego nie czuła od czasów poszukiwań horkruksów.
Zeszła na dół,gdzie zastała Harrego,Ginny i lekko zmiętego Rona.Podeszła do przyjaciółki ,wyściskała ją i pocałowała w policzek.To samo uczyniła z Wybrańcem.Ron mrugnął do niej.Nalała sobie kawy,gdy poczuła na sobie badawcze spojrzenie bystrych oczu przyjaciela,odwzajemniła je. Świeżo upieczeni narzeczeni posłali im pytające spojrzenia,ale Hermiona tylko zachichotała sztucznie i również mrugnęła do rudzielca.
Potter już miał się odezwać,gdy do pomieszczenia wkroczył Pan Weasley.
-No i jak dzieciaki?Pewnie jesteście wykończeni,przyjęcie było wyśmienite,ale bardzo długo trwało. Hermiono,coś blado wyglądasz?
-Och!To nic,szampan mi nie służy.-Uśmiechnęła się do gospodarza znad kubka z kawą.
-Weź trochę eliksiru pieprzowego.Ktoś wybiera się ze mną na Pokątną?Ron?Ginny?
-Ja zostanę z narzeczonym.-Uśmiechnęła się słodko do czarnowłosego,przez co nie mogła zauważyć jak Ron i Hermiona rozbawieni przewracają oczami.
-Ja chętnie się wybiorę Panie Weasley,Ron też idziesz?-Chłopak tylko przytaknął,co zdawało się być deklaracją,że woli nudne zakupy z ojcem,niż siedzenie i wysłuchiwanie ochów i achów przyjaciela i siostry.
-Wstąpimy do Freda i George'a?-Chłopak zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu drobnych.
-Dam wam godzinkę i tak muszę spotkać się z Severusem,więc po prostu podeślijcie mi patronusa jak skończycie i spotkamy się pod Gringottem.
Podróż przy pomocy proszku Fiuu może nie należała do najprzyjemniejszych,ale była efektowna i szybka.Wszyscy po kolei weszli do kominka i za chwilę wylądowali na Pokątnej.Jeśli nie liczyć samego Hogwartu,było to jedno z ulubionych miejsc młodych czarodziejów.Skupisko magicznych sklepów,aż tętniło życiem.Było tyle osób,że można było pomyśleć,że to ostatni dzień wakacji,a nie jeden z pierwszych.Tata Rona szybko się pożegnał i odszedł w kierunku Trzech Mioteł,byli Gryfoni zaś ruszyli do Magicznych Dowcipów Weasleyów. W sklepie jak zawsze był ogromny ruch.Dorośli czarodzieje zaopatrywali się w najróżniejsze wynalazki bliźniaków,a ci młodsi oglądali wszystko po kolei,nie mogąc nadziwić się wszystkim przedmiotom,wywarom i miksturom,które można było dostać w sklepie. Krwotoczki,wymiotki i wiele wiele innych patentów,wciąż i od nowa zachwycały coraz to nowe rzesze uczniów.
Hermiona weszła i jak tylko przestąpiła próg doszedł do niej znajomy zapach.W budynku aż się gotowało od magicznej mocy.Bliźniacy uczynili to miejsce niezwykłym i trudno się dziwić,że wszyscy chętnie ich odwiedzali.Po chwili koło odwiedzających teleportowali się właściciele.Zabrali brata i jego przyjaciółkę na zaplecze i poczęstowali kremowym piwem.Oczywiście głównym tematem rozmów była wczorajsza bomba w postaci oświadczyn Harrego. Rudzielce żartowali,że przybędzie kolejna mordka do wyżywienia i obstawiali,że najdalej na święta zostaną wujkami. Hermiona jakoś nie podzielała ich entuzjazmu,jak dla niej powinni poczekać przynajmniej 2 lata,ale nie mówiła tego głośno.
Godzinka upłynęła im w wesołej atmosferze,a dodatkowe pudełko akcesoriów jako prezent od braci było miłym akcentem kończącym wizytę.Wychodząc ze sklepu Hermiona dostrzegła w tłumie wysoką,chudą postać o kruczoczarnych włosach,ale gdy mężczyzna się odwrócił,ogarnęło ją rozczarowanie.Przystojna młoda twarz bynajmniej nie należała do Mistrza Eliksirów.Z ociąganiem ruszyła za swoim towarzyszem,który kierował się w stronę banku.Jak się okazało Pan Weasley już tam na nich czekał.Jego mina wskazywała,że spotkanie nie poszło po jego myśli.Ron również wyłapał niepokój na twarzy ojca,bo gdy się zbliżyli od razu zapytał z zainteresowaniem.
-Jak poszło ze Snape'm?-Wypowiedział te słowa z pogardą i wzdrygnął się teatralnie.
-Ron!To że Severus już cię nie uczy,to nie znaczy,że nie należy mu się szacunek.
-To że nie uczy,nie znaczy,że przestał być dupkiem!
-Ron!
-Ron!
-No co?-Chłopak zrobił skruszoną minę jakby wiedział,że przegiął.
Dalsza część drogi minęła w zupełnej ciszy.Artur oznajmił tylko,że Mistrz Eliksirów wybiera się na misję i będzie potrzebował kilku pozwoleń z Ministerstwa,ale pytania cisnące się na usta pozostałej dwójki zbył machnięciem ręki.
Gdy wrócili do Nory zastali Harrego i Ginny w dość jednoznacznej sytuacji na kanapie,ale ani Ron ani Hermiona zbytnio się tym nie przejęli,tylko od razu pociągnęli ich na górę do pokoju chłopaków.
-Co tym razem?-Wybraniec wyglądał na lekko rozkojarzonego,ale i wkurzonego.
-Snape wyrusza na misje,czy to nie dziwne,że potrzebuje pozwoleń z Ministerstwa?Przecież jest bohaterem wojennym,przez cały rok nosili go na rękach!
-Hej,spokojnie,ten Nietoperz chyba faktycznie zalazł ci za skórę co?-Harry popatrzył na nią rozbawiony,a gdy zrobiła naburmuszoną minę,objął ją.
-Jak tak bardzo cię to ciekawi,napisz do niego.
-CO?
-No wiesz....sowy,listy,normalka.
-Nie mogę tak po prostu wysłać do niego listu!
-A kto ci zabronił?-Gdy dziewczyna gwałtownie poczerwieniała,Potter spojrzał jej głęboko w oczy i poważnym tonem zapytał:
-Czego nam nie mówisz przyjaciółko?
-Ja...niczego,tylko to dziwne tak pisać do niego.
-Jak był rok szkolny,to wcale ci nie przeszkadzało wysyłać do niego po kilka sów dziennie z jakimiś bzdurnymi pytaniami.
-Ale to co innego,teraz...już nie jest moim nauczycielem..-Zaczerwieniła się głęboko.
-Dobrze więc,ja do niego napisze skoro ty nie chcesz.-Ron posłał jej triumfujące spojrzenie,ale wcale go nie odwzajemniła,tylko patrzyła w ziemię.Wyglądała jakby walczyła z samą sobą,w końcu podniosła się z klęczek i spojrzała po wszystkich.
-Dobrze,napisze do niego dziś wieczorem.Tylko wymyślmy co mam napisać,żeby brzmiało jak najmniej podejrzliwie.
Przez resztę popołudnia debatowali nad treścią listu. Hermiona nikomu nie wyjawiła,że i tak wyśle swoją własną wersję,a zastanawia się z nimi tylko z nerwów.W głowie już miała gotową treść.Wyważony,poważny list od młodej kobiety do byłego nauczyciela.Wyrażający troskę,ale nie poufały.Zwięzły,pełen konkretów.
Gdy wszyscy zeszli na kolację,dziewczyna szybko napisała swoją wersję,a tę zbiorową schowała w pudełku pod łóżkiem.Wysłała sowę z listem nim jej koledzy wrócili,a gdy w końcu się z nią spotkali,na ich twarzach była niepewność i oczekiwanie.Sama nie wiedziała,czemu nie wyjawiła swojego planu.Może się wstydziła,że martwi się o niego.Może bała się,że dopatrzą się tam jakiś nieprawdziwych uczuć?A może zobaczą te które naprawdę nią targały?
Kolejne dni mijały na nerwowym oczekiwaniu. Gryfonka co i rusz sprawdzała czy nie pojawia się sowa z odpowiedzią,ale ciągle się rozczarowywała.Po prawie tygodniu,gdy szczotkowała włosy przed snem,w okno pokoju zastukała sowa.Z przejęcia dziewczyna potknęła się o własne nogi,a gdy wreszcie otworzyła okno i ptak wleciał do środka była już zlana potem.Na trzęsących się nogach odwijała pergamin i nie zwracając ju dalszej uwagi na zwierze domagające się smakołyka,wskoczyła na łóżko i zaczęła czytać.
Gdy w końcu zjawił się Pan Weasley z o dziwo Poppy Pomfrey,jednogłośnie orzekli,że młoda gryfonka spisała się doskonale i uratowała Severusowi życie.Sama dziewczyna była raczej zakłopotana zamieszaniem jakie wywołał jej niezamierzony popis.Gdy pielęgniarka przeniosła pacjenta do sypialni na górze,Hermiona usiadła w kuchni i jeszcze raz opowiedziała wszystkim co zaszło.Pani Weasley wprost rozpływała się nad jej refleksem,jej mąż nad trzeźwością umysłu,a sam Dumbledore?Żartował,że teraz to Severus napytał sobie biedy,bo jest jej dłużnikiem.Dziewczyna nie podzielała jego entuzjazmu,nie znała się na takich ranach,ale wiedziała,że były bardzo poważne.
Gdy po kilku godzinach Nietoperz ocknął się i poprosił o szklankę wody,wszyscy wiwatowali. Hermiona jednak pozostała w swoim pokoju,nie chciała mu przeszkadzać.Gdy przyjdzie czas,może wtedy będzie mogła z nim porozmawiać.
Doczekała się następnego dnia po kolacji.Zastała profesora w swojej sypialni.Siedział na sofie,rękę miał żałośnie przewiązaną bandażem,a siniec pod okiem tylko dopełniał marny wygląd.Spojrzała na niego uważnie nie wiedząc czy może się odezwać i czego on od niej oczekuje.W końcu jednak cisza stała się nieznośna,więc się odezwała.
-Jak się Pan czuje?Zrobiłam co tylko się dało,bałam się,że Pan nie przeżyje...
-Granger!Uspokój się i posłuchaj.-Ich oczy się spotkały na jedną sekundę,ale przeskoczyła pomiędzy nimi iskra.
-Uratowałaś mnie.Jestem twoim dłużnikiem.O cokolwiek poprosisz,spełnię twe życzenie.-Dziewczyna widząc,że nie będzie krzyku i obrażania,wręcz podskoczyła.Jej oczy się roziskrzyły.
-To kiedy mogę wrócić do Hogwartu?
- Dziewcząt? Myślałem, że to ty i Ginevra tu śpicie. - Patrząc jej w oczy zaczął się śmiać na całe gardło.
- Żegnaj Granger, chciałem tylko żebyś wiedziała, że byłabyś dobrym nauczycielem, ale może po prostu do tego nie dojrzałaś? W końcu jesteś tylko dzieckiem, nie można od ciebie wymagać dorosłych zachowań prawda? Owszem jesteś dzielna i waleczna, ale trochę brakuje ci ogłady, dystansu, dyscypliny i....powiedzmy sobie szczerze wiedzy. - O tak, jego plan działał idealnie. Najpierw będzie ją nudził jak cholera mając nadzieje że się zgodzi, ale ona się nie ugnie więc etap drugi.Wyśle Dumbledore'a żeby trochę ją skomplementował w jego imieniu, a kiedy do tego dojdzie, wycofa się z propozycji. Wtedy dziewczyna zacznie pragnąć tej pracy jak niczego innego. Plan dość szalony, ale chyba działa. Ostatni i przedostatni etap były najtrudniejsze, bo jeden fałszywy ruch mógł wszystko zaprzepaścić. Podkopać jej pewność siebie, trochę poobrażać. Pobudzić w niej chęć sprawdzenia się i udowodnienia wszystkim, że jednak dałaby sobie radę. Potem zakazać jej wszelkich kontaktów i czekać.
- Przecież ja...jestem dorosła, nie widzi Pan tego? Nie jestem już tą małą smarkulą z burzą loków które tak Pana denerwowały. Dojrzałam, jestem w stanie poprowadzić zajęcia, badania, przecież widział Pan. Pracowaliśmy razem, to były...najlepsze tygodnie mojego życia. Spełniałam się w tej pracy i myślę, że nawet panu pomagałam.
- Przykro mi, ale nawet jeśli tak było, nie mogę powierzyć tak poważnego stanowiska uczennicy.
- Nie jestem Pana uczennicą.
- Od tygodnia.
- To po co ta cała szopka? Przecież wychodziliście ze skóry z Dyrektorem, żeby wzięła tę pracę, a teraz bardzo usilnie chce mnie Pan spławić, czemu? Co się zmieniło?
- Ja. Zrozumiałem, że chciałem cię w mojej pracowni i w Ministerstwie, ze złych pobudek. Chciałem twojego talentu, wigoru i wiedzy, bo chyba sam się wypalam. To nie uczciwe, nie powinnaś być brana pod uwagę jako substytut. Jeśli kiedyś, kiedyś miałabyś pracować w Hogwarcie, to tylko dlatego, że potrzeba nauczyciela z twoimi predyspozycjami, a nie dlatego, że takie jest widzimisię. Przyznaje, przekonywanie cię było złe, było błędem, przepraszam.
- Ale ja chce przyjąć tę pracę! - Podeszła bliżej niego tak by dokładnie widział jej upór i determinacje.
- Nie musisz naprawdę.
- Chcę! Słyszy Pan? To nie będzie żadne zmuszanie, tylko moja własna wola.
- Nie i kropka. Za niedługo wyjeżdżam na misję, więc pewnie już się nie spotkamy. Żegnaj Granger, nie będę tęsknić.
- Aaaa niech się Pan wypcha. Wynoś się. - Dosłownie wyrzuciła go za drzwi, a potem opadła na łóżko i zaczęła spazmatycznie płakać. Snape stojący za drzwiami poczuł się jak drań. Ale niestety, aby mieć jej pełne posłuszeństwo i zaangażowanie, musi ją troszkę zmanipulować. Musi być jej pewien. Jak bardzo zależało mu na powodzeniu planu, tak słysząc jej szloch miał ochotę otworzyć te drzwi i tulić ją póki nie przestałaby płakać a potem wyznać jej, że to wszystko to mistyfikacja a ona byłaby w niebezpieczeństwie pracując z nim, choć idealnie pasowałaby do jego pracowni. Och Snape! Robisz się miękki. Nie czekając, aż ktoś go zauważy, ruszył schodami do wyjścia i teleportował się.
Gdy Hermiona usnęła było już grubo po północy. Śniło jej się, że faktycznie prowadzi zajęcia, była świetna.
Uczniowie ją uwielbiali a wśród grona pedagogicznego czuła się akceptowana i doceniana. Jednak obraz zmienił się, stała pośrodku sali w stroju nietoperza z ogromnymi granatowymi skrzydłami, miała tłuste włosy w strąkach i wszyscy się z niej śmiali a najbardziej sam Dumbledore, który siedział w pierwszej ławce. Obudziła się cała zlana potem z mocno bijącym sercem. Nie pewnie rozejrzała się po pokoju i dostrzegła na sąsiednim łóżku Rona. Pewnie Harry i Ginny potrzebowali trochę prywatności i dlatego wykopali przyjaciela do tego pokoju. Dziewczyna wstała z zamiarem zejścia do kuchni po coś do picia, ale gdy skrzypnęły drewniane panele Ron się przebudził. Spojrzał na nią zaspanymi oczami i uśmiechnął się. Przysiadła na brzegu łóżka i objęła się rękoma. Chłopak jakby w oczekiwaniu na jej słowa przytaknął.
- Zawsze wiedziałam,że ciężko będzie mi żyć z dala od szkoły, ale nie sądziłam, że aż tak. Nie chodzi tylko o naukę. Wszystko co się tam wydarzyło, nasze wspólne lata, SUMY, OWUTEMY, wojna, to mnie ukształtowało. Nawet ta głupia praca u Snape'a.
- Dlaczego głupia? Odniosłem wrażenie, że świetnie się bawiłaś.
- Taaak, ale wiesz jaki jest Snape. Nie przeżyłby 5 minut bez obrażania mnie.
- Kiedy do niego chodziłaś, jakoś ci to nie przeszkadzało.
- Bo miałam świadomość, że kiedyś się to skończy, a teraz kiedy wreszcie się tak stało, nie umiem się z tym pogodzić. Chcę uczyć w Hogwarcie!
- Hermiona, przecież jesteś za młoda!
- Wcale nie, Nietoperz też zaczął pracę zaraz po skończeniu szkoły.
-Ale wtedy były mroczne czasy,Dumbledore wziął go do szkoły bardziej żeby mieć go na oku.
-Przydałabym im się.Mogę powierzyć ci sekret?
-Jasne.-Spojrzała mu ufnie w oczy i dostrzegła tam tylko czystą troskę.
-Snape i Dumbledore chcieli,abym po wakacjach uczyła Eliksirów.-Popatrzyła na niego wyczekująco.
-To wspaniale!-Ron zerwał się z pościeli,aby ją wyściskać.
-Poczekaj.Potem powiedzieli,że jednak nie,nie jest to aż tak pilne i mogę szukać innej pracy.Czyż to nie dziwne?-Entuzjazm Rona od razu przygasł,ale nadal patrzył na nią zainteresowany.
-Faktycznie to podejrzane.Jak myślisz,czemu cię odwołali?
-Nie wiem...Snape twierdził najpierw,że jestem im niezbędna,potem,że jestem za młoda i mam małą wiedzę,a potem najzwyczajniej mnie zbył i powiedział,że mam nie szukać z nim kontaktu.Odciął się.
-Hm..dziwne.Nie jestem orłem w dedukcji,ale nie sądzisz,że to podstęp?Specjalnie cię namawiali,a kiedy ty uciekłaś od Snape'a obrali odwrotną taktykę?Bo przecież nie mogłaś znieść pracy z nim nie?Obrażał cię,ale mimo wszystko chciał cię w pracowni.Ty zrezygnowałaś,to uganiał się za tobą.Teraz zmieniłaś zdanie i on też.Zagrał na twoim sumieniu i ambicji.Pewnie teraz liczy,że codziennie będziesz wysyłać do niego sowy,błagając o tę pracę.-Ku zdziwieniu gryfona,dziewczyna wybuchnęła serdecznym śmiechem.
-Nie bądź niemądry Ron.Przecież to niedorzeczne.Chcieliby współpracy ze mną,to by o nią poprosili,a skoro delikatnie się mnie pozbyli,to widocznie nie jestem aż tak dobra,jak myśleli.
-No nie wiem.Zrobisz jak uważasz,ale ja zacząłbym od cieszenia się wakacjami i zobaczył co dalej.Gwarantuje ci,jeśli mam racje,nie dalej jak za miesiąc pojawi się jakiś znak,albo Dyrektor,albo sam Nietoperz znów będą mieli jakiś interes do taty.
-Zobaczymy.
Choć Hermionie ciężko było to przyznać,pomysł Rona miał sens.W końcu Mistrz Eliksirów zmieniał zdanie dosłownie jak rozkapryszona małolata,a przecież nią nie był.Pluła sobie w brodę,że dała się zmanipulować jak jakaś uczennica.Przecież jeszcze chwilę temu byłaś uczennicą.
Następny dzień przywitał ją bólem głowy i głodem jakiego nie czuła od czasów poszukiwań horkruksów.
Zeszła na dół,gdzie zastała Harrego,Ginny i lekko zmiętego Rona.Podeszła do przyjaciółki ,wyściskała ją i pocałowała w policzek.To samo uczyniła z Wybrańcem.Ron mrugnął do niej.Nalała sobie kawy,gdy poczuła na sobie badawcze spojrzenie bystrych oczu przyjaciela,odwzajemniła je. Świeżo upieczeni narzeczeni posłali im pytające spojrzenia,ale Hermiona tylko zachichotała sztucznie i również mrugnęła do rudzielca.
Potter już miał się odezwać,gdy do pomieszczenia wkroczył Pan Weasley.
-No i jak dzieciaki?Pewnie jesteście wykończeni,przyjęcie było wyśmienite,ale bardzo długo trwało. Hermiono,coś blado wyglądasz?
-Och!To nic,szampan mi nie służy.-Uśmiechnęła się do gospodarza znad kubka z kawą.
-Weź trochę eliksiru pieprzowego.Ktoś wybiera się ze mną na Pokątną?Ron?Ginny?
-Ja zostanę z narzeczonym.-Uśmiechnęła się słodko do czarnowłosego,przez co nie mogła zauważyć jak Ron i Hermiona rozbawieni przewracają oczami.
-Ja chętnie się wybiorę Panie Weasley,Ron też idziesz?-Chłopak tylko przytaknął,co zdawało się być deklaracją,że woli nudne zakupy z ojcem,niż siedzenie i wysłuchiwanie ochów i achów przyjaciela i siostry.
-Wstąpimy do Freda i George'a?-Chłopak zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu drobnych.
-Dam wam godzinkę i tak muszę spotkać się z Severusem,więc po prostu podeślijcie mi patronusa jak skończycie i spotkamy się pod Gringottem.
Podróż przy pomocy proszku Fiuu może nie należała do najprzyjemniejszych,ale była efektowna i szybka.Wszyscy po kolei weszli do kominka i za chwilę wylądowali na Pokątnej.Jeśli nie liczyć samego Hogwartu,było to jedno z ulubionych miejsc młodych czarodziejów.Skupisko magicznych sklepów,aż tętniło życiem.Było tyle osób,że można było pomyśleć,że to ostatni dzień wakacji,a nie jeden z pierwszych.Tata Rona szybko się pożegnał i odszedł w kierunku Trzech Mioteł,byli Gryfoni zaś ruszyli do Magicznych Dowcipów Weasleyów. W sklepie jak zawsze był ogromny ruch.Dorośli czarodzieje zaopatrywali się w najróżniejsze wynalazki bliźniaków,a ci młodsi oglądali wszystko po kolei,nie mogąc nadziwić się wszystkim przedmiotom,wywarom i miksturom,które można było dostać w sklepie. Krwotoczki,wymiotki i wiele wiele innych patentów,wciąż i od nowa zachwycały coraz to nowe rzesze uczniów.
Hermiona weszła i jak tylko przestąpiła próg doszedł do niej znajomy zapach.W budynku aż się gotowało od magicznej mocy.Bliźniacy uczynili to miejsce niezwykłym i trudno się dziwić,że wszyscy chętnie ich odwiedzali.Po chwili koło odwiedzających teleportowali się właściciele.Zabrali brata i jego przyjaciółkę na zaplecze i poczęstowali kremowym piwem.Oczywiście głównym tematem rozmów była wczorajsza bomba w postaci oświadczyn Harrego. Rudzielce żartowali,że przybędzie kolejna mordka do wyżywienia i obstawiali,że najdalej na święta zostaną wujkami. Hermiona jakoś nie podzielała ich entuzjazmu,jak dla niej powinni poczekać przynajmniej 2 lata,ale nie mówiła tego głośno.
Godzinka upłynęła im w wesołej atmosferze,a dodatkowe pudełko akcesoriów jako prezent od braci było miłym akcentem kończącym wizytę.Wychodząc ze sklepu Hermiona dostrzegła w tłumie wysoką,chudą postać o kruczoczarnych włosach,ale gdy mężczyzna się odwrócił,ogarnęło ją rozczarowanie.Przystojna młoda twarz bynajmniej nie należała do Mistrza Eliksirów.Z ociąganiem ruszyła za swoim towarzyszem,który kierował się w stronę banku.Jak się okazało Pan Weasley już tam na nich czekał.Jego mina wskazywała,że spotkanie nie poszło po jego myśli.Ron również wyłapał niepokój na twarzy ojca,bo gdy się zbliżyli od razu zapytał z zainteresowaniem.
-Jak poszło ze Snape'm?-Wypowiedział te słowa z pogardą i wzdrygnął się teatralnie.
-Ron!To że Severus już cię nie uczy,to nie znaczy,że nie należy mu się szacunek.
-To że nie uczy,nie znaczy,że przestał być dupkiem!
-Ron!
-Ron!
-No co?-Chłopak zrobił skruszoną minę jakby wiedział,że przegiął.
Dalsza część drogi minęła w zupełnej ciszy.Artur oznajmił tylko,że Mistrz Eliksirów wybiera się na misję i będzie potrzebował kilku pozwoleń z Ministerstwa,ale pytania cisnące się na usta pozostałej dwójki zbył machnięciem ręki.
Gdy wrócili do Nory zastali Harrego i Ginny w dość jednoznacznej sytuacji na kanapie,ale ani Ron ani Hermiona zbytnio się tym nie przejęli,tylko od razu pociągnęli ich na górę do pokoju chłopaków.
-Co tym razem?-Wybraniec wyglądał na lekko rozkojarzonego,ale i wkurzonego.
-Snape wyrusza na misje,czy to nie dziwne,że potrzebuje pozwoleń z Ministerstwa?Przecież jest bohaterem wojennym,przez cały rok nosili go na rękach!
-Hej,spokojnie,ten Nietoperz chyba faktycznie zalazł ci za skórę co?-Harry popatrzył na nią rozbawiony,a gdy zrobiła naburmuszoną minę,objął ją.
-Jak tak bardzo cię to ciekawi,napisz do niego.
-CO?
-No wiesz....sowy,listy,normalka.
-Nie mogę tak po prostu wysłać do niego listu!
-A kto ci zabronił?-Gdy dziewczyna gwałtownie poczerwieniała,Potter spojrzał jej głęboko w oczy i poważnym tonem zapytał:
-Czego nam nie mówisz przyjaciółko?
-Ja...niczego,tylko to dziwne tak pisać do niego.
-Jak był rok szkolny,to wcale ci nie przeszkadzało wysyłać do niego po kilka sów dziennie z jakimiś bzdurnymi pytaniami.
-Ale to co innego,teraz...już nie jest moim nauczycielem..-Zaczerwieniła się głęboko.
-Dobrze więc,ja do niego napisze skoro ty nie chcesz.-Ron posłał jej triumfujące spojrzenie,ale wcale go nie odwzajemniła,tylko patrzyła w ziemię.Wyglądała jakby walczyła z samą sobą,w końcu podniosła się z klęczek i spojrzała po wszystkich.
-Dobrze,napisze do niego dziś wieczorem.Tylko wymyślmy co mam napisać,żeby brzmiało jak najmniej podejrzliwie.
Przez resztę popołudnia debatowali nad treścią listu. Hermiona nikomu nie wyjawiła,że i tak wyśle swoją własną wersję,a zastanawia się z nimi tylko z nerwów.W głowie już miała gotową treść.Wyważony,poważny list od młodej kobiety do byłego nauczyciela.Wyrażający troskę,ale nie poufały.Zwięzły,pełen konkretów.
Gdy wszyscy zeszli na kolację,dziewczyna szybko napisała swoją wersję,a tę zbiorową schowała w pudełku pod łóżkiem.Wysłała sowę z listem nim jej koledzy wrócili,a gdy w końcu się z nią spotkali,na ich twarzach była niepewność i oczekiwanie.Sama nie wiedziała,czemu nie wyjawiła swojego planu.Może się wstydziła,że martwi się o niego.Może bała się,że dopatrzą się tam jakiś nieprawdziwych uczuć?A może zobaczą te które naprawdę nią targały?
Kolejne dni mijały na nerwowym oczekiwaniu. Gryfonka co i rusz sprawdzała czy nie pojawia się sowa z odpowiedzią,ale ciągle się rozczarowywała.Po prawie tygodniu,gdy szczotkowała włosy przed snem,w okno pokoju zastukała sowa.Z przejęcia dziewczyna potknęła się o własne nogi,a gdy wreszcie otworzyła okno i ptak wleciał do środka była już zlana potem.Na trzęsących się nogach odwijała pergamin i nie zwracając ju dalszej uwagi na zwierze domagające się smakołyka,wskoczyła na łóżko i zaczęła czytać.
GRANGER IDIOTKO!
Rozumiem,że po wojnie okrzyknęli Cię bystrzachą i bohaterką,ale pisanie takich rzeczy w liście,który każdy mógłby przechwycić było głupie nawet jak na Ciebie!
U mnie wszystko w porządku.Nie odpowiadaj na ten list i nie kontaktuj się ze mną.Nic co robię,Ciebie nie dotyczy i lepiej żeby tak pozostało.
Nie mniej jednak nie zaszkodzi abyś miała oczy i uszy szeroko otwarte!
Wcale nie ściskam i nie pozdrawiam.
PS. SPAL TO.
S.S.
Do momentu aż Ginny wyszła z łazienki, Hermiona umiała już cały list na pamięć i w myślach recytowała go i układała odpowiedź.Wiedziała,że nie powinna,ale to było silniejsze od niej.Nie odpowiedział,na żadne z jej pytań!W zasadzie to kompletnie zignorował jej list i odpowiedział tylko po to,żeby znów ją po obrażać.
Nie dzieląc się z przyjaciółką rewelacjami,zeszła na dół,by przy kominku niezwłocznie napisać odpowiedź.Pech chciał,że natknęła się na Rona,który nie mógł spać.
-Właśnie szłam po szklankę mleka.-Uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
-Z pergaminem?-Gdy tylko to powiedział,w jego oczach błysnęło zrozumienie.
-Snape!Odpisujesz mu!Czemu nic nie powiedziałaś?-Dziewczyna szybko przekalkulowała w myślach i postanowiła powiedzieć prawdę.
-Ok. skoro już razem w tym siedzimy to ci powiem.Najprawdopodobniej miałeś racje.Zostałam zmanipulowana przez Nietoperza.Chciałam się na własną rękę dowiedzieć jak i dlaczego.Wysłałam mu mój własny list,nie patrz tak na mnie,musiałam.Odpisał same głupoty,że mam mu nie zawracać głowy i tyle.Dlatego teraz chce poznać prawdę.
-I myślisz,że on ci ot tak odpowie?
-Napiszę,że jeśli na serio nie zależy mu,żebym uczyła w szkole,to żeby nie odpisywał.Jeśli nic nie wróci,będę wiedziała.
-Sprytne.-Chłopak patrzył na nią z podziwem.
Razem ułożyli treść listu,a podczas tej czynności gryfonka nie mogła wyjść z podziwu nad tym jak bardzo Ron się zmienił.Jego argumenty były wyważone,uwagi celne,a język o wiele bardziej cięty niż pamiętała.Nie był już tym ciamajdowatym chłopakiem,za którym szalała kiedyś,ale też miał w sobie potencjał.Dziewczyna która go odkryje,będzie szczęściarą.
Grubo po północy wysłali ostateczną wersję i powlekli się do łóżek.Na korytarzu,wiedziona impulsem,Hermiona przytuliła się mocno do rudzielca,a on zdziwiony odwzajemnił uścisk.Stali tak chwilę.W końcu dziewczyna pocałowała go w policzek i ruszyła do drzwi sypialni.
Długo jeszcze nie mogła zasnąć.
Następnego dnia czekała na nią na parapecie sowa.Gdy tylko przetarła zaspane oczy i spostrzegła,że to nie omam wpuściła zwierze i zabrała się do czytania.
GRANGER IDIOTKO!
Czego nie rozumiesz w słowach "nie odpowiadaj na ten list"?
Twoje wszystkie pytania,teorie,to bzdury!W życiu nie zdobyłbym się na aż taką intrygę,tylko po to,żebyś pracowała w Hogwarcie. Nie jestem szalony.Nie mogłaś znieść pracy ze mną,w porządku,nikt Cię zmuszał nie będzie.Nie ma w tym wszystkim drugiego dna i na Merlina wiem,że dobrze mi w czarnym!To jedyny kolor jaki toleruje!
NIE ZAWRACAJ MI WIĘCEJ GŁOWY!
Tu gdzie jestem może i jest nudno i cicho,ale nie brakuje mi pracy.
Szczerze nienawidzący.
Twoje wszystkie pytania,teorie,to bzdury!W życiu nie zdobyłbym się na aż taką intrygę,tylko po to,żebyś pracowała w Hogwarcie. Nie jestem szalony.Nie mogłaś znieść pracy ze mną,w porządku,nikt Cię zmuszał nie będzie.Nie ma w tym wszystkim drugiego dna i na Merlina wiem,że dobrze mi w czarnym!To jedyny kolor jaki toleruje!
NIE ZAWRACAJ MI WIĘCEJ GŁOWY!
Tu gdzie jestem może i jest nudno i cicho,ale nie brakuje mi pracy.
Szczerze nienawidzący.
S.S
Hermiona pędem ruszyła do sypialni chłopców,by ściągnąć nie przytomnego Rona z łóżka i pognać wraz z nim do ogrodu.Chłopak dopiero po kwadransie oprzytomniał i był w stanie normalnie rozmawiać.Dziewczyna czym prędzej wyrecytowała mu list prawie z pamięci i spojrzała na niego wyczekująco.Ten jednak tylko stał i smętnie patrzył na nią zamglonymi oczami.
-Ron!Ocknij się chłopie!
-Dooobra.-Ziewnął i wreszcie skupił na niej wzrok.Gdy jednak to zrobił,dotarło do niego,że w sumie jest ledwo świt a on stoi w piżamie,na boso w ogrodzie z Hermioną,która miała na sobie tylko prześwitującą koszulkę odsłaniającą opalony brzuch i krótkie szorty,w których na pewno nie powinna chodzić po ulicy.Zaczerwienił się ogniście i uciekł spojrzeniem w bok.Jak się okazało,jego rozmówczyni nic nie zauważyła,bo znów zajęła się studiowaniem tekstu.
-Pokaż mi to.-Chcąc zatuszować zmieszanie,rudzielec zaczął czytać.W końcu pokręcił głową w geście poddania.
-Nic tu nie ma.Żadnych podtekstów,szyfrów,nic.On po prostu robi coś dla Zakonu,a ty mu przeszkadzasz.Widocznie się myliliśmy.
-Też tak pomyślałam.-Dziewczyna nie kryła się z rozczarowaniem.Miała nadzieje,że przyjaciel czegoś się dopatrzy,ale niestety się nie udało.Pociągnęła go za rękę i ruszyła w stronę domu.
-Nie będziesz drążyć?Nie odpiszesz mu?
-Nie.To nie ma sensu,widocznie mój zmysł od intryg się stępił.Idź prześpij się jeszcze,przepraszam że cię obudziłam.
Zostawiła chłopaka na korytarzu,a sama ruszyła do kuchni po szklankę mleka.Kilka godzin później,nawet poranne ćwiczenia nie poprawiły jej humoru.
Nie dość,że nie będzie uczyć,teraz kiedy wreszcie zapaliła się do tego pomysłu,to jeszcze nie wolno jej kontaktować się z jedynym łącznikiem z Hogwartem.Będzie musiała się z tym pogodzić,ale będzie ciężko.Tygodnie spędzone ze Snapem może i były koszmarem,ale dawały jej dużo satysfakcji.Uczyła się dyscypliny i rozwagi,a sam nauczyciel,choć był dupkiem,dawał cenne rady,z których miała nadzieje kiedyś skorzystać.Teraz naprawdę żałowała swojego szczeniackiego wybuchu i tego że zmusiła go do zerwania współpracy.Musi to naprawić.Tylko jak?
Odpowiedź na to pytanie przyszła kilka dni później,gdy wraz z Harrym i Ginny siedzieli przed domem i grali w szachy.Oczywiście para grała,Hermiona błądziła myślami gdzie indziej.Byli w tej chwili jedynymi domownikami.Reszta zajmowała się swoimi sprawami.Gra znajdowała się w kulminacyjnym punkcie,Ginny właśnie miała zaszachować Harrego,gdy na niebie coś rozbłysło i zmaterializowała się przed nimi dziwna zgarbiona,zakrwawiona postać. Hermiona automatycznie chwyciła różdżkę,stanęła koło Harrego,który osłaniał drugą dziewczynę swoim ciałem.Gdy jednak postać ta zatoczyła się do tyłu,upadła i głośno jęknęła,brązowowłosa pędem ruszyła w jej stronę.Widok,który ujrzała jeszcze wiele razy nawiedzał ją w snach.Na ziemi leżał Severus Snape,w bardzo ciężkim stanie.Z jego boku sączyła się krew,ręka wyglądała na złamaną a oddech był bardzo płytki.Nie wiele myśląc gryfonka lewitowała nauczyciela do domu i nakazała przyjaciołom pójść z nią.Gdy byli już w salonie rozkazała Ginny wysłać patronusa do ojca a Harremu przynieść tyle eliksirów ile się da.
Gdy przyjaciel nie wracał przez dobre pięć minut,przyklękła koło nauczyciela i położyła sobie jego głowę na kolanach.Odgarnęła tłuste włosy z oczu i delikatnie gładziła go po policzku.Głęboka szrama lśniła od wody...Deszcz?Przecież jest lipiec!-Hermiona myślała gorączkowo,co mogło w taki sposób urządzić profesora i z nerwów mówiła sama do siebie.Gdy wreszcie zjawił się Wybraniec,porwała z jego rąk torbę i przeszukując ją mamrotała inwektywy o nieporządku i zerowej organizacji.W końcu wyciągnęła buteleczkę z mętną gęstą cieczą i wlała nieprzytomnemu mężczyźnie do ust.Przez kilka chwil nic się nie działo,w końcu jednak jego oddech zaczął się wyrównywać. Hermiona przystąpiła do oczyszczania ran,zaaplikowała dyptam,znów podała mu eliksir i odsunęła się by ocenić rezultat pracy.
-Będzie żył.-Nie wiadomo czy powiedziała to bardziej by uspokoić Harrego, czy siebie,ale patrząc w oczy Wybrańca dostrzegła,dumę,podziw i lekkie zaniepokojenie.Bardzo poważny stan Mistrza Eliksirów martwił nie tylko jego.Przecież jeszcze nie dawno był całkiem zdrowy,gdy wymyślał jej w liście,co go zaatakowało?-Ron!Ocknij się chłopie!
-Dooobra.-Ziewnął i wreszcie skupił na niej wzrok.Gdy jednak to zrobił,dotarło do niego,że w sumie jest ledwo świt a on stoi w piżamie,na boso w ogrodzie z Hermioną,która miała na sobie tylko prześwitującą koszulkę odsłaniającą opalony brzuch i krótkie szorty,w których na pewno nie powinna chodzić po ulicy.Zaczerwienił się ogniście i uciekł spojrzeniem w bok.Jak się okazało,jego rozmówczyni nic nie zauważyła,bo znów zajęła się studiowaniem tekstu.
-Pokaż mi to.-Chcąc zatuszować zmieszanie,rudzielec zaczął czytać.W końcu pokręcił głową w geście poddania.
-Nic tu nie ma.Żadnych podtekstów,szyfrów,nic.On po prostu robi coś dla Zakonu,a ty mu przeszkadzasz.Widocznie się myliliśmy.
-Też tak pomyślałam.-Dziewczyna nie kryła się z rozczarowaniem.Miała nadzieje,że przyjaciel czegoś się dopatrzy,ale niestety się nie udało.Pociągnęła go za rękę i ruszyła w stronę domu.
-Nie będziesz drążyć?Nie odpiszesz mu?
-Nie.To nie ma sensu,widocznie mój zmysł od intryg się stępił.Idź prześpij się jeszcze,przepraszam że cię obudziłam.
Zostawiła chłopaka na korytarzu,a sama ruszyła do kuchni po szklankę mleka.Kilka godzin później,nawet poranne ćwiczenia nie poprawiły jej humoru.
Nie dość,że nie będzie uczyć,teraz kiedy wreszcie zapaliła się do tego pomysłu,to jeszcze nie wolno jej kontaktować się z jedynym łącznikiem z Hogwartem.Będzie musiała się z tym pogodzić,ale będzie ciężko.Tygodnie spędzone ze Snapem może i były koszmarem,ale dawały jej dużo satysfakcji.Uczyła się dyscypliny i rozwagi,a sam nauczyciel,choć był dupkiem,dawał cenne rady,z których miała nadzieje kiedyś skorzystać.Teraz naprawdę żałowała swojego szczeniackiego wybuchu i tego że zmusiła go do zerwania współpracy.Musi to naprawić.Tylko jak?
Odpowiedź na to pytanie przyszła kilka dni później,gdy wraz z Harrym i Ginny siedzieli przed domem i grali w szachy.Oczywiście para grała,Hermiona błądziła myślami gdzie indziej.Byli w tej chwili jedynymi domownikami.Reszta zajmowała się swoimi sprawami.Gra znajdowała się w kulminacyjnym punkcie,Ginny właśnie miała zaszachować Harrego,gdy na niebie coś rozbłysło i zmaterializowała się przed nimi dziwna zgarbiona,zakrwawiona postać. Hermiona automatycznie chwyciła różdżkę,stanęła koło Harrego,który osłaniał drugą dziewczynę swoim ciałem.Gdy jednak postać ta zatoczyła się do tyłu,upadła i głośno jęknęła,brązowowłosa pędem ruszyła w jej stronę.Widok,który ujrzała jeszcze wiele razy nawiedzał ją w snach.Na ziemi leżał Severus Snape,w bardzo ciężkim stanie.Z jego boku sączyła się krew,ręka wyglądała na złamaną a oddech był bardzo płytki.Nie wiele myśląc gryfonka lewitowała nauczyciela do domu i nakazała przyjaciołom pójść z nią.Gdy byli już w salonie rozkazała Ginny wysłać patronusa do ojca a Harremu przynieść tyle eliksirów ile się da.
Gdy przyjaciel nie wracał przez dobre pięć minut,przyklękła koło nauczyciela i położyła sobie jego głowę na kolanach.Odgarnęła tłuste włosy z oczu i delikatnie gładziła go po policzku.Głęboka szrama lśniła od wody...Deszcz?Przecież jest lipiec!-Hermiona myślała gorączkowo,co mogło w taki sposób urządzić profesora i z nerwów mówiła sama do siebie.Gdy wreszcie zjawił się Wybraniec,porwała z jego rąk torbę i przeszukując ją mamrotała inwektywy o nieporządku i zerowej organizacji.W końcu wyciągnęła buteleczkę z mętną gęstą cieczą i wlała nieprzytomnemu mężczyźnie do ust.Przez kilka chwil nic się nie działo,w końcu jednak jego oddech zaczął się wyrównywać. Hermiona przystąpiła do oczyszczania ran,zaaplikowała dyptam,znów podała mu eliksir i odsunęła się by ocenić rezultat pracy.
Gdy w końcu zjawił się Pan Weasley z o dziwo Poppy Pomfrey,jednogłośnie orzekli,że młoda gryfonka spisała się doskonale i uratowała Severusowi życie.Sama dziewczyna była raczej zakłopotana zamieszaniem jakie wywołał jej niezamierzony popis.Gdy pielęgniarka przeniosła pacjenta do sypialni na górze,Hermiona usiadła w kuchni i jeszcze raz opowiedziała wszystkim co zaszło.Pani Weasley wprost rozpływała się nad jej refleksem,jej mąż nad trzeźwością umysłu,a sam Dumbledore?Żartował,że teraz to Severus napytał sobie biedy,bo jest jej dłużnikiem.Dziewczyna nie podzielała jego entuzjazmu,nie znała się na takich ranach,ale wiedziała,że były bardzo poważne.
Gdy po kilku godzinach Nietoperz ocknął się i poprosił o szklankę wody,wszyscy wiwatowali. Hermiona jednak pozostała w swoim pokoju,nie chciała mu przeszkadzać.Gdy przyjdzie czas,może wtedy będzie mogła z nim porozmawiać.
Doczekała się następnego dnia po kolacji.Zastała profesora w swojej sypialni.Siedział na sofie,rękę miał żałośnie przewiązaną bandażem,a siniec pod okiem tylko dopełniał marny wygląd.Spojrzała na niego uważnie nie wiedząc czy może się odezwać i czego on od niej oczekuje.W końcu jednak cisza stała się nieznośna,więc się odezwała.
-Jak się Pan czuje?Zrobiłam co tylko się dało,bałam się,że Pan nie przeżyje...
-Granger!Uspokój się i posłuchaj.-Ich oczy się spotkały na jedną sekundę,ale przeskoczyła pomiędzy nimi iskra.
-Uratowałaś mnie.Jestem twoim dłużnikiem.O cokolwiek poprosisz,spełnię twe życzenie.-Dziewczyna widząc,że nie będzie krzyku i obrażania,wręcz podskoczyła.Jej oczy się roziskrzyły.
-To kiedy mogę wrócić do Hogwartu?
Subskrybuj:
Posty (Atom)